Pathriic kazał żołnierzom nie strzelać.
-ZOSTAW GO! Te noże go nigdy nie zabiją, tylko rozjuszą. Sami amatorzy.
Wyciągnął rękę w kierunku smoka i gwizdnął. Ten wylądował i przestał atakować.
-Tauriel, bardzo ostrożnie się cofnij...
-Co ty robisz?! - krzyknął do Iorwetha
-Brawo Iorweth. Noah, dobrze zrobił. Smok zaatakował fort, bo wylądował tu drugi, ranny.
-On nie chce wam nic zrobić. Smoki nie są takie jak wam się wydaje! Przynajmniej nie wszystkie.-powiedział Iorweth.
-Dokładnie. Iorweth, pomóż mi. Trzeba je opatrzyć.
-Smoki to złe istoty... im nie można dać spokojnie odejść...
Iorweth podszedł do agresywnego smoka. Drapał go pod pyskiem.
-Era’harel, falon ( To przyjaciele).- wyszeptał do smoka.
-Złe istoty to tacy kretyni jak ty. Sam kiedyś byłem łowcą smoków, jednak po wieloletnim doświadczeniu z nimi wiem, że mają swoją kulturę i język którym się posługują między sobą. Potrafią też myśleć a nie kierować się insynktem jak np. pies. Atakują, gdy ktoś atakuje je- gdy tylko wyrzucisz z ręki broń przynajmniej większość cię zostawi...
Tauriel sie cofnela i usiadla przy calej sytuacji przyglądając sie jak opatruja smoki
(nie bedzie mnie pol godziny)
-Ehh... was nie przegadam... - stwierdził Noah i schował broń
Podszedł do Patriica
-Opuszczam ten fort. Macie może troche jedzenia na zbyciu? Musz€ zapasy uzupełnić - powiedział do Patriica.