Cecilia zauważyła, że Heith przybył... Westchnęła, a po chwili nabrała powietrza w płuca.
- Witaj, morderco mojej córki...
- Ah tak. Wyrazy współczucia - powiedział bezuczuciowo Heith, tym razem nie myślał o ukochanej, chciał dźgnąć Królową by pozyskać jej krew.
- Jak idzie Ci przepisywanie na mnie ministerstwa? - zaczął się do niej zbliżać.
Mefisto wysiadł właśnie z powozu i wsiadł na konia przy pomocy dwóch elfów.
Przy nim jechał jego doradca, który spojrzał na zegarek.
- Czas nadszedł... Nie otrzymaliśmy żadnej informacji o zaprzestaniu - powiedział.
- Więc zaczynajmy. Najwyższs pora...Dupa mnie swędzi w tej zbroi, nie mogę się podrapać - powiedział Mefisto.
Wielka armia elfów stanęła właśnie bliżej wyjścia z lasu. W oddali było widać już grube mury Ministerstwa. Oficer popatrzył przez lunetę. Na koniu podjechał do niego Mefisto kaszląc lekko.
- Daj mi to - odebrał lunetę od żołnierza i sam w nią spojrzał.
- Na murach jest dużo żołnierzy mój królu. Atak bez zauważenia odpada - powiedział oficer.
- Wiem baranie - rzucił lunetę w jego stronę, odbiła się od klatki piersiowej i spadła na ziemię, oficer od razu ją podniósł i schował za pas.
- Rozłożyć płachtę - dodał stary elf.
- Tak królu - odrzekł oficer.
Po chwili dwie katapulty zaczęły wyjeżdżać z lasu. Stanęły w równej linii odsunięte od siebie z jakiś kilometr. Kilkuset elfów zaczęło przymocowywać jeden koniec płachty do kamienia który był na ramieniu katapulty. To samo zrobili z drugiej strony. Płachta była bardzo ogromna, z mocnego materiału. Ważyła bardzo dużo więc rozwinięcie jej zajęło dużo czasu.
Gdy już wszystko było gotowe, król Mefisto wyszedł jeszcze bardziej przed las. Obok niego na koniu siedział jego doradca z rogiem bitewnym.
- Zaczynajmy - powiedział Mefisto do doradcy.
Mężczyzna kiwnął głową i chwycił róg. Dźwięk z rogu był bardzo donośny i usłyszeli go strażnicy z murów (nie widzieli wojska elfów, bo byli skryci w lesie, tylko katapulty było widać z takiej odległości).
Nagle wojsko elfów zaczęło powoli maszerować w stronę Ministerstwa...
Cecilia spoglądała na niego.
- Heithcie... Popełniłam błąd, lekceważąc cię... I spotkała mnie za to kara, jestem tego świadoma. - Zaczęła.
- Wiem, czego pragniesz... Władzy. Aktualnie ja ją posiadam...
- Ale mam dla ciebie propozycję z tym związaną... - Powiedziała, cały czas na niego patrzyła.
- Będziesz Ministrem Magii, ponadto oddam Ci połowę Krainy, będziesz tam niezależnym od nikogo władcą... A dodatkowo, uczynię Cię następcą Tronu, gdy tylko z niego zejdę... A wówczas zrobisz z nim co zechcesz. Tylko mi teraz pomóż. - Powiedziała.
- W zamian chcę tylko jednej rzeczy... Tylko tej jednej. - Kontynuowała.
- Skoro tak dobrze idzie ci zabijanie, to zabij Captain Raughna... Dasz radę? Dasz radę, odciąć mu głowę? Chyba sobie z nim poradzisz? Chyba jesteś od niego potężniejszy? Nie wierzę, żeby Nieumarły miał jakiekolwiek szanse w starciu z Heithem... - Powiedziała stanowczo.
- Jeśli go zabijesz, będziesz Ministrem Magii i zyskasz władzę, Heithcie... Chyba nie jesteś zbyt słaby, aby odrąbać mu głowę?
- Jeżeli nie zrobisz tego w ciągu najbliższych godzin, to nie będzie czym władać... Cała kraina spłonie, upadnie... Nie będzie już czym władać! - Krzyknęła.
Heith zadziwił się.
- Zabiłem właśnie twoją córkę, a teraz Ty prosisz mnie o pomoc? Królowa Krainy. Hahaha - zaśmiał się
- Twoja przeszłość może tylko pokazać by ci nie ufać. Ale dobrze. - odparł, zaczął znowu myśleć o swojej ukochanej którą chciał odzyskać, co raz mniej myślał o ministerstwie i władzy nad krainą.
- Ale pozbawisz tronu swoich wnuków. Harkon, Nurbanu i Izabela nie będą siedzieć na tronie. To ja będę królem i ministrem. - odparł
- Jeśli nie dotrzymasz swojego słowa albo będziesz coś kombinowała, to wtedy zabiję Cię - złapał ją za gardło i podniósł do góry
- Rozumiesz? - spytał, po czym puścił jej szyję i opuścił na podłogę, Cecilia mocno odczuła siłę Heitha
Armia Nieumarłych była gotowa. Raughn wraz z Ignathirem zeszli ze wzgórza i podeszli do Krilla
- Czy wszystko gotowe? - zapytał Raughn
- Tak .. mozemy ruszać gdy tylko wydasz rozkaz..
Raughn spojrzał na Harkona
- Dobrze... czas ostatecznie pogrążyć Cecilie... ARMIO! NAPRZÓD!
Wszyscy Nieumarli w tej chwili ruszyli biegiem w kierunku Centrum. Raughn, Harkon i pozostali również ruszli. Za chwile mieli przekroczyć granice..
Balisty zaczęły pruć równym ogniem w bariere ochronną. Zaczęły stosować wybuchające pociski, by szybciej rozwalić barierę. Armia Elfów zaczęła wkraczać w barierie. Mieli uniesione tarcze, by nie dostać strzałą czy słabszymi zaklęciami. Mefisto wszystko obserwował z daleka... Wampiry zaczęły lecieć na mury Ministerstwa, a trolle bitewne biegły zaraz po nich.
- Rozumiem... - Odparła.
- Ale... U jego boku... Raughna... Jest Ignathir... Jest jeszcze groźniejszy od niego... Nim też się zajmij, proszę... - Dodała, po czym wstała powoli.
- Pamiętaj, że moje armie są jeszcze bardzo liczne... Obronią mój Zamek, Ministerstwo, Hogwart i Magiczne Lasy... Jeśli tak się stanie, to trzeba będzie jedynie odzyskać tereny, które zdołali już podbić... - Powiedziała.
W Ministerstwie stacjonowała już bardzo pokaźna armia... Mieszanka Czarodziejów, Aurorów, Magicznych Istot... Ministerstwo było otoczone Magiczną Barierą, a wewnątrz czekała ogromna armia...
W oddali dostrzegli kroczącą armię Elfów.
- To te gnidy! - Krzyknął jeden z Czarodziejów.
- Szykować katapulty Ministerstwa! - Krzyknął jeden z Aurorów... Gdy tylko elfy bardziej się zbliżą, rozpocznie się ostrzał...
Balisty i katapulty elfów były bardziej zmodernizowane. Również te od nieumarłych były bardzo zmodernizowane. Balisty zaczęły ostrzał w mury Ministerstwa, bo zrobili już pokaźne dziury w barierze. Zaczęła stopniowo zanikać...
Wampiry dotarły na mury, zaczęły porywać żołnierzy stacjonujących na murach, by elfy miały łatwiejszy dostęp. Z lasu zaczęły wyjeżdżać już wieże oblężnicze...
Nieumarli ruszyli z pełną siłą Było ich tysiące.. dziesiątki tysięcy. Wszyscy uzbrojeni po zęby... gotowi do walki.