- Świetnie! - Nagle coś zaczęło walić w drzwi.
- Eem... Ja walczyłem z takim dużym żołnierzem, ale go nie zabiłem...
Noah spojrzał przez "Judasza". Żołnierz był sam. Mithis naładował kałacha.
Witcher, został postrzelony w ramię, rebelianci zabrali go na statek , zaś Wayne i reszta rebeliantów walczyli z Najwyższym Porządkiem... Po chwili przeciwnicy padli.(długo nieodpisywałes ZostanZywym, ale jakby coś to edytuje)
Generał Wayne , wraz z kilkoma Buntownikami wyruszył do pobliskiej bazy sojuszników.
Noah otworzył drzwi. Żołnierz wszedł do środka, ale szybko padł z serii kałacha. Cortyn wyśliznął się na zewnątrz i zabrał listę. Usiedli przy stole. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.
Do środka wszedł Gen. Bruce Wayne z rebeliantami..
Noah schował listę.
-Kto ty? - spytał Cortyn
-Jestem Bruce... Bruce Wayne
- Należę do rebelii, przeleciałem z Tatooine po wybrańców , wcześniej byłem w kapsule jestem jednym z nich!
-Rebeliantów? Około 2 tysięcy... Wybrańców? Na razie wiadomo tylko o mnie , reszty jeszcze nie znaleziono.... Rebeliantami dowodzi Mistrz Vatras, jestem jego uczniem...
-Wybrańców, dziwnie brzmi to stwierdzenie - powiedział Noah - tearetycznie jest 56..