MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World 2
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nagle. Heith poczuł zaklęcie bombardy maxima na swoich plecach. Za nim stał Rufus oraz kilku Aurorów. Tempus wykorzystał chwilę nieuwagi i wyswobodził się z rąk Heitha. Złapał Jonathana i deportował się z nim jak najdalej mógł. Rufus ujrzał ciało Teodora.
- Co. To mój chłopak! Mój syn! - krzyknął i zaczął biec w stronę ciała chłopaka. Heith wytworzył barierę dzięki której nikt nie mógł podejść bliżej. Rufus stanął. Aurorzy za nim również.
- Mieliście czas na moje przyjście, tyle lat. Mogliście się tak przygotować. - odparł Heith, po czym zaczął iść w stronę Rufusa,
Luthor wstał. Aurorzy podnieśli różdżki, Heith jednak wyrwał im je wszystkim czarodziejom, pozostawił tylko Rufusowi. Pstryknął palcami, obok niego pojawił się Azmuth.
Spojrzał na Luthora, po czym powiedział:
- Chodź Luthorze, Azmuth przecież ma zadanie do wykonania.. - deportował się wraz z Jakiem Luthorem.
Na polu potyczki pozostał Rufus i Azmuth. Aurorzy leżeli nieruchomo na ziemi.
- Synu, co to ma znaczyć? - ucieszył się Rufus jednocześnie będąc niepewnym
- Ja już nie jestem tym samym Azmuthem co kiedyś ojcze. - odparł i spojrzał na ciało Teodora
Czarodziej wyciągnął swoją różdżkę. Skierował ją w stronę Rufusa, ten jednak odszedł na tyle, że ciężko było celować w niego.
Jyggalag od godziny przeglądał księgi, notatki i inne zapiski Lorda. W końcu jednak znalazł kolejną wskazówkę zostawioną przez Lorda. Tak przynajmniej wydawało się Jyggalagowi, który po woli zaczął wariować. Nigdy nie był zrównoważony psychicznie, jednak zawsze tłumił emocje. Był w tym doskonały. Gdy był sam i tylko wtedy się nie ograniczał.
- A to co... - powiedział
Z otwartej księgi na jakiejś ze stron leżało kilka kartek notatek. Wyrwanych z notesu i specjalnie ukrytych. Pyke zaczął je czytać...

Baldur mieszka w Samotnej Górze. Kilka dni temu się z nim pokłóciłem. Poszło o to kto więcej zabierze ze skarbca w banku Gringottam. Nie chciałem się dzielić. Wampir nigdy nie będzie miał tego co mi się należy. Gdy będę chciał wrócić do Apokryfu, a księga zostanie zniszczona, będę musiał prosić go o przysługę. Spłata długu. Pamiętam ten dzień. 4 lata przed zabiciem Carrabotha uratowałem go od śmierci. Wieśniacy z okolic Racon City zaczęli okładać go kijami. Gdyby nie ja, zatłukli by go na śmierć. Na pewno spłaci ten dług. Jednak teraz nie jest to konieczne. Nie widziałem go od dawien dawna, ale z pewnością pamięta że ma u mnie dług. Dług życia. Najcenniejszy skarb tego świata, życie... A tak przynajmniej sądzi Baldur. Śmierdzi paradoksem, bo sam wysysa życie z innych istot.

Jyggalag skończył czytać. Zamknął księgę i odłożył ją na bok.
Ignathir zaczął przeczesywać całą chatę. W większości pomieszczeń nie było nic prócz zniszczonych mebli i wiszących pajęczyn. Nie był z tego zbytnio zadowolony. Gdy zaczął przeszukiwać regały z książkami które o dziwo zachowały się w bardzo dobrym stanie usłyszał ryk.. bardzo głośny ryk. Dochodził z zewnątrz i wydawał się bliski.. bardzo bliski. Zupełnie tak jakby stworzenie które je wydało było kilka metrów od chaty.
Ignathir nie przejął się jednak zbytnio i wrócił do szukania. Nagle gdy wyciągnął jedną z książek, otworzyło się w podłodze zejście do podziemi.
- No proszę.. bardzo przewidywalne.. - rzekł sam do siebie i rzucając ostatnie spojrzenie na wybitne okno zaczął wolno schodzić w dół.
Jyggalag pospiesznie wyszedł z komnaty Malacatha. Po drodze do jaskini wyjął telefon i zadzwonił. W słuchawce odezwał się Magnus. W tle grała skoczna muzyka.
- Szefie? - powiedział zdziwiony, słychać było krzyki innych osób
- Wracaj do Czarnej Przystani, natychmiast - odrzekł Pyke.
- Wybacz szefie... - wziął łyk z kufla. - Dziś mam wolne - dodał śmiejąc się.
- Masz wracać, albo twoje wolne przedłuży się pobytem na sali chirurgicznej - rzekł groźnie Pyke.
- Ja już nie jestem chirurgiem - odpowiedział pewny siebie Magnus.
- Więc ja się w niego pobawię - Jyggalag się rozłączył.
Pyke wiedział że Magnus przyjedzie. Był tego pewien. Magnus zdawał sobie sprawę że z szefem nie ma żartów. Zebrał się do siebie i wyszedł z karczmy na ulicę Nokturnu. Po chwili się teleportował.

Haron tymczasem odszedł od stołu i poszedł do Harkona.
Haron zapukał do komnaty syna. Nie otrzymał odpowiedzi więc wszedł do środka. Ujrzał siedzącego na fotelu w rogu pomieszczenia elfa. Przypatrywał się siekierze którą dostał od Neclara. Haron zamknął za sobą drzwi i zaczął rozmowę.
- Synu... Co się dzieje?
- A co ma się dziać?
- Powiedz prawdę. Wiesz przecież że mi możesz...
Harkon ze swoim ojcem był bardzo zżyty. Nie tak bardzo jak z Neclarem, ale bardziej niż z Isabellą. W końcu był to jego ojciec, również był Elfem.
- Nic nie muszę, i nie powiem. Bo nic się nie stało - zaprzeczał Młody Bal.
- Więc od tak wstałeś od stołu? - Haron ujrzał mokre ślady butów na dywanie
- Gdzie byłeś? - zaczął coś podejrzewać
- Nigdzie - skłamał.
- Więc skąd te mokre ślady?
- Możecie już skończyć? Cały czas tylko podejrzenia i oczerniania. Nie mam ochoty z wami teraz rozmawiać - mówił Harkon, położył siekierę przy fotelu.
Młody Bal westchnął i po chwili dodał.
- Proszę, wyjdź... Chce zostać sam.
- No dobrze... Ufam ci synu. Pamiętaj że cię kocham, jak każdy w rodzinie... - odpowiedział mu
- Ja ciebie też ojcze.
Po chwili elf wyszedł zostawiając samego w komnacie syna. Harkon znowu westchnął, zaczął myśleć...
- Dlaczego odeszliśmy panie? - zdziwił się Luthor
- Jonathan uciekł, nie mam zamiaru go teraz szukać. Zapłaci za to co zrobił jego pradziadek w swoim czasie. Teraz pora na Carrabothów, zdradziecki ród. - powiedział Heith
- Tak panie, mówiłeś mi o Lordzie Carrabothie.. - odparł
- Miał zabić Saula i jego rodzinę, nie wyszło mu, to zachciało mu się przejmować całą krainę.. - westchnął Heith
Czarnoksiężnik usiadł na tronie. Spojrzał na Luthora.
- Przygotuj moich ludzi, już niedługo wyruszymy w miasto.
Magnus pojawił się w jaskini obok Sanguina. On jeszcze nie wiedział.
- Szef idzie. Uważaj - powiedział do niego śmiejąc się z niego.
- Spadaj - odrzekł mu nie przejmując się słowami.
Nagle do jaskini wszedł Pyke.
- Szefie, co się stało? - spytał Sanguin
- Dziś rankiem wyruszamy do Samotnej Góry. Miejcie na uwadze spotkanie z wampirami - powiedział dochodząc do stojących mężczyzn.
- Wampiry? - zdziwił się Sanugin
- Szefie, jesteś pewny że chcemy tam iść? - dodał, bał się wampirów
- Co jest Sanguin? Już masz pełne gacie? - spytał go Magnus śmiejąc się
- Odpuść - odrzekł patrząc w jego stronę.
- Już się boje, trzęsę się jak galareta - odpowiedział drwiąco.
- Oboje się uspokójcie. Rankiem wyruszamy. Nie błaznujcie - rzekł groźnie Pyke, oboje się zamknęli.
Ignathir zszedł na sam dół po tajemniczych schodach. Znalazł się w piwnicy znajdującej się centralnie pod opuszczona chatą. Rozglądając się po niej zauważył przebiegające szczury.. ponownie jakieś poniszczone regały i porozbijane słoiki. Nagle jednak dostrzegł że w kącie ktoś leży.. jęczy cicho, ale się nie rusza. Ignathir podszedł do leżącej istoty. Był to jakiś mężczyzna... był żywy ale jego ciało wręcz gniło.. był cały zdeformowany a gdzieniegdzie było widać jego kości. Śmierdziało od niego rozkładająca się padliną. Gdy dostrzegł Ignathira zaczął sie śmiać.. cicho, ale słyszalnie..
- Przybył...przybył aby mnie zastąpić.. - mówił cicho - Zostałeś już naznaczony?!
- Poszukuje źródła mocy odrodzenia.. Wiem że tu jest.. - rzekł Ignathir
Mężczyzna znów zaczął się śmiać..
- Ah.. Nowicjusz.. nie znajdziesz.. Bestia go strzeże.. jest jej strażnikiem..
- Nie interesuje mnie to..
W ręce Ignathira zaczął płonąć wieczny ogień. Uformował z niego kulę energii i cisnął ją w stronę leżącego. Ten aż zawył z bólu. Uwolniony ogień zaczął palić jego ciało.
- Gdzie jest ta moc?! - zapytał donośnie Ignathir
Ku jego zdziwieniu leżący znów zaczął się śmiać.
- Wyczujesz ją.. jesteś czarodziejem...tak samo jak ja byłem.. Próbowałem ją zdobyć... ale jak widzisz poniosłem konsekwencje.. hahaha
Ignathir domyślał się że ten człowiek nie zamierza mu powiedzieć szczegółów. Czuł, że traci swój czas.
- Męczy mnie twój żałosny humor.. Przepadnij.. - rzekł Iganthir i cisnął w niego kolejną kulę ognia, tym razem spalając tajemniczego mężczyznę żywcem.
Iganthir opuścił piwnicę. Liczył na to, że Bestia nadal jest gdzieś w pobliżu.
- Masz eliksir wielosokowy? Nikt Cię nie widział? - spytał Triny
- Tak mój Panie - uklęknąła przed Heithem
- A on? Też nie odkrył twojej obecności? - pytał
- Nie, był zbyt przejęty całą sytuacją. Nawet nie poczuł zerwania włosa z jego głowy.. - odparła
- Dobrze, bardzo dobrze. A teraz złożę wizytę osobiście, Królowej. Heith wypił zawartość flakonika.

W tym samym czasie..
Meret pojawił się przed zamkiem Cecilii.
Harkon przez cały czas myślał leżąc na swoim łóżku w komnacie. Nagle jednak zadzwonił jego telefon który leżał na stoliku. Zerwał się z łóżka i odebrał. Usłyszał niski głos Jyggalaga.
- Harkon. O 9 rano zjaw się w Czarnej Przystani. Znalazłem sposób jak dostać się do Apokryfu.
- Mówiłeś że zadzwonisz za kilka dni... - zdziwił się Bal
- Nie mów nikomu że wychodzisz. Przygotuj się na to że nie będzie cię kilka godzin. Może dni.
- Dni!? - powiedział ciszej
- Moc wymaga poświęceń. To nie ode mnie zależeć będzie jak szybko ją dostaniesz. Spieszy mi się. Do zobaczenia.
- Cze... - usłyszał jak Pyke się rozłącza
- Cześć... - dokończył
Elf odłożył powoli telefon na łóżko i zaczął myśleć. Chciał komuś powiedzieć. Musiał. Jeśli miało go nie być kilka dni, to ktoś musiał o tym wiedzieć. I wiedział już kogo o tym powiadomić...
Przekierowanie