Jyggalag i Harkon znaleźli się w twierdzy. Szli korytarzem, w stronę jaskini. Nagle na ramię Młodego Bala podleciał Dagon. Wszak teraz to on był jego panem, a nie Pyke. Słuchał się jednak obu mężczyzn.
- Leć do Baldura i powiadom go o spotkaniu. Potem leć na Abregado. Oboje mogą przybyć jedynie z jedną osobą - rozkazał Pyke.
Dagon bez słowa odleciał i wyleciał z twierdzy przez wybitą szybę
Ariadna dotarła do portu. Dostrzegła jak Nieumarli przygotowywali swoje okręty na zbliżającą się ostateczną bitwę. Przemknęła obok niezauważenie. Już chciała wskoczyć do wody gdy zatrzymał ją Limbo.
- Królowo Ariadno? Co ty tutaj robisz? - zapytał ja czarodziej
Ariadna odwróciła sie w jego stronę lekko zdenerwowana.
- To chyba nie twój interes..
- Prawda.. ale mam nadzieje że nas nie zostawiasz.. Niestety wszyscy weszliśmy do tego bagna i nie prędko z niego wyjdziemy..
- Nie zamierzam uciekać... - odparła Ariadna patrząc w morze. - Jest jednak jedna rzecz która muszę zrobić..
- Co to takiego? - zapytał Limbo
Ariadna nie odpowiedziała. Milczała. Limbo domyślił się, że mu nie odpowie na to pytanie.
- Jakby Raughn o mnie wypytywał.. powiedz, że dołączę do bitwy gdy ta nadejdzie... Być może nie powrócę wtedy sama..
Limbo kiwnął głową.
Ariadna w tej chwili wskoczyła do wody a jej nogi z powrotem zmieniły się w rybi ogon. Od razu popłynęła i po chwili zniknęła czarodziejowi z oczu.
On sam zaś patrzył w kierunku oceanu zastanawiając się nad tym do czego dojdzie już niebawem i jak diametralnie zmieni to całe królestwo.
- Nic nie będzie takie samo.. - mówił posępnym tonem zdejmując swój kapelusz. - Oj wyczuwam, że nie będzie...
Ravcore wstał z krzesła i podszedł do brata. Przytulił go przyjacielsko.
- Dobrze że żyjesz, bracie - rzekł.
- Bez Alyssii mogło być ze mną krucho - odrzekł Connor.
Zabójca spojrzał na dziewczynę i się uśmiechnął.
- Dziękuję Alyssio... - powiedział
- Nie musisz mi dziękować, jesteśmy rodziną... po to tu jestem.. - odparła Alyssia uśmiechając się. - Teraz jednak musimy pomyśleć co dalej..
Connor zaczął uleczać swoje rany. W karczmie miał swoją różdżkę. Poszedł na zaplecze.
- Nie wiem... - odparł Ravcore
- Może czas już się ustatkować...? - dodał
- Chciałabym... - odparła Alyssia - Gdyby tylko było gdzieś takie spokojne miejsce z dala od wojen, konfliktów...
Ravcore chwilę pomyślał. Po krótkiej ciszy się odezwał.
- Na wschodzie krainy jest Mglisty Las. Ministerstwo nie zbadało go całego, przez mgłę i trudne środowisko. Ale ja wiem jak się w nim poruszać - powiedział.
- Bractwo miało tam tajną bazę z siecią tuneli - dodał.
- Interesujące... - powiedziała Alyssia przez chwile się zastanawiając. - Moglibyśmy się tam udać i zbadać to miejsce.. Przy sobie mam wszystko czego potrzebuje.. Nie ma przeciwwskazań.. Lepiej tam niż tu.. Straż wciąż może poszukiwać Connora, w końcu zbiegł z lochów.. Dobrze by było zniknąć na jakiś czas..
Azmuth deportował się wraz z innymi ocalałymi ważnymi osobami do dworku Heitha.
Heith wiedział ze Cecilia zaatakuje jego pałac, był gotów go poświęcić, byle tylko zabić nieco ludzi Królowej. Teraz wykonywała się jego kolejna część planu.
Azmuth był śledzony przez Jonathana, który wymknął się Agreggorowi i reszcie. Deportował się do miejsca z którego dobiegała energia teleportacyjna Azmutha.
- Wyłaź Chłopcze. Wiem, że tu jesteś. - odezwał się Heith, który przerwał rozmowę z Azmuthem
Jonathan wyszedł na środek pokoju.
- Zabiję Cię! - odrzekł
- Chłopaku... Nawet nie masz pojęcia, z jak potężnym czarnoksiężnikiem masz na pieńku. A wszystko to przez twoją rodzinę.. Wiecznie stawiającą opór..przez wszystkie lata.. - odparł Heith
- Nie waż się tak o nich mówić! Uwolnij Tempusa i Azulę! Wiem, że chodzi o mnie! - krzyknął
- Chcesz odzyskać przyjaciela? Haha marne twe próby! - szyderczo odpowiedział mu Heith
- Zabiję Cię, tu i teraz! - krzyknął Jonathan
- Nie mój drogi, nie zabijesz mnie, to ja zabiję Ciebie, tak samo jak zabiłem twojego ojca, tak samo jak zabiłem twoją matkę i tak samo jak zabiłem twojego wujka. Nie wygrasz ze mną - odparł
- Jak to, jak to zabiłeś mego ojca!? Byłeś zamknięty w swoim więzieniu! Nie znałeś mego ojca! - wykrzyknął chłopak
- No jasne, nikt Ci nie powiedział, jakie to tragiczne a zarazem śmieszne, ha ha! - kontynuował czarnoksiężnik
- Nie nazywasz się Jonathan chłopcze, twoje życie to kłamstwo! - siedząc na tronie drwił z chłopaka
- Gadaj co wiesz! - wyrywał się Jonathan
- To taka ironia, jak sprawy się potoczyły. W końcu, Ty, potomek Grinderwalda stoi przed moim tronem. Haha! - odparł Heith, po czym wstał
- Dobrze, koniec tego, wyprowadźcie go, będzie mi jeszcze potrzebny. A teraz! Uczta panowie! Kto zasiądzie przy kolacji wraz z naszą piękną księżniczką krainy Azulą? - powiedział Heith spoglądając na związaną Azulę, Jonathan został pojmany przez strażników i pozbawiony różdżki.
Rufus odwiedził Mereta w szpitalu, ten nadal nie wybudził się ze śpiączki.
Stary już Rufus był bardzo przygnębiony wszystkimi sprawami, wahał się nad odejściem z Ministerstwa. Śmierć syna i utrata drugiego wiele zmieniło w jego życiu.
Dagon doleciał do samotnej góry, kryjówki wampirów. Wleciał do środka góry przez małą szczelinę. Po kilku minutach znalazł się na dworze Hrabiego Baldura. Niestety, ale tam musiał zostać już zauważony. Jakiś wampir go zauważył, a później został złapany za kark podczas lotu i ściągnięty na ziemię.
- Czym jesteś. Gadaj! - krzyknął wampir
- Istotą która więcej wie o świecie niż ty... - mówił Dagon, ciężko mu się mówiło bo był ściskany za kark
- Przylatuje z polecenia Jyggalaga. Mam dać Hrabiemu ważne informacje... - dodał