Clavius podszedł bliżej bramy.
- Ktoś za jeden? - wyciągnęli topory w jego stronę, trol szkieletowy stał za nimi
- Przybywam za sprawą królowej Anglii. Mam nakaz natychmiastowego sprawdzenia zamku w celach bezpieczeństwa na nadchodzący bal Halloweenowy.
- Nikogo nie wpuszczany!
- Jestem Winicjusz Bikfrid. Królowa dowie się o waszej gościnności... - odwrócił się, zaczął powolnym krokiem iść w stronę miasteczka
- Zaczekaj! Wchodź... - powiedział strażnik
- No i nie było trzeba tak od razu? - spytał Clavius wchodząc za bramę na dziedziniec
Na dziedzińcu ujrzał wiele patroli szkieletów z armii Neclara złożonych z 5 szkieletów w tym 1 dowodzącego odziałem. Na murach ujrzał szkielety z łukami i trolle trzymające wielkie gary z gorącą smołą. Rozejrzał się dokładniej, ujrzał na wieżach zamkowych wielkie lampy, które w nocy patrolowały swoim promieniem pobliski teren. Przy każdej stał szkielet, który obsługiwał lampy.
Druid zbliżał się do wrót zamkowych. Przed nimi stały dwa trolle strzegące bramy i kilka szkieletów razem z zamkowymi strażnikami. Na ich czele stał Ralof.
- Coś chciał! - krzyknął Ralof
- Jestem Winicjusz Bikfrid, mam sprawdzić stan bezpieczeństwa na nadchodzący bal Halloweenowy z nakazu królowej Anglii - powiedział wiarygodnie.
- Dobra, wchodź - powiedział szkielet, inne istoty rozstąpiły się a trolle swoimi dużymi łapami otworzyły bramę. Clavius wszedł do środka...
Tempus siedział kilka godzin na kamieniu, patrzył z oddali na przybywających aurorów, którzy naprawiali szkody w Hogwarcie. Szkoła Magii nie była już i tak taka sama, połowa ludzi zginęła, niektórzy boją się tam wracać.
Czarodziej nagle zaczął kaszleć.
- Moje.. moce.. - wypowiedział po cichu
Tempus upadł na ziemię, Ros i Meret krzyknęli:
- Co Ci jest!?
Do Ralofa podbiegł wysłany przez Cecillię posłaniec. Był już razem z Edwardem.
- Panie Ralof, Królowa wzywa... - szkielet poszedł z Edwardem do Cecilli
=====
Clavius tymczasem rozglądał się po całej głównej sali. Nad długim stołem wisiał szklany, dość duży żylandor. Po obu stronach wielkiego tronu Cecilli stali strażnicy. Po całym zamku kręciły się oddziały szkieletów.
- Lord nie będzie zadowolony... - pomyślał w głowie po czym teleportował się do twierdzy
Clavius znalazł się w głównej sali twierdzy:
- Lordzie!
- Co się stało, Claviusie? Tak szybko załatwiłeś sprawę? - pytał Malacath
- Spóźniłeś się! Neclar przywołał armię!
- Armia nieumarłych walcząca w starciach z Carrabothem... Kierowana przez wielkiego Molag Bala, następnie przez Neclara - splunął na ziemię śliną w geście pogardy do młodego Bala.
- Jak on się nazywa... Ten szkielet... Ralof! Ah tak! Ralof...
- Panie, nasze oddziały są potężne jeśli chodzi o liczebność jak i bojowość, ale sam dobrze wiesz że armia szkieletów to wyzwanie dla Kultystów. Już same ich spojrzenie budzi strach...
- Posłuchaj... Ani Ralof, ani Neclar nie potrafią zarządzać armią tak dobrze jak wielki Molag, mój przyjacielu.
- Neclar nie potrafił. Zmarnował tą szansę i zginął. Chciał przechytrzyć los, lecz on był po mojej stronie. Historia zapisała już dawno jego śmierć. To musiało się stać, prędzej czy później.
- Każdego Kultystę, który ośmieli się uciec z pola walki - zabić.
- Co z Seekerami? - spytał Hrabia
- Seekery sprawiają wrażenie głupich istot, ale są sprytniejsze niż każdemu się wydaje. To posłuszne istoty, nawet nie pomyślą o ucieczce.
- Więc co teraz? - spytał Clavius
- Co teraz, powiadasz? Przygotowania do wielkiego balu Hallowenowego!
Tymczasem na obrzeżach twierdzy, na wyspie, Seekery i Kultyści byli gotowi do szturmu na zamek Cecilli
- Jaki plan, Lordzie? - spytał Clavius
- Namira poprowadzi połowę Kultystów i Seekerów przez miasteczko, aż do bramy zamkowej. Przedostaną się na dziedziniec i uniemożliwią wszystkim istotom znajdującym się w zamku ucieczkę.
- Ty natomiast przed atakiem pójdziesz na bal razem z Cerberem. Będziesz czekać aż wejdę do zamku, wtedy zaatakujemy razem.
- Ja z pozostałą armią zaatakuje tyły zamku. Przebiję się machinami wojennymi przez mury i wejdę z Seekerami do zamku od tyłu. Jeśli dobrze pójdzie, to wejdę do głównej sali. Właśnie tam będziesz na mnie czekać.
- Jeśli zamierzasz zaatakować z zaskoczenia, to nie uda ci się to, Lordzie - powiedział Clavius.
- Zamek jest bardzo dobrze strzeżony, jego obrzeża również. Gdy Namira wejdzie do miasteczka i rozpocznie atak, cały zamek już będzie o tym wiedział.
- Czy ja powiedziałem że chcę ich zaskoczyć? - spytał Malacath
- Chcę wywołać globalny chaos. W całej krainie jak i w Anglii. Chcę pokazać swoją niezwyciężoną siłę, nie umiejętność maskowania się i bawienia się w taktyki.
- Ale... Co z zamkiem...? Krainą...? - pytał Clavius
- Zamek zburzę do fundamentów, kraina będzie pod moimi rządami.
- Balowie odzyskają utracony honor i znów w tym nazwisku przeciwnicy będą czuć strach... - machnął płaszczem i wyszedł z głównej sali
Cecilia zauważyła Ralofa i Edwarda, podeszli do niej.
- Podjęłam decyzję w sprawie Freda. - Powiedziała Cecilia i spojrzała na nich.
- Ten kryminalista i psychopata zginie jeszcze dzisiaj. Tak, zdecydowałam, że karą za jego zbrodnie będzie śmierć. Wiem, że nie karzemy nikogo karą śmierci, aczkolwiek przez wiele lat nie było takich osób, które mogłyby otrzymać taką karę, jednakże teraz... Zło wróciło. Dlatego Fred musi zginąć. Nie mogę pozwolić na to, aby przebywał w lochu podczas Balu. - Powiedziała Cecilia.
- Ależ Królowo! Nie możemy skazywać nikogo na śmierć... Co powiedzą poddani?! - Powiedział Edward.
Cecilia spojrzała na niego.
- Czasem trzeba zrobić coś złego, w imię dobra... Fred ma umrzeć, to mój rozkaz. Tego nauczył mnie Dziadek, aby zawsze w taki sposób kończyć rywalizację z wrogiem. - Powiedziała.
- Jeśli zginie, nie będzie zła... Nie będzie kolejnych zbrodniarzy... - Powiedziała Cecilia.
- Ktoś taki jak on nie chce niczego budować, żadnego porządku... Opowiada ludziom bajeczki, kłamie... Ma gdzieś tradycje, On chce tylko chaos dla samego chaosu. On zostawia po sobie śmierć i szaleństwo... Taki ktoś nie może żyć. - Powiedziała, następnie uniosła głowę.
- Powiadomcie katów, niechaj się przygotują. Ogłoście, że za godzinę na dziedzińcu Fred straci głowę. Ralofie... Musisz wszystkiego dopilnować. - Powiedziała Cecilia.
- Edwardzie... Po egzekucji zajmę się listą spraw, którą przygotowałeś. Dokończymy również przygotowania do balu i sprawdzimy, którzy goście potwierdzili obecność. Jednak przedtem będę musiała zrobić jeszcze jedną ważną rzecz... - Powiedziała Cecilia.
- Tak się stanie, królowo... - powiedział Ralof i odszedł
=====
- Idziecie ze mną - powiedział szielet oschłym głosem do grupki strażników, jeden miał topór
- Coś się stalo? - spytał jeden z nich
- Ruszać dupy i za mną! - pogonił ich, szybko 5 strażników w tym kat ruszyli za nim
Tempus wytworzył wielką zieloną kulę wokół siebie. Promień pulsował a Meret i Ros stali z daleka odsunięci obserwując to wydarzenie.
- Tempusie! - krzyknęli
- Odejdźcie! Odejdźcie! To się zaraz stanie! Przeze mnie świat eksploduje! - krzyknął starzec
Zielony promień co raz bardziej pochłaniał Tempusa aż w końcu nie było go widać. Wielka energia zebrała się w środku Tempusa. Ros i Meret ujrzeli tylko wielki wybuch...
- Nie! - krzyknął Meret
Dwóch czarodziejów upadło kilka metrów w tył, po Tempusie nie było śladu
Minęła godzina od rozmowy Cecilii z Ralofem i Edwardem. Wieść o egzekucji Freda została ogłoszona. Wiele osób przyszło to obejrzeć, wiele się sprzeciwiało i buntowało, wiele także to popierało. Było mnóstwo Czarodziejów i istot na dziedzińcu.
Cecilia wraz z Edwardem udała się do swojej komnaty aby obejrzeć egzekucję, a następnie wykonać listę zadań. Wyszli na największy pałacowy balkon i usiedli, Cecilia na stojącym tam tronie a Edward obok na krześle. Na balkonie stało dwóch strażników. Widzieli już platformę, na której kat zetnie głowę Freda.
Tymczasem Strażnicy, Kat i Ralof podeszli pod lochy, następnie weszli do środka. Stanęli przed klatką, w której siedział Fred. Strażnik otworzył drzwiczki kluczem. Fred stał przy ścianie, szczerzył się.
Fred nie miał już magicznych kajdan na dłoniach.
- Już czas. Idziemy. - Powiedział Strażnik, następnie podszedł do Freda.
Fred nic nie odpowiedział, śmiał się lekko pod nosem, miał spuszczoną głowę i rozczochrane włosy. Strażnik chwycił Freda za prawe ramię, następnie podszedł drugi i chwycił za lewe, trzeci pchnął Freda w plecy, Fred zaczął iść przed siebie i wyszedł z klatki.
- Lepiej się nie szamocz, bo dostaniesz drętwotą. - Powiedział Strażnik, następnie dalej go prowadzili. Kat i Ralof szli za nimi.
Jeden strażnik wziął Walizkę i Różdżkę Freda.
Wyszli z lochów, następnie szli dalej przez salę główną.
Fred myślał o swoim planie. Przypomniało mu się, gdy zdradzał go Parszywym Czarodziejom z Nokturnu.
- Jeśli wam się powiedzie, każdy z was dostanie dziesięć worków z forsą... Słuchajcie. Musicie przebrać się za pracowników ministerstwa... I wypić te eliksiry wielosokowe. Gdy dojdzie do mojej egzekucji, musicie mnie odbić... Nie mogę ufać Malacathowi... Na pewno nie przyśle swoich stworów po mnie. A więc muszę się zabezpieczyć. No chyba, że nasza wspaniała Królowa zrozumie mnie po naszej rozmowie... Jeśli nie i faktycznie postanowi się mnie pozbyć, na pewno zostanie to ogłoszone. Haha. Wtedy macie być gotowi i czekać między tłumem na dziedzińcu... - Wspomnienie się urwało. Fred spojrzał na swój zegarek na nadgarstku.
- HAHAHAHHAA!!!!!!!!!! - Fred dostał ataku szaleńczego śmiechu, który przeszył ściany zamku.
- AhahahahahahahhahahahhaaHAHAHAHAH!!!!!!!!! - Fred śmiał się, jeden strażnik trzasnął go pięścią w brzuch.
- Morda! - Ryknął strażnik, wychodzili już na dziedziniec.
- HaHaHaHaHaHa!!! - Było słychać głośny śmiech. Wyszli już na dziedziniec, ruszyli między tłum. Niektórzy Czarodzieje krzyczeli w ich stronę różne przekleństwa, a inni chwalili.
- Pani, prowadzą już Freda. - Powiedział Edward.
Cecilia patrzyła na prowadzonego przez strażników Freda. Zauważyła, że się śmieje.
- Dlaczego ten wariat się śmieje? - Powiedziała.
Strażnicy doprowadzili Freda do platformy. Ralof, Kat i strażnicy stali na platformie, Freda trzymało dwóch strażników, Ralof trzeciemu dał kartkę, czwarty trzymał rzeczy Freda.
- Czytaj to. - Powiedział Ralof.
Strażnik zaczął czytać.
- Z rozkazu Królowej Cecilii za chwilę nastąpi egzekucja Freda. Zbrodniarza, kryminalisty, psychopaty. Czarodzieja, który popełnił mnóstwo zbrodni, oszustw i zabójstw. Wywołał chaos i panikę. Tacy Czarodzieje są zagrożeniem dla naszej krainy i nie mogą dłużej żyć. - Strażnik skończył czytać, następnie skinął głową w stronę kata.
Kat zaczął podchodzić do Freda z Toporem w rękach. Fred patrzył na tłum krzyczący przed platformą, było tutaj mnóstwo osób.
- Za chwilę zginie... - Powiedziała Cecilia, która wstała i oparła ręce o poręcz balkonu.
Dwóch strażników chwyciło Freda z lewej i z prawej, zgięli go, trzymali, Fred próbował się wyrwać. Kat stanął obok nich, uniósł Topór w górę... Wszyscy umilkli... Powiał powiew wiatru...
Nagle, z tłumu błysnęło zielone światło, które trafiło prosto w klatkę piersiową kata, ten zwalił się na plecy. Topór spadł na stopę strażnika trzymającego Freda z prawej.
- KURW**!!!!! - Ryknął strażnik, przewalił się na plecy i próbował podnieść topór, który przebił jego stopę.
Fred podniósł głowę, spojrzał na leżący na ziemi topór.
- Hahahhahahahaha! - Fred zaśmiał się, odepchnął drugiego Strażnika. Spośród tłumu wyleciało więcej zielonego światła. Avada Kedavry latały w powietrzu, Parszywi Czarodzieje przebrani za Pracowników Ministerstwa zabijali ludzi stojących w tłumie przed platformą.
Fred spojrzał na Ralofa i Strażnika trzymającego jego rzeczy.
- Panowie... Oddajcie moje rzeczy. - Powiedział Fred szczerząc się.
- Sam Cię zarżnę! - Ryknął Ralof, następnie ruszył w stronę Freda z mieczem, jednak dostał w bok zaklęciem, które zepchnęło go z platformy, wpadł w tłum. Przed Fredem pojawiło się dwóch parszywych Czarodziejów. Jeden zabił Strażnika, następnie podał Fredowi Różdżkę i Walizkę.
- Szefie! - Krzyknął.
- W samą porę... Zabieramy się stąd... - Powiedział Fred, zeszli z platformy, Czarodzieje biegali i uciekali przed Zaklęciami śmierci rzucanymi przez Czarodziejów Freda.
- Hahahahahah! - śmiał się Fred, poprawił swój garnitur, krawat, otarł krew z twarzy.
Nagle, przed Fredem i Czarodziejami pojawiła się Cecilia.
- Mogłam się domyślić, że coś knujesz... Ale to Ci się nie uda. - Powiedziała Cecilia celując Różdżką w Freda.
- Ahh! Cecilio! - Fred ukłonił się z gracją, Parszywi Czarodzieje wycelowali w Cecilię.
- Powiedziałem już, że jeśli mam ginąć, to tylko z twojej pięknej ręki! - Krzyknął Fred i wycelował Różdżkę w Cecilię...
Szkielety z armii Neclara wycelowały z łuków w stronę dziedzińca. Przez bramy zamkowe pojawiły się trolle i strażnicy. Ralof wstał i stanął obok królowej.
- Jesteś otoczony Fred - uniósł rękę w górę.
- Jeden twój parszywy ruch a wszystkie strzały poszybują w twoją gębę.
Dwa trolle stanęły obok Freda. Uderzyły maczugami kilka razy w ziemię rozgniatając istoty z Nokturnu. Tłum ludzi uciekł z dziedzińca.
Fred spojrzał na wszystkich. W prawej ręce trzymał Różdżkę, w lewej swoją Walizkę. Śmiał się.
- Incendio! - Cisnął w jednego szkieleta, ten zaczął płonąć, zaczął wrzeszczeć, biegać i machać rękami, wpadł na drugiego, ten również zaczął płonąć, po chwili obaj spłonęli.
- Czy martwi was to, że lubię sobie czasem psocić?! - Krzyknął Fred. Zobaczył, że strzały lecą w jego stronę, skoczył do przodu, następnie przeturlał się kawałek i uniknął strzał. Wstał i cisnął w Ralofa:
- Avada Kedavra! - Zaklęcie frunęło w stronę Ralofa, jednak Cecilia zablokowała zaklęcie.
- Expulso! - Fred cisnął zaklęciem, jakiś Szkielet wyfrunął w powietrze, następnie spadł i roztrzaskał się. Fred powtórzył zaklęcie 3 razy.
- Bombarda! - Cisnął w grupę Szkieletów, te wyleciały w powietrze.
- Dosyć! Drętwota! - Cecilia cisnęła zaklęciem w Freda, ten zablokował.
- Zrozum, Cecilio... Zrozum! Chodź ze mną! - Krzyczał Fred.
- Sectumsempra! - Cecilia cisnęła zaklęciem w nogę Freda, zaklęcie zostawiło ranę ciętą na nodze, zaczęła krwawić.
- Cholera! - Krzyknął Fred.
- Sectumsempra! - Cecilia cisnęła zaklęciem, Fred dostał w policzek, również pociekła krew.
Fred przetarł krew z twarzy.
- A jakże, Cecilio! Twoje umiejętności są godne podziwu... Wszystkiego nauczył Cię Lord Carraboth. I Ty dobrze o tym wiesz! - Krzyknął, zaczął się cofać, gdyż przybyło więcej Strażników i szkieletów.
- Expulso! - Cecilia cisnęła, jednak Fred odskoczył do tyłu i uniknął zaklęcia, tylko ziemia wyfrunęła w powietrze.
- No dobrze... Skoro nie słuchasz, ja będę stąd zmykał! - Krzyknął Fred, dalej szybko się cofając.
- A! Już teraz pragnę życzyć Ci Wesołego Halloween, Cecilio! Hahaha! - Krzyczał Fred, Cecilia cisnęła kolejnym zaklęciem w stronę Freda, Trolle zamachnęły się maczugami, szkielety wystrzeliły z kusz, Strażnicy cisnęli zaklęciami.
Fred deportował się na wyspę Malacatha.