Amon spojrzał na swoj kieliszek i lekko nim potrząsnął. Siedział cały czas tyłem do Harkona
- Spodziewałem się ciebie wcześniej.. - rzekł Amon - Juz myślalem ze dałeś sie nabrać na sztuczkę ze sterowcem i pobiegłeś za nim jak wilk za owcą..
Socher tymczasem spojrzał kątem oka na Malacatha.
- Moje imie nie ma znaczenia.. tak samo jak imiona tysięcy ludzi ktorzy zostali zabici przez twoich żolnierzy..
Lord kiwnął lekko głową do Dagona, a ten wypuścił z banki Sochera.
- Nie chce używać na tobie eliksirów... To nie dla mnie - mówił Lord. - Więc odpowiedz na pytanie - dodał spokojnie.
=====
- Cóż... Jestem tutaj... - odparł Harkon
- Nie myślałem że będziesz się chował... - dodał
- Nie chowam się.. - odparł Amon wstając z fotela i kładąc kieliszek na stole - Przybyłem do tego miejsca z wielu powodów... Przede wszystkim chciałem poznac odpowiedź na dręczące mnie pytania.. Zamierzałem przy tym wykorzystać umiejętności twojej siostry ale domyślam sie że twoi żołnierze zdołali juz ją odbić.. Niefortunna to strata ale coż.. jestem w stanie to zaakceptować..
Socher spojrzał na Malacatha
- Jestem żołnierzem rewolucji .. Socher.. elektryk i doświadczony pilot.. sojusznik Amona..
- Nie dam ci już jej dotknąć... Za dużo jej zrobiłeś by ci pomagała... - odparł Harkon przybliżając się nieco do niego
=====
- Więc stoi przede mną ktoś więcej niż tylko kultysta... Właściwie mógłbym cię nawet puścić... - mówił
Dagon lekko się zdziwił na słowa Lorda, mimo to nie przeszkadzał mu w rozmowie.
- Nie zależy mi na twojej śmierci. Ale zabije cię, jeśli nie odpowiesz mi na kilka pytań. Skoro jesteś wysoko postawionym sojusznikiem Amona, na pewno to zrozumiesz - dodał patrząc na Sochera.
- Właściwie to nic jej nie zrobilem.. - odparł Amon patrząc w okno - Nigdy nie planowałem jej skrzywdzić.. Jedynie czego doświadczyła to kilka nocy w więzieniu.. ale nawet i tam nie była sama.. Jakbym chciał ją zabić juz dawno bym to zrobił..
Socher nie odpowiedział. Czekał na pytania Malacatha.
- Dlaczego akurat Kartis? - spytał Lord
- Bo to tam Amon się urodził.. - odparł Socher - Tam byl jego dom i to tam stał się tym kim jest.. a wszystkiego winni są czarodzieje którzy zabili jego rodzinę i porwali jego żonę..
Amon przez chwile milczał wpatrując sie w okno. Harkon cały czas nie spuszczał go z oka. Nagle Amon ponownie zaczał mówić.
- Ty i ja Harkonie jesteśmy do siebie bardzo podobni.. jak i kompletnie różni.. to fascynujące.. Oboje popychamy nasze granice do kompletnych skrajności aby osiagnac to czego pragniemy.. Jednakze w moim przypadku granica ta została kompletnie złamana...zniszczona... Ty natomiast za kazdym razem gdy próbujesz tę granice zniszczyć ktoś potęzniejszy staje na twojej drodze i odbija cię z powrotem aby proces zatoczył koło i ponownie się rozpoczął..
Harkon domyślił się o co mu chodzi. Najpierw na drodze do tronu pojawiła się Nurbanu, która była wręcz oczkiem w głowie Cecilli. Później zjawił się Malacath, który od razu zajął tron ze względu na swoją potęgę... Zawsze ktoś go ograniczał... Kiedyś Cecillia, teraz Malacath...
- Masz tupet mówić mi to prosto w twarz... - odparł mrocznym głosem
- Twoja rewolucja upada... Bez mieszkańców jesteś nikim... - mówił
=====
Malacath wsłuchiwał się w słowa Sochera uważnie.
- Poniekąd was rozumiem... Ja również miałem uraz do pewnych czarodziejów - pomyślał o Carrabothach.
- Nawet bym wam przyklasnął, gdybyście rozumieli że nie każdy jest taki zły jak mówisz - mówił spokojnie.
- Zemsta na wszystkich czarodziejach to nie równość, a zaburzenie równowagi świata... Akatosh z pewnością patrzy na was i tylko czeka na to by was ukarać - dodał.
Malacath wiedział, że Akatoshowi na pewno nie spodoba się to co robią z czarodziejami. Odbieranie ch mocy to niszczenie dzieła Akatosha i innych bogów, którzy stworzyli Magic World...
- Jesteś w błędzie.. - odparł Amon - Mieszkańcy to jedynie był kawałek układanki.. wszelkie bunty i protesty miały tylko zakryć to co było przeze mnie przygotowywane.. Nawet jesli jakims sposobem całe poparcie mojej osoby by spadło niczego by to nie zmieniło. Rewolucji nie mozna zatrzymać.. ty jednak jeszcze tego nie rozumiesz.. Gwarantuje ci ze za kilka dni dowiesz się o co mi chodzi..
- Równowaga świata już dawno została zachwiana.. - odparł Socher - Magia z błogosławieństwa stała sie przekleństwem... Czarodzieje sami uznali sie za bogów terroryzując tych którzy takich umiejetności nie posiadają.. Akatosh ukarze tych którzy na to zasługują.. Gdyby nie traktowano nas jak podludzi i zabijano nasze rodziny i dzieci jak psy nie byloby rewolucji a Amon nie osiągnął by takiego poparcia..
Harkon patrzył na Amona swoimi czerwonymi ślepiami. Nastała dłuższa chwila, nim mężczyzna doczekał się odpowiedzi.
- Nie dowiem się... - zaczął mrocznym głosem
Amon spojrzał na elfa podejrzliwym wzrokiem. Po jego słowach znów nastała chwilowa cisza, bardzo niepokojąca. Amon nie wiedział co się za chwilę stanie. Nagle elf dodał przerywając ciszę:
- Bo nie będziesz już żył...
Po tych słowach wnet z dłoni Harkona wystrzeliła mroczna energia. Uderzyła w korpus Amona odpychając go na ścianę chaty. Nim się otrząsnął, przy nim był już Harkon. Kopnął go z całych sił w brzuch, a ten rozwalił ścianę przy której był oparty i wyleciał na dwór. Odczuł bardzo mocno kopniaka...
Elf wyszedł przez dziurę w ścianie do swojego przeciwnika i wyjął siekierę szybkim ruchem zza pleców. Tym razem elf był bardziej opanowany i nie robił pochopnych ruchów... Jego myśli skoncentrował tylko na Amonie i walce.
=====
Malacath lekko się uśmiechnął. Socher nie wiedział tyle o Akatoshu co on, dlatego tak zareagował. Również mowa o zabijaniu ludzi było niedorzeczne, bo statystyki ministerstwa wyraźnie pokazywały że przestępstwa zmniejszyły się o 50% w stosunku do czasów kiedy panowała Cecilla.
- Jakie są teraz cele Amona? - spytał nagle