- Witaj Harkonie - rzekł Raughn - Przed nami jeszcze tylko Roriksted.. Przegrupujemy oddziały i wtedy bedziemy mogli wyruszyć już do centrum..
W tej chwili w oddali pojawiła sie armia prowadzona przez Krilla i Nirtheala.
- Markard zdobyte - rzekł Krill podchodząc do Raughna.
- Doskonale.. - odparł dowódca Nieumarłych.- Nie traćmy wiec czasu... Naprzód armio!
Armia natychmiast ruszyła w kierunku Roriksted, wdarła sie do miasta.
Harkon towarzyszył Generałom w zdobywaniu miasta. Szedł spokojnie ulicą miasta razem z Raughnem i resztą. Nad nimi leciał Dagon.
W tym czasie do armii elfów i Raughna dołączyły wampiry.
=====
Król Mefisto jechał lasem. Po bokach było widać tysiące żołnierzy. Ostrzyli bronie, wymieniali pancerze. W lesie zrobili sobie obóz. Armii nie było widać, bo byli schowani w lesie + było ciemno.
=====
Jyggalag zaczął iść korytarzem twierdzy razem z Lorkhanem i Magnusem.
- Musimy się rozdzielić. Liczę na waszą lojalność - zaczął mówić Pyke.
- Oboje Teleportujcie się w wyznaczone wcześniej miejsce - dodał, mówił im już o tym miejscu.
- A co z tobą? - spytał Magnus
- Muszę spotkać się z Cecillią. Chce zobaczyć koronację z bliska - uśmiechnął się Jyggalag.
Mężczyźni po chwili teleportowali się do starej chaty, a mężczyzna w cylindrze wziął rzeczy, które będą mu potem potrzebne...
Miasto błyskawicznie zostało zdobyte przez połączone siły wampirów, elfów i nieumarłych przesuwając tym samym front do przodu. Bo zakończeniu oblężenia Raughn wziął swoją lunetę i ze wzgórza popatrzył na horyzont gdzie znajdowała sie granica do centrum królestwa.
Ignathir podszedł do Raughna
- Przed nami najtrudniejsze.. - rzekł Ignathir
- Zgadza się - rzekł Raughn - Cecilia zgromadziła swoje siły w centrum. Jest otoczona... Może walczyć.. może próbować .. ale w końcu jej siły się wyczerpią.. a wtedy nie będzie dla niej już żadnego ratunku.. nikt jej nie pomoże..
Ignathir zamilkł , zamyślił się przez chwile.
W czasie gdy oni rozmawiali, armia zaczęła się przegrupowywać pod okiem Harh Krilla. Zerriana i Limbo patrzyli na to z boku myśląc nad dalszymi krokami. Elfy i wampiry które pojawiły się podczas ataku na miasto również przygotowywały się do wkroczenia na teren granicy.
- Kto tam? - odezwał się jakiś głos
- Otwórz stary przyjacielu, razem przeżyliśmy już trochę. Przeszłość jest nasza - odparł tajemniczymi słowami Tempus
Drzwi się otworzyły.
Bohaterowie weszli do środka. Ich oczom ukazał się około 50 letni czarodziej.
- Tempus. - odparł chłodno
- Witaj. Keyley - spojrzał na niego
- Po co tu jesteście? Jeszcze mnie się oberwie, ostatnio wiesz jak się to skończyło! - krzyknął nagle
- Musisz nam pomóc, Pariah i Spector nie na darmo Cię uratowali 40 lat temu.. - powiedział Tempus
- Tak, a potem mnie porzuciliście w tej jaskini! - krzyknął
- Spokojnie, masz przecież życie, masz rodzinę - odparł patrząc na dwójkę dzieci i jego żonę w drugim pokoju.
Minęło już połowa czasu dla Cecilli. Miała jeszcze pół godziny do namysłu, by się poddać. Raughn, Baldur i Mefisto byli gotowi by zaatakować.
=====
Jyggalag tymczasem przebywał jeszcze w twierdzy. Jego ludzie wynieśli się stąd już godzinę temu. Zostawili tylko sprzęt i jeden szkuner w jaskini. Pyke szedł wolno i ostrożnie, tak jakby chodził po twierdzy poraz pierwszy. Cieszył się ostatnią chwilą przebywania w tym miejscu. Idąc tak korytarzami zadzwonił pod jeden numer...
- Widziałeś jakieś statki? - spytał
- Nie szefie - odpowiedział.
- Dobrze... Jak będziesz widział jakąkolwiek flotę, masz aktywować bomby. Jasne? - dopytał Pyke
- A jak bomby nie będą pod statkami?
- Masz je odpalić. Powiedziałem niewyraźnie? - rzekł groźnie
- Jasne szefie... Zrobię co chcesz.. - powiedział lekko przestraszony, mężczyzna w cylindrze po tym się rozłączył
Zwiadowca tak naprawdę nie wiedział co szykuje jego szef. O tym wiedział tylko Magnus, Lorkhan i sam Jyggalag. Bomby były oczywiście prawdziwe. Ale tylko te 3 persony wiedziały co się stanie po ich aktywacji...
Heith myślał intensywnie, chciał zmienić swój plan. Chciał zrobić coś szalonego. Wtedy odezwał się na głos.
- Krew Cecilii. Krew Carrabotha. - odparł
- Mój panie? - spytał Azmuth
- Legendarna przepowiednia, kiedy ostatni Carraboth odwróci się od racji jego rodziny i zejdzie na drogę zła i cienia spowoduje klęskę innych rodów. Jego krew jest zdolna wskrzesić jedną osobę. Jest bardzo potężna w połączeniu z ciemną magią. - odparł Heith tak jakby przeczytał to z jakiejś księgi
- Muszę posiąść krew Cecilii, jej krew to nadzieja na to by wskrzesić Franziske. - rozmarzył się Heith, Azmuth go nie poznawał
- Mój Panie, kim jest Franziska? Czy to część naszego planu? - pytał niepewnie
- Myślałem że to kłamstwa, tyle lat myślałem że Carraboth nie zrobi tego. Jednak teraz, gdy patrzę na poczynania tej Królowej, już wiem że ta przepowiednia jest prawdziwa. To klucz do uratowania mojej ukochanej. - ucieszył się Heith
- Dawno dawno temu, jeszcze przed moim pojedynkiem z Gereltem chciałem otworzyć wymiar który dostarczyłby nam niezbędne surowce, surowce i magiczne rzeczy zdolne uzdrowić bliskich i ukochanych, moją ukochaną Franziskę. Bo wiesz, zachorowała pewnego razu, magia nie działała w żadnym wypadku, zatem pochłonęła mnie czarna magia, która zawładnęła moim życiem, na tyle że poróżniłem się z Grinderwaldem, moim wówczas przyjacielem, skończyłem uwięziony we własnym przekonaniu. Franziska zmarła a Gerelt mnie zdradził, nie chciał mi pomóc... - dodał
- Teraz, w końcu dotarło to do mnie że dzięki jeszcze Królowej mogę ją uratować - wstał z fotelu i wziął swoją różdżkę.
- Każ wojskom i istotom wstrzymać się od ataku, narazie tamte barany robią nam przejazd - odparł Heith
----
- Wiesz że z tym skończyłem, nieważne co mi powiesz. - odparł Keyley
- Twój ojciec, twój ojciec nie zginął przez Saula, Saul go nie zabił, widziałem przeszłość, to był człowiek Carrabotha który go zabił. - odparł Tempus
Keyley nie mógł temu uwierzyć.
Alyssia zeszła z powozu tak samo jak jej ojciec. Pierwszy raz od dłuższego czasu się wyspała. Rozejrzała sie. Okolica była bardzo spokojna. Nie znała tego miejsca, nigdy tu nie była, dlatego tez była zainteresowana jak będzie wyglądać to o czym mówił jej Ravcore. Posłusznie wraz z Connorem udała się za nim.
- Byłem tyle razy manipulowany, tyle razy zachowywałem się tak niedojrzale, służyłem dla tego całego Carrabotha - obwiniał się Keyley
- A wy kim jesteście? - spytał po chwili
- Jestem Jonathan, a właściwie Bluar...
- Bluar? Kiedyś słyszałem takie imię, ten szaleniec Saul mówił coś o synie Bluarze... kopę lat.. - odparł
- To ja. Tempus jakimś cudem uratował mnie i wyniósł do przyszłości... - odparł smutno
- Przynajmniej żyjesz.
- A ja jestem Agreggor, Agreggor Clammant - odparł
- Wiem kim jesteś, widziałem Cię w telewizji na konferencjach prasowych i naukowych dokonaniach.
Heith był rozdarty, nie zdarzyło mu się to od wieków. Wspomnienie o miłości ponownie zamąciło mu w głowie. Musiał pozyskać jakoś krew Cecilii. Nie wiedział jednak, że nic mu to nie da, gdyż nie jest ona ostatnim Carrabothem, mimo że krew Carrabothów i Balów. Usłyszał glos Cecilii, spotkali się w astralnym wymiarze, gdzie ich dusze się widziały.
- Cecilio, twój czas już dobiega końca. Ale musze się z Tobą spotkać, oddaj mi ministerstwo. Spotkajmy się w zakazanym lesie. Daję Ci godzinę. Jeśli się nie stawisz, uznam to za znak, że zaczęła się wojna, a moje wojska już czekają na twoją głowę - odparł Heith myśląc wciąż w głowie o swojej dawnej ukochanej.
Cecilia postanowiła teraz wykonać ten ruch... Bardzo, bardzo długo nad tym myślała... Musiała chociażby spróbować... Postanowiła właśnie tak zadziałać.
- Teleportuję się, wrócę niedługo. - Powiedziała do wszystkich swoich sojuszników zebranych w sali.
Wielu się zdziwiło.
- Że co?! Chyba nie sama, Królowo?! - Krzyknął Milton.
Natychmiast podszedł Vincent.
- Dokąd, Cecilio? - Spytał.
- Do Heitha... Muszę, Sama. - Odparła.
- Nic mi nie będzie... - Dodała.
- Teleportuję się wraz z Tobą. - Rzekł Vincent.
- Nie. - Odparła szybko.
- To akurat muszę zrobić sama... Później nie opuścimy się na krok. - Dodała.
- Wojna nadal trwa... Nie oddam centrum Krainy, a gdy już ją obronimy, to odzyskamy stracone tereny.
Wszyscy westchnęli... Każdy wiedział, że to ryzykowne...
Cecilia chwyciła mocno swoją Różdżkę, a następnie teleportowała się do zakazanego lasu, w którym miał być Heith...
- Mój Panie, czy mamy iść z Tobą? - powiedział Azmuth do Heitha który już wybudzil się z projekcji astralnej
- Nie. Pójdę sam. - mówiąc to deportował się do Zakazanego lasu.
Ujrzał tam Cecilię.