RE: [RolePlay] Magic World
- Ministrze! Mam pytanie! - Jeden dziennikarz przebił się przez tłum.
- Jakim sposobem został Pan Ministrem? Był przecież wydany na Pana wyrok śmierci. Przecież popełnił Pan dużo przestępstw? - Pytał.
Fred szczerzył się.
- A cóż innego miałem uczynić? Panie dziennikarzu? Czy gdybym siedział cicho, nie wychylał się, robił swoje... Zyskałbym to stanowisko? Haha. - Powiedział Fred.
- Myślę, że tak... Nie trzeba popełniać przestępstw, by do czegoś dojść. - Powiedział Dziennikarz prześmiewczo.
Fred szczerzył się, aczkolwiek grymas był teraz bardziej poważny... Bardziej złowrogi.
- A zresztą, mam co chciałem. - Dziennikarz spakował swój mikrofon, zaczął przepychać się przez tłum, szedł w kierunku wyjścia.
Fred spojrzał na Lucjusza. Kiwnął głową.
Lucjusz również kiwnął, deportował się przed Ministerstwo.
Dziennikarz wyszedł z budynku, odetchnął świeżym powietrzem. Ruszył uliczką... Nagle, ktoś pociągnął go za rękę, zaciągnął w inną uliczkę. Był to Lucjusz.
- Co jest... - Powiedział Dziennikarz, następnie poczuł kłucie w boku... Lucjusz zatopił ostrze noża w jego boku. Dziennikarz splunął krwią. Lucjusz ciął go po raz drugi, tym razem prosto w serce. Dziennikarz padł na ziemię w kałuży krwi.
Lucjusz poprawił czarne rękawice na rękach, otarł nóż o ubranie dziennikarza, następnie wrócił do Ministerstwa, pojawił się obok Freda.
- Załatwione. - Szepnął mu na ucho, Fred natomiast dalej odpowiadał na pytania.
- Czy zmusił Pan Królową, by mianowała Pana Ministrem? - Padło kolejne pytanie.
- Niee! Oczywiście, że nie. - Szczerzył się Fred. - Nikogo do niczego nie zmuszałem... Wszystko zostało zrobione polubownie. Ja chcę tylko jak najlepiej dla Krainy. - Powiedział.
- Jak Pan skomentuje ostatnie doniesienia, jakoby Królowa Cecilia i Król Neclar zaatakowali szkołę magii? - Kolejne pytanie padło.
- Nie wiem co robi Neclar, haha... Widocznie wypełzł ze swojej kryjówki, bo do niedawna wszyscy uważali go za zmarłego. - Powiedział Fred.
- Jednak oznajmiam, że Królowa nie zaatakowała żadnej szkoły... Są to tylko nędzne kłamstwa i machlojki Malacatha. - Powiedział Fred.
- A właśnie, Ministrze! Co do Banku Gringotta! - Krzyknął jeden Dziennikarz.
- AaaA! Bank Gringotta! Czekałem na to pytanie! - Krzyknął Fred, przekrzyczał wszystkich, przyłożył Różdżkę do gardła, by każdy go usłyszał.
- Wiecie?! Wiecie, ludzie, cóż stało się z Bankiem Gringotta? Dlaczego nie możecie odebrać swojego złota? Powiem Wam! - Krzyczał.
- Bank Gringotta został obrabowany przez Malacatha! Tego parszywego Elfa! Postanowił obrabować bank, wywieźć wasze złoto, rozdać to złoto jego nędznym, ślepym wyznawcom, a także podjudzać ludzi otumanionych przez postawione przez niego fontanny! - Krzyczał Fred.
- Malacath uważa się za Lorda! Chce władać krainą! A cóż czyni? Same zbrodnie! Obrabował Bank Gringotta, w którym swoje złoto trzymało większość Czarodziejów! Pozwolicie mu na to?! - Krzyczał.
- Mało tego! - Mówił dalej.
- Malacath zabił Dyrektora Banku! Zacnego Goblina, który sprawował ten urząd od wielu, wielu lat! Goblina, który zrobił bardzo wiele dobrego dla tego Banku! - Krzyczał.
- Ministerstwo nie będzie tolerować takich zachowań! Osobiście mianuję nowego Dyrektora! Ministerstwo wyda wszystkim Czarodziejom złoto z własnej kieszeni, póki złoto z Banku nie zostanie odzyskane, co również Wam obiecuję! Odzyskamy to złoto! Do tego czasu, po pieniądze będziecie mogli zgłaszać się do Ministerstwa, gdyż od teraz, gdy sprawuję urząd Ministra, to właśnie Ministerstwo stało się najbogatszym i najbardziej wpływowym miejscem! Mało tego! Każdy Czarodziej, który przybędzie do Ministerstwa i podpisze dokument, w którym zobowiąże się do rzucenia zaklęcia "Avada Kedavra" na każdego napotkanego Elfa, również otrzyma duża sumę pieniędzy! - Krzyczał Fred, tłum zaczął klaskać i wiwatować. Czarodzieje cieszyli się, większość zaczęła szanować Freda.
- Ale co do banku... Jeden z głównych Aurorów, Lucjusz, opowie Wam więcej! Był świadkiem Tego wszystkiego! Potwierdzi moje słowa! - Krzyczał Fred, następnie odsunął się krok w tył, Lucjusz wyszedł do przodu.
- Witajcie! Tak! Byłem w Banku Gringotta, podczas gdy Wyznawcy Malacatha wywozili złoto... Przewodził nimi Czarodziej o imieniu Arcan! Każdy zapewne wie, kim jest... Według Ministerstwa - Parszywą łajzą. Nędznym Czarodziejem, który służy Malacathowi niczym pies! Dobrze wiecie, że Czarodzieje są o wiele ważniejsi niż jakieś nędzne Elfy! Ministerstwo wydaje list gończy na Arcana! Oraz udziela pozwolenia, na użycie zaklęcia "Avada Kedavra" każdej osobie, która napotka Arcana! - Krzyczał Lucjusz.
- Co do banku. Osobiście widziałem, jak wywożą złoto... Dyrektor Banku próbował obronić to złoto, jednak zapłacił za to śmiercią... Ja również chciałem im przeszkodzić, razem z moim wspólnikiem, który też niestety... Zginął. Elfy zapłacą za to, co zrobiły. - Lucjusz skończył, następnie wycofał się w tył.
Fred wyszedł do przodu.
- Niestety, ale nie mamy teraz czasu na dalsze odpowiadanie na pytania! Ministerstwo musi działać! Niechaj każdy wraca do swoich obowiązków, a następnie stawi się na weryfikację, tak jak poprzednio mówiłem. - Fred odwrócił się, ruszył w kierunku windy, Lucjusz ruszył za nim, Ervest tak samo.
- Fred... Ministerstwo nie może... - Zaczął Ervest, Fred się zatrzymał.
- Do paki z tym starym dziadygą! - Powiedział.
- Co?! Nie możesz... Jestem głównym... - Powiedział Ervest, Lucjusz jednak odebrał mu Różdżkę, chwycił go.
- Taak, jesteś głównym Aurorem... Ale zamieszkasz w lochu! Nie będziesz krzyżował mi planów. Gdy będę potrzebował czegoś od głównego Aurora, będę kogoś wysyłał do lochu. Hahaha! - Śmiał się Fred. Lucjusz zaczął prowadzić Ervesta do lochu...
Tymczasem w Twierdzy Malacatha:
Vincent siedział zmarnowany pod drzwiami komnaty Królowej... Głowę miał spuszczoną, kręcił młynek kciukami... Tutaj, na najwyższe piętro, na którym znajdowała się komnata Cecilii zapuszczało się mało Kultystów, dlatego nikt go jeszcze nie zauważył.
Nagle jednak, Vincent usłyszał kroki... Ktoś szedł na górę.
Vincent szybko wstał, schował się za ścianą... Zauważył Kultystę wchodzącego po schodach... Kiwał się lekko na boki, był pijany.
Vincent obserwował go jeszcze chwilkę, a następnie, gdy ten był już wystarczająco blisko, wskoczył mu na plery, przewalił go, zaczął tłuc pięściami po głowie, szarpać, drapać, wgryzł mu się w szyję, następnie chwycił rękę Kultysty, pociągnął bardzo mocno i ją wyrwał... Vincenta odrzuciło w tył razem z ręką Kultysty, który już zdechł. Vincent spojrzał na wyrwaną kończynę, następnie wgryzł się w nią, krew prysnęła... Vincent zjadł rękę Kultysty.
- Obrazy... Malowidła Vincenta... Znaleźć! - Vincent przypomniał sobie o swojej komnacie na niższych piętrach... Ruszył w jej kierunku, zaczął schodzić po schodach.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06-January-2020 16:40:07 przez DevilxShadow.)
|