MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World 2
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Statek Raughna - Erresir, nadal przemierzał ocean. Kierował się w kierunku Abregado. Byli już bliżej celu niż dalej, ale prawda była taka, że na miejsce dotrzeć mieli dopiero wieczorem. Załoga nie miała wiele do roboty. Małe grupki nieumarłych chodziły po pokładzie od czasu do czasu obserwując wodę. Krill przebywał wraz z Raughnem w kajucie. Omawiali dalsze plany działania oraz wyrażali swoje przemyślenia na temat nowego miasta które na Abregado właśnie powstawało. Miasta które miało być nową stolica wyspy.. Królestwem dla wszystkich nieumarłych.
Harkon i jego nowy przyjaciel dotarli to komnaty zamkowego maga - Franka.
- Cześć Frank - przywitał się elf.
Mag był ubrany w długie bogato zdobione szaty, miał na głowie kaptur. Odstawił księgę i odwrócił się do księcia.
- Ahh, Harkon! Witaj! Co cię do mnie sprowadza? - spytał
Elf spojrzał na Pyke'a.
- Poznaj... To Jyggalag Pyke, właśnie oprowadzam go po zamku - dodał.
Mag pomyślał. Coś to imię mu mówiło. Zaczął się lekko denerwować. Jyggalag to widział. Wyczytał jego emocje...
- Zaraz... Zaraz... - mag przypatrywał się mężczyźnie
Jyggalag widział jego podejrzliwość. W rękawie czuł jak jego nóż powoli zsuwa mu się do dłoni...
- Czy to nie ty jesteś tym uciekinierem z Azkabanu? - spytał
Jyggalag bardzo się zdziwił. Nie był na to przygotowany. Czuł że może zaraz zostać zdemaskowany. Właściwie już był. Nie mógł na to pozwolić.
- Nie wiem o czym mówisz - odrzekł mężczyzna w cylindrze.
- Doprawdy? - odpowiedział pytaniem Frank
- O co tu chodzi? - spytał elf, stał obok Pyke'a
- Wpuściłeś do zamku zbiega książę! - dłonie maga zapłonęły
Nagle nóż spadł do dłoni Pyke'a. Rzucił go w ułamek sekundy w stronę Franka. Mag jednak zatrzymał pocisk przed sobą.
Harkon nie wiedział co zrobić. Ufał Jyggalagowi, jednak Franka znał dłużej. Motał się z myślami.
- Zostaniesz postawiony przed ministerstwem, kniocie! - krzyknął Frank
- Nie! On mi jest potrzebny! - krzyknął Harkon
Frank spojrzał momentalnie na maga. Nóż spadł na ziemię. Z dłoni maga ogień lekko ugasł.
- Co? - spytał i patrzył na elfa
Nagle Harkon ujrzał jak miecz leci i wbija się w głowę maga. Ten w sekundę upadł na ziemię. Padł martwy w kałuży krwi.
Serce elfa zabiło diametralnie szybciej. Czuł adrenalinę, strach, gubił się w myślach. Spojrzał na Jyggalaga i krzyknął.
- Coś ty zrobił!
- Spotkajmy się jutro w Czarnej Przystani. Wszystko ci powiem - odrzekł Jyggalag i zniknął.
- Zaraz! - Harkon nie zdążył dokończyć
Pyke zdał sobie sprawę że jego plan się zmienił. Nawet bardzo. Jeden głupi błąd mógł skreślić cały plan. Wybrnął z tego jednak najlepiej jak mógł. Podczas nieuwagi Franka, wziął miecz który był oparty o ścianę. Miał jeszcze do wyboru swój sztylet, w środku płaszcza. Dlaczego więc wybrał miecz...? To wiedział już tylko Jyggalag, jednak za kilka minut miał o tym wiedzieć już cały zamek...
Staruszek - Właściciel sklepu z herbatą chwycił jedną z wielu pięknie zdobionych waz stojących na półkach. W środku znajdowały się najdroższe herbaty (tylko te drogie były w porcelanowych wazach).
- A może... Tę? - Spytał, pokazując Szalonemu Kapelusznikowi wazę. Czarnoksiężnik nachylił się nad znajdującą się w środku herbatą... Obejrzał ją dokładnie z każdej strony, a następnie zaciągnął się porządnie, zamykając oczy... Wzdrygnął się lekko.
- Niee, nie, niee... - Rzekł ze spokojem Szalony Kapelusznik, rozglądając się po półkach.
Staruszek pospiesznie odstawił wazę i podrapał się po brodzie... Po chwili sięgnął kolejną, znacznie piękniejszą wazę.
- A może... - Powiedział, podtykając wazę pod nos Szalonemu Kapelusznikowi. Czarnoksiężnik natychmiast poczuł wspaniały zapach herbaty znajdującej się w wazie... Spodobał mu się. Chwycił troszkę herbaty w dwa palce, zmielił nieco... I wrzucił znów do środka wazy.
- Tak... Tak! - Krzyknął i klasnął w ręce uradowany.
Staruszek uśmiechnął się i zachichotał, a następnie postawił wazę na ladzie.
- Dawaj następną! - Powiedział Kapelusznik.
======================

Bill i Alastor zgodzili się i pozostawili Księżniczkę Nurbanu wraz z Alanem. Trójka mężczyzn zaś udała się wgłąb lasu, szukając jakiegoś tropu kogoś, kto odpowiedzialny jest za ten pożar, albo miejsca w którym został on wzniecony. Trójka mężczyzn była ekspertami w tropieniu, a Zenit również był fantastycznie wyszkolony. Przeszli już spory kawałek, aczkolwiek znalezienie tropu było bardzo, bardzo trudne... Ten, kto jest odpowiedzialny za ogień, lub to co jest za niego odpowiedzialne, idealnie zatarł, bądź zatarło ślady...
Tymczasem, Alan stał obok Księżniczki. Kręcił młynek palcami i szurał butem po ziemi.
Księżniczka Nurbanu stała wyprostowana, lewą ręką zakrywała śliczną chusteczką usta i nos, prawą zaś trzymała swoją śliczną torebeczkę.
- K... Księżniczko. - Zaczął w końcu Alan.
Nurbanu spojrzała na niego.
- Więc... W zamku, te... Kwiaty... To znaczy... Czy... Spodobały Ci się? - Jąkał się Alan, język mu się plątał.
Nurbanu uśmiechnęła się lekko.
- Tak... Kwiatki były bardzo ładne. Później nastąpiło zamieszanie, gdyż przybyły wieści, że moja Babcia wraca do zamku... Dlatego musieliście wyjść. - Odpowiedziała.
Alan kiwnął głową.
- Rozumiem. Czy Królowa wróciła bezpiecznie? - Spytał.
- Babcia spóźnia się nieco, dlatego postanowiłam zająć się sprawą tego pożaru jeszcze zanim wróci. - Powiedziała. Miała nadzieję, że uczta i wszystko w zamku będzie gotowe, gdy tylko wróci.
Alan ponownie kiwnął głową... Jego policzki się rumieniły. Ręce trzymał złączone z tyłu.
- Księżniczko... - Zaczął znów, niepewnie.
- Wiem, że nie przystoi mi... Wiem, że nie jesteśmy tego godni, ale czy może... Zechciałabyś odwiedzić mnie i mojego brata w naszym domu? Chciałbym przygotować wspaniałą ucztę... - Mówił.
- Wiem, że sama twoja torebka... Sama twoja suknia, biżuteria, perfumy są warte więcej niż cały nasz dom, ale zapewniam, że żyjemy na wysokim poziomie. Odwiedziny Księżniczki byłyby dla nas ogromnym zaszczytem, dlatego pragnę Cię zaprosić... - Dokończył, a następnie poluzował kołnierz, zabrakło mu śliny w ustach ze stresu, zaczął szybko oddychać...
Nurbanu uśmiechnęła się, chciała odpowiedzieć, ale w tym samym momencie podeszli do nich Czarodzieje.
- Księżniczko! - Ukłonił się jeden, a następnie ucałował dłoń Nurbanu.
- Prześliczna Księżniczko... Pragnę Cię poinformować, że za chwilę wywołamy tutaj deszcz, nad lasami... Hukniemy zaklęciami w chmury... Cały czas walczymy z pożarem używając zaklęć tak potężnych jak Aguamenti Maxima i Aqua Eructo, wygrywamy z pożarem, ale deszcz również bardzo nam pomoże... Ludzie już są wdzięczni za to, że ratujemy ich dobytki... A dodatkowo, spora grupa Żywiołaków Wody przybyła do lasów i pomaga nam gasić ogień. Za chwilę wszystko będzie ugaszone. - Powiedział.
- Dobrze. - Odpowiedziała Nurbanu.
- Czyńcie swą powinność. - Dodała, Czarodzieje ponownie się ukłonili i wycelowali Różdżkami w niebo...
Dwójka służących natychmiast otworzyła parasolki, a następnie unieśli je nad głową Księżniczki Nurbanu... Parasolki całkowicie ją zakrywały... Po chwili, pierwsze krople deszczu zaczęły spadać... Krople były coraz większe, mocniejsze... Za chwilę miało zacząć porządnie lać.
Alan spojrzał na Księżniczkę... Czekał na jej odpowiedź.
- Zastanowię się. - Odpowiedziała, uśmiechając się. Zrobiła Łucznikowi nadzieję... Alanowi natychmiast ulżyło, napięcie z niego zeszło... Odetchnął z ulgą.
Minęło sporo czasu... Trójka mężczyzn miała zaraz wrócić z lasu.
Alan więc postanowił jeszcze spytać, aby podjąć jeszcze jedną rozmowę z Księżniczką...
- Księżniczko... Jeśli wolno mi spytać... Dokąd udała się Królowa, że zajęło jej to tyle czasu? - Spytał i spojrzał na służących trzymających parasolki nad głową Księżniczki, jednak szybko odwrócił od nich wzrok.
- Babcia wyruszyła do... Nieumarłych. Nie znam jeszcze szczegółów, ale wiem, że to zwykli barbarzyńcy... Bestie, zwierzęta... Masywne bestie... - Odpowiedziała pewnie, robiąc poważną minę.
Alan zamyślił się...
- Barbarzyńcy... Gdyby tylko któryś postanowił Cię tknąć, zrobić Ci coś... Urwałbym takiemu rękę... - Powiedział pewnie Alan.
Nurbanu uśmiechnęła się lekko... Po chwili, z lasu wyłonili się Henryk, Alastor i Bill... Zmierzali w ich kierunku, Zenit kroczył obok nich.
Harkon patrzył na ciało Franka. Serce biło mu jak szalone. Po chwili wybiegł z komnaty. Spojrzał w bok i ujrzał maszerujących dwóch strażników.
- Książę Harkonie - powiedzieli i ukłonili się razem.
Elf był zakłopotany. Z jego rodziny nikt nie wiedział o istnieniu Jyggalaga. Podejrzenie zabójstwa padło by na... Właśnie Harkona. Przez całe jego życie mało z nimi rozmawiał i był wręcz przekonany że mu nie uwierzą. Musiał bronić Pyke'a. Musiał, bo czuł że trafił na kogoś kto potrafiłby mu pomóc. Musiał bronić sam siebie.
Harkon natychmiast wyjął siekierę. Zielony dym zaczął z niej ulatywać. Rzucił potężnym orężem w nadchodzących strażników. Nim się jeden obejrzał, jego kompan miał już przebitą głowę na pół. Siekiera zrobiła obrót jak bumerang i wróciła do ręki elfa. Strażnik się wystraszył.
- Książę?! - krzyknął niepewnie
Oczy Harkona zmieniły kolor na krwisty kolor.
Strażnik zaczął uciekać do tyłu. Upuścił broń i po chwili zniknął za korytarzem.
Harkonowi zabrakło... Czegoś mu zabrakło. Nie zabił go, mimo że mógł. Teraz musiał działać szybko. Musiał pierwszy kogoś powiadomić...
Młody Bal zaczął jak najszybciej biec do komnaty swoich rodziców...

=====

Jyggalag tymczasem pojawił się w swoim mieszkaniu. Uspokoił oddech. Był zdenerwowany. Nawet nie myślał że ktoś mógłby go rozpoznać. Po tylu latach...
Pyke usiadł na fotel i przez kilka minut siedział tak w ciszy. Zaczął myśleć, analizować...
Iganthir zbliżył się nieco do ruin zamku Carrabotha. Spojrzał na leżące kamienie, głazy i pozostałości murów zamku. Przestrzeni był dużo więc uznał, że będzie to odpowiednie miejsce by zacząć. Machnął swym kosturem. Niebo natychmiastowo ściemniało. Chmury doszczętnie zasłoniły słońce. Ignathir czuł, że energia kosturu jest dużo potężniejsza niż wcześniej.
- Shanham var! - rzekł donośnie Ignathir wykonując gest ręką, a następnie z całej siły wbił kostur w ziemię.
Ziemia lekko zadrżała. Z ciemnych chmur zaczął padać ulewny deszcz. Pojawiały się też pojedyncze błyskawice oświetalające ciemne jak smoła niebo. Ignathir zamierzał przywołać bestię...
Harkon wpadł do komnaty swojej matki i ojca.
- Ojcze! Strażnicy zabili Franka!
- Co? - elf wstał z fotela
Harkon po chwili spojrzał na matkę.

W tym samym czasie, strażnik który uciekł szukał Isabelli by poinformować ją o tym co uczynił Harkon.
Trójka mężczyzn wróciła.
- Księżniczko! - Zaczął Alastor.
- Jakie wieści? - Spytała Nurbanu.
- Udaliśmy się daleko, wgłąb lasu... Wykorzystaliśmy wszystkie sztuczki, a także nasze doświadczenie i umiejętności... Jednak znaleźć jakiekolwiek ślady jest bardzo trudno... Wręcz jest to niemożliwe. - Powiedział.
- Pies tych dwóch bardzo zacnie tropił, dlatego muszę Wam panowie pogratulować i podziękować za pomoc. - Rzekł i uścisnął dłoń z Henrykiem i Alanem.
- Tak, dobra robota. Mam nadzieję, że tutaj nic podejrzanego się nie wydarzyło? - Spytał Bill, patrząc na Alana.
- Nie, nic. - Odpowiedział Łucznik.
Bill kiwnął głową.
- Więc stwierdzamy, że za ten pożar jest odpowiedzialny jakiś człowiek... Nic innego nie mogłoby spowodować takiego pożaru. W lesie i na mokradłach mogło bardzo dużo się wydarzyć. Może jakaś grupa ludzi wznieciła ten pożar? Może doszło do jakichś pojedynków i zaklęcia wywołały ogień? Kto wie. - Powiedział Alastor.
- W każdym mąć razie, pożar został już całkowicie opanowany przez Czarodziejów... Nikomu już nic nie zagraża, wszyscy są bezpieczni. - Skończył mówić.
Nurbanu bardzo się ucieszyła.
- Wspaniale! Gratuluję Wam, świetnie się spisaliście. Wiedziałam, że mogę na Was liczyć. - Powiedziała Księżniczka do nich. W tym samym momencie, bardzo, bardzo dużo ludzi mieszkających w Hammersteel i w okolicach, zaczęło się tutaj zbierać... Każdy był zadowolony, wszyscy wiwatowali i wykrzykiwali imię Nurbanu i dziękowali za szybką reakcję i pomoc Księżniczki.
================

- Zniknął? Ale jak to? - Spytała Isabella. Była bardzo zdziwiona.
- Tak... Od dłuższego czasu już nikt go nie widział. - Dodał Artur.
- I co? - Spytała.
- Rufus sobie poczyna, przejmuje obowiązki Ministra i próbuje się wszystkim zajmować. - Powiedział Auror.
- Zapewne wszyscy najwyżej postawieni w Ministerstwie... Właśnie Rufus, Regis, a może nawet sam Meret przybędą do Cecilii i to jej o wszystkim opowiedzą. Albo inni najważniejsi Aurorzy. - Dodał.
- No tak... Oni bezgranicznie wspierają Babcię. - Powiedziała Isabella.
- Czyli nikt nie wie, gdzie jest Meret? Bo gdyby ktoś na wyższym stanowisku wiedział, wówczas Ty również byś wiedział? - Spytała Księżniczka.
- Oczywiście. - Odpowiedział Artur Winchester.
- Mimo tego, że nie jestem w pewnej ważnej radzie, w której odbywają się najważniejsze dyskusje, to mam znakomitych informatorów. - Dodał.
- Nie wiemy też co postanowi Cecilia wraz z Ministerstwem w sprawie tych Nieumarłych... A słyszałem też o innych aktach agresji i napadach... Wiele osób ostatnio wychodzi z cienia i zaczyna sobie coraz bardziej poczynać. - Dopowiedział.
Isabella wstała z krzesła i podeszła do niego znacznie bliżej...
- Jeśli rozpoczną z nimi wojnę... Na pewno wygrają. Ale... Na wojnie zawsze ktoś może zginąć. Może zginąć ktoś ważny... Ktoś, kto posiada ważniejsze stanowisko od Ciebie... A wówczas wtedy Ty możesz owe stanowisko zyskać. - Powiedziała mu i pogładziła go dłonią po poliku, a następnie oblizała językiem swoje przepiękne usta.
- Tak... Od dawna już, głównie dzięki twojemu wsparciu, zdobywam coraz to wyższe stanowiska w Ministerstwie... - Powiedział cichym głosem Artur, spoglądał na usta Isabelli...
=======

Azula spojrzała na Harkona.
- Frank... Nie żyje? Co Ty mówisz... - Spytała, jednak nie wykazywała zbyt widocznych emocji ze względu na ciągłą trwającą u niej żałobę po ojcu...
- Było ich dwóch, jeden zdołał uciec - rzekł Harkon.
- Jest gdzieś w zamku - dodał.
- Powiedz strażnikom żeby go znaleźli... Ja zostanę tutaj gdyby miał zaatakować nas... - odpowiedział Haron
- Ale... Na pewno nie robisz sobie żartów? - spytał niepewnie ojciec
- Naprawdę nikt nie traktuje mnie tutaj poważnie...? - odpowiedział Bal ze złością
- Sam go znajdę - dodał i wyszedł szybko z komnaty.
Haron nie odpowiedział. Był wściekły na ojca. Nie traktował go poważnie. Nikt z jego rodziny nie traktował go na poważnie.

Od kilku minut Harkon szukał strażnika. Nie wiedział że zbieg za chwilę będzie przy Isabelli...

=====

- Księżniczko Isabello! - krzyknął z oddali strażnik
- Książę Harkon oszalał! Zabił innego strażnika! - dobiegł
Agreggor zasnął przy notatkach. Zapomniał o spotkaniu z wujem.

___
Sorry że mało pisze ale czasu brak, jutro się postaram ogarnąć
Kostur Ignathira zaświecił białym światłem. Nadszedł bowiem czas aby wypowiedzieć inskrypcje... pradawne zaklęcie które miało przywołać bestie. Generał Nieumarłych wymachnął kosturem.
- Ghwae! Ghwae! Innalza jahat nata... dal kherat dalla bag-ong.... deco agallon! - wypowiedział Ignathir stosując dialekt starożytnego języka
Pioruny zaczęły się nasilać i uderzać ze wzmożoną aktywnością. Ni stąd ni zowąd mag poczuł wibracje z wnętrza ziemi.. Odsunął się parę kroków do tyłu. Usłyszał tajemniczy ryk, który z sekundy na sekundę stawał się coraz głośniejszy...i w tym momencie.. ziemia eksplodowała... kamienie posypały się na kilkanaście metrów. Ignathir szybko osłonił się magiczną tarczą aby nie dostać kilkumetrowym głazem. Chmura pyłu zasłoniła wszystko. Dopiero po paru minutach gdy opadła Ignathir dostrzegł monstrualnego potwora, który wydostał się z wnętrza ziemi. Przez lata pozostawał uśpieniu ale teraz... powrócił.. Czarodziej przypatrzył mu się lepiej.. Była to ogromna na prawie 30 metrów skolopendra która nawet u najtwardszych wojowników wywołałaby przerażenie. Ignathir podniósł nadal błyszczący białym światłem kostur. Bestia wyglądała na bardzo zainteresowaną migającym blaskiem.
- Teraz... ja jestem twoim panem.. - rzekł wolno Ignathir - Będziesz wykonywać moje rozkazy.. Przybędziesz już wkrótce na me wezwanie..
Skolopendra zaryczała donośnie i po chwili z powrotem wkopała się pod ziemię znikając z jego pola widzenia.
Ignathir opuścił kostur i spojrzał w pozostawioną po potworze wyrwę w ziemi, która miała z 8 metrów szerokości. Wszystko się uspokoiło.. nastała cisza.
- Tak... Oko Throennu zadziałało... Niesamowita moc... - mówił sam do siebie w myślach Ignathir.

Cytat:GIGANTYCZNA SKOLOPENDRA (QUAHLONG)
[Obrazek: image.php?di=O1J5]
Przekierowanie