-Mnie nie musisz się obawiać, aczkolwiek moją misją jest ochraniać tych, którzy zasługują. Nie tylko ludzi, lecz inne rasy też.- Powiedział Iorweth.
Rek'Sai wyskoczyła z ziemi i ryknela przerazliwie. Wnet zobaczyła że obok ktoś walczy. Rozpoznala swojego Pana, który kierował wczorajszą bitwą
,,Pan da jeść... Jeść..."
Rek'Sai popedzila ku Ketronowi, aby zjeść pysznego, znakomitego, powodującego ciekniecie slinki wroga swojego Pana...
Noah poruszał się pomiędzy domami. Usłyszał rozmowe.
Kucnął za rogiem i przysłuchiwał się.
----
Jestem tam, gdzie Tony i Devil
- Rek'Sai! Kotku!!! - Ketron się ucieszył, ale natychmiast spoważniał.
- Dołączysz do mnie? Wtedy przeżyjesz... - Pytał Ketron Iorweth'a.
Lecz Rek'Sai usłyszała ze ktoś czai się obok jego Pana... Ktoś coś knuje...
,,Czyzby pora jedzenia... WKONCU"
-Nie będę liczył na twoją łaskę i przynależność. Zejdź mi z oczu, a oszczędzę ciebie oraz tą paskude.
Noah ostrożnie wyjrzał
Nie! Znowu ta glizda! - pomyślał i zaczął się cofać.
Rek'Sai czuła ze wróg się boi... Chcę uciec...
Troche bliżej... bliżej... jeszcze trochę...
,,JEDZENIE"
Wyskoczyła z ziemi i złapała w swój szpon Noaha.
- W takim razie... Atakuj go! - Krzyknął Ketron, ożywiona Kobieta zaatakowała Iorweth'a.
- Co tam masz? - Ketron poszedł za Rek'Sai.
Noah w ostatniej chwili podleciał w górę.
-Ał! Przeklęta glizda!