Pogalopowali w stronę gór. Po minucie znajdowali się u stóp góry tak ogromnej, ze ledwo było widać jej szczyt. Przed nimi widać było kilka szczelin. Draco zaczął się zastanawiac:
-Hmm...
W końcu zdecydował, która pójdzie. Weszli w szczelinę, która po chwili przekształciła się w jaskinię. Im dalej szli, było coraz ciemniej. W koncu natkneli się na jezioro:
-Musimy je przepłynąć...
-Tak stoją, tam Eredin i Morkvarg, będą chcieli zabrać Ciri... No cóż trzeba pokrzyżować im plany...
-no proszę, dziki gong. Lepiej wołaj wiedzminów!
- Twój koń może je przeskoczyć, jezioro nie jest, aż tak wielkie - rzekł Ğunfiğ i zdjął kaptur
Koń przeskoczył jezioro o szerokości 20 metrów...
- Wpuśccie nas! Nie zrobimy wam krzywdy! Jest nas tylko dwóch! - Krzyczał Eredin.
-a ja jestem sam i mamusia zabroniła mi wpuszczać obcych. Innymi słowy S#ierdalajcie
- A może po płyniemy tą łódka, która tam stoi? - spytał Ğunfiğ
V, kazał Eskelowi otworzyć bramę, lecz tylko jedną z dwóch....
-Kogo moje oczy widzą... Rozczaruje was, bo to czego szukacie nie ma w Kaer Morhen.
Draco myślał i myślał. Zapalił pochodnie zakleciem ognia i zaczął się rozglądać. W koncu ujrzał jakiś łańcuch. Pociągnął go, a z wody wynurzyla się lodz:
-Cóż... Zakon musi sobie jakoś radzić!