Raughn zastanowił się.
- Do kolejnego ataku potrzeba przygotowań.. Statki stoją w porcie ale zorganizowanie armii i dokładnego planu działania zajmie z kilka dni. Zajmie to więcej czasu w szczególności ze większość moich ludzi dopiero co wróciła z boju i baluje..
- Osobiście się tym zajmę...- wtrącił Harh Krill
Raughn kiwnął głową.
- Cierpliwość jest najważniejsza.. - powiedział Raughn spokojnym tonem otwierając butelkę i nalewając sobie do kieliszka wina.
W tej chwili również z górnego piętra po schodach zeszła Ariadna która ubrana była w błękitną zwiewną suknię.
- Widzę, że mnie coś ominęło.. - powiedziała podchodząc do Raughna i spoglądając na Jyggalaga
- Nie aż tak dużo.. - rzekł Raughn - Załatwiamy tu tylko pewne sprawy.. Potem Ci opowiem wszystko ze szczegółami..
- Mhm.. zobaczymy.. - odparła i zabierając coś z szafki wyszła zamykając za sobą drzwi
Tymczasem Ignathir wraz z Harkonem dotarł do swojej siedziby. Drzwi się otworzyły. Berhest od razu odsunął się od księżniczki widząc Ignathira w drzwiach. Po chwili wszedł tez i Harkon. Ignathir odsunął się trochę. Był ciekawy jak młody Bal zareaguje.
Księżniczka Isabella zobaczyła, że Ignathir wrócił... Nie była zadowolona... Sądziła, że wróci znacznie później... Nie chciała pozwolić na kolejne badania na sobie...
- Gdzie jest moja Różdżka? - Spytała ponownie Isabella, patrząc na Ignathira... W tym samym momencie przypomniała sobie jednak, że przecież Artur Winchester miał jej torebkę, a tym samym Różdżkę... Ulżyło jej z tego powodu... Następnie zauważyła również dziwną postać, która weszła do pokoju wraz z Ignathirem... Nie wiedziała kto to, nie poznała brata, wszak wygląd Harkona drastycznie się zmienił... Aczkolwiek, gdy postać weszła do pomieszczenia, wyczuła coś bardzo dziwnego... Znajomego... To dzięki temu, że łączyła ją z Harkonem dobra więź.
Pyke poczekał aż kobieta wyjdzie, następnie zaczął mówić.
- Kapitanie... Nie przyszedłem tutaj bez przygotowania. Mam plan ataku. Jednakże chciałbym omówić go nieco później, za kilka dni jak załatwię swoje sprawy. Dam ci wtedy znać gdzie odbędzie się spotkanie.
- I faktycznie... Pośpiech nie jest dobrym sojusznikiem - dodał Jyggalag.
=====
Harkon stanął przed klęczącą, związaną Isabellą. Wszyscy słyszeli jego oddech wzmocniony przez respirator.
- Isabello... - powiedział nagle
- Dobrze... Niech więc tak się stanie.. - powiedział spokojnym tonem Raughn.
Isabella spoglądała na mężczyznę, który stanął przed nią...
- Ktoś ty? - Spytała po chwili ciszy, po wypowiedzeniu przez Harkona jej imienia.
- Kolejny, który mnie uderzy, poszarpie, albo pobije? - Dodała.
- Dobrze... Jestem silna, wytrzymam to. Taka już wasza bestialska natura. - Powiedziała Księżniczka i znów przycisnęła tył głowy do ściany... Przełknęła ślinę. Nie chciała znowu zostać uderzona przez jednego z oprawców... To bardzo urażało jej dumę.
Znowu zaczęła znacznie szybciej i głośniej oddychać, bała się kolejnego mężczyzny, który tutaj przyszedł, ponieważ z jednej strony była silna, nie chciała okazywać przed nimi słabości i być twarda, ale z drugiej strony była delikatna i bezbronna...
Patrząc na mężczyznę była pewna, że widzi go pierwszy raz na oczy, ale mimo to wydawał jej się dziwnie znajomy... Czuła coś dziwnego, tak jakby bardzo, bardzo dobrze go znała. Nie wyglądał na Nieumarłego, ale myślała że jest jednym z nich skoro z nimi przyszedł...
Jyggalag siedząc zastanawiał się nad Harkonem. Zależało mu na siostrze. Isabella była jedyną osobą z rodziny na której mu zależało. Mężczyźnie się to nie podobało. Nagle jednak odezwał się do Raughna.
- Malacath chciał z tobą pracować. Teraz już wiem dlaczego.
- Ale od tamtych czasów minęło ponad 40 lat. Widać że się wzmocniłeś... - dodał
=====
Harkon patrzył swoimi ślepiami na siostrę. Z pod mroku kaptura było widać tylko czerwony blask oczu. Podszedł bliżej związanej dziewczyny, ta wystraszyła się i zaczęła szybciej oddychać.
- Siostro... - powiedział i zrobił wdech
- Czy Cecillia... Żyje? - dodał
Zielony blask oczu Raughn skierował się na Jyggalaga
- Tak.. W tamtych czasach armia Nieumarłych była rozbita, pogrążona w kryzysie.. Po stracie Lorda Carrabotha podzieliła sie na tych wiernych Cecilli i tych którzy postanowili ją obalić. Ci drudzy nie mieli prawa bytu w królestwie... musieli zniknąć. Wtedy też gdy Malacath rozpoczął swoje rządy, zdołał sobie o nas przypomnieć.. Nie byliśmy jednak gotowi by walczyć. Byliśmy porozrzucani po świecie...Rozdzieleni.. - mówił Raughn - Długie lata zajęło mi zjednoczenie Nieumarłych... prawie 20 długich lat. Od tamtej chwili jednak cały czas rośniemy w siłę..
Ignathir stał bez ruchu i obserwował sytuacje z boku.
- A więc tak zginie ród Carrabothów... - powiedział Jyggalag
Pyke zrobił krótką przerwę. Poczekał aż Raughn skończy brać łyk wina. Zaraz po tym kontynuował.
- Jeśli zostaliśmy wspólnikami, to powiedz... O co walczysz? - dodał
- O wolność - powiedział krótko Raughn - Przez lata nieumarli byli nic nie znaczącym podmiotem na rozkazy arystokratów i królów. Dawny pazur wielkiej armii został zupełnie odcięty i zniewolony. Cecilia nie potrafi zaakceptować tego że chcemy odzyskać to co utraciliśmy... Nasze ziemie.. Niezależność i potęgę.. Potęgę której ona sama się boi, więc próbuje nas zniszczyć... Uważa, że ma prawo nas kontrolować, bo należeliśmy do legionów jej dziadka... Nic bardziej mylnego.. sytuacja się zmieniła..
- Widzę że nie tylko mamy wspólnego wroga - odrzekł Jyggalag.