Raughn myślał spoglądając na Jyggalaga. To co mówił miało poniekąd sens. Rzucił swój wzrok na Harh Krilla który stojąc obok cały czas słuchał przebiegającą konwersacje.
- Aby zabić mnie czy moich generałów musiałaby się naprawdę nieźle postarać.. - odpowiedział Raughn - Nie ukrywam jednak że nie jest to niemożliwe. Każdy posiada swoje słabe punkty, które można wykorzystać przeciwko niemu.. Zginąłem już raz... być moze wkrótce nastąpi ten i drugi.. Nikt nie wie co jest mu pisane..
W tej chwili Raughn ponownie wstał ze swojego tronu i podszedł do okna.
- Widzę, że nie jesteś byle kim kogo można zlekceważyć.. potrafisz manipulować, jesteś inteligentny i przebiegły co daje Ci przewagę w wielu sytuacjach.. - kontynuował Raughn - Załóżmy więc, że się zgodzę na współpracę z wami... Zastanawia mnie co stanie się potem... Co gdy pokonamy Cecilie? Kto obejmie władze nad krainą i jakie korzyści będą mieć z tego moi żołnierze? Co jesteś w stanie mi zagwarantować oprócz martwego truchła naszej królowej?
- Zwalczenie rasizmu ci nie wystarczy? - rzekł retorycznie
- Elfy traktują jak odmieńców, podobnie jak twoich żołnierzy. Wszystko przez dłuższe uszy i wieczny żywot. Obie strony będą mogły w końcu chodzić po ziemi, która została im odebrana za nic - mówił Pyke.
- Po jej pokonaniu chce żeby tron objął ktoś, komu ta władza należy się jak psu buda - spojrzał chwile na Harkona, dając Raughnowi do zrozumienia o kogo mu chodzi.
Raughn spojrzał na Harkona. Nie był do końca przekonany co do rządów młodego i niedoświadczonego w polityce potomka królewskiej krwi, wiedział jednak za to że byłoby to lepsze wyście niż dotychczasowa władza Cecili. Widział w młodym Balu jest potencjał do którego jeszcze on sam musiał dojrzeć. Jednakże przyszłość w takim wypadku malowała się w kolorowych barwach szczególnie dla frakcji Nieumarłych...
Raughn podszedł do Harh Krilla aby wysłuchać tez jego zdania.
- Co o tym sądzisz? - zapytał Raughn szeptem
- Cóż.. wydaje mi się że oferta jest warta akceptacji... Zresztą im więcej sojuszników tym lepiej.. twoje własne słowa.. Kto wie co też mógłby ten alians przynieś, ale myślę że warto skorzystać..
- Posadzenie nowego władcy mogłoby rozwiązać kilka naszych problemów.. - odparł Raughn
- Właśnie.. - odpowiedział Krill
Raughn pokiwał głową i poklepał po ramieniu Krilla
- Dobrze więc.. - powiedział Raughn głośno do Jyggalaga - Skoro w taki sposób rozstawiasz karty, to zagram w twoją grę..
Ignathir ją nafaszerował, dlatego Księżniczka Isabella spała... Mocnym snem.
Podczas snu czuła dziwne kłucie, jednak nie mogła się obudzić... Śniły jej się makabryczne rzeczy...
W śnie widziała chichoczącą gębę Ignathira, igłę w jego palcach... Śnił jej się również Harkon, Nurbanu, martwy Haron... Słyszała wrzaski w głowie.
Śnił jej się David, chłopak jej znajomej, z którym się całowała na poprzedniej imprezie... Słyszała wybuchy, okrzyki wojenne... Słyszała obijaną o siebie stal ostrzy, widziała fruwające w powietrzu zaklęcia...
Po chwili jednak, sny zamieniły się w czarny obraz... Czarną noc. Isabella usłyszała wycie... Głośne wycie wilka... Wył, tak jakby do niej. Wycie stawało się coraz głośniejsze, a dookoła panowała jedynie ciemność... Słyszała tylko wycie owego wilka, nic nie widziała... Tak jakby do niej mówił...
Gdy ten sen minął, Ignathir również skończył już swoje działania... A jego narkoza przestawała już działać...
Księżniczka zaczęła się powoli budzić...
Otworzyła oczy, była obolała... Zaczęła głośno oddychać... Te sny były bardzo realistyczne i nie wiedziała czy były jawą, czy może to Ignathir wykreował coś w jej śnie... Wzdrygnęła się i zaczęła niespokojnie szamotać.
- Co się... Co się dzieje... - Powiedziała szybko. Oddychała głośno, była zdezorientowana i przestraszona tymi snami...
Berhest siedział na krześle obok księżniczki.
- Żyjesz... czyli jednak nie jest aż tak źle.. - powiedział spokojnym tonem.
Isabella zauważyła Berhesta... Ignathira natomiast nie było w tym pomieszczeniu.
- Co wy mi zrobiliście?! Jesteście chorzy! - Krzyknęła. Zauważyła ślady krwi dookoła siebie... Nie podobało jej się to. Nie wiedziała co jej zrobili.
Czuła suchość w gardle...
- Chce mi się pić. - Powiedziała i z trudem przełknęła ostatki śliny...
Berhest nie odpowiedział. Podszedł do szafki i wyciągnął z niej butle z wodą. Następnie podszedł do Isabelli i napoił ją.
- Ignathir niebawem wróci.. Zamierza przeprowadzić na tobie kolejne badania..
Księżniczka pospiesznie wypiła wodę, którą jej podarował... To jej nieco pomogło, czuła się dzięki temu nieco lepiej...
- Dziękuję ci... Bardzo. - Powiedziała, patrząc na niego.
Nastała chwila ciszy... Obserwowała go, tym samym myśląc o tych dziwnych snach...
- Berhest... - Odezwała się w końcu... Wymówiła jego imię, chciała powiedzieć to jak najmilszym i spokojnym głosem... Tak też to powiedziała.
- Czy jest tu może jakiś... Las? Ciemny las? - Dodała po chwili. Jej oddech nieco się uspokoił... Mimo to nadal nie wiedziała co Ignathir jej zrobił...
Berhest popatrzył na księżniczkę
- Wszędzie są lasy.. na Abregado również.. - odparł Berhest trochę tajemniczym tonem - Jeśli się nie mylę to uczą tego na geografii w tych waszych szkołach na kontynencie. Tutaj jednak lasy są dziksze i dużo bardziej niebezpieczne.. w szczególności jeśli zamieszkują je bestie.
Isabella spojrzała w podłogę.
- Owszem, kiedyś były tu lasy, ale przejęliście tę wyspę... Skąd mam wiedzieć, że ich nie spaliliście? - Odpowiedziała.
Zamilkła na chwilę. Po chwili, spojrzała na Berhesta...
- Moglibyśmy pójść do lasu? Na pewno jest jakiś, do którego dochodzi bardzo mało promieni słońca... Chciałabym pójść do takiego... - Powiedziała nagle.