Cytat:Ale ona schowala je w ciasnym pomieszczeniu i stała od jakiejś odległości od nich... Przyjęła wszystko...
-Jajka się wykluły, ludzie nie mają szans, świetny koniec na początkowych stronach

-
---------
Noah podszedł do muru. Wspiął się po nim i wpatrywał się w dal.
Tauriel poszła i strzeliła w nogę jakiejś jaszczurkowatej postaci. Podeszła do elfa i powiedziala:
-Dobra spróbuję Ci pomóc...- Tauriel wzięła się do roboty. Wyjęła zioła jakie miała i przyłożyła do rany. Owineła materiałem i to tak naprawdę tylko tyle co mogla zrobic.
-Rana powinna sie goic ale teraz musisz iść w spokojne miejsce i odpoczywac. Ta postac powinna jeszcze lezec bo jest ranna
Do pomieszczenia wlecial granat, raniąc Rek'Sai w zęby. Dodatkowo kilka jaj zostało zniszczonych. Wszystkich było dokładnie 65. Pod wpływem wybuchu zniszczonych zostało 23, z czego 9 Xer'Saiow przeżyło, a 2 były ranne, po czym jeden natychmiast umarł. Reszta wyklutych stworzeń była zdrowa, oprócz 7, których leko uszkodził wybuch. Zostało jakieś 30 zdrowych osobników.
Rek'Sai poczekala chwilkę, aż porozgladaja się po otoczeniu, polizala po twarzy, po czym wypuściła, by pozeraly, a przez to rosły.
(Spokojnie, teraz mają wielkość sporego kota domowego, ale rosną w miarę jedzenia)
Xer'Saie zaczęły się rozprzestrzeniac po mieście.
Laver dostal w noge wiec szybko popatrzyl za siebie.
- Co jest do cholery?
Zaryczal ogluszajacym krzykiem ze wscieklosci i rzucil sie w strone Tauriel.
-Widzę, żeś też elfka... Dam radę przejść...-wysapał próbując wstać.
-Uważaj!-Krzyknął.
Iorweth rzucił miecz w Lavera.
Pathriic z GROMem wybiegł zza zasłony i zaczął ostrzeliwać Lavera zmuszając go do ucieczki.
-TY!- krzyknął do elfa- NIE RUSZAJ SIĘ! Zioła załagodziły ból ale nie naprawią ci zniszczonej kości! Połóż się, zaraz cię przetransportujemy do medyka!
Ketron szedł przed siebie. Zauważył jedno dziecko Rek'Sai.
- Rek'Sai urodziła młode... Doskonale!
-Jeszcze was dorwe! dorwe was wszystkich i zjem wasze flaki i wypije wasz krew! - rzekl wsciekly Laver, zarzucil swoje czarne szaty tak ze bylo widac tylko jego pelne nienawisci slepia i znikl.
Noah zszedł z murów i podbiegł do strażnika.
-Jak stąd wyjść? - spytał
-Nie możesz... szef zabronił... wypuszczać ludzi... - odparł strażnik
-Daj mi wyjść. - powiedział Noah
-Nie!
-Zaprowadź mnie do twojego szefa...
-Dobrze. Niedługo wróci. Zaczekaj - odparł strażnik
Noah podszedł do drzwi więzienia (był na spacerniku) i wszedł do środka budynku.
-Kość prędzej czy później sama się zrośnie. Bólu nie czuję choć mi szkodzi...- Powiedział Iorweth.