- Kto jest na tym zdjęciu? - spytal sie Jonathan
- Ah.. to stare czasy. To jestem ja, tu jest Saul, a tutaj Tirtan i Tempus... - pokazywał chlopakowi
- Tempus? Słyszałem o nim od babci..
- Zmarl 35 lat temu. Ale zapewne jest dane Ci go poznać. - odparł Arcan, Jonathan się zdziwił
- Zrozumiesz w swoim czasie... - dodal
Las zapętlał się w nieskończoność. Ścieżka jednak się nie kończyła.. cały czas prowadziła Alyssię do przodu. Co jakiś czas widziała jak z jednej strony na drugą przebiegając jelenie i sarny w bardzo licznych stadach. Dziewczyna czuła się tu dobrze.. mimo wszechobecnego mroku las tętnił bowiem życiem.. Prawda to iż był niebezpieczny.. ale i zarazem piękny.. Podążając na wprost po śladach natrafiła na leśną chatkę. Była drewniana, stara i ... wyglądała na dawno opuszczoną. Drzwi było zabite deskami a okna powybijane. Zainteresowana podeszła pod drzwi chaty.. ku jej zaskoczeniu na progu były ślady po krwi.. Nie ukrywała, że owe znalezisko bardzo ją zaniepokoiło.
- Ślady prowadzą tutaj.. Jest ranna.. krew jest świeża.. - mówiła Alyssia
Spróbowała otworzyć drzwi, jednak te były zamknięte. Postanowiła wiec wejść do środka przez okno. Zgrabnie i zwinnie wskoczyła więc przez okno do środka chaty. Meble były poniszczone i porozwalane.. Aura tego miejsca napawała ją niepokojem. Rozglądała się uważnie, bezszelestnie przebierając nogami do przodu. Swoją rękę trzymała cały czas na mieczu, nie wiedziała bowiem czego może się tutaj spodziewać...
Ludzie Lorkahana wzięli do worków 1000 galeonów. Lorkhan nie był zbytnio zadowolony, jednakże nie chciał nic mówić w obecności Jyggalaga. Nie chciał się narażać. Wstał, otrzepał się i wydał polecenia swoim ludziom. Po wszystkim podszedł do Pyke'a.
- No to ja już... Będę wracał. Mam dużo obowiązków - powiedział do odwróconego mężczyzny i pospiesznie się oddalił.
Ludzie Lorkahana zaczęli wychodzić z twierdzy.
Gdy wszyscy wyszli, podszedł do niego Magnus z Sanuginem.
- Co teraz? - spytał Sanguin
- Wszystko wam powiem. Lecz za dwa dni. Teraz muszę załatwić kilka swoich spraw - odpowiedział, na jego ramię usiadł Dagon.
- Jasne... - odrzekł Sanugin
Po chwili Pyke zwrócił się do Magnusa.
- Powiedz im że mogą tutaj zostać jak długo chcą. I tak nikt się tutaj nie zapuszcza.
Mężczyzna kiwnął głową.
Jyggalag teleportował się zaraz po tym razem z Dagonem.
Było głucho.. niezwykle głucho. Alyssia przeszukiwał po kolei pomieszczenia ale niczego nie znalazła. Na parterze niczego nie było. Gdy zaczęła jednak wchodzić po schodach na strych dostrzegła kolejne ślady krwi.
- Cholera.. nie podoba mi się to.. - powiedziała sam do siebie
Powoli zaczęła otwierać skrzypiące, stare, dębowe drzwi. Na strychu było zupełnie ciemno. Jedynie przez okno wpadały strumienie widzialnego światła.
Usłyszała jakieś szybkie kroki które zniknęły szybko w ciemnościach. Teraz już wiedziała że ktoś tam jest.
Wyciągnęła swój miecz gotowa na wszelkie zagrożenie.
- Wyłaź z ciemności.. wiem że tu jesteś.. - powiedziała donośnie Alyssia
- Nie... - odparł jej dziecięcy głos
- Maria? Czyż tak masz na imię? - zapytała Alyssia szukając wzrokiem schowanego dziecka
- Tak...
- Nie bój się... przybyłam cię odnaleźć .. zabrać z powrotem do rodziny..
- Nie... odejdź.
- Twoi dziadkowie myślą że nie żyjesz.. szukali Cię.. są w żałobie
Alyssia w tym momencie usłyszała odgłosy płaczu.
- Nie płacz, wszystko będzie dobrze.... Chodź do mnie.. pomogę Ci
W tym momencie zapadła cisza. Alyssia uklękła na jedno kolano cierpliwie czekając aż dziewczynka jej zaufa. Po chwili dziecko wybiegło z ciemności i przytuliło się do niej. Było brudne, mokre, miało gorączkę..
- Jesteś ranna? - zapytała Alyssia
- Tak.. - odparła w płaczu
Alyssia dostrzegła, że z ręki dziewczynki sączy się krew.
- Cholera.. rana jest brudna, wdało się zakażenie.. Jak to się stało?
- Biegłam.. goniły mnie wilki.. - odparła dziewczynka
- Rozumiem tyle mi wystarczy...- przerwała Alyssia - Chodź zabiorę cię do domu..
Alyssia chwyciła dziewczynkę na ręce
- A co będzie z panem?
- Jakim panem ? - zapytała ze zdziwieniem Alyssia
- O tamtym - rzekła wskazując w górę równocześnie ocierając łzy
Alyssia spojrzała w górę i dostrzegła bezwładnie wiszącego na sznurze mężczyznę. Patrzyła na niego z trwogą, bowiem nie zauważyła go wcześniej. Zwłoki były stare.. latały wokół nich muchy.
- Panu już raczej nie pomożemy.. - powiedziała Alyssia - Idziemy stąd..
Apokryf:
- "To jest... Quagmir. Wygnany przez Carrabothów. Obok niego stoi jego siostra."
- Panie... Wyczułem ogromną ilość dusz w Sollum - rzekł demon przerywając.
- Taak... Też to odczułem... - odpowiedział głos
- Już niedługo rozkaże ci utworzyć portal na ziemii do Apokryfu... - rzekł głos
- To coś związanego z nim? - spytał demon
- Być może... On skutecznie maskuje swoją obecność i ruchy... Moja moc czasu nie działa na niego.
- Jak sobie życzysz Akatoshu... - odpowiedział demon
- Daron został pokonany. On również przegra - dodał.
Trina i Alastor zauważyli chłopaka. W pierwszej chwili wzięli go za Jonathana, jednak był to Teodor.
- Stać! - krzyknęla Trina
Teodor obejrzał się w stronę dwójki zakochanych przestępców. Zaczął uciekać.
- Drętwota! - krzyknął Alastor, chłopak padł na ziemię..
Harkon tymczasem odłożył siekierę na stół a sam usiadł na łóżko.
Arcan wyczuł rzucanie zaklęć w niedalekim promieniu.
- Jonathanie, ktoś tu jest nieopodal - powiedział
Chłopak wstał i zaczął się rozglądać, wziął różdżkę.
- Idziemy - odparł stanowczo Arcan
Starzec i chłopak powędrowali przed siebie, przekroczyli barierę ochronną obozu.
Po kilku minutach ujrzeli pojmanego Teodora oraz Alastora i Trinę, którzy próbowali przesłuchać chłopaka, wychodziło im to dość nieudolnie, jak na potężnych czarodziei nie grzeszyli mądrością.
- Expeliar mus! - krzyknął Arcan, obezwładnił Trinę, Alastor natychmiast rzucił zaklęcie zabijające w Arcana..
Mefisto tymczasem pojawił się w swoim gabinecie. Jego doradca od razu spytał.
- I jak?
- Jak na pogrzebie... - odpowiedział i się uśmiechnął
Doradca zaśmiał się. Oboje nienawidzili Neclara. Jego śmierć była im poniekąd na rękę.
Wychodząc z opuszczonej drewnianej chaty, Alyssia i poszukiwana przez nią dziewczynka - Maria, którą cały czas niosła na rękach ruszyły z powrotem ścieżką przez gęsty i mroczny las. Dziecko choć było słabe było bardzo ciekawskie i spostrzegawcze. Maria od razu dostrzegła, że Alyssia posiada przy sobie broń. Miecz.. sztylet..
- Wow.. ale ładny miecz..
- Nie dotykaj proszę.. jest ostry..
- A po co ci miecz?
Alyssia westchnęła lekko.
- Cóż... przydaje się.. w różnych sytuacjach.. - odparła najbardziej delikatnie jak potrafiła Alyssia.
Dziewczynka zamilkła w tym momencie. Czas upływał a wraz z nim droga przez las. Gdzieniegdzie było słychać wycia wilków i krakanie wron. Alyssia liczyła na to ze powrót okaże się trochę bardziej bezpieczny gdyż przypomniała sobie właśnie o niedźwiedziu który ją niedawno zaatakował. Miała nadzieje że nie spotka ją ponowna sytuacja.. w szczególności teraz gdy na rękach niesie osłabione dziecko. Walka w takiej sytuacji mogłaby być co najmniej.... trudna..
=========================================================
Flota Raughna płynęła tymczasem przez ocean prosto w stronę Abregado. Ignathir stał wpatrzony w horyzont trzymając w ręce swój kostur. Stał tak bezruchu długie godziny nie rozmawiając z nikim. Raughn dostrzegł dziwne zachowanie Ignathira. Podszedł do niego zainteresowany. Chciał się dowiedzieć co też przedziera się przez myśli czarodzieja.
- Coś Cię trapi przyjacielu? - zapytał Raughn
Ignathir kiwnął głową
- Wyczuwam wielkie zaburzenia magii... Nadchodzą czasy końca Raughn... Nie można tego zatrzymać.. od nas zależy jedynie .. czy na tym zyskamy czy też stracimy...
- Nie stracimy.. bo nie mamy czego.. - odparł Raughn - Przygotuj się lepiej na nasze nieuniknione zwycięstwo..