Leo spojrzał na Aurorre, westchnął i odparł oby mnie to nie zabiło...
- Rose schowaj się, jak nie wrócę za 10 minut uciekaj.
Leo podszedł do Rennektona I Aurorry pytając.
Kim jesteście albo może lepiej czym jesteście?
„Musimy ich zabić tylko po cichu wyjmijcie noże odparł”
Leon Casper i Mick wyeliminowali większość zombie w barze
-Jestem Aurrora - rzekła dziewczyna podchodząc do Leo - Mieszkam..a raczej mieszkalam na obrzezach miasta do czasu gdy nie wybucha ta cala apokalipsa.. Prawie bym zginela.. ciezko w to uwierzyć ale to stworzenie uratowalo mnie w ostatniej chwili ...
Renekton był jednak wściekły na Leo. Zaczal powoli wychodzic z za drzew sycząc ze wscieklosci.
Tristan z Johnem siedzieli w podziemnym bunkrze firmowym.
- W zasadzie, po co nam takie coś?
- Pamiętasz WWC? Nie chcieliśmy żeby ludzie w najwyższym wieżowcu w Nowym Jorku zginęli tak jak oni, mamy radary anty-samolotowe, ten bunkier to schron dla pracowników.. - tłumaczył się John lekko krwawiąc z ręki i plując białą wydzieliną.
- Jestem Aurrora - rzekła dziewczyna podchodząc do Leo - Mieszkam..a raczej mieszkalam na obrzezach miasta do czasu gdy nie wybucha ta cala apokalipsa.. Prawie bym zginela.. ciezko w to uwierzyć ale to stworzenie uratowalo mnie w ostatniej chwili ...
- Ja, jest... jestem - Leo lekko zauroczny Aurorrą nie mógł powiedzieć prostego zdania
- Mój brat chciał powiedzieć, że nazywa się Leo, ja jestem Rose
- Miałaś się schować do mojego powrotu Rose
- Miałam, ale plany się zmieniły - Odparła Rose
A kim jest ten twój naburmuszony przerośniety krokodyl? - Zapytał Leo
- Niestety nie wiem.. ale - Aurrora nie dokonczyla zdania poniewaz Renekton zaryczal i zaczal biec w kierunku Leo.
Aurrora stanęła szybko pomiedzy nim a Leo. Renekton sie zatrzymal.
- On nie wiedzial.. uspokoj sie prosze - rzekla Aurrora do Renektona
Renekton zasyczal pare razy ale po chwili uspokoil sie i po kilku sekundach odszedl wolnym krokiem w strone miasta.
Wszyscy patrzyli jak Renekton sie oddala.
Belai biegając po całym mieście nagle zatrzymał się i uniósł pysk w górę. Wywąchał coś...
- Wyczuwam coś...
- Coś... - stanął na dwóch nogach.
- Bardzo... - wąchał jeszcze bardziej, w końcu ustał na czterech łapach.
- Znajomego... - uśmiechnął się i spojrzał na północ, gdzie znajdował się Renekton.
Belai ponownie ustał na dwóch nogach i bardzo głośno zaryczał. Zaczął biec w stronę Renektona...
Przed pyskiem Belaia nagle coś przeleciało. Była to kotwiczka, która na końcu swej drogi zaczepiła się o pobliską ścianę budynku. Jakąś sekundę potem z ciemnego zniszczonego nieco budynku pojawił się dość niski mężczyzna i zaczął lecieć z niewyobrażalną szybkością w kierunku Belaia. Za jego plecami było widać coś na kształt dymu. Kopnął Belaia nim ten zdarzył się zorientować co się dzieje. Odskoczył, wyciągnął ostrza i biegł w jego kierunku, wystrzeliwując kotwiczke w kolejny budynek, gdyby musiał uniknąć ataku.
- Ee masz ja.. kiś plan na przet..rwanie tej apo...kalipsy? - Zapytał Leo
- Proponuję, abyś do nas dołączyła i razem znaleźli jakieś schronienie - Wykrzyczała Rose
- Rose nie wolno być tak natrętnym, ale jeżeli padł już taki pomysł, więc co ty na to Aurorro abyś się do nas przyłączyła i poszukali jakieś schronienie? - Powiedział Leo
Belai wpadł na filar budynku łamiąc go w pół. Budynek był niewielki, pozostałe filary nie wytrzymały i ściana runęła na tajemniczą postać. Mutant otrząsnął się i skoczył do mężczyzny. Wyjął go spod gruzów i złapał za kark. Ryknął na niego. Na jego twarz poleciały kawałki ludzkiego mięsa, które utknęły w zębach niedźwiedzia. Po chwili rzucił nim o ziemię nadal trzymając za kark.
- Kim ty jesteś?! - ryknął.