- Nie musisz wykonywać moich rozkazów, ale pamiętaj; to idzie w obydwie strony. Później ty będziesz czegoś potrzebować, a ja się nad tobą nie zlituję.
Stonnosie, ja pomogłem ci- teraz ty pomóż mi.
- Potrzebuję rudy!!! Bez niej nie wykonam mojego planu, wręcz go pogrążę.
Ancoron stał a właściwie chwiał się obok Tauriel, podparty swoim ostrzem. Przysłuchiwał się rozmowie dwóch nieznanych mu postaci. Po chwili wyrwało mu się.
- Co za ruda.... czyli przez jakiś durny kamień mało nie straciłbym nogi !? Kim wy właściwie jesteście....???
A no właśnie, ruda. Ja biorę rudę, ty bierz ich.
- Że co?!
Zbulwersowany Stonnos, pełen wściekłości urzył swej magii wyrywając porządny płat skalny. Nagle coś zwróciło uwagę Stonnosa. To był czarny, lśniący kamień, niczym czarna dziura:
- Czarna ruda, nareszcie.
Stonnos wyrwał całą czarną rudę i przeteleportował się z nią do swoich komnat bez żadnego słowa.
- No brawo.... z tego co widzę, to teraz jest nas 2 na Ciebie jednego przeklęty demonie.. jak on do ciebie mówił ... Beliar tak ? I co teraz zrobisz ?
Ancoron patrzył na demona drwiącym wzrokiem.
Stonnos udał się do tajemniczego pomieszczenia w klasztorze opiekubów z czarną rudą i resztą materiałów, gdzie zaczął tworzyć to, co miał stworzyć.
Ancoron powoli wyciągał miecz z pochwy u swego pasa. Oczy świeciły mu jasnozłotym kolorem, patrzył prosto w oczy potworowi w czarnej zbroji.
- Coś czuję, że za chwilę nie będzie tu tak przyjemnie .
*Beliar przeteleportował się do Stonnosa wyrywając mu rudę*
Daj mi ją lepiej...