Zerriana natychmiast zasygnalizowała żeby żołnierze opuścili broń.
- Wróćcie do swoich obowiązków.. - powiedziała do żołnierzy.
Gdy nieumarli odeszli w swoją stronę od razu zwróciła swój wzrok na Jyggalaga i uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że na tym świecie są jeszcze mężczyźni którzy znają dobre maniery.. Teraz to gatunek wymierający... Wracając jednak.. Chcecie zobaczyć się z Raughnem tak? Przebywa on aktualnie w swojej rezydencji w centrum Dohl de Lokke. Zaprowadzę was tam... Do miasta bowiem mają dostęp tylko Nieumarli i.. uprawnione do tego osoby...Sami więc byście tam nie dotarli. Chodźcie za mną...
Jyggalag zaczął iść za kobietą. Tuż za nim szedł Harkon. Coraz bardziej przyzwyczajał się do swojego ciała.
Magnus w tym samym czasie siedział na kamieniu. Nudziło go to. Wolał sobie posiedzieć w karczmie albo burdelu i pić piwo. Był tutaj tylko od brudnej roboty i tylko dla pieniędzy Jyggalaga. Mimo że nie chciało mu się iść, to był posłuszny szefowi. Wiedział że nie może narażać się na jego gniew.
- Nie dadzą nawet posiedzieć... - powiedział pod nosem
Zaraz po tym wstał i zaczął iść za mężczyznami. Trzymał lekki dystans.
Zerriana prowadziła przybyszów w stronę Dohl de Lokke. Aby jednak tam dotrzeć pierwsze musieli przejść przez ruiny Sollum.. a w zasadzie teraz to juz pustkowie.. Z całego miasta zostało tylko kilka budynków. Wzdłuż ulic przechodziły oddziały Nieumarłych wojowników. Ich liczebność był imponująca.
W końcu po kilku minutach marszu trafili pod bramę Dohl de Lokke. Pod bramą było kilku strażników oraz.. Varran.
Gad widząc nieznajomych chciał już zasyczeć ale powstrzymał się widząc w ich towarzystwie Zerrianę. Patrzył więc z boku na nich swoimi żółtymi ślepiami z wielkim zainteresowaniem. Strażnicy zatrzymali Zerriane przed brama pytając o tajemniczych nieznajomych.
- Spokojnie.. oni przybyli ze mną.. - rzekła z uśmiechem
Strażnik kiwnął głową i odsunął się robiąc przejście do miasta.
Zerriana powoli prowadziła ich przez ulice Dohl de Lokke do samego centrum. Oczom Jyggalaga ukazał się wysoki budynek, wyraźnie górujący nad pozostałymi.
W okolicznych knajpach grała muzyka, słychać było śmiechy i rozmowy Nieumarłych żołnierzy. W końcu Zerriana zatrzymała się przy budynku który widział Jyggalag.
- To tutaj - powiedziała do Jyggalaga a następnie podeszła do wrót gdzie stało dwóch strażników.
- Pani Zerriana? - zdziwił sie strażnik - W czym możemy pomóc?
- Przekażcie Raughnowi, że przyprowadziłam kogoś kto chce z nim rozmawiać..
- Oczywiście.. Proszę zaczekać.. - powiedział strażnik i wszedł do środka budynku.
Po chwili wrócił z powrotem.
- Najwyższy Dowódca oczekuje na was.. Zapraszam..
Drzwi do rezydencji się otworzyły. Zerriana weszła jako pierwsza. Od razu dostrzegła Raughna, który siedzi na tronie przy dębowym stole , czyta dokumenty i popija z kieliszka czerwone wino. Nie był jednak sam. Harh Krill stał obok niego. O czymś rozmawiali.
- Zerriana.. no proszę.. Jak ci się podoba moja rezydencja? Nie miałaś chyba okazji jej zobaczyć jeszcze od środka..
- Całkiem ładna.. przyznaje, że ładnie się urządziłeś... - powiedziała rozglądając się po wnętrzu. - Ale nie przyszłam tu po to aby podziwiać.. Ktoś chce z tobą porozmawiać..
Jyggalag i Harkon stanęli obok Zerriany.
Harh Krill spojrzał na nich z zainteresowaniem. Nic jednak nie powiedział. Natomiast Raughn nie ruszając się ze swojego miejsca wziął kolejny łyk wina z kieliszka.
- Pani Zerriana miło nas przywitała. Samo miejsce jednak radością nie pała. Więc chyba dobrze trafiłem - rzekł nagle Jyggalag.
- Ostatnio ciężko cię spotkać kapitanie - dodał ze spokojem.
Harkon błądził powoli oczami na boki. Rozglądał się. Magnus tymczasem stał kawałek za Jyggalagiem.
Raughn słysząc to zaśmiał się.
- Ciężko... Tak to prawda.. ale jak już się pojawiam to nikt nie chce abym zrobił to ponownie. - rzekł spokojnym tonem dopijając wino z kieliszka i odkładając go na blat stołu.
- Zostawię was już samych.. Raughn, odwiedzę Cię później mamy pewne kwestie do omówienia... - wtrąciła Zerriana
- Oczywiście... - odparł Raughn kiwając głową
Zerriana z lekkim uśmiechem skierowanym do Jyggalaga udała się w kierunku wyjścia.
- No więc... - kontynuował Raughn spoglądając z powrotem na Jyggalaga i Harkona - Kim jesteście i co was sprowadza do mojego martwego królestwa?
Pyke zaczął iść w stronę tronu Raughna, patrząc w jego oczy.
- Jyggalag Pyke - powiedział nadal idąc.
- A to jest... Quagmir Bal - zatrzymał się, obok niego stanął Harkon.
- Niegdyś Książę Harkon Carraboth Bal.
- Sprowadza nas wspólny wróg - dodał Pyke.
Harkon zatrzymał swój wzrok na Raughnie.
Magnus tymczasem został za wrotami rezydencji.
Raughn przez chwile zamilkł zatrzymując swój błyszczący wzrok na Harkonie. Następnie wstał z tronu i podszedł do Jyggalaga i Harkona.
- Proszę proszę.. Carraboth Bal... Kto by pomyślał że przedstawiciel królewskiej krwi przybędzie do mojej rezydencji... - powiedział Raughn patrząc na Harkona przenikliwym spojrzeniem. - Mam wielką skazę do tego rodu.. w szczególności że na własne oczy widziałem jak się kształtował... Ty jednak wydajesz sie być inny.. wyczuwam w tobie pokłady nienawiści...Zupełnie jakbym patrzył w nowe oblicze Malacatha... Interesujące...
Następnie Raughn usiadł ponownie na swoim tronie i spojrzał na Jyggalaga.
- Wspólny wróg... Rozumiem, że chodzi wam o Cecilie.... No bo o kogo może chodzić innego - zaśmiał się - Nie wiem czy słyszeliście co stało się minionej nocy... Jej wojska dzielnie się broniły... Szkoda tylko że nadaremno..
Harkon nie odzywał się. Słychać było tylko jego oddech wzmocniony przez respirator.
- Twoja wojna zbiera duże żniwo. Poniekąd jestem jej fanem. Ale tylko trochę - rzekł Jyggalag zakładając ręce.
- Przesadny mord robi duże wrażenie, ale źle wpływa na reputacje. Inna sprawa że nie każdy patrzy na jedno czy drugie - mówił.
- Mniejsza... Mam propozycje. Owocną dla obu stron - dodał Pyke.
- Nie dbam o reputacje... Chyba że mowa o reputacje wśród mojej armii i żołnierzy. Ludzie jako gatunek nakreślili sobie już mój wizerunek dawno temu... Morderca i Niszczyciel. Nie żebym się tym przejmował bo jest to poniekąd prawda.. ale każdy w swoim działaniu ma jakiś większy cel.. Ja również nie robię tego dla zabawy.. - mówił Raughn i przez chwile się zamyślił. Następnie znów spojrzał na Jyggalaga
- Mów więc co to za propozycja..
Tymczasem Iganthir odłożył swoje narzędzia i spojrzał na Berhesta.
- Mamy to czego potrzebowaliśmy.. Mogę rozpocząć pracę..
- A co z księżniczką? Nic jej nie będzie? - zapytał Berhest
Ignathir skrzywił się nieco. Nie podobało mu się zachowanie Berhesta.
- Musiałem wprowadzić ją w stan narkozy. Wiesz mi ja tez nie chciałem aby z bólu krzyczała na całe miasto.. Zwracałaby niepotrzebną uwagę.. Tak to jak się obudzi będziemy mogli przystąpić do kolejnego eksperymentu... Póki co muszę powiadomić Raughna o sukcesie... Przypilnujesz ją do mojego powrotu..
- Dobrze.. - odparł Berhest i spojrzał na Isabelle oraz na ślady po krwi.
- Pozbędziemy się Cecilli. Prostsze być nie może - rzekł Jyggalag.
- Ty jesteś lwem. Ja zaś lisem. Współpracą możemy dokonać niemożliwego. Czegoś nowego. Jeśli się zgodzisz, zapiszesz się na kartach historii gdy tylko zmienimy ten ohydny świat - mówił.
- Bo jak pewnie wiesz, w życiu nie wybiera się rodziny. Ale w tej branży czasem trzeba. Możemy zostać wspólnikami i razem podzielić się zyskiem. Możesz mnie też zabić. Bo Quagmira ci się nie uda. Jednak wtedy szanse twojego sukcesu lecą w dół. Bo widzisz... Ten Bal wie o Carrabothach więcej niż my wszyscy razem wzięci.
Jyggalag zrobił krótką przerwę. Widział jak Raughn zastanawia się nad jego słowami. Żeby go przekonać, musiał powiedzieć coś jeszcze. Zaczął znów mówić spokojnym i przekonywującym tonem głosu.
- Cecillia już dawno zadławiła się władzą. Więc czas to zmienić. Ale nie jest głupia. Twoja... Ekipa. To piękny dach o chwiejnej podstawie. Zniszcz jeden filar, a cały się zawali. Ona to wie. Będzie próbowała pozabijać was jednego po drugim. Samemu Kapitanie nie masz z nią szans - skończył.