- Wiem, Harkonie... Dziadek był wspaniały. - Odpowiedziała Isabella. Spoglądała na niego.
- Ale... Nie znam silniejszej kobiety i czarodziejki niż Cecilia... Śmierć Dziadka mocno na Nią wpłynęła, ale Babcia nie załamała się przez to, tylko stała się jeszcze silniejsza, co jest wspaniałe... - Powiedziała Księżniczka.
- A zwłaszcza, że nie znamy jeszcze szczegółów jej wyprawy do Nieumarłych, to nie wiemy co teraz zamierza Cecilia... Nie wiemy, co zdołała tam osiągnąć... Może Nieumarli padli jej do stóp i się poddali? Bez wojny? - Mówiła, zastanawiając się.
- A nawet jeśli się nie poddali, to mam nadzieję, że Babcia podejmie najlepsze kroki w tej sprawie... Ale wspierać mimo wszystko ją musimy, tak jak Ona od zawsze wspiera i pilnuje nas. - Dokończyła.
Ignathir opuścił ruiny zamku Carrabotha, nie było bowiem tam nic więcej co by go zainteresowało. Swoje zadanie wykonał. Odnalazł potwora, który od teraz będzie mu bezwzględnie posłuszny. Otworzył pospiesznie portal i w nim zniknął.
Dwa dni wcześniej...
- Teraz, w końcu zabawimy się w polowanie. Jonathanie, idę po Ciebie.. - odparł Luthor
Jonathan obudził się, słyszał głos łowcy "Jonathanie, idę po Ciebie".
- Co się stało? - spytał się Rufus
- Nie nic.. ale miałem bardzo dziwny sen, słyszałem głos, który mówi: "Idę po Ciebie". Czy może być to..?
- Tak, to może być ten Czarnoksiężnik. - przerwał mu Arcan
Nagle, w domu Rufusa zapadła ciemność, na szczęście żony Rufusa nie było w mieszkaniu, w pomieszczeniu znajdował się tylko Arcan, Rufus, Teodor i Jonathan.
Do mieszkania deportował się Luthor, Alastor i Trina.
- Nareszcie! - krzyknął Luthor patrząc się na chłopaka
- Avada Kedavra! - krzyknął Luthor, jednak Arcan przebił to zaklęcie swoim.
- Kim Ty właściwie jesteś?! - patrzył się na Starca
- Ja, jestem Mrocznym Dziedzicem! - wykrzyknął
Wywiązała się walka..
Arcan cisnął Avadę Kedavre w Luthora. Ten jednak odskoczył, zaklęcie odbiło się od lustra i powędrowało w stronę Arcana...
Czarodziej odbił to podwojone zaklecie z trudem.
- Drętwota! - krzyknął Luthor w stronę Jonathana, ten padł sztywno na ziemię.
- Nie! - krzyknął Arcan i rzucił się na Luthora.
Teodor walczył na przeciwko Alastora i Triny. W pojedynku pomagał mu Rufus. Luthor otrzepał się, patrzył się ze wściekłością na Arcana.
- Kim Ty jesteś!
- Nie pamiętasz mnie? Haha. Nie zabiłeś mnie. Jestem Arcan - odparł
- Co!? To niemożliwe! - krzyknął chłopak
We wściekłości rzucił zaklęcie w Arcana, ten jednak z łatwością je odbił. Alastor uderzył sectumsemprą w Arcana, spowodował tym samym rany cięte ręki starca. Luthor wyjął swój nóż, rzucił się na Arcana...
- Nie! - krzyknął Jonathan, który oswobodził się z zaklęcia.
Luthor zdążył dźgnąć nożem Arcana, Jonathan odepchnął czarnoksiężnika od starca, wyleciał z nim przez okno.
Alastor i Trina widząc że stracili sprzymierzeńca uciekli..
Teraźniejszość..
- Co, gdzie ja jestem, co się stało.. - mówił Arcan
- Już dobrze, jestem tu... - odparł Jonathan
- Luthor uciekł, tamtych dwoje też, narazie mamy z nimi spokój, ten gość musiał się Ciebie wystraszyć bo po tym jak wyleciał ze mną przez okno uciekł jak pies! - odparł chłopak
- Ja.. Ja chyba.. - mówił starzec
- Tak Arcanie? - przejął się Jonathan
- Był początek... jest i koniec.. - przejmująco powiedział Arcan.
--------------
Teraźniejszość...
- Pałac gotowy mój mistrzu. - odparł Alastor
- Nasz mistrz dopiero nadejdzie, już wkrótce, to się stanie jutro w nocy. Ja to wiem. - odrzekł Luthor
- Czy mamy przygotowywać ludzi i istoty? - spytała Trina
- Tak, przygotujcie ich wszystkich. - odpowiedział jej Czarnoksiężnik
--------------
Dwa dni temu...
Agreggor zbudził się. Była 20, wciąż mógł zdążyć na spotkanie z wujem. Deportował się czym prędzej do firmy.
- O jesteś! - Obadiah spojrzał na Agreggora z uśmiechem
- Chodź, napijmy się - podał mu kieliszek
- Do dna! - odrzekł, po czym oboje wypili zawartość.
- Wujku, chciałem z Toba porozmawiać na temat przyszłości firmy i jeszcze o tej sprawie z budową w lesie, przemyślałem to, musimy to odwołać, wpakujemy się tylko w niepotrzebne kłopoty.
- Budowa? Budowa jest skończona. Pałac gotowy! - odrzekł po czym pokazał Agreggorowi zdjęcia pałacu Luthora
- Co? - Agreggor mocno się zdziwił
- Jak to? Przecież zlecaliśmy budowę tego pałacu, a to ty uparłeś się na jakąś budowę w pobliżu lasu obok ministerstwa.. oj Agreggor nie pamiętasz? - mówił Obadiah
- Co? Co Ty robisz? - patrzył na Wujka, który zaczął robić się co raz bardziej rozmazany
- Ja? Ja przejmuję firmę po moim zmarłym bratanku, upił się i zmarł dzisiaj o 21. Smutna historia.. - odrzekł po czym patrząc jak Agreggor osuwa się na podłogę wyszedł z firmy...
Harkon spojrzał na siostrę i powiedział z uśmiechem.
- Koniec tych czułości.
- Idę posprzątać ten bajzel - dodał i zaczął odchodzić.
=====
Tymczasem do mieszkania Jyggalaga dotarł Magnus...
- Szefie... - powiedział wchodząc do mieszkania
Pyke wstał z fotela, patrzył na wchodzącego mężczyznę.
- Wszystko gra szefie? - spytał zatrzymując się
- Skąd te pytanie? - odrzekł
Jyggalag podszedł do blatu. Zaczął robić sobie kawę.
- Nie dawałeś znaku życia przez kilka godzin - odpowiedział przyglądając się czynnością szefa.
- Kawy? - spytał
- Pewnie.
Pyke skończył robić swoją kawę. Odsunął swój kubek i wziął drugi. Wsypał 2 łyżeczki ziaren kawy i zaczął zalewać wrzątkiem. Woda się lała i lała... Po chwili z kubka zaczęło się wylewać. Pyke spojrzał na wpatrzonego Magnusa.
- Szefie... - powiedział patrząc na kubek, woda zaczęła kapać już na podłogę
Nagle Pyke odstawił czajnik.
- Widzisz... Ta kawa... Jest jak Carrabothowie. Zalewają krainę... Nienawiścią. Do elfów - mówił patrząc na Magnusa.
- A Cecillia... zbiera poparcie wśród plebsu. Tak przynajmniej widzą sprawę elfy - dodał, ręką przysunął swój kubek.
- To jest Daggerfall - z rękawa wysunął mu się nóż, wskazywał nim na kubek.
- Jedno małe zamieszanie... - po tych słowach rozbił kubek nożem, zawartość zaczęła rozlewać się po całym blacie kapiąc też na podłogę
- i bum... Mamy kontrę elfów. Słowa zaczynają zalewać krainę... Carrabothowie tracą zwolenników. Swoją własną bronią... - mówił dalej
Jyggalag schował nóż i zaczął wychodzić z mieszkania. Podszedł do wieszaka i założył na głowę cylinder. Nic nie mówiąc zaczął wychodzić z mieszkania.
- No i nici z kawy - powiedział sam do siebie Magnus.
Po tych słowach zaczął również wychodzić z mieszkania za swoim szefem.
Arcan był mocno przemęczony. Posiadał bardzo malo energii magicznej. Całość prawie przekazał na uzdrowienie Jonathana. Dużo energii również stracił na walkę z Luthorem. Leżał w łóżku w domu Rufusa.
Jonathan był przy jego łóżku, Rufus oraz Teodor natomiast byli w ministerstwie by porozmawiać z Meretem na temat wydarzeń w krainie.
- Jonathanie, ja już wiem.. już wiem kim jesteś.. - odparł po cichu
- Tak?
- To kim jesteś, odkryjesz to niedługo.. Musisz się sam o tym przekonać chłopcze.. - dodał
- Mój czas już nadszedł. Przeżyłem Thertosa, Carrabotha, Malacatha, Freda. Jednak każda podróż ma swój koniec.. Idź do Cecilii, ona wam pomoże. Ja już niestety nie mogę. Nie mogę być Mrocznym Dziedzicem. Saul miał jednak rację, to nie historia napisała podanie o Mrocznym Dziedzicu, to ja sam je napisałem. Dopiero teraz przekonałem się co to znaczy nim być. To coś pięknego, ah.. - Arcan spojrzał do góry
- Już prawie tam jestem, już tak niedaleko do bycia razem z nimi wszystkimi i z Namirą.. - dodał
- Arcanie nie! Zostań z nami, nie możesz teraz odejść! - z oczu Jonathana poleciały łzy, trzymał rękę Arcana która zaczęła się robić powoli co raz bardziej zimniejsza.
- Widzę ją... jest taka piękna... - odparł
- Ja jestem tylko chłopakiem, który jest czarodziejem, nikim więcej, nie dam rady Arcanie... - powiedział Jonathan
- Wiem, że jesteś czarodziejem, który nawet może mieszkać w lesie, to tyle, to starczy by być kimś wielkim, pamiętaj o tym Jonathanie - wypowiedział ostatnie swoje słowa, po czym zmarł
Jonathana ogarnął wielki smutek. W tym samym czasie za plecami Jonathana pojawiła się nieznana postać.. Chłopak się odwrócił.
- Więc to ten czas. Ten najgorszy czas dla krainy właśnie nastał... - odparł czarodziej, którym okazał się być młodszy Tempus
- Kim jesteś? - odparł Jonathan ocierając łzy
- Ja Jestem Tempus, podróżnik który obserwuje wszystkie wydarzenia na przełomie lat.. Zyskałem tą moc przez głupotę i jestem teraz skazany na wędrówkę przez czas.. - odpowiedział mu
Rufus, Teodor oraz Meret deportowali się do pokoju.
- Za późno, on.. on odszedł.. - odparł Jonathan
- Nie... - odparł po cichu, łzy poleciały z oczu Mereta
Godzinę później, boczna uliczka miasta Hogsmeade...
- Co ja wam zrobiłem... - mówił Auror, wypluł krew z ust
Jyggalag zaśmiał się niskim głosem.
- Jeszcze nic... - uderzył go kopniakiem w głowę, przewrócił się na bok
- Zabierz go Magnus - zrobił się poważny.
Mężczyzna zaczął podchodzić do leżącego Aurora. Ten nagle kopnął nadchodzącego Magnusa i zaczął uciekać.
- Drętwota! - krzyknął Pyke
Auror padł na ziemię nieruchomo.
- Zabierz go do wozu. Szybciej! - poganiał Magnusa
On sam zaś wsiadł do furgonetki na miejsce pasażera. Po chwili Auror był już w furgonetce. Zobaczył na tyłach wozu ładunek wybuchowy, o bardzo wielkiej sile. Chciał krzyczeć, jednak nie mógł. Furgonetka zaczęła odjeżdżać.
- Po tej akcji pozbywamy się furgonu. Napisz do Vasyla, że ma czekać na jej odbiór w Berlinie - powiedział Pyke patrząc przed siebie.
- Jasne szefie - odpowiedział Magnus skupiając się na jeździe.
Zaczęli wyjeżdżać z miasta...
Kilka chwil później.
- Podróżnikiem w czasie, który nawet nie próbował go uratować kilka dni wcześniej!? - krzyknął ze łzami w oczach Jonathan, który odszedł od łóżka.
- Nie mogę wpływać na historię Jonathanie.. - powiedział ze smutkiem, patrząc też na ciało Arcana
- Arcan.. Arcan.. - mówił sam do siebie Meret
- W porządku? - spytał się Rufus
Mężczyzna milczał.
Alyssia własnie skończyła czyścić swój miecz. Wstała i westchnęła. Cały czas nasuwały się jej na głowę myśli związane z pracą dla Agreggora, pokazem mody i spotkaniem z ojcem którego nigdy nie widziała na oczy. Od tego wszystkiego zaczęła boleć ją głowa.
==============================
Tymczasem w obrzeżach Sollum, ze snu zbudził się Nirtheal. Rozejrzał się.. Był w łóżku w jednym z pozostawionych w dobrym stanie domostw. Dostrzegł również, że obok niego śpi wtulona do poduszki Cassandra. Miał pewne zaniki pamięci i nie do końca pamiętał w jaki sposób trafił w to miejsce. Wstał szybko i spojrzał przez okno. Powoli pamięć zaczynała mu wracać.. Po spotkaniu Cassandry przy studni wziął ją ze sobą do tej rudery. Nie miał pojęcia ile czasu minęło i co się działo pod jego niedyspozycję. Z tego wszystkiego zaskoczył go również fakt, że rzucił na siebie zaklęcie które tymczasowo przywróciło mi cielesność. Nie żałował.. Wiedział jednak, że nie może długo go utrzymać.. to była tylko czasowa imitacja..
W tej również chwili obudziła się Cassandra, Spojrzała na niego.
- Już wstałeś?
- Tak - odparł nadal patrząc przez okno
- Która jest godzina?
- Nie wiem.. chyba koło 12...
Cassandra jęknęła niezadowolona. Pozbierała się jednak wstając z łóżka i zakrywając swoje ciało prześcieradłem. Nirtheal spojrzał na nią kątem oka.
- Wiesz co... Myślałem nad czymś..
- Nad czym? - zapytała zainteresowana
- Gdy to się wszystko skończy.. chciałbym z tobą gdzieś wyjechać.. daleko..
- Przecież jesteś komandorem całej armii.. jakbyś zniknął... Uznali by to za zdradę..
- Teraz i tak ani Ignathir ani Krill mi nie ufają.. nie robi to więc dla mnie większej różnicy..
- Ale..
- Ciii - rzekł Nirtheal przykładając palec do jej ust. - nie denerwuj się.. Spokojnie.. Dokończę to co miałem zrobić, a potem.. potem znajdziemy sposób..
Cassandra westchnęła i pokiwała głową. Na jej twarzy pojawił się jednak grymas uśmiechu
- Jesteś przystojniejszy w ludzkiej formie... - rzekła drwiąco
- Tak sądzisz? W takim razie będę musiał znaleźć lepszy czar.. - odparł Nirtheal przemieniając się również w tym momencie z powrotem w nieumarłego komandora.
- Zdecydowanie... - dodała dziewczyna
Nirtheal zaśmiał się i po chwili wyszedł z pokoju.
Furgonetka dojechała pod Tel Miryn. Właściwie to zatrzymała się niedaleko kopalni, praktycznie w lesie.
- Zostań w wozie - rozkazał Jyggalag, Magnus kiwnął głową.
Pyke wysiadł z auta i podszedł do drzwi na boku furgonetki. Przesunął je w bok i ujrzał... Pusty środek wozu.
- Co jest... - powiedział do siebie Pyke
Gdy chciał wejść do środka, przed nim wyskoczył Auror który oswobodził się z zaklęcia. Kopnął mężczyznę w klatkę piersiową, próbując go odepchnąć. Różdżkę zabrał mu Pyke i złamał będąc jeszcze w Hogsmeade. Dostał kopniaka na klatkę, jednak nie zrobiło to na nim wrażenia. Ledwo poczuł cios. Zaczął się śmiać niskim głosem, Auror aż się przestraszył. Po krótkiej chwili przestał się śmiać i chwycił mężczyznę za ubranie. Wyrzucił go z furgonetki i wycelował w leżącego Aurora.
- Nie proszę! - zdążył krzyknąć
- Imperio! - zaklęcie trafiło w klatkę piersiową Aurora
Mężczyzna początkowo leżał bezwładnie na ziemi. Po słowach Pyke'a wstał...
- Wstań.
- Weź ładunek z wozu.
Mężczyzna zaczął posłusznie wykonywać polecenia Jyggalaga. Wszedł do środka i wziął ładunek wybuchowy. Włożył go do torby i wyszedł z wozu.
- Rozkazuje ci iść do Tel Miryn... - powiedział do niego
Auror jak na komendę zaczął powoli iść w stronę kopalni... Jyggalag natomiast wsiadł do wozu.
Tymczasem Auror chodził niedaleko Tel Miryn. Schował się w lesie. Czekał na znak Jyggalaga. Pyke natomiast jechał z Magnusem już do Czarnej Przystani.