Strażnik ujrzał chłopców. Był ranek, zatem strażników nie było aż tak wielu. Szkielety zaś cały czas miały warte na murach i wieżach, patrolowały też teren na dziedzińcu i w mieście przed zamkiem.
- Stać! - krzyknął do chłopców z wyciągniętym toporem w ich stronę
- Czego chcecie?! Bal dopiero za kilka godzin! - odezwał się drugi strażnik
Lord Malacath przed dojściem do portu załatwił kilka spraw związanych z szturmem na zamek. W końcu dotarł do portu. Znajdował się w jednej z jaskini pod wyspą. Wylot z jaskini był połączony z otwartym morzem, zatem statki mogły tam przebywać i bez problemu wypływać.
- Lordzie! Statki gotowe do wypływu! - wskazał palcem na 10 statków
- Wybornie... - rozglądał się za swoim
- Gdzie mój statek? - spytał Kultysty
- Za mną mój Lordzie! - zaprowadził Lorda pod jego statek, był ukryty za innymi
Po dłuższej chwili dotarli do jego statku. Był 2 razy większy od normalnych. Miał lepsze zabezpieczenia, grubszy kadłub i burty. Był to 3 masztowiec, pozostałe statki miały 2 maszty. Na każdym maszcie statków widniał pomalowany na złoty kolor symbol Krakena. Płótno na masztach było czarne. Na statku Lorda, na jego końcu było dość duże pomieszczenie. Była to kajuta Lorda Malacatha. Były tam jego zapasowe szaty, maski, biżuteria.
- Jest wspaniały... Nieprawdaż? - zwrócił się do Kultysty
- Zaiste Lordzie! - odpowiedział
Kultysta po chwili odszedł. Lord podszedł do tafli wody i wypowiedział słowa w języku Krakena.
- Przybądź Krakenie, władco mórz. Usłysz me wezwanie i przybądź! - powiedział w języku Krakena
Lord usłyszał ryk z wody, grunt zaczął się lekko trząść. Statki chwiały się na boki. Nagle z wody wyskoczyła macka potwora. Uderzyła obok Malacatha. Następnie druga macka, zrobiła to samo lecz po drugiej stronie (oczywiście Kraken nie miał tylko dwóch macek

miał 8, ale to mało istotne).
Następnie wyłoniły się żółte ślepia wielkości Malacatha, później głowa potwora, która rozepchnęła na wszystkie strony statki. Spojrzał się na czarodzieja. Lord znów przemówił w jego języku.
- Dziś o północy, wielki Krakenie, będziesz miał okazję skosztować czarodziei czystej krwi...
- Będziesz mógł wreszcie wydostać się z tej jaskini...
- Wystarczy że mi pomożesz... Przyjacielu.
Kraken wpatrywał się w Lorda. Przez chwilę mężczyzna nie otrzymał odzewu ze strony potwora. Nagle stwór odwrócił się od Lorda, zabrał swoje macki i popłynął w stronę wylotu z portu. Zatrzymał się. Lord potraktował to jako zgoda Krakena. Potwór faktycznie zgodził się pomóc Malacathowi...
- Strazniku, widzisz nas juz trzeci raz, przechodzilismy tu kilka razy, jesteśmy sprzymierzencami Neclara - odpowiedzieli Meret i Ros
- Króla Neclara nie ma już z nami od kilku dni!
- Wejść! - drugi strażnik otworzył drzwi do zamku
=====
- Idź po Namirę, ma tu przyjść - powiedział do Kultysty, ten poszedł po dziewczynę
Namira zawołana przez Kultyste dotarła do Lorda. Stanęła obok niego. Malacath wpatrywał się w Krakena.
- Chodź... Musimy przedyskutować atak... - mężczyzna odszedł, dziewczyna podążała za nim
- Moja droga... - spojrzał na Namirę
- Twój atak zostaje całkowicie zmieniony. Z powodu zniknięcia Claviusa, plany nieco się zmieniły...
- Zaatakujesz 10 minut po moim ataku. Dam ci sygnał do rozpoczęcia szturmu. Inaczej wszystko pójdzie w diabli.
- Kraken zrobi ogromne zamieszanie. Zniszczy słabo zabezpieczone tyły zamku.
- Co ze mną? - spytała Namira
- Katapulty z pozycji łodzi zbombardują mury i wieże od twojej strony. Bramy zostaną zniszczone, a wy będziecie mogli bezpiecznie przejść. Będziecie musieli przed tym przejść przez miasto, które napewno będzie dobrze zabezpieczone, ale...
- Ale? - spytała
- Z powodu mojego ataku, większość strażników zostanie przeniesiona na tyły zamku, by ochronić Królową. Wtedy, zaatakujesz.
- Z tym problemu nie będzie, Lordzie. Nasi ludzie są wyśmienicie wyszkoleni. Jesteśmy lepiej uzbrojeni. Jest nas 5 razy więcej - stwierdziła dziewczyna.
- Ale nie będziemy na naszym terenie, moja droga. Mimo większej liczebności i tak będziecie musieli uważać.
- No dobrze, dobrze, ale... Co z tobą, Lordzie? - pytała
- Wtargnę do zamku od tyłu za sprawą dziury zrobionej przez Krakena. Wejdę do głównej sali, czyli tam gdzie będą najważniejsze osobistości. Mugole, czarodzieje... Każdy zobaczy moją siłę i słabość Królowej Cecilli.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pojawisz się z wojskiem kilka minut po mnie. Nie będą mieli drogi odwrotu. Będą musieli się poddać.
- Zabijemy wszystkich, którzy nie będą nam potrzebni. Azulę i Cecillię musimy utrzymać przy życiu.
- A co z tym szaleńcem...? - spytała Namira
- Fred... Fred zyska to co chce. Dostanie Cecillię.
- Jeszcze dziś przyjdzie do mnie i powiem mu, że musi być podczas ataku w zamku...
- Gdzie jest Król Neclar!? - spytał strażnika z niepokojem Meret
W tym czasie Ros wszedł do środka
- Ludzie mówią że to ten świr Lord Malacath zabił Króla Neclara, ale ja nie wierzę w bujdy! - powiedział strażnik
- To nie bujdy żołnierzu... - odezwał się Ralof, stał w progu zamkowych drzwi
- Wejdźcie do środka - zaprosił ich szkielet.
Fred udał się jeszcze na Nokturn. Był tutaj umówiony z trzema pracownikami w jego firmie w świecie Magii. Weszli do ciemnego budynku.
- Ahh! - Fred postawił walizkę na stole.
- Witajcie... Jak interesy? - Spytał Fred.
- Wszystkie akcje poszybowały w górę... Mamy ogromne zyski. - Powiedział jeden Czarodziej.
- Wspaniale, wyśmienicie! Dawno mnie nie było w firmie, gdyż postanowiłem zmienić tą parszywą krainę... I udało mi się! W przeciągu 2 dni usłyszycie w radiu wiadomość, że zostałem nowym Ministrem, Haha! - Powiedział Fred.
- Gratulacje, Szefie! - Powiedział Czarodziej.
- Taak, w końcu zapanuje tutaj porządek, Hahahaha! - Powiedział Fred.
- A wy... Wy, zostaniecie Aurorami! Będziecie pracować razem ze mną, w najwyższym departamencie. Muszę mieć zaufanych ludzi, którzy zawsze mnie poprą. - Powiedział Fred.
- Dziękujemy, szefie! - Powiedziała 3 czarodziejów.
- HAhaha, przygotowałem już nawet przemowę, do wszystkich mieszkańców... Ale na Świętowanie przyjdzie pora. Najpierw muszę przekonać naszą śliczną Królową... - Powiedział Fred pocierając ręce.
- A jak to zrobisz, szefie? - Spytał jeden z pracowników.
- Aaa, to już nie wasza sprawa, hahaha! Zmykajcie! Staniecie u mojego boku w Ministerstwie, gdy będę wygłaszał mowę. - Powiedział Fred, 3 Czarodziejów się deportowała.
Z cienia wyszło dwóch parszywych Czarodziejów.
- Co z ulicą Nokturnu? Co z nami wszystkimi? - Spytał Czarodziej.
- Obiecałem wam forsę i możliwość opuszczenia tych ciemnych ulic. - Powiedział Fred.
- Ale musicie troszkę po psocić, aby na to zasłużyć! Hahaha! - Powiedział Fred.
Fred opowiedział Parszywym Czarodziejom plany. Było tu także kilka Wilkołaków.
- A więc gdyby ten parszywy Elfi Czarnoksiężnik zgłupiał i postanowił mnie oszukać, macie czekać w okolicach murów zamku Królowej... Wtedy pomożecie mi rozgromić jego armię, która będzie rozbita i ranna, gdyż on zapewne planuje zaatakować zamek, niż wykraść Księżniczkę i Królową po cichu... A jako iż będą rozbici, łatwo sobie z nimi poradzicie. - Powiedział Fred.
- Jednak myślę, że ten Elf nie popełni takiego błędu. No, a wiecie... Potem, gdy zasiądę w Fotelu Ministra, od razu podpiszę papiery, które dadzą wam to, co obiecałem. Wtedy będę miał wszystkich w garści, Hahaha! - Powiedział Fred.
- No cóż... - Fred chwycił swoją walizkę.
- Wesołego Halloween! Dzisiaj Bal! Ruszam do mojego wspólnika w biznesie, aby obgadać szczegóły! Hahaha! - Powiedział Fred. Poprawił swój garnitur, krawat, ścisnął swoją walizkę, następnie deportował się do Twierdzy Malacatha...
Tymczasem był poranek. Królowa Cecilia wstała. Do jej komnaty natychmiast przybyła służba, zaczęły ją szykować. Edward czekał za drzwiami do jej komnaty.
Diana obudziła Księżniczkę Azulę, do nich również przybyły dwie służące czarownice. Księżniczka i jej opiekunka również zaczęły się szykować, aczkolwiek do rozpoczęcia balu było jeszcze wiele godzin.
Tymczasem Clavius w nocy umieścił kryształ w ciele Neclara. Serce chłopaka zaczęło bić, lecz nadal nie odzyskał przytomności...
- Błagam chłopcze, obudź się. Jesteś jedyną nadzieją by powstrzymać Malacatha... - mówił do jego ciała
=====
- Zabijesz go...? - spytała Namira
- Nasza współpraca jest bardzo niepewna. Balansuje na granicy sojuszu, a wrogości. Urwanie współpracy to tylko kwestia czssu. Fred bardzo dobrze o tym wie - odpowiedział.
Lord poczuł obecność Freda.
- Zostań tu. Za godzinę powinienem wrócić - odszedł, kierował się do głównej sali, do Freda.
Lord doszedł do głównej sali.
- Witaj Fred! - przywitał go, pstryknął palcem. Wszystkie świecie zgasły, prócz jednej, która znajdowała się przy nim.
Fred widział wokół siebie ciemność. Nagle z ciemności wyszedł Lord. Usiadł metr przed nim.
- Jak humor przed balem?
- Widzę że dopisuje! - spojrzał na jego szczerzącą się mordę (xD)
- Aaa! Witaj, Wspólniku! - Fred wyciągnął dłoń w stronę Malacatha, aby uścisnąć jego dłoń na powitanie, jednak gdy zobaczył jego wielkie łapsko, natychmiast cofnął dłoń. Szczerzył się.
- Owszem, dopisuje! Odczuwam... Smutku brak! - Powiedział Fred.
- Dziwi mnie tylko to, że nie dostałem oficjalnego zaproszenia na bal! To skandal, że muszę wchodzić na taką uroczystość podstępem lub siłą! - Powiedział Fred.
- A teraz powiedz Mi, partnerze! Co ciekawego wykombinowałeś? - Spytał Fred, następnie wyciągnął ze swojej walizki swój Nóż.
- Porwiemy Je na cicho? Czy planujesz atak? Lecz pamiętaj, Wybieraj cele, które możesz osiągnąć! - Powiedział Fred.
- Mów całą prawdę, Wspólniku! Niczego nie skrywaj! - Powiedział Fred, następnie podrzucił swoim nożem, a następnie go złapał.
- Wiesz, co najbardziej lubię w prawdzie? Malacath? To, że zawsze wychodzi na jaw! - Powiedział Fred, następnie wbił swój Nóż w stół, przy którym stali.
Tymczasem Cecilia miała na sobie już swoją suknię specjalnie przygotowaną na Halloween, miała założoną biżuterię, zrobiony makijaż i włosy. W komnacie pozostawiła jeszcze koronę.
Po chwili, Edward wszedł do komnaty.
- Pani. - Ukłonił się.
- Cudownie wyglądasz! - Powiedział Edward, następnie wyjął listę.
- Kuchnia zaczęła przygotowywać potrawy, cały zamek jest udekorowany, dynie i świece rozpalimy później. W sali głównej rozstawiane są już stoły. Również dekoracje w ogrodach są gotowe, wszystkie straże są gotowe. Goście powinni zacząć się zjawiać za kilka godzin. Osobiście będę wszystkiego doglądał i Cię informował, Królowo. - Powiedział Edward.
- Dobrze, Edwardzie. Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. - Powiedziała Cecilia, następnie wstała i wyszła ze swojej komnaty. Ruszyła do komnaty Azuli.
- Zaplanowałem atak na zamek Cecilli... Uwzględniłem też ciebie, Fred! - powiedział Lord
- Musisz być w zamku podczas mojego ataku!
- Musisz być sam, Fred! Moja armia zmiażdży każdego, zostawi przy życiu tych, których im wyznacze. Nie możemy dopuścić by ktoś z twoich przyjaciół niechybnie poniósł śmierć! - odpowiedział
Lord machnął ręką. Freda rzuciło na stół, leżał na plecach.
- Pytasz. Jak wejść do zamku królowej bez zdemaskowania...
- To proste! - machnął ręką, ubrania Freda rozdarły się
- Zmienimy twój ubiór! - Kultyści przynieśli bogato zdobione zielone szaty. Lord machnął ręką, szaty wylądowały na ciele Freda.
Lord znów machnął ręką, całe ciało Freda zaczęło drżeć. Jego nogi zaczęły się nieco zwiększać, sprawiało to ogromny ból dla mężczyzny. Ręce i tułów wydłużyły się.
- Zmienimy twój wygląd! - zaśmiał się, machnął ręką i twarz Freda zaczęła się zmieniać. Po wszystkim wyglądał jak niczym wyróżniającym się człowiek.
Fred krzyczał z bólu. W końcu metamorfoza dobiegła końca.
- Teraz bez problemu wejdziesz na bal! - powiedział Malacath, zaśmiał się
- Piękne zaklęcie... Hm? - spytał elf
- Stworzone przez potężnego Darona! Ból przy nim towarzyszący jeszcze bardziej podnieca żądzę zemsty i pragnienia...
- Wspaniale wyglądasz przyjacielu! - powiedział Malacath, Kultyści zaczęli się śmiać