Tymczasem sterowiec Amona w końcu dotarł na miejsce. Twierdza była dobrze widoczna przez szyby. Sterowiec zaczął zwalniać.
Amon podszedł do wrót wejściowych i otworzył je przesuwając dźwignię. Żołnierze chwycili sie metalowych prętów aby nie wylecieć z pokładu sterowca. Amon stał jednak jak gdyby nigdy nic patrząc z góry na twierdze.
- Wystrzelić liny.. - rzekł Amon
Od razu podbiegło do niego dwóch kultystów i używając harpunów wystrzelili liny które zaczepiły się przy pomocy metalowych grotów do ścian twierdzy. Sterowiec zahamował i zatrzymał sie w powietrzu.
Maraal podszedł do Amona podając mu hak. Ten dał sygnał reką i od razu kultyści przy pomocy haków zaczęli zjeżdżać po linie w dół.
Amon również ruszył zjeżdżając w dół nadal nie spuszczając wzroku ze swojego celu...
Gdy wszyscy znaleźli się na ziemi częśc z nich zamierzała aktywować ładunki wybuchowe aby dostac sie do srodka. Amon jednak zabronił im.
- To nie będzie konieczne.. - rzekł
- To w jaki sposób dostaniemy sie do środka? - zapytał Maraal
Amon podszedł do wrót twierdzy. Były one stare i zniszczone. Właściciel twierdzy nie żył od 5 lat.. nie było nikogo kto by o nią dbał i pielęgnował. Amon przyłożył rękę do wrót i lekko przesunął. Jak się okazało wrota nie zostały dokładnie zamknięte... zostały jedynie przymknięte..
- Masz odpowiedź na swoje pytanie Kapitanie.. - odparł Amon - Właściciel posiadłości nie przypuszczał, że zginie podczas wojny dlatego też nie zamknął swojej twierdzy..
Maraal pokiwał głową. Amon jednak nie zważał na jego gesty i wszedł do środka jako pierwszy.
W międzyczasie statek Krilla właśnie wypłynął na otwarte morze. Towarzyszyły mu dwa statki satelitujące, płynące po bokach. Nihil Vegha który musiał zostać na wyspie patrzył uważnie jak statki powoli znikają za horyzontem.
Krill wydając rozkazy swojej załodze wszedł do kajuty kapitana, powierzając tym samym dowództwo nad załogą Bellatrix. Zasiadł w fotelu przy stole polerując sztylety. Było to jego hobby które odziedziczył po Raughnie... Był ciekaw w jaki sposób przebiegnie spotkanie na które zmierzał.
Harkon wyszedł ze swojej komnaty, ówcześnie zakładając protezy i zbroję z pomocą Spensera. Po kilku minutach znalazł się w głównej sali, gdzie na tronie siedział Lord Malacath.
- Wzywałeś mnie... - powiedział Harkon stając przed tronem i patrząc się na wyżej siedzącego wuja
- Jak przeszedł patrol? - spytał elf mrocznym głosem
- Jak zwykle...
- Odpowiadaj na pytanie - rzekł oschle Lord.
- Spotkałem jakiegoś czarodzieja... Był dziwnie ubrany... Został przeszukany ale nic przy sobie nie miał... - odpowiedział Młody Bal
- Jak miał na imię? - spytał zaciekawiony
- Amon...
Lord wstał z tronu i zaczął schodzić po schodkach.
- Powiedz Spenserowi żeby go sprawdził. Może będzie coś w Ministerstwie - mówił.
- Potem możesz odpocząć - dodał.
Lord przeszedł obok Harkona, zaczął iść w stronę wyjścia z zamku.
- A co z tobą... - rzekł patrząc się na wuja
Młody elf nie dostał odpowiedzi. Po chwili Malacath się teleportował.
W środku twierdzy było ciemno. Wszystkie świece już dawno się wypaliły. Ludzie Amona wchodzac do środka za swoim szefem włączyli latarki i lampy naftowe.
Amon spojrzał na schody które prowadziły na pierwsze pietro.
- Rozejść się... Przeszukać budynek.. - rzekł Amon mrocznym tonem - Maraal.. Idziemy na górę..
- Słyszeliscie Amona.. ruszac się! - krzyknął Maraal
Kultyści od razu zaczęli przeszukiwać parter. Gdy któreś z drzwi były zamknięte, wyważali je. Maraal z Amonem ruszyli po schodach na górę.
Znaleźli się na długim korytarzu w którym było mnóstwo drzwi. Maraal świecił latarką na każde z wrót. Amon jednak szedł do przodu.
- Nie przeszukujemy każdego pokoju? - zdziwił się Maraal patrząc na odchodzącego dalej Amona
- Nie widze takiej potrzeby... - rzekł Amon
Zatrzymał sie przy starych dębowych drzwiach które różniły sie od całej reszty.
- Jeśli sie wie po co sie przychodzi do takiego miejsca to nie ma konieczności wchodzenia do każdego kąta... - dodał przekręcając klamkę i otwierając wrota.
Maraal wszedł do środka za Amonem. Oboje znaleźli się w olbrzymiej bibliotece. Pośrodku widniał duży stół a przy ścianie na przeciwko drzwi kominek w którym od dawna wypaliło się całe drewno. Amon podszedł do półki z księgami i wyraźnie zaczął szukać tej która była mu potrzebna
Maraal cały czas świecił latarką oświetlając Amonowi księgi. Nie był jednak zadowolony.
- Mam rozumieć ze cała ta operacja była po ty byś mógł wziąć sobie jakąś głupią książkę? - zapytał gniewnie
Amon nie odpowiedział.
- Odpowiadaj jak mówie! - powiedział głośniej Maraal
- Jak zawsze nic nie rozumiesz.. Dla ciebie może to wydawać sie głupia ksiega , ale zawarta w niej treść moze zmienić bieg najbliższej przyszłości.. - mówił spokojnym tonem Amon.
Maraal nie odezwał się.
- A i jeszcze jedno.. - rzekł Amon w tej chwili podchodząc do zaskoczonego Maraala, chwytając go za gardło i przyciskając do ściany. Siła Amona była ogromna. Maraal nie mógł oddychać. Był wręcz przerażony.. - Nie zapominaj z kim rozmawiasz i komu służysz... Bo to sie moze dla ciebie bardzo źle skończyć..
Po tych słowach Amon puścił Maraala który upadł na ziemie kaszląc i ciężko oddychając.
- Cholera.. - powiedział cicho sam do siebie Maraal chwytając się za szyję.
Amon wrócił do przeszukiwania pólek w celu znalezienia upragnionej księgi zabierając latarkę która należała do kapitana.
Lord Malacath znalazł się w Ministerstwie. Zaczął szukać Isabelii.
Nagle, Jonathan i Hunter zniknęli w łunie światła. Agreggor zaczął szukać wzrokiem chłopaka..
Harkon poszukał Spensera i powiedział mu by ten przeszukał akta Ministerstwa coś na temat niejakiego Amona.
Chłopak tuż po tym poszedł do swojej komnaty. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na komorę hiperbaryczną. Przeszedł obok niej, a za nią było spore łóżko. Przy nim stolik, na który odkładał zawsze siekierę. Tak też zrobił i teraz, a następnie położył się na łóżku, próbując zasnąć.
Isabella właśnie szła korytarzem Ministerstwa w towarzystwie Artura... Natknęli się na Malacatha.
- Wujku... - Powiedziała Isabella, uśmiechnęła się.
==============
Fester natomiast znalazł się w porcie... Właśnie jeden ze Statków zamierzał odpływać... Zabójca podszedł do jednego z załogantów.
- Hej! Znajdzie się miejsce? Płyniecie do Pont Vanis?! - Spytał.
Załogant spojrzał na niego z piórem w buzi, wyjął je po chwili.
- A i owszem, zmierzamy do Pont Vanis. A miejsce zawsze się znajdzie, hehe. - Powiedział.
Fester zauważył stojące obok niego wiadra i miotły...
- Sądzisz, że będę kundlem? Haha - Parsknął śmiechem Fester, a następnie wyciągnął zza pazuchy spory mieszek złota.
- Tyle wystarczy, abym odbył spokojną podróż i nikt nie zawracał mi głowy? - Spytał, rzucając woreczek w łapska Kamrata, ten uśmiechnął się, a następnie z gracją wskazał wejście na pokład.
Fester wszedł na pokład, a następnie rozsiadł się wygodnie na jednym z krzeseł... Okręt właśnie zaczął wypływać z portu.
===========
Statek, którego Kapitan uparł się aby podpłynąć do kamiennej wieży wyrastającej z dna oceanu, właśnie szedł na dno...
- Kur*a! - Wrzasnął Kapitan, widząc że nic już nie może zrobić... Większość załogi właśnie zdychała.
Kapitan był dobrym pływakiem... Dał nura do wody, a następnie zaczął płynąć... Prądy potwornie nim miotały, a woda zalewała mu gębę... Dusił się, ale z całych sił płynął w kierunku kamiennej wieży... Po kilku minutach walki z potężnym żywiołem, zdołał podpłynąć bardzo blisko wieży... Przed wejściem było kilka skał, na których można było stanąć...
Kapitan zdołał chwycić skałę, wspiąć się i położyć na nich... Pluł wodą, dusząc się potwornie... Próbował złapać oddech.
Po kilku minutach doszedł do siebie... Zaczął się podnosić i spoglądał na wejście do wieży, które jednak blokowały stalowe kraty... Kapitan podszedł i szarpnął kraty, jednak były potwornie mocne...
- Cóż to za dziwy? Co to jest? - Powiedział sam do siebie... Zaczął rozglądać się dookoła, wicher potwornie szalał... Woda trzaskała o wieżę.
Nagle, w pobliżu usłyszał dziwne warczenie i rzęcholenie...
- Co do... - Powiedział, po chwili poczuł ostry ból w klatce piersiowej, po chwili w nogach, a następnie w szyi... Coś w ogromnym tempie cięło go kilka razy ze wszystkich stron...
Padł na kolana, wyjąc z bólu... Rozglądał się na wszystkie strony. W końcu, po chwili ujrzał przed sobą dosyć niską Istotę... Miała długie uszy i długi jęzor, a w łapach trzymała miecz...
Gnom z ogromną prędkością machnął mieczem, a następnie skrócił Kapitana o głowę... Jego ciało bezwładnie wpadło w wir świdrującej wody.
Malacath stanął w korytarzu przed dziewczyną, gdzie oprócz nich było wielu Aurorów.
- Poinformowałaś ludność o tej chmurze? - spytał Lord
- Oczywiście, przekazałam mieszkańcom prawdę i radziłam im uważać. Są już spokojniejsi. - Odpowiedziała.
- Naprawdę nie wiemy co to za chmura, Wuju? - Spytała.
Po kilku minutach szukania, Amon zatrzymał swój wzrok na jeden z ksiąg o czerwonej oprawie. Szybko wyciągnął ją z półki. Księga miała tytuł "Libro de mapas e islas" i została napisana setki lat temu. Amon zaczął przewracać kartki. Można było się domyśleć, że niektóre strony tej księgi były pisane przez samego Carrabotha.
Amon zatrzymał się na pewnej stronie i zaczął czytać.
Maraal który stał z boku czekał az Amon w końcu coś powie. Sam jednak nie zamierzał nic powiedzieć. Nie chciał ponownie go zdenerwować.
Nagle Amon zamknął książkę.
- Mamy to po co przybyliśmy.. - rzekł
- Nie chcesz wziąć reszty ksiąg?
- Nie będą one nam potrzebne. - odpowiedział Amon - Wszystko znajduje się w tej księdze..
Maraal odsunął się widzac ze Amon zamierza wychodzić z pomieszczenia. Poszedł posłusznie za nim. Nagle jednak Amon zatrzymał sie.
- Każ spalić to miejsce.. Wszystko ma być zniszczone.. - dodał Amon i ruszył dalej.
Maraal zdziwił sie ogromnie słysząc te słowa.
- Do-Dobrze... - zająknął się spoglądając na idącego w stronę wyjścia Amona.
Flota Nieumarłych płynęła cały czas przez ocean. Podróż biegła spokojnie, bez żadnych problemów. Niedługo mieli dopłynąć na kontynent.