Zza drzew wyszła kobieca postać w kapturze. Patrzyła się na zabranych
- Ktoś ty? - zapytała Alyssia
Postać przez chwile spoglądała na Alyssie milcząc. Po chwili jednak zdjęła kaptur. Ognisko oświetliło jej twarz.
Alyssia od razu opuściła miecz
- Zerriana?! - zapytała zaskoczona.
Ravcore i Connor popatrzyli na siebie zdziwieni. Po chwili mężczyźni opuścili broń i spojrzeli na Zerriane.
Oboje stali cicho.
Alyssia podbiegła do kobiety. Zerriana przytuliła ją
- Witaj dziecko... - powiedziała Zerriana z lekkim uśmiechem
- Jak.. jak mnie znalazłaś? - zapytała
- Użyłam zaklęcia lokalizującego.. choć nie do końca przeteleportowało mnie poprawnie.. chodziłam po lesie przez kilkanaście minut..
Po chwili Alyssia odsunęła się i zaprowadziła Zerriane do swojego ojca i Connora. Chciała ją przedstawić.
- Zerriano.. poznaj mojego ojca.. Ravcore'a... i jego brata.. Connora..
Zerriana uśmiechnęła się lekko.
- Miło mi... - powiedziała
Ravcore pocałował rękę kobiety. Mężczyzna zawsze był szarmancki wobec kobiet.
- Mi również miło...
- Alyssia wiele mi o tobie opowiadała - dodał przyjacielsko się uśmiechając.
Connor po chwili też się przywitał.
- Witaj Zerriano - rzekł.
Agreggor Keyley i Rufus opatrywali swoje rany na statku, czarodzieje byli nieźle poturbowani..
Tymczasem Meret był już dłuższy czas przytomny, szybko wróciły mu siły po przebudzeniu. Na własne żądanie deportował się z ruin podziemnego szpitala.
Były minister magii ukrywał się w swoim domu, a raczej co z niego zostało. Spakował swoje najpotrzebniejsze rzeczy i ruszył na wyspy...
Wszyscy usiedli przy ognisku. Alyssia wypytywał Zerriane o wiele rzeczy. W końcu jednak zapytała o coś co sprawiło ze kobieta poczuła przygnębienie.
- Zerriano.. powiedz.. wiesz może gdzie jest Limbo? Próbowałam się z nim skontaktować ale nie odpowiada..
Kobieta przez chwile wahała się z odpowiedzią. Wiedziała jednak że prędzej czy później Alyssia dowie sie prawdy.
- Alyssio.. Limbo.. nie żyje..
Alyssia była zszokowana odpowiedzią, nie wiedziała co powiedzieć.
Isabella zamyśliła się przez chwilę.
- Ale to Ty... I Jyggalag... - Mówiła cicho.
- Praktycznie zrzuciliście Cecilię z tronu, odebraliście go i ją obaliliście. - Powiedziała, nadal dosyć cicho... Cały czas miała obraz tych brutalnych wydarzeń... Cieszyła się, że nie była wówczas na miejscu swojej Babki.
Isabella wspominając Pyke'a lekko posmutniała... Widziała, że opuścił salę... Było jej przykro z tego powodu, wzbudzał u niej ogrom emocji.
- Ale skoro mówisz, że to lepiej... - Powiedziała w końcu.
Zastanawiała się także dlaczego Ignathir wcześniej wychodząc z sali tak dziwnie na nią spojrzał... Nie wiedziała dlaczego.
===============
- Tylko nie Tempus... - Powiedziała Cecilia słysząc, że grozi mu niebezpieczeństwo.
Spojrzała na Jonathana.
- Pariah jest bratem Tempusa... Jest bardzo potężnym Czarodziejem i naszym przyjacielem, ale od dawien dawna go nie widziałam... - Powiedziała.
- Jak to mozliwe że nie zyje?... Co sie stało? - zaczęła nagle wypytywać równocześnie przygnębiona i zaskoczona Alyssia
Zerriana popatrzyła w ognisko.
- Braliśmy udział w walkach w Ministerstwie.. Limbo poświęcił się ratując moje życie.. gdyby nie on nie byłoby mnie tutaj..
Alyssia przez chwile zamilkła. Było to dla niej trudne jednakże musiała to zaakceptować.
- Niech spoczywa w pokoju.. - powiedziała w końcu
Nastała chwila ciszy. Po czym Alyssia ponownie spojrzała na Zerriane
- Skoro jego już nie ma.. to co teraz zrobisz? Dokąd się udasz?
- Ja... nie wiem.. - odparła Zerriana - Królestwo upadło.. Cecilia przegrała.. Nieumarli sprzymierzając się z Elfami zdobyli krainę..
- Widziałaś się z królową? Żyje?
Zerriana westchnęła
- Tak żyje.. widziałam ją przez chwile..
Czarodziejka nie chciała mówić o relacjach jakie łączyły ją z Cecilią. Wolała je zachować w tajemnicy tak samo jak jej niedoszłą współprace z Raughnem który i tak nie dotrzymał danego jej słowa...
Malacath spojrzał na rozmawiające rodzeństwo. Słyszał pewne słowa Isabelli. Jego maska była bardzo nowoczesna, przed śmiercią ją usprawnił. Dobrze słyszał, widział, i czuł...
- Czy coś nie tak, droga Isabello? - rzekł mrocznym głosem Lord wstając z tronu, zaczął z niego schodzić
Rodzeństwo nie odpowiedziało.
- Rozumiem wasz żal... Wracam po 40 latach na gotowe... Ale nawet mnie nie znacie - mówił, ustał przed rodzeństwem.
- Więc poznacie... - dodał
Nagle Harkon i Isabella upadli na kolana przed obliczem Lorda. Elf był tak potężny że zawładnął ich ciałami i zmusił do uklęknięcia. Ich głowy również poleciały w stronę Lorda.
- Nie wiecie, że to ja wszystko zapoczątkowałem... Gdyby nie ja, tak naprawdę nie byłoby was w tym miejscu - zaczął mówić.
- To dzięki mojej idei stworzonej 40 lat temu kraina jest teraz taka jaka jest - dodał.
- I nie lubię, gdy ktoś rozmawia o mnie za moimi plecami... - dodał mrocznym głosie
Nagle rodzeństwo poczuło ulgę. Mogli już wstać.
- Jesteśmy przecież rodziną. Prawda, Harkonie? - spytał patrząc na elfa
- Prawda... - odpowiedział Młody Bal po chwili namysłu, słychać było w jego głosie wściekłość
- Isabello? Co ty o tym sądzisz? - spytał Lord patrząc na dziewczynę
Rodzeństwo nadal klękali na dwóch kolanach przed Malacathem.
Po długiej podróży statkiem Erresir w końcu dotarł do miejsca gdzie Raughn chciał sie udać. Była to tajemnicza wyspa o której nikt nie miał pojęcia. Nikt nie wiedział ze istnieje... Wyspa dzika i tajemnicza. Charakteryzował ją wielki klif pod którym znajdowała sie jaskinia zalana woda. Raughn pokierował ostrożnie swoim statkiem wpływajac do środka jaskini. Była ona na tyle duża że Erresir bez problemu zmieścił sie w środku.
- Tu kończy sie podróż przyjacielu... - powiedział Raughn dotykając koła sterowego
Szybko zakotwiczył swój statek który miał tu pozostać już na zawsze...
Po chwili wszedł on do swojej kajuty kapitańskiej. Od razu zaatakowały go wspomnienia ze wszystkich misji jakie kiedykolwiek wykonał. pamiętał jak siedział tu wielokrotnie.. na tym fotelu..przed tym biurkiem.. a załoga chodziła po pokładzie..
Dostrzegł również kolekcje swoich mieczy i sztyletów o które tak bardzo dbał i pielęgnował.. Każdy miecz symbolizował tego kogo osobiście zdołał pokonać w walce. Był tu takze miecz Ghereta Von Avallana który już od dawna gryzie piach. W szafkach było pełno książek i map które osobiście napisał i narysował. Część z tych książek opisuje lądy nieznane, które przez ponad 20 lat odwiedzał Raughn zbierając i odradzając armie Nieumarłych. Wszystko to postanowił zostawić... Być moze ktoś kiedyś odkryje jego wyspe i odnajdzie to co jest tutaj skryte... Przynajmniej takie nadzieje miał Raughn. On sam zakończył już swoją podróż, a to miejsce będzie dla niego miejscem spoczynku.
Raughn opuścił kajutę zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał sie po wnętrzu jaskini w której skały znajdujące sie pod woda błyszczały wręcz neonowymi barwami. Westchnął.
Zszedł pod pokład gdzie za jego rozkazem Nieumarli żołnierze położyli ciało Ariadny. Podszedł do niego powoli i przez chwile popatrzył bez słowa. Jej ciało było w nienaruszonym stanie.
- Żałuje że tak to się skończyło.. - powiedział głaskając włosy Ariadny.
Po chwili chwycił ciało na ręce i zabrał je ze statku. Opuścił jaskinie i wszedł na ląd po skałach. Blisko morza wykopał dół gdzie pogrzebał ciało ukochanej syreny.
Gdy to uczynił usiadł obok grobu na skale patrząc na ocean.
- To tu się spotykaliśmy Ariadno.. To miejsce.. nie zmieniło sie ani trochę przez te wszystkie lata... - powiedział Raughn
Po tych słowach wyciągnął amulet ze swojej kieszeni. Ten sam amulet który stworzył Ignathir. Ścisnął go w swojej dłoni przemieniając swoje ciało w formę człowieka.
Westchnął głęboko i ponownie popatrzył na grób. Dotknął go delikatnie.
- Śpij słodko.. ja będę czuwać.. - powiedział spokojnym tonem.