MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World 2
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Cecilia ucieszyła się na wieść, że żona Ghereta żyje... Patrzyła na Raughna.
- Nie jesteście barbarzyńcami? Na razie wszystko na to wskazuje. - Powiedziała.
- Cóż to za wybór? Oddać swój dom i pozwolić spustoszyć go napastnikowi, czy bronić miejsca w którym od lat żyło się w spokoju i w dostatku. - Powiedziała.
- Każdy wybrałby ochronę swojego domu i bliskich przed wrogiem... - Dodała.
- Skoro nie uważacie się za barbarzyńców, to po co to wszystko? Po co ta masakra? Skoro nie dla rozrywki, to może po to żeby wzbudzić moją uwagę? Wiem, że niegdyś... - Zaczęła, jednak na chwilę umilkła... Nie chciała wchodzić na ten temat, jednak musiała.
- Dawno, dawno temu towarzyszyliście mojemu Dziadkowi... Lordowi Carraboth'owi. Byliście w jego potężnej armii... Pamiętam to. - Kontynuowała.
- Dlaczego właśnie teraz wyszliście z cienia? Postanowiliście dołączyć teraz do mnie? Zamierzacie służyć teraz mi? Spadkobierczyni spuścizny i potęgi Lorda Carrabotha? - Spytała.
Patrzyła poważnym wzrokiem na Raughna... Na chwilę oderwała wzrok od niego i spojrzała na Ignathira, Harh Krilla i Nirtheala... Czuła duży niepokój, gdyż wiedziała z kim ma do czynienia... Jej Dziadek cenił tylko najlepszych i najpotężniejszych... Pamiętała ich. Nie chciała pod żadnym pozorem tego okazać, ale równocześnie była bardzo ciekawa odpowiedzi...
Luthor wraz ze Alastorem Triną i innymi czarodziejami deportował się na wybrzeże, w miejsce gdzie dobiegała końca budowa zamku.
Był wściekły. Nie wiedział gdzie znajduje się to, czego szuka.
- Panie mój, może.. gdybyś powiedział czego Ci trzeba, my wiedzielibyśmy gdzie to jest? - spytała Trina
Luthor spojrzał na nią złowieszczym wzrokiem.
- Mój panie.. - zlękła się Trina
- Mój paniee.. - powtórzył po niej przedrzeźniając ją Luthor
- Szukam legendarnej mapy Huncwotów Harrego Pottera. Słyszałem pogłoski że zdobył ją jakimś cudem. Jednak jej tam nie ma! - krzyknął
- O ile dobrze wiem, cała twierdza została doskonale przeszukana i wszystkie rzeczy są skonfiskowane przez Ministerstwo Magii. - wtrącił się Alastor
- Co?! - zdziwił się i zdenerwował Luthor
- Nie pozostaje nam nic innego jak tylko tam się wybrać.. - zaśmiał się szyderczo Luthor
- Za 2 godziny ruszamy. Wypijcie eliksiry wielosokowe, zróbcie je z tamtych ciał - pokazał Czarnoksiężnik


- Jak długo go znasz? - Teodor spytał
- Znam go coś około jednego dnia. Uratował mnie przed tymi którzy próbują mnie zabić.. - odpowiedział Jonathan
- On jest zabójcą! - szepnął mu Teodor
- Nie mnie jest to osądzać, uratował mnie, to się liczy. Według mnie jest dobrym człowiekiem. - powiedział
- Co planujesz? - spytał ponownie
- Zobaczymy czy Arcanowi się poprawi, szkolił mnie przez kilka godzin, taki szybki trening w jego kondycji nie jest dobry. W więzieniu nie karmili go zbyt dobrze, a to co upoluje nie zapewnia mu stałego wyżywienia.. - mówił chłopak

Meret wystawił wojsko Ministerstwa do Azkabanu. Pilnowali każdego zakątka. Minister Magii udał się do Hogwartu by porozmawiać z tamtejszym dyrektorem, którym był stary Gryfon Neville Longbottom.

W tym samym czasie...
Wymiar Rokhuntusa...
- Rokhuntusie, Luthor wykona swoje zadanie, a wtedy.. Wtedy się uwolnimy - mówiła pewna istota do demona.
- O zapewne. Tak będzie. Już wkrótce się stąd uwolnię - Rokhuntus zaśmiał się szyderczo i spojrzał na istotę
Raughn podszedł jeszcze bliżej. Cecilia czuła jego oddech i widziała jego oczy płonące jak zielone ognie.
- Gdy jeszcze byłaś dzieckiem, twój dziadek tworzył potęgę i legiony nieumarłych. Po jego śmierci nie zamierzaliśmy zaprzepaścić tego co od lat budował... w przeciwieństwie do ciebie... Przez Neclara nasze legiony zostały podzielone i rozbite... Cały potencjał nieumarłej armii został zniszczony kiedy ty przejęłaś nad nią kontrolę. Słuchaj uważnie Cecilio Carraboth.. Nie zamierzamy się bawić w sługusów pieprzonych arystokratów...nie będziemy przed nikim klękać... nie będziemy nikomu służyć... jesteśmy wojownikami którzy przybyli na te tereny po latach aby odzyskać to co zostało nam zabrane.. Przybyliśmy po zemstę która ostatecznie się dokona... Wyplenimy stąd wszystkich ludzi co do jednego. A jeśli wypowiesz nam wojnę... nie zawahamy się by podbić tez i cały kontynent.. A wtedy....Wtedy poznasz pełną siłę pradawnej armii Lorda Carrabotha pod dowództwem jego najpotężniejszych generałów którzy walczyli u jego boku przez lata..
Raughn usiadł z powrotem na swoim tronie z trupich czaszek.
- Daje Ci jednak szanse Cecilio.. Idź.. uratuj ludzi z Morgud.. pozbieraj ludzi z cel.. masz bowiem moje pozwolenie, Odpłyńcie i nigdy nie wracajcie.. Macie dwanaście godzin. Inaczej poleje się krew..ich krew..
Gheret w tym momencie nie wytrzymał i rzucił się w kierunku Raughna. Nie zdołał jednak go dosięgnąć ponieważ pochwycił go Harh Krill który bez problemu przy pomocy jednej reki podniósł go wysoko do gry i cisnął z całym impetem o ścianę pobliskiego budynku.
- Oj Gheret, Gheret... Porywczy i żałosny jak zawsze - odparł spokojnym tonem Raughn patrząc na leżącego Ghereta - Tego typu żałosne próby agresji tylko pogarszają waszą sytuacje...I napełniają mnie gniewem..
Stary Czarodziej podbiegł do Ghereta i pomógł mu wstać. Raughn, Ignathir i Nirtheal patrzyli na Cecilie. Czekali na jej decyzję.
Magnus tymczasem dojechał do twierdzy. Zaparkował furgonetkę i kierował się do Jyggalaga...
Cecilia spojrzała na dowódców, następnie trochę się odsunęła... Odeszła kawałek na bok wraz z jednym z Aurorów.
- To podstęp. To na pewno jakiś podstęp. Cecilio, musimy uważać... - Powiedział Auror.
- Są zbyt spokojni... Możemy udać się do tych cel, aczkolwiek nie wiem czy zastaniemy tam żywą duszę... A jeśli faktycznie kogoś tam zastaniemy, to będą mogli chcieć skrzywdzić Cię na oczach ludzi... Jest wiele możliwości - szeptał jej.
Cecilia wysłuchała słów Aurora, chciała nadal być spokojna, jednak lekko się już zdenerwowała. Zwłaszcza, że przed chwilą rzucono Gheretem o ścianę.
Cecilia znów odwróciła się do dowódców.
- Raughn, Ignathir, Harh Krill i Nirtheal. - Powiedziała groźnie ich imiona.
- Dobrze was znam... - Kontynuowała.
- Przecież tak wielu Oficerów i Generałów z armii mojego Dziadka zdołało przeżyć... Przez lata się ukrywaliście zamiast pomóc mi w moich wojnach! - Powiedziała głośniej, podchodząc do nich.
- Waszym obowiązkiem jest mi służyć, a nie pustoszyć moją Krainę! - Syknęła.
- Powinniście dobrze wiedzieć, co spotyka każdego kto próbuje spustoszyć moją Krainę... Powinniście dobrze wiedzieć co spotkało Malacatha, który próbował zniszczyć moją Krainę. Padł na kolana. Powinniście dobrze wiedzieć, co spotkało pewnego potężnego Ministra Magii - Freda, który posiadał ogrom władzy, potęgi i wpływów, jednak próbował wykorzystać to przeciwko mnie i mojemu mężowi, sprzeciwił się, za co srogo zapłacił... Powinniście już dawno wyciągnąć wnioski z tych wydarzeń. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to teraz wyciągnijcie wnioski i zawróćcie, póki Wam na to pozwalam... - Powiedziała.
Spojrzała na Raughna.
- Zastanówcie się nad tym, a ja w tym czasie skorzystam z tego, co zapowiedziałeś... Uwolnię moich poddanych. Po to tutaj przybyłam, aby zabrać ich stąd, ponieważ tutaj cierpią. - Powiedziała.
Cecilia spojrzała ukradkiem na Ghereta i uśmiechnęła się lekko, następnie znów spojrzała na dowódców...
=========



Tymczasem, Księżniczka Nurbanu podeszła do Strażników stojących przy drzwiach od komnaty Cecilii.
- Gdzie jest Babcia? Miałyśmy razem odwiedzić Smoki. - Powiedziała.
Strażnicy ukłonili się.
- Księżniczko, Królowej nie ma w zamku. - Powiedział jeden.
- Jak to? - Powiedziała Nurbanu.
- Wyruszyła do Sollum. Tamtejsze tereny zostały spustoszone przez... Nieumarłych. - Rzekł Strażnik.
- Co?! Co Ty mówisz, Strażniku?! - Krzyknęła Nurbanu, a następnie szybko ruszyła w stronę komnaty Sabriny Spellman...
Malacath wszedł do sali głównej. Ujrzał Cecillie. Ukłonił się jej. Królowa dumnie siedziała na złotym tronie, który nie był przez nikogo dotykany przez lata. Teraz jednak powoli się rozpadał...
Cecillia wstała z niego i kierowała się do stojącej niedaleko Isabelli. Malacath podążył za nią. Ustał za jej plecami i wbił siekierę w jej plecy. Królowa padła na ziemię widząc uśmiechniętą Isabelle.
Lord nagle zaczął się złowieszczo śmiać. Mrocznym śmiechem. Demonicznym. Nagle zdjął swoją maskę, a pod nią ukazała się twarz Harkona.

- Nie! - krzyknął nagle Młody Bal
Elf dyszał ze strachu, od razu sięgnął po siekierę która leżała na stoliku. Obudził się w swoim łóżku.
- To sen... Tylko sen... - mówił do siebie
Spojrzał na siekierę, oddech nieco zwolnił. Wyrzucił ją na podłogę, w kąt. Przestraszył się jej. Opadł na łóżko. Patrząc się w sufit myślał o śnie który właśnie widział. Szybko go jednak zignorował...
Raughn słysząc słowa Cecili zaśmiał się ponownie siedząc na tronie
- Zrozum Cecilio.. nie ma nad czym tu się zastanawiać... po śmierci Lorda Carrabotha nasza przynależność do twojej rodziny oficjalnie się zakończyła. Nie obchodziły nas twoje żałosne wojny z Malacathem... Choć przyznam, że on sam nawet próbował nas przekonać i skontaktować się z nami abyśmy mu pomogli. Niestety nasze negocjacje nie doszły do efektu ponieważ... zdążył wtedy już polec. Niefortunna sytuacja...Wracając jednak.. jak już mówiłem, nad nami nie masz żadnej władzy.. nasze oddziały nie należą do ciebie i nigdy już nie będą. Wystarczająco już pokazałaś co potrafisz...Prześledziłem twoją dusze.. Pod tym twardym spojrzeniem w głębi jesteś słaba i bezradna... Wspomnisz moje słowa Cecilio... twoja władza upadnie szybciej niż myślisz i nie koniecznie musi to być.... z mojej ręki...
Cecilia słysząc to, lekko się przeraziła. Raughn patrzył na nią w milczeniu przez chwilę a następnie dał sygnał Ignathirowi i Krillowi. Obaj kiwnęli głową, Raughn wstał ponownie z tronu.
- Ta audiencja została zakończona... Abregado pozostanie w naszych rękach... A teraz wynoście się i zabierzcie tych swoich żałosnych podwładnych póki nie zmieniłem zdania...
Zebrani nieumarli ponownie się rozsunęli tworząc przejście do bramy.
Arcan wstał. Był w miare wypoczęty.
- Co teraz? - spytał Jonathan
- Udasz się do miasta Jonathanie, znajdziesz Mereta i powiesz mu o wszystkim, o mnie i o tych łowcach. - odparł poważnie
- Nie idziesz ze mną? - zdziwił się
- Mnie od razu by zabili gdyby dowiedzieli się że nadal żyję.. Meret na pewno by mnie nie zabił, ale nie chce pakować go w kłopoty na oczach ludzi..
- Nie boję się ani twoich gróźb, ani przepowiedni, ani was, Raughnie. - Odpowiedziała Cecilia patrząc prosto w oczy Raughna.
- A wy... - Powiedziała, spoglądając po kolei na Ignathira, Harh Krilla i Nirtheal'a.
- Macie jeszcze szansę określić się, po czyjej stronie jesteście. Być może któryś z was okaże się być więcej wart niż ten, który przemawiał cały czas w waszym imieniu. - Powiedziała do nich, a następnie szybko się odwróciła i podeszła do Ghereta. Nie spojrzała już na Raughna.
- Gherecie... Chodźmy po ludzi. - Powiedziała, a następnie ruszyła w kierunku bramy... Aurorzy i Strażnicy ją otaczali, Ona zaś chciała powiedzieć zaraz jeszcze coś Gheretowi, gdy odejdą nieco kawałek dalej...
==========


- Po co my tutaj wylądowaliśmy?! - Powiedział dosyć głośno zdziwiony Fester.
Scarecrow odwrócił się do niego.
- Ileż ty już masz właściwie lat, Festerze? - Spytał i spojrzał na jego łysą głowę i na zmarszczki na gębie, a także liczne blizny.
- Trochę lat mam już na karku, ale trzymam się dobrze, dzięki. - Odpowiedział.
W tym samym czasie dwóch Bezgłowych Czarnoksiężników podeszło do Szalonego Kapelusznika i wręczyło mu czajnik, a także paczkę wyśmienitej herbaty...
- Hahahahah! - Szalony zaczął się chichrać i aż podskoczył z radości.
- Cieszysz się, mój wspaniały przyjacielu? - Spytał Scarecrow.
- Kazałem zabrać im czajnik i zakupić herbatę... Specjalnie dla Ciebie. - Dodał.
- Wspaniale, przyjacielu! - Krzyknął Szalony i obejrzał herbatę.
- Ale... Ja zawsze gustowałem w znacznie droższej i lepszej herbacie... Aczkolwiek ta też może być. - Powiedział Szalony.
- Wybacz, przyjacielu, ale... Nie znam się na herbacie. - Odparł Scarecrow.
- Aczkolwiek już niedługo kupisz sobie najwspanialszą herbatę, przyjacielu... Już niedługo wszystko będzie nasze. - Dodał.
Szalony wycelował Różdżką w kamień, a następnie wypowiedział zaklęcie... Potężny ogień wydobył się z końca Różdżki i znalazł się na kamieniu... Szalony postawił na nim czajnik, do którego wcześniej nalał wody zaklęciem... Przygotował już filiżankę, którą również Bezgłowi mu podali, a następnie, gdy woda się zaparzyła, wlał ją do filiżanki, aby następnie wrzucić do niej herbatę... Gdy po kilku minutach Herbata się zrobiła, Szalony wziął soczystego łyka, siorbiąc dosyć głośno...
- Aaa! - Krzyknął i aż cały zadrżał.
- Ależ moc! - Krzyknął i odstawił na chwilę filiżankę, klasnął głośno w ręce, wytrzeszczył oczy, otarł usta i nos z herbaty...
- Co jest, do cholery?! - Krzyknął zdziwiony Fester.
- Mnie też zadziwia to, jaką energię daje mu... Herbata. - Powiedział Scarecrow.
Szalony Kapelusznik wziął kolejnego łyka... Degustował wspaniale swój ulubiony napój...


=========
Księżniczka Nurbanu wpadła do komnaty Czarownicy.
- Sabrino! Szybko! - Krzyknęła.
- Księżniczko? - Spytała Sabrina.
- Musimy teleportować się do Abregado... Babcia udała się tam, może jej grozić niebezpieczeństwo! Nie ma czasu na wyjaśnienia! - Powiedziała pospieszenie.
Sabrina natychmiast odrzuciła jakąś książkę, którą akurat trzymała, chwyciła Różdżkę, a następnie wybiegła za Nurbanu... Pobiegły do Sali Głównej.
======

Tymczasem, Księżniczka Isabella deportowała się już z Ministerstwa Magii i pojawiła się w Zamku Królewskim... Była w sali głównej.
Gdy Cecilia wyszła, Raughn popadł w wściekłość. Zmiażdżył kufel wina w swoich własnych rękach. Nie mógł wręcz znieść osoby Cecili.
Krill i Ignathir podeszli do niego.
- Rozumiem więc, że masz teraz jakiś wyborny plan? - zapytał Ignathir
- Skoro Cecilia tak chce pogrywać, proszę więc bardzo...Zabawiamy się teraz w moją grę.. - rzekł Raughn
- Jeśli serio myśli, że ma szanse z naszą armia to jest bardziej żałosna niż myślałem.. - dodał Harh Krill - Większość jej wojska jest mocna, ale tylko w gębie..
- Nie roztrząsajmy póki co... Cierpliwości... - przerwał Raughn - Mamy ważniejsze sprawy do wykonania... Ignathir, przygotuj się do wspólnej ekspedycji..
- Z przyjemnością... - odparł czarodziej

===========================================================

Alyssia tymczasem znalazła się w twierdzy Doktora Limbo. Bardzo dobrze go znała.. był on w końcu sojusznikiem Raughna i od początku obserwował ją jak dorasta i kształci się na wyborną wojowniczkę. Limbo oprowadził ją po swojej twierdzy i zaprowadził ją do jej pokoju. Alyssia widząc jak bardzo przestronny a zarazem przytulny jest to pokój nie mogła się mu napatrzeć.
- Rozpieszczasz mnie.... - odparła z uśmiechem Alyssia - Jak na starą twierdze to pokoje masz jak w ekskluzywnym apartamencie...
- A widzisz.. nigdy nie oceniaj książki po okładce.. - odparł śmiejąc się Limbo.
- Pokaz mi jeszcze łazienkę i prysznic to już w ogóle chyba odpłynę
- I tak miałem zamiar... śmierdzisz jak stado zgniłych trupów. Takim zapachem nie przyciągniesz żadnego mężczyzny... - rzekł Limbo
- Skąd ten pomysł? Nie potrzebuje nikogo.. potrafię sama o siebie doskonale zadbać..
- Własnie widzę.. i czuje.. - odparł krzywiąc się Limbo
- Dobra dobra... skończ gadać i pokaż łazienkę..
Przekierowanie