13-December-2020, 14:46:57
- Nie wiem co mam myśleć. O tobie, o rodzinie... - mówił Harkon
Przyjaciele siedzieli w jaskini, przy stoliku. Było tam kilka innych stolików. Ludzie Jyggalaga mogli tam odpocząć i zaczerpnąć rozrywki grając w karty czy posłuchać muzyki.
- Wielka szkoda Harkonie że widzisz we mnie wroga, a nie sojusznika - odrzekł Pyke spokojnym i niskim głosem.
- Nie o to chodzi. Nie miałem tego na myśli...
- Czuję się źle że zabiłem tego strażnika... - dodał siedząc lekko przygnębiony
- Wiesz... Ja też z pierwszym zabójstwem czułem się źle. W młodocianym wieku zabiłem studenta Hogwartu. Dokuczał mi, ale to przeszłość.
- Nie rozumiem... - odpowiedział Harkon
- Ja też nie rozumiałem. Potem zaś każde zabójstwo... traktowałem jak zwycięstwo. Czułem się jak zwycięzca jakiś igrzysk... To coś pięknego gdy śmierć daje radość innej osobie. Nie każdy tak ma. Dlatego to sprawia że jest się wyjątkowym - mówił mu mężczyzna.
Harkon przemyślał chwilę jego słowa. Nastała cisza, którą przerwał Sanguin. Podszedł do mężczyzn i się przywitał.
- Cześć szefie - spojrzał na niego uśmiechając się lekko.
- Witaj. To jest książę Harkon, poznajcie się - odpowiedział.
- Miło mi cię poznać książę. Wiele o tobie słyszałem... - rzekł Sanugin wystawiając rękę na powitanie
Młody Bal uścisnął dłoń Sanugina. Wydał mu się bardzo miły i uprzejmy, nie to co Magnus.
Jyggalag spojrzał na Sanguina groźnym wzrokiem. Chciał by już odszedł, bo trochę mu przeszkadzał swoją obecnością. Ten widząc przeszywający jego ciało wzrok szefa od razu się oddalił.
- Kto to był? - spytał elf patrząc jak Sanguin odchodzi w stronę wyjścia z jaskini
- To mój stary znajomy. Pomaga mi w niektórych sprawach - odpowiedział mu.
- Rozumiem...
Pyke widząc przygnębienie przyjaciela, postanowił jeszcze bardziej go zdołować.
- Masz spękaną duszę przyjacielu. W twojej głowie nieustannie trwa wojna dwóch stron, prawda?
- Skąd to wiesz...? - spytał po chwili ciszy
- Widzę w tobie siebie. Zagubiony chłopak. W końcu jednak trafia na kogoś, kto pomaga mu obrać swoją drogę - odrzekł Pyke.
- Na kogo trafiłeś ty? - dopytywał Bal
- Na kogoś, kogo bardzo dobrze znam, a nigdy go nie spotkałem - odpowiedział niskim i spokojnym głosem Jyggalag.
- O kim mówisz?
Pyke lekko parsknął śmiechem. Spojrzał na Harkona i powiedział.
- Kiedyś sam go poznasz.
Przyjaciele siedzieli w jaskini, przy stoliku. Było tam kilka innych stolików. Ludzie Jyggalaga mogli tam odpocząć i zaczerpnąć rozrywki grając w karty czy posłuchać muzyki.
- Wielka szkoda Harkonie że widzisz we mnie wroga, a nie sojusznika - odrzekł Pyke spokojnym i niskim głosem.
- Nie o to chodzi. Nie miałem tego na myśli...
- Czuję się źle że zabiłem tego strażnika... - dodał siedząc lekko przygnębiony
- Wiesz... Ja też z pierwszym zabójstwem czułem się źle. W młodocianym wieku zabiłem studenta Hogwartu. Dokuczał mi, ale to przeszłość.
- Nie rozumiem... - odpowiedział Harkon
- Ja też nie rozumiałem. Potem zaś każde zabójstwo... traktowałem jak zwycięstwo. Czułem się jak zwycięzca jakiś igrzysk... To coś pięknego gdy śmierć daje radość innej osobie. Nie każdy tak ma. Dlatego to sprawia że jest się wyjątkowym - mówił mu mężczyzna.
Harkon przemyślał chwilę jego słowa. Nastała cisza, którą przerwał Sanguin. Podszedł do mężczyzn i się przywitał.
- Cześć szefie - spojrzał na niego uśmiechając się lekko.
- Witaj. To jest książę Harkon, poznajcie się - odpowiedział.
- Miło mi cię poznać książę. Wiele o tobie słyszałem... - rzekł Sanugin wystawiając rękę na powitanie
Młody Bal uścisnął dłoń Sanugina. Wydał mu się bardzo miły i uprzejmy, nie to co Magnus.
Jyggalag spojrzał na Sanguina groźnym wzrokiem. Chciał by już odszedł, bo trochę mu przeszkadzał swoją obecnością. Ten widząc przeszywający jego ciało wzrok szefa od razu się oddalił.
- Kto to był? - spytał elf patrząc jak Sanguin odchodzi w stronę wyjścia z jaskini
- To mój stary znajomy. Pomaga mi w niektórych sprawach - odpowiedział mu.
- Rozumiem...
Pyke widząc przygnębienie przyjaciela, postanowił jeszcze bardziej go zdołować.
- Masz spękaną duszę przyjacielu. W twojej głowie nieustannie trwa wojna dwóch stron, prawda?
- Skąd to wiesz...? - spytał po chwili ciszy
- Widzę w tobie siebie. Zagubiony chłopak. W końcu jednak trafia na kogoś, kto pomaga mu obrać swoją drogę - odrzekł Pyke.
- Na kogo trafiłeś ty? - dopytywał Bal
- Na kogoś, kogo bardzo dobrze znam, a nigdy go nie spotkałem - odpowiedział niskim i spokojnym głosem Jyggalag.
- O kim mówisz?
Pyke lekko parsknął śmiechem. Spojrzał na Harkona i powiedział.
- Kiedyś sam go poznasz.