Amon slyszac Jonathana opuścił rekę w dół i odwrocil sie w jego kierunku. Mezczyzna dostrzegl teraz mroczną maskę na twarzy Amona. Patrzył na niego przerażajacym wzrokiem nie mówiac przy tym nawet ani jednego slowa.
- Bombarda! - wykrzyknął w stronę Amona
Armia zaczęła docierać do pałacu.
- To będzie spacer... Dla armii... - powiedział Harkon widząc, że pałacu broni praktycznie garstka strażników
- I dla nas... - dodał elf mówiąc do Krilla
Oboje szli dość szybkim tempem. Wokół nich kroczyło ogrom żołnierzy. Dochodzili już do ogrodów.
=====
Cecillia spojrzała na Lorda Malacatha poważnym wzrokiem. Czuła od niego mroczną energię i chłód nacierający na nią.
- Zniszczyłeś krainę! Moją krainę! - uniosła się
- Czasem wszystko wymaga zmiany. Czas Carrabothów już dawno minął - odparł niskim głosem Lord.
Nagle na głowę Cecilli posypał się tynk. Pałac zaczął się walić.
- Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa... - odparła Cecillia
Lord Malacath przez chwilę nie odpowiedział. Wpatrywał się w jej oczy, w których widział niepewność i lekki strach.
- Dla mnie powiedziałaś za wiele... - odrzekł niskim głosem
- Fus... Ro death!
Krzyk śmierci powędrował prosto w Cecillie...
Krill wraz z Nihilem prowadzili armie naprzód. W ogrodach zamkowych nie bylo praktycznie zadnych straznikow, a ci ktorzy sie pojawili bez problemowo byli usuwani z drogi.
Cios Jonathana byl bardzo szybki jednak Amon zdołał go uniknąć. Nurbanu caly czas zwijala sie bolu, Amon bowiem nadal trzymał ja w swoim magicznym uscisku. Mezczyzna w masce powoli zaczał podchodzić w stronę Jonathana.
Cecillia wystawiła różdżkę w stronę Lorda. Z jej końca wystrzeliła jak z procy energia. Zderzyła się z krzykiem śmierci i nastał wybuch. Czarny dym spowił całą posadzkę w głównej sali.
- Bombarda! - krzyknęła kobieta
Malacath wziął szybko ręce do gardy. Zaklęcie go trafiło i cofnęło w tył po podłodze.
- Mogłabyś być silniejsza, gdyby los postanowił inaczej - rzekł Lord patrząc na nią.
- Ale teraz to ja go kontroluje - dodał prostując się.
- Giń! - krzyknęła Cecillia
Z różdżki wyleciała energia o niebiesko białym kolorze. Z dłoni Lorda wystrzelił czarny, mroczny dym. Energie zaczęły się przepychać i widać było że Cecillia mocno przegrywa. Lord zaczął iść w przód i z każdym jego krokiem kobieta opadała z sił.
- Nigdy nie będziesz władcą tej krainy! - krzyknęła
Nagle jej energia nasiliła się. Lord nie spodziewał się tego i z trudem utrzymał się na nogach. On jednak nie dawał za wygraną. Wciąż szedł w jej stronę.
Malacath zbliżył się tak blisko, że uderzył z pięści drugiej ręki w jej twarz. Różdżka wypadła jej z dłoni. Dym schował się, to samo stało się z energią Cecilli. Kobieta straciła równowagę przy uderzeniu i zachwiała się. Lord chwycił ją za kark i mocno ścisnął.
- Już jestem jej władcą... - powiedział i uniósł Cecillie w górę
Nagle do głównej sali wpadł Vincent. Widząc co się dzieje, od razu chciał zareagować.
- Królowo! - krzyknął i zaczął biec na Malacatha
Nagle jednak coś uderzyło w Vincenta. Był to harpun Harh Krilla... Przyciągnął oszołomionego mężczyznę do siebie, zarzucił swoje ręce na jego kark i przycisnął do swojego brzucha. Vincent był unieszkodliwiony. Dusił się. Po chwili widział, jak do Malacatha z wiszącą w górze Cecillią podchodzi Harkon. Kobieta usłyszała jego respirator, jego mrożący krew w żyłach oddech.
W jej oczach było widać strach i zalewającą je krew od uścisku Lorda.
- Harkon... Nie jesteś przecież taki... - mówiła z trudem Cecillia
Nagle Malacath puścił kobietę. Upadła na kolana przed dwoma elfami. Patrzyła się na nich z dołu ze strachem i respektem.
- Zabij ją... Harkonie - rzekł Malacath patrząc na nią.
Młody Bal patrzył swoim krwistym wzrokiem na bezbronną kobiete, która wręcz była przerażona.
- Harkon... Prosze... - rzekła słysząc jego oddech
Elf nawet jej nie usłyszał. W głowie miał wszystkie sceny, wszystkie momenty w których Cecillia go skrzywdziła. Mniejsze bądź większe sytuacje. Wszystko przeminęło mu przed oczami. Chwycił mocniej swoją siekierę, zacisnął na rękojeści pięści i powoli przyłożył ostrze do jej gardła.
- Harkon... Zawsze cię kochaliśmy... - powiedziała Cecillia, jej łza spłynęła po jej policzku i skapnęła na ostrze
W elfie nagle coś pękło. Usłyszał kłamstwo, które słyszał całe życie... Krzyknął głośno z nienawiścią jakby uwolnił właśnie z siebie cały swój tłumiony gniew. Przez te wszystkie lata użerał się z głodem, którego dziś częściowo się pozbywa. Harkon zamachnął się siekierą i odciął łeb Cecilli, który spadł na ziemię. Jej ciało osunęło się w bok i spadło na posadzkę.
- Niee! - krzyknął Vincent próbując uwolnić się z uścisku Harha
Korona z głowy Cecilli poleciała nieco dalej. Malacath położył na nią swoją nogę i spojrzał na odciętą głowę Cecilli Carraboth.
- Czystka przyniosła kolejne żniwo... - powiedział niskim głosem i rozdeptał koronę, która przełamała się na trzy części
- Dobra robota, Harkonie - dodał Lord.
- Jesteście potworami! - krzyczał Vincent
Malacath podszedł bliżej Krilla i trzymanego przez niego mężczyzny.
- Wiesz co zrobić, Krill... - powiedział elf
Nieumarły dowódca kiwnął lekko głową. Uderzył Vincenta w potylicę z pięści, ogłuszając go lekko, by się nie szarpał.
W tym momencie Krill skręcił kark Vincentowi. Puścił jego ciało, które upadło martwe na posadzkę.
Harkon w tym samym czasie patrzył się na głowę Cecilli i kałuże krwi w której leżała. Młody Bal czuł się spełniony. Chciał zatrzymać w swojej pamięci widok martwej Cecilli jeszcze dłużej, dlatego stał i patrzył się na swój czyn...
Wszystko zapisane powyżej, a dotyczące moich postaci nie zalicza się do nurtu głównej fabuły całego uniwersum.
Wątki tych postaci będą dopiero pisane.
Big love. <3

Krill przez chwile milczał. Zastanawiał sie patrząc na trupy swoich odwiecznych wrogów. Po chwili schował swoją buławę za plecy. Wszyscy nieumarli tak samo opuscili bron.. walka bowiem sie skonczyla. Nagle Krill rzucił spojrzenia na Harkona i Malacatha.
- Chwila... gdzie jest Amon i jego ludzie? - zapytał
Zauważył bowiem ze nie ma ich wśród jego armii.
- Drętwota! - zaatakował Jonathan
Amon dostał mocnym zaklęciem w bark.
Amon przyjął magiczny atak Jonathana. Odrzuciło go na kilka metrów jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Spojrzał srogo w twarz Jonathana i wyciagnął reke w stronę swojego przeciwnika zaciskając palce. Jonathan od razu poczul potezny ucisk. Cale jego ciało bylo teraz pod kontrolą Amona. Mężczyzna w masce zaczął zaciskać rękę jeszcze mocniej. Jonathan próbował przeciwstawić się tajemniczej magii Amona jednak byla ona bardzo silna. Czul ze jego ręce sie wykręcają.
- To prawie wstyd, odebrać moc komuś tak utalentowanemu.. prawie.. - powiedział Amon wstajac z podłogi - Najpierw ty.. potem ona..
Harkon nie odwracając się i wciąż patrząc na odrąbany łeb Cecilli odpowiedział:
- Jest blisko...
Elf nagle odwrócił się do Malacatha i Krilla.
- Krill... Pójdź z Harkonem. Ja muszę zająć się komnatą Cecilli - rzekł Lord niskim głosem.
Młody Bal zaczął iść przodem...