MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World 2
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zeratu widząc, że jego Pani klęczy przed Malacathem warknął lekko... Pokazał kły, jednak nie atakował gdyż Isabella również nie atakowała... Nie mogła.
- To prawda... - Zaczęła Isabella i przełknęła ślinę. Nadal klęczała i pochylała głowę.
- Jesteśmy rodziną, nie powinniśmy byli rozmawiać o Tobie za Twoimi plecami... Wybacz nam, Wuju. To Ty zasiadasz na złotym tronie, cała Kraina należy do Ciebie... - Powiedziała, była lekko wystraszona ale także zmieszana.
Malacath uśmiechnął się pod maską. Spojrzał na rodzeństwo czerwonymi ślepiami i wyciągnął do nich obie dłonie.
- Wstańcie... - rzekł mrocznym głosem.
Harkon chwycił dłonią za jego lewą, Isabella za jego prawą. Oboje wstali z pomocą Lorda. Harkon nie był jeszcze przekonany co do Malacatha, miał mieszane uczucia...
Rodzeństwo gdy wstało na nogi, puściło ręce Malacatha. Ten odsunął się do nich plecami i zrobił kilka kroków w przód, do tronu. Spojrzał na niego.
- Czeka nas wiele pracy... - powiedział nagle
- Bardzo wiele... - dodał patrząc na tron
Harkon i Isabella uważnie słuchali jego słów. Nagle Lord odwrócił się do nich i powiedział niskim, mrocznym głosem.
- Rozpoczynamy czystkę Carrabothów...


=====

W TYM MIEJSCU KOŃCZĘ SWOJĄ HISTORIE
Następne posty będą dotyczyć już tylko Ravcora.
Keyley patrzył na zachodzące słońce. Chciał znowu być ze swoją rodziną. Nie mógł się jednak sam deportować, gdyż posiadał za mało energii magicznej..
Harh Krill jako naczelny dowódca Nieumarłej armii przekazał informacje swoim żołnierzom. Mogli oni pozostać w królestwie i poruszać sie miedzy kontynentem a Abregado do woli. Flota Nieumarłych stopniowo zaczęła powracać na Abregado gdzie też znajdował sie ich dotychczasowy dom. Harh Krill również po rozwiązaniu wszelkich spraw wrócił do Dohl de Lokke gdzie ostatecznie zamieszkał. Pozostawał jednak w kontakcie z Lordem Malacathem oraz Harkonem.

Tymczasem gdzieś na nieznanych terenach...

Drakkon wylądował na pewnej mrocznej wyspie. Ignathir zszedł z grzbietu smoka. Rozejrzał się... Niebo było ciemne, chmury majestatyczne, zasłaniały one świecące słońce. Od czasu do czasu dało sie zobaczyć blask fioletowych błyskawic. Ignathir nakazał pozostać Drakkonowi na miejscu i czuwać do jego powrotu. On zaś sam wolnym krokiem udał się w stronę wielkiej góry pośrodku wyspy. Coś przyciągnęło go tutaj... coś specyficznego, coś co nie potrafił opisać..
Wspinając się, natrafił na jaskinie w której błyszczało fioletowe światło. Wszedł do środka.. dostrzegł że światło było blaskiem portalu.
- Nie możliwe... - rzekł Ignathir.. - Znalazłem to.. Nareszcie...
Zadowolony podszedł jeszcze bliżej i wyciągnął ręke w stronę portalu. Ten jednak niespodziewanie zaczął go wciągać
- Co?.. nie... nieeee, coś jest nie tak... Nie! - krzyknął czarodziej i po chwili został wessany do środka. Od razu po tym portal zniknął bez śladu...
Ravcore zobaczył smutek Alyssi. Objął ją i lekko przytulił.
Connor tymczasem spojrzał na wszystkich i powiedział.
- Powinniśmy w końcu stąd wyjść...
- Powinniśmy odciąć się od Magic World. Moglibyśmy zamieszkać na Kartis, mam trochę złota w banku Gringotta... - dodał
- To dobry pomysł.. - rzekła Alyssia lekko opanowując już swój smutek po tym jak ojciec ją przytulił.
Po tych słowach popatrzyła na Zerriane
- Może.. dołączyłabyś do nas?
- Ja? - zdziwiła się Zerriana
- No tak.. w końcu przez prawie 20 lat opiekowałaś się mną gdy byłam pod skrzydłami Raughna.. Nie chce żebyś znów odeszła.. Nie masz w końcu dokąd iść... Według mnie.. jesteś częścią rodziny.. matką, której nigdy nie dane było mi poznać..
Zerriana nie wiedziała co powiedzieć. Była lekko zaskoczona słowami Alyssi.
Ravcore spojrzał na Zerriane i powiedział do niej.
- Alyssia ma racje...
- Ja też nie mam nic przeciwko - dodał Connor lekko się uśmiechając.
Zerriana uśmiechnęła sie i jeszcze raz popatrzyła w ognisko. Alyssia cały czas czekała na jej odpowiedz.
- Dobrze.. - odparła wolno - Pójdę z wami.. Nie opuszczę Cię już moja droga.. będziemy razem..
Alyssia ucieszyła się i przytuliła Zerrianę po raz kolejny.
Po kilku minutach wszyscy wstali i ugasili ognisko. Byli gotowi do drogi.
W tym momencie do Cecilii podeszli już wszyscy pozostali... Wszyscy stanęli obok siebie, Cecilia z Nurbanu natomiast usiadły na ławeczce...
Feniks Zaiross i Kotka Skyres siedzieli obok siebie, na pokładzie... Kotka i Feniks zabawnie się bawili.
Regis spojrzał na wszystkich... Odezwał się jako pierwszy.
- Dokąd teraz popłyniemy? - Spytał Wampir Wyższy.
- Albo do Pont Vanis, gdyż jest bezpieczną Przystanią... Albo pozostaniecie na Statku, który jest niczym pływający pałac... - Odpowiedział Barbarossa opierając się o barierkę Statku...
Spojrzał na Jonathana w tym momencie.
- Może Ty masz jakiś pomysł bezpiecznej lokalizacji? Może Tempus coś Wam poradził? - Spytał, wiedząc że Tempusa tutaj z nimi nie ma.
Nastała chwila ciszy... Jonathan i pozostali bohaterowie nie mieli pojęcia co mogłoby być bezpieczną lokacją...
Barbarossa westchnął... Ewidentnie był wykończony już absolutnie wszystkim.
- Pont Vanis to teraz jedyne bezpieczne miejsce... - Powiedział ponownie, Vincent kiwnął głową.
- Możecie tam płynąć... Lub pozostać na Statku... Lub płynąć gdzieś indziej. - Dodał Kapitan.
W tym momencie wtrącił się Vincent.
- I tak musimy tam najpierw popłynąć... - Rzekł i zerknął na dwa ciała leżące na pokładzie.
Wszyscy kiwnęli głowami... Wszyscy mieli ponure miny... Każdy był wewnątrz siebie załamany.
Regis Rohellec ponownie zabrał głos.
- Dzisiaj nastąpiło obalenie Królowej... Brutalne odebranie jej tronu. - Zaczął.
- Naszej Królowej... Dzisiaj rozpocznie się nowa era Krainy... Mroczna era, gdyż światło którym była nasza Cecilia, które strzegło całej Krainy, dzisiaj zostało... Zgaszone. - Powiedział smutnym głosem Regis.
Nurbanu przytuliła się do Cecilii... Barbarossa i Vincent westchnęli.
Cecilia ponownie bardzo posmutniała... Jedyne rzeczy, które dawały jej teraz radość to towarzystwo Nurbanu, pozostałych przy życiu przyjaciół i jej piękno, które odzyskała dzięki Vincentowi... Jednak smutek był znacznie większy niż radość.
- Straciłam córkę w tej wojnie... - Zaczęła mówić.
- Straciłam tron, Krainę, Różdżkę od Dziadka, Wnuczkę, Wnuka, większość przyjaciół... - Powiedziała, do oczu ponownie napłynęły jej łzy. Nurbanu chwyciła jej dłoń, Vincent pogładził po ramieniu.
- Straciłam także Sabrinę, która za cenę własnego życia walczyła dla mnie... Straciłam swoją Różdżkę... Prezent od Dziadka... - Powiedziała ponownie Cecilia.
Spojrzała na Nurbanu.
- Została mi tylko jedna wnuczka...
- I Wy. - Dodała i spojrzała na Vincent'a, Kotkę Skyres, Regisa, Barbarossę, Feniksa Zaiross'a, Jonathana, Agreggora, Rufusa i KeyLeya...
Po chwili spojrzała na leżące ciała Sabriny i Vrethama, a następnie na resztki załogi Barbarossy na Zemście Królowej Anny...
Cecilia była załamana i smutna... Zamilkła na chwilę.
- Chcę Pyke'a... Chcę jego śmierci za to co zrobił - Powiedziała nagle, po chwili.
- Zapłacą za wszystko... - Odparł Vincent.
- Moja Różdżka... To był prezent od Dziadka. - Powiedziała Cecilia.
Vincent podszedł bliżej Cecilii...
- Ważne, że Ty żyjesz... To jest najważniejsze. - Powiedział.
- Taak... Zginęły dziesiątki tysięcy osób... - Wtrącił Regis.
Nurbanu cały czas przytulała się do Cecilii... Obie kobiety spojrzały na świecący księżyc nad ich głowami...
W tym momencie Barbarossa westchnął głośniej i wyszedł do przodu.
- Mój Statek jest Wasz. - powiedział nagle Barbarossa do Vincenta i Cecilii.
Wszyscy się zdziwili.
- Pochowajcie ich w Pont Vanis... W bezpiecznej przystani. - Rzekł, spoglądając na ciała Sabriny i Vrethama.
- Ja muszę odejść z tego świata. Nie mam już sił na jakiekolwiek walki... I wszyscy o tym wiemy. Horkruks bywa przydatny... Ale dla mnie od zawsze był jedynie przekleństwem, przez które nie mogłem mieć normalnego życia... - Rzekł Barbarossa.
Wszyscy jeszcze bardziej posmutniali.
- Barbarossa... - Powiedziała Cecilia, Kapitan jedynie się do niej uśmiechnął.
- Nauczyłem Vincenta wszystkiego czego tylko potrafiłem... Przekazałem mu absolutnie wszystko. Jest teraz tysiąc razy lepszy ode mnie... - Powiedział, a następnie poklepał przyjaciela po plecach.
Vincent miał poważną minę... Wiedział, że to była ostatnia wojna Barbarossy... Wiedział, że właśnie odchodzi na zawsze.
- Zostawiam Cię w najlepszych rękach, mój wspaniały Okręcie... - Powiedział i poklepał jedną z barierek Zemsty.
Po chwili po raz ostatni wszedł do swojej kajuty Kapitańskiej, a następnie wyszedł z niej z papierami i notatkami w rękach...
- Vincencie... Powierzam Ci wszystkie notatki na temat Twoich mocy i potęgi... To wszystko, co udało nam się odkryć przez te kilkadziesiąt lat... - Powiedział, przekazując mu notatki.
Barbarossa spojrzał na Cecilię.
- W całym jego ciele znajduje się zarówno Czarna jak i Biała Magia... Zarówno magia Lorda Carrabotha jak i Twoja. - Powiedział Barbarossa.
- Świat Magiczny i ta Kraina jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziały.. Jeszcze nikt nigdy nie mógł władać zarówno czarną jak i białą magią jednocześnie... - Rzekł Barbarossa.
- Ale resztę już sami odkryjecie. - Dodał i wręczył Vincentowi wszelkie zapiski, które spisał w dzienniku kapitańskim i notatkach.
Cecilia wstała w tym momencie... Przytuliła Kapitana.
- Dziękuję Ci, Barbarossa... Za wszystko - Powiedziała Cecilia i mocno go uścisnęła.
Kapitan uśmiechnął się.
- Piękna Cecilio... Nie poddawaj się. Czekają Cię ciężkie czasy... Ale pamiętaj, że jesteś silna... Pamiętaj, że masz przy sobie Wnuczkę i Vincenta. - Powiedział.
Ściskali się przez ponad minutę, a następnie Cecilia go puściła.
- No cóż... - Westchnął Kapitan.
- Opiekujcie się Zemstą... Uważajcie na siebie... - Powiedział, a następnie podszedł do barierki i spojrzał na ocean...
Zemsta Królowej Anny i cała flota w tym momencie już płynęła po oceanie... Oddalali się od Riven Port i Centrum Krainy...
Cała flota wtórowała Wielkiemu Kapitanowi Barbarossie. Wszystkie załogi już wiedziały, że opuszcza ten świat... Za chwilę miał na zawsze opuścić pokład swojego Statku... Pozostawić go w rękach Cecilii i Vincent'a.
Załogi na okrętach śpiewały pożegnalną pieśń, bito w bębny i grano na instrumentach... Absolutnie każdy cenił, szanował i podziwiał Wielkiego Kapitana Barbarossę... Nikt o nim nie zapomni, nigdy.
Po chwili, Barbarossa teleportował się i zniknął z pokładu... Nikt nie wiedział dokąd... Po prostu odszedł z tego świata... Na zawsze.
Flota płynęła... Po teleportacji Kapitana nastąpiła długa cisza... Trwała przez ponad 15 minut.
Wszyscy pożegnali Kapitana.
Po ciszy, Cecilia z uwagą spojrzała na notatki o mocach Vincent'a...
- Nie brałem udziału w tej wojnie... Ponieważ nie jestem jeszcze w pełni sił... Nie umiem kontrolować jeszcze swych potężnych mocy... Na razie przeszedłem etap kilkudziesięciu lat ciągłych ćwiczeń... A także wyleczyłem całkowicie swoją chorobę... Teraz tylko muszę zgłębić tajniki mojej potęgi... A wówczas, gdy jeszcze raz ktoś spróbuje podnieść na Ciebie rękę, Cecilio... Zginie! - Krzyknął Vincent, siedząc już obok Cecilii i Nurbanu.
Vincent wydał rozkazy...
- Najpierw popłyniemy na Pont Vanis, aby pochować naszych bliskich... Sabrinę, Vrethama! - Krzyknął.
- A potem tam gdzie zechcesz, Cecilio... - Dodał, patrząc na Królową.
W tym momencie Cecilia przypomniała sobie... Pewne miejsce... Zrobiła ogromne oczy, jednak milczała... Zamierzała powiedzieć wszystkim tuż po tym jak załatwią sprawy w Pont Vanis.
W tym momencie dostrzegła KeyLey'a... Zdała sobie sprawę z pewnego faktu...
- Chwila... Skądś Cię znam... - Powiedziała.

Zemsta Królowej Anny dopłynęła do Pont Vanis...
* Pont Vanis *
Większość ludzi widząc płynącą Zemstę Królowej Anny w towarzystwie floty uradowała się, wszyscy się cieszyli.
Po dopłynięciu, pokład opuściła Cecilia, Nurbanu, Vincent, Regis i pozostali...
Nastąpiła ceremonia... Pochowano tutaj, w pięknym miejscu zarówno ciało Vrethama Karsosa jak i Sabriny Spellman... Rodzina Vrethama opłakiwała zmarłego... Nie mogli powstrzymać łez. Cecilia spojrzała na nich ze smutkiem.
W tym momencie, cała załoga Zemsty opuściła pokład na rozkaz Cecilii...
- Zostańcie tutaj, w Pont Vanis... Przez lata pływaliście wraz z Kapitanem Barbarossą, jednak teraz... Musicie tutaj pozostać. - Powiedziała do najlepszej załogi w całej Krainie... Która i tak już po tej wojnie znacznie się wykruszyła.
- Harkon... Oni wszyscy na pewno tutaj przybędą... Będą tutaj szukać mnie i Nurbanu. A wówczas wszystkim mieszkańcom może grozić niebezpieczeństwo... Jeżeli nas tutaj nie znajdą to nic nie będzie Wam grozić... - Powiedziała Cecilia do załogi.
W tym momencie wyszedł jeden Pirat.
- Barbarossa odszedł, Vretham Karsos nie żyje... Kto zostanie Władcą Pont Vanis? - Spytało kilku załogantów.
Po chwili, Drogą głosowania wybrano jednego z Najstarszych Piratów w załodze Barbarossy - Hectora Miratt...
- Wracajmy... - Rzekł Vincent.
Po chwili, Cecilia, Nurbanu, Vincent, Regis, Jonathan, Agreggor, Rufus i KeyLey wrócili na pokład... Okręt odpłynął z Pont Vanis... Na pokładzie pozostały już tylko te osoby, cała załoga została w Pont Vanis...
Wszyscy coś stracili, jednakże Jonathan coś zyskał. Zyskał prawdę. Był synem Saula. Patrząc na księżyc myślał o swoim ojcu...

- Tak Cecilio. Znasz. Jestem Keyley. Zostałem uratowany przez Ikara i Tempusa, miałem być zabity przez Carrabotha podczas uczty, jednakże to się nie powiodło i przeżyłem.. - odparł
Przekierowanie