RE: [RolePlay] Magic World
Charles LeMour, po przejęciu Zemsty Królowej Anny, poprawił na pokładzie kilka lin, ustawił beczki, przygotował okręt do wypłynięcia.
- Zapłacisz za to... Życiem! - Krzyczał przywiązany Pirat.
- Już nie żyjesz... - Dodał drugi.
- Kapitan przywiąże Cię do armaty, nawkłada kamieni do kieszeni, nadetnie Ci nożem żyły, byś krwawił i rzuci Cię do morza, a Ty będziesz się topił... I topił, dusił, umierał... Konał, aż w końcu przypłyną rekiny, które wyczują twoją psią krew i oskubią twoją skórę i mięso z kości. - Dopowiedział trzeci.
- Kapitan strzeli Ci kulkę między oczy, obetnie głowę i powiesi w porcie, ku przestrodze innym. - Znów powiedział pierwszy.
- Kapitan przywiąże Cię do beczek z prochem, a następnie wystrzeli z pistoletu... Kawałki twego ciała wylecą we wszystkie strony. - Dodał drugi.
- Kapitan poszatkuje Twoje ciało na kawałeczki i nakarmi nimi rekiny. - Dodał trzeci.
- Kapitan urżnie Ci nogę, a następnie w jej miejsce wstawi drewnianą. Kapitan odrąbie Ci dłoń, a w jej miejsce wsadzi hak. Kapitan wyrwie Ci gałkę oczną, przez co będziesz widział tylko na jedno oko. Następnie podpali twoją drewnianą nogę i spłoniesz. - Dopowiedział pierwszy Pirat.
- Kapitan wsadzi Cię do klatki wiszącej w powietrzu, a przez następne tygodnie będziesz konał bez jedzenia, bez picia, Wrony, Sępy i Kruki będą odrywać malutkie kawałeczki twojego ciała, aż oskubią Cię do kości.
- Nasz Kapitan rzuci Cię swojej załodze, która Cię zmiażdży. - Dopowiedział Pirat.
- Kapitan daruje Ci życie... Pozwoli odpłynąć, szalupą... A Ty będziesz płynął, płynął, przez ocean... Ale zrobisz to zbyt wolno, a jako iż będziesz na linii Ognia, to z dziobu Zemsty Królowej Anny wystrzeli najpotężniejszy Ogień, który spali Cię żywcem...
Charles wysłuchał gróźb, ale nie przejął się nimi... Wszedł na mostek.
Piraci przeklinali, krzyczeli w jego stronę.
Charles dotknął steru... Zaniemówił, wpatrywał się w niego przez chwilę, a następnie zakręcił...
- Pora ruszać! - Krzyknął.
==================
Vretham Karsos spojrzał na żonę.
- Królowa Krainy jest tutaj, w Pont Vanis. - Powiedział.
Davina spojrzała na niego z powagą.
- Przybyła... Po co? - Spytała.
- Porozmawiać z Barbarossą. Zapewne, prosić o pomoc... W wojnie. - Powiedział.
Davina przez chwilę nic nie mówiła.
- Królowa Cecilia jest Wspaniałą, Piękną i Potężną Królową, a także Czarodziejką. - Powiedziała.
- To musi być poważne, skoro przybyła tutaj sama... A jeszcze w dodatku, incognito. - Dodała.
- Cenię ją, bardzo... Od samego początku wspiera wszystkie Kobiety w Krainie... Broni przed nieprawością mężczyzn. Skoro wyruszasz, aby wspierać ją i pomóc jej utrzymać Władzę w Krainie... To nie będę Cię zatrzymywać, Vrethamie. - Powiedziała lekkim głosem Davina.
Podeszła do Vrethama i przytuliła go.
- Najważniejsze, że Wy jesteście bezpieczni... I, że nic Wam nie grozi. - Spojrzał również na Dzieciaki, uśmiechnął się.
- Jedzmy! - Powiedział po chwili.
==========
- Oschły typ. - Skomentował Fred.
- Ale za to silny Czarodziej. - Dodał Regis.
Fred wszedł do Ministerstwa, Regis zaraz za nim.
Lucjusz do nich podszedł.
- Fred! Gazety! - Krzyknął, podał Fredowi jedną gazetę.
"Bank Gringotta odzyskany przez Ministerstwo Magii. Kolejny sukces Ministra!" - Fred przeczytał nagłówek na głos.
Dalej, w gazecie można było przeczytać, że Ministerstwo rośnie w siłę... Ocaleni z Hogwartu szkolą się w podziemiach, podobno potrafią ciskać już potężne Czary. Aurorzy, Czarodzieje, Pracownicy... Wszyscy rosną w siłę.
- Hahah. - Fred zaśmiał się na głos.
- Sala jest przygotowywana. - Dodał Lucjusz.
- Doskonale! Chodźmy zatem ją zobaczyć! - Krzyknął Fred, następnie cała trójka poszła w kierunku Głównej Sali, w której odbędzie się spotkanie. Droga do sali była Strzeżona przez gro Aurorów, Czarodziejów... Losowe osoby nie mogły zbliżać się do jedynego wejścia do sali, Aurorzy trzymali ich z dala 5 metrów od wejścia.
Fred, Lucjusz, Regis weszli do sali. Pracownicy, Służący, przygotowywali salę. Na środku stał ogromny stół, z dokładnie wyliczoną liczbą krzeseł i miejsc. Na stole położony był piękny, lśniąco biały obrus, na który stawiane były właśnie naczynia, kieliszki, szklanki... Obok, ustawiane były karteczki z imionami i nazwiskami gości.
- Cudownie! Wszystko ma być z najwyższej półki... Nie życzę sobie niepowodzeń. - Rzekł Fred, podszedł do stołu i chwycił jeden Kieliszek, oglądał go.
- Wino... Przybyło już? - Spytał.
- Najpotężniejsza i Najlepsza Winnica w Krainie dostarczyła zamówione Wina... - Odpowiedział Lucjusz.
- A Szampan? Który zostanie otwarty, gdy przekażę wszystkim wieści o moim sukcesie? - Spytał Fred.
- Chłodzi się. - Dopowiedział Lucjusz, uśmiechając się.
- A... Co z trucizną? - Spytał Lucjusz.
Fred odwrócił się w jego kierunku.
- A kogóż chciałbyś otruć, Lucjuszu? Planowaliśmy jakiś sabotaż? - Spytał, szczerząc się.
- No... Dyrektora, Ervesta... - Zaczął Lucjusz.
- Durniu! Ci idioci nie zrobią nic głupiego... Nie będziemy nikogo truć... - Powiedział Fred, szczerząc się.
Tymczasem, w Radiu, TV, na Ulicach Wielu wolnych Czarodziejów, Istot, etc. usłyszało komunikaty i wieści o odzyskanym Banku. Zaczęli dyskutować, cieszyć się...
Bank Gringotta tymczasem został już naprawiony przez budowlańców. Goblińscy Pracownicy zostali zatrudnieni... Aurorzy i Strażnicy stali w banku na każdym kroku. Czwórka Goblińskich Braci siedziała w Gabinecie Dyrektora Banku.
- Wiele... Wiele skrytek obrabowano. Wiele zacnych osobistości straciło pieniądze... - Mówił zmartwiony Goblin. Drugi zaś sporządzał dokumenty...
==========
Barbarossa uśmiechnął się do Cecilii.
- Nikt nie ma prawa władać Morskimi Bestiami... Powinny żyć wolno, w oceanie. - Rzekł.
Cecilia zdziwiła się lekko...
- Odpowiedz Mi...
Barbarossa wyjął fajkę, zapalił... Wypuścił dym z ust.
Nagle, ktoś huknął w drzwi...
- Admirale, Kapitanie! St... - Krzyczał. Barbarossa wyjął zza pasa pistolet i postrzelił przybysza, następnie schował pistolet. Machnął ręką, postrzelone ciało wyleciało za próg, drzwi zamknęły się.
Znów zaciągnął się fajką, po chwili wypuścił dym.
Cecilia zdenerwowała się lekko, spróbowała inaczej. Zaczęła mówić:
- Barbarossa... Przecież ceniłeś Lorda Carrabotha! Sam też nie jesteś Święty... Wiele zdobyłeś siłą, przeżyłeś ogrom bitew... Masz dług wobec Mnie do spłacenia! - Krzyknęła.
- Po pierwsze, Lord Carraboth nie przejął Twojego miasta i pozwolił Ci zbudować I stworzyć niezależne miasto w Krainie, potężne, którym możesz samemu zarządzać i nikt Ci nie przeszkadza. - Mówiła, głośno.
- A po drugie, podczas bitew ostatecznych Lorda nie wspomogłeś go w boju mimo, że byłeś jego ważnym sojusznikiem... I obiecałeś mu pomoc w przyszłości. - Powiedziała, nadal głośno, ale lekko załamującym się głosem na wspomnienia o śmierci Dziadka...
- Dlatego, teraz pomożesz mi... Raz na zawsze zabić i wygnać z Krainy Malacatha! - Skończyła.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22-May-2020 14:41:25 przez DevilxShadow.)
|