MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Fred i cała ekipa dobiegła do drzwi od Banku, następnie weszli spokojnie do środka... Fred szedł pierwszy, reszta z Różdżkami w rękach osłaniała, weszli do środka.
- Jesteśmy! - Krzyknął Fred, szczerząc się szeroko, następnie wysunął Różdżkę z rękawa i cisnął zaklęciem w powietrze, tworząc w powietrzu, nad głowami Kultystów ogromną czarną burzową chmurę, z której co chwilę zaczęły wylatywać błyskawice w stronę Kultystów.
- Hahaha! - Zaśmiał się Fester, następnie zaczął ciskać w Kultystów.
- Wybić Wszystkich! - Krzyknął Fred i cisnął Avada Kedavrą w Kultystę.
- Rozpętać piekło! - Krzyczał do wspólników, ciskając zaklęcie.
- Pokazać naszą siłę... Pokazać siłę Ministerstwa! - Krzyczał dalej i szedł do przodu, celując w Kultystów.
Lucjusz wycelował w Kultystę, Cisnął Kedavrą, ten padł martwy.
- Aczkolwiek! Pozostawić JEDNEGO, by opowiedział... Szefowi. - Krzyknął Fred w stronę reszty, śmiejąc się. Nadal szedł do przodu.
Fester i Lucjusz ciskali zaklęciami śmierci w Kultystów, którzy nadal się bronili. Dwójka Wilkołaków Festera okładała pięściami Kultystów, miażdżyła im kości, rozrywała ich kłami, pazurami...
Sześciu Aurorów głównie osłaniało Freda, ale także ciskało potężnymi zaklęciami w Kultystów, którzy padali na ziemię...
Regisa zaatakowało 3 Kultystów... Gdy cisnęli w niego zaklęciami, ten zmienił się w małego Nietoperza i wzbił się w powietrze, aby za chwilę przemienić się w większą formę Nietoperza(2x większą od człowieka), zlecieć na dół i zaatakować Kultystów... Pociął ich ogromnymi pazurami, wyssał z nich krew, rozerwał ich na strzępy w kilka sekund, a następnie pofrunął w stronę Freda, gdyż zauważył, że jeden z Kultystów chce zaatakować go od tyłu.
Goblińscy Bracia zaś chowali się za Czarodziejami, nie wychodzili do przodu...
Regis Rohellec wpadł na Kultystę, który zakradał się od tyłu na Freda. Obalił go na ziemię, Kultysta padł na plecy, Regis przycisnął go do ziemi. Fred odwrócił się w ich stronę. Kultyści zabili jednego Aurora, po chwili jednak wszyscy Kultyści zostali wybici, zostały tylko porozrywane, zakrwawione zwłoki.
- Zarżnę Cię, bydlaku! - Wrzasnął Regis do Kultysty.
- Zaczeeekaj! - Krzyknął Fred.
Regis spojrzał na Freda, następnie wrócił do swojej Ludzkiej Postaci.
Fred podszedł bliżej, spojrzał na leżącego Kultystę.
- No proszę, proszę... Kogóż My tu mamy? Generał! - Krzyknął Fred.
- Wstawaj, piesku. - Powiedział, szczerząc się. Kultysta podniósł się, wszyscy w niego celowali, nic nie mógł zrobić.
Fred zamachnął się i huknął mu pięścią w mordę. Kultysta padł na plecy. Fred się zaśmiał, reszta również.
Fred kucnął przy leżącym Kultyście.
- Jesteś tylko zwykłym psem, troszkę wyżej postawionym od innych, w oddziałach waszego Pana. - Powiedział do niego, następnie machnął głową. Fester podszedł do jednego z Kultystów i odrąbał mu głowę od ciała... Kopnął łeb w stronę Freda.
Fred wyjął zza pazuchy list, o treści: "Elfi Przyjacielu! Pamiętasz Mnie? Swojego Partnera Biznesowego? Przesyłam Ci zacny podarek, a także kilka monet z banku, który niecnie ograbiłeś, zamiast poprosić o nielimitowane sumy, które mogłem Ci załatwić. Bank odzyskałem... Teraz kolej na Ciebie. Twoja głowa ozdobi kominek w moim Gabinecie w Ministerstwie Magii... Ministerstwie, które rozliczy Cię z twoich nędznych Machlojek już niebawem."
Fred przywiązał list do odciętego łba, a także sakiewkę, w której było kilka monet z banku. Wrzucił wszystko do wora. Wór owinął wokół szyi Generała i zacisnął, by Kultysta udusił się w ciągu następnych kilku minut i aby Wór nie odpadł.
- Drętwota! - Cisnął w Kultystę... Sparaliżował jego ciało, mógł ruszać tylko palcami.
- Imperius! - Cisnął w niego zaklęciem...
- Zrobisz wszystko, co rozkażę... - Powiedział Fred, nachylił się nad nim.
- Zmykaj... Zabieraj się stąd... Uciekaj prosto do swojego Pana! Deportuj się natychmiast, kundlu. - Powiedział, następnie kopnął nogą Kultystę, ten pstryknął palcami... Zniknął, deportował się do Twierdzy Malacatha...
Fred wyprostował się.
- Hahahahahahahhaha! - Zaśmiał się, reszta również zaczęła się śmiać. Fred wytarł ręce chusteczką, schował Różdżkę do kieszeni w Garniturze.
- Twoja pomoc okazała się baaardzo przydatna! - Krzyknął Fred w stronę Regisa i podszedł do niego.
Fred podał mu rękę.
- Dzięki... Nie sądziłem, że kiedyś obdarzę szacunkiem Istotę Magiczną. - Powiedział, szczerząc się.
- Jesteś Ministrem Magii i nie tolerujesz istot? Przecież Cecilii na nich zależy... Bardzo. Wampiry wyższe są inteligentniejsze od wielu Czarodziejów. Zostałem wybrany na Przywódcę Istot Magicznych Krainy nie bez powodu... - Rzekł Regis. Fred nie odpowiedział, gdyż podeszli Goblińscy Bracia.
- Ministrze... Dziękujemy za pomoc!!! Bank odzyskany! Znów jest nasz! Wspaniale! - Krzyczał Najstarszy z Braci. Fred uśmiechał się.
- Ministerstwo zawsze dotrzymuje obietnic... Bez obaw! Haha! - Fred szczerzył się.
- Trzeba ogłosić wszystkim, że odzyskaliśmy Bank... A ja, osobiście przekażę wszystkim na Zebraniu te cudowne wieści! - Powiedział Fred.
Oficer pojawił się w korytarzu, którym podążał Arcan. Dusił się, nie potrafił zdjąć sznura. Wyjął ze swojej torby nóż i rozciął sznur. Zaczerpnął powietrza, brał kilka głębokich wdechów. Spojrzał na Arcana. Opierał się o ścianę, chciał coś powiedzieć, ale brakowało mu tchu.

=====

Malacath dotarł do miejsca, w którym kazał zostawić jajo. Był tam już Miraak z Talosem.
- I tyle zachodu o jajo? - rzekł Talos, nie wiedział o planie Lorda
- To gwarancja bezpieczeństwa złota - elf spojrzał się na Talosa i kiwnął głową.
Legionista pochwycił jajo w ręce, był bardzo silny dlatego je uniósł bez problemu.
- Od... Ah viing... - szepnął Malacath, po krótkiej chwili z wody zaczął wynurzać się ogromny łeb Krakena.
- Thurri... - dodał po chwili, ślepia bestii patrzyły wprost na niego
- Jajo... Odbicie mnie... - powiedziała bestia w głowie Malacatha
- Opiekuj się nim, Thurri - rzekł Elf i kiwnął głową do Talosa.
Legionista zanurzył ostrożnie jajo do wody i upuścił.
Kraken schował się do wody, Malacath złożył ręce i wziął głębszy oddech, myślał.
- I tak oto rodzi się nowe życie. Nowy król. Nowa alfa świata...

=====

Ravcore tymczasem dotarł już do rezydencji Barbarossy. Wdrapał się po rysach i pęknięciach muru. Zaczął biec rezydencji. Wdrapywał się na poszczególne okna. Przy każdym chwilę stał na dwóch łapkach i patrzył się, czy Cecillia jest w środku...
- Co Ci się stało? - spytał zdziwiony Arcan, podbiegł do Oficera, zaczął rozplątywać sznur.

Tymczasem Pariah w Dziurawym Kotle sprawdzał czy ktoś z mieszkańców nie jest pod wpływem Hipnozy, na swojej drodze ciemnymi uliczkami spotkał pewnego człowieka...
- Czekaj... Po co wysłałeś tego Oficera do Malacatha? Gdy dowie się o tym, nie weźmie odwetu? - Spytał Regis.
Fred szczerzył się, poprawił krawat, postawił swoją walizkę na podłodze.
- A cóż ten mięśniak może zrobić? Potroimy tu Straże, Gobliny również mają swoje wpływy. Nic nie zrobi. - Odpowiedział Fred.
- A... Ministerstwo? Może huknąć w Ministerstwo... - Powiedział Regis.
- A niedługo Zebranie. - Dodał.
- Oczywiście... Na pewno planuje atak. - Odpowiedział Fred.
- A jak myślisz, dlaczego zostawił sobie Ministerstwo na koniec? - Spytał Fred.
- Bo jest najsilniejsze w tej Krainie. Zamek Cecilii był potężny, ale było tam mało straży... 30 razy mniej aniżeli było w Zamkach Carraboth'a, za jego czasów. Cecilia nie sądziła, że w Krainie pojawi się Agresor. - Mówił Fred.
- Oczywiście, Ministerstwo mogło ochronić jej Królewski zamek... Ale było wtedy nieudolne i zgnuśniałe, gdyż na jego czele stał dureń. - Powiedział Fred.
- Malacath mógłby już dawno mieć Ministerstwo, gdyby zaatakował za czasów Davy'ego... Nie zrobił tego, błąd... Teraz Ministerstwem Włada potężny Czarodziej, który z dnia na dzień czyni z niego jeszcze większą potęgę... Haha... - Mówił Fred.
- Oby... - Odpowiedział Regis.
Fred spojrzał na Lucjusza.
- Lucjuszu... Zadbaj o to, by każdy dowiedział się, że Bank znów jest we właściwych rękach. - Rzekł Fred.
Goblińscy Bracia podeszli do Freda.
- Trzeba zrobić remont... Zatrudnić znów Pracowników, wszędzie ustawić Straże... Sprawdzić podziemia i skrytki, które zostały zniszczone... - Mówił Najstarszy z Braci do Freda.
Oficer doszedł już trochę do siebie. Wziął głęboki wdech.
- Bank... Gringotta... Zajęli go... - powiedział

=====

Namira tymczasem wyszła z komnaty, usłyszała krzyki oficera z korytarza.
- Zajęli Bank Gringotta? Ale kto? Cecilia? - spytał dociekliwie Arcan
- Fred... - odpowiedział
Namira tymczasem podeszła do dwójki.
- Trzeba zabrać go do Lorda - stwierdziła.

=====

Tymczasem w Apokryfie...
- Zawarłem wiele paktów, z wieloma istotami. Ale tylko dwie go zerwały i zdołały mnie przechytrzyć - rzekł Akatosh, miał na myśli Darona i Malacatha.
- Daron zgładzony, teraz pora na Malacatha - dodał.
- To naprawdę konieczne? Muszę go zabić? W końcu to mój brat - odezwał się młody Bal.
- W naszej umowie nie ma nic napisane o tym, kto go zabije. Zaś prawdą jest to, że musi się to stać - odpowiedział bóg.

- Już niedługo wrócisz do swoich przyjaciół, a wtedy rozpocznie się wielka bitwa.
Neclar po chwili zniknął.

=====

Malacath w tym samym czasie znajdował się na swoimi statku, w swojej kajucie. Siedział na fotelu za stołem. Patrzył się na mapę Magic World. Głęboko myślał nad dalszymi krokami. Próbował przewidzieć ruch przeciwnika, ale w tej chwili to właśnie jego wrogowie byli krok przed nim. Czuł że wszystko co planował latami, wszystko co umacniał, zaczynało zanikać. Coraz bardziej bał się swojej porażki. Położył ręce na stole i zamknął oczy. Próbował się rozluźnić i zrelaksować. Jednak przez myśl Lorda przelatywały najgorsze sceny. Oddech Malacatha zaczął przyspieszać...
- Miraak! Pierwsza linia sforsowania! Wycofujemy się do twierdzy! Aaa!!...
- Panie... Auriel. Nie żyje...
- Znajdź obojga i zabij. Rozumiesz? Albo to ja zabiję ciebie.
- Lordzie. Lordzie... Słyszysz mnie?
Nagle Elf otworzył oczy. Ujrzał Talosa w drzwiach kajuty.
- Jeden z oficerów doniósł że skończyli rozstawiać trotyl w miasteczku. Mam się tam udać? - spytał
- Tak... Udaj się do Auriela, Talosie. Osobiście sprawdź stan oddziałów i złóż mi raport - odrzekł Lord.
- Tak, mój Lordzie... - odparł legionista i wyszedł z kajuty, zamykając za sobą drzwi
Malacath po chwili znów został sam...
- Nie wiem gdzie aktualnie przebywa Malacath, nie ma go chyba w zamku - odparł Arcan
- Powiedz co się jeszcze stalo, powiedz więcej szczegółów - dociekał Arcan

- Nie wiem czy ktokolwiek będzie chciał do was dołączyć - odparł nieznajome dziecko do Pariaha
- Kim jesteś? - spytał rozdrażniony
- Nazywam się Agregor Clamant, mieszkam tutaj, Ty jak widzę nie jesteś stąd, lekko odosobniony, ubrania leżą na twoim ciele na tyle niewygodnie bym mógł rzec że są noszone przez Ciebie nie długo, różdżka też nie używana długi czas, pochodzisz z miejsca w którym nie musiałeś walczyć ani też nie byłeś zwykłym człowiekiem - mówił Agregor
- Skąd to wszystko wiesz?
- Z obserwacji, analiza sytuacji, to co w tym magicznym świecie nie jest doceniane - odparł
- A Ty kim jesteś? - dodał
- Nie wiem czy znałeś Saula, jesteśmy jego przyjaciólmi, razem tworzymy ruch oporu, jest nas już duża grupa, planujemy coś co powstrzyma Malacatha
- Nie tracę na Ciebie czasu - Pariah deportował się, był zdumiony widokiem tak mądrego dziecka jakim był zaledwie 8 letni Agregor...
Agregor pomyślał przez chwilę, porozglądał się wzrokiem myśląc o całej tej sytuacji...

Pariah pojawił się przed ministerstwem.
- Weszli do banku... Zaczęli atakować... Zabili wszystkie oddziały... - mówił
Nagle wypuścił worek z ręki. Przeturlał się pod nogi Arcana. Z worka wyleciała głowa Kultysty i liścik od Freda.
- Fred kazał... Dostarczyć to Lordowi...
Namira przyglądała się całej sytuacji.
- Fred? Tak szybko zaatakowali? Dziwne. - zdziwił się Arcan
- Namiro, namierz Malacatha
Przekierowanie