NOCNA RZEŹ
Stolica była w ogniu rzezi.. Krew niewinnych spływała po ulicach miast... Cieżko było sobie wyobrazić jak bardzo bolesną śmiercią ginęli żyjący tu dotychczas ludzie. Nieumarli byli bezlitośni... Kazdy kto nie zdołał sie schować na czas, nie miał już możliwości liczyć na jakikolwiek ratunek. Nieliczni zdołali zabarykadować się w swoich domach... Jednak nawet ta ochrona niezbyt była w stanie ich obronić.. Armia upadłych miała całą noc aby wybić wszystkich żyjących tu ludzi... W przeciągu godziny od zniszczenia bram zginęło już ponad 30 000 ludzi..
Kilkoro przetrwałych schowało sie we wnętrzu światyni znajdującej sie w centrum stolicy... Ojciec Valar był jednym z nich. Aktualnie klęczał przed ołtarzem wygłaszając modły do Bogów z prośba o litość, miłosierdzie i przebaczenie.. Pozostali którzy byli w światyni również klęczeli na kolanach bedąc kompletnie przerażeni tym co sie dzieje.. Nieumarli dobijali sie bowiem do wrót o okien..
- Wielcy Bogowie! Wasz gniew przywiódł tę plagę! Umarli z grobów powstali aby żywych zabrać ze sobą do piekieł! Dajcie znak... dajcie wasz głos... Co czynić.. co czynić abyście przebaczyli nasze grzechy! - mówił donośnym głosem rozkładając ręce i unosząc głowę do góry
Jęki nieumarłych były coraz głośniejsze. Wrota świątyni mogły pęknąć w kazdej chwili.. Ludzie krzyczeli ze strachu... Na twarzy Valara pojawiły sie krople potu..
- Ulitujcie sie nad swoimi sługami.... Ludzie grzesznymi istotami są... błędy popełniają...świadomosc tego posiadają.. i skruchę swą przyznają... To królestwo wiecznie wam oddane było....Nie pozwólcie by zostało zniszczone przez demony! - mówił dalej Valar
W tej jednak chwili jedno z okien zostało wybite a szkło rozsypało sie po podłodze. Jedna z kobiet krzyknęła ze strachu. Kilku meżczyzn chwyciło za deski... chcieli zabarykadować okno jednak było juz za pózno.. Po chwili kolejne pękło... Jeki upadłych stawały sie coraz głosniejsze.. Valar jedynie obracał głowę to w prawo i to w lewo...
- Osaczyli budynek... osaczyli dom Bogów! - ryknął ojciec Valar
Opór teraz był bezcelowy... Mimo prób... mimo oporu kilku mężczyzn, drzwi od świątyni zostały wywarzone a upadli wbiegli do srodka mordując każdego po kolei... Jednym ucinali kończyny.. innym głowy.. innych ząs zjadali żywcem... Valar nie mógł uwierzyć w to co widzi.. Chciał uciekać.. chciał sie ratowac... Strach obleciał całe jego ciało.. sparaliżowało go... Dostrzegł już biegnących w jego stronę upadłych... Jedyne co zdazył zrobić to przełknął ślinę i zamknął oczy... Wiedział, że to już koniec i zaakceptował swój los... Chwile potem jego ciało zostało zmasakrowane i poćwiartowane od mieczów Nieumarłej hordy...
Ciała zabitych, a raczej to co z nich zostało zostały wyniesione i rzucone na ulice jak zwykłe śmieci... Taki los spotykał każdego... bez wyjątku... Niezależnie od płci... wieku.. stanowiska.. wykształcenia i posiadanego majątku...
"Śmierć jest sprawiedliwa... dopadnie każdego"
==========================================
Gargantua przez ten cały czas stał poza miastem w stanie spoczynku niczym gigantyczny posąg... a na jego ramieniu siedział Ignathir wraz z Shizzu. Tutaj krzyki ludzi już ucichły.. nie było ich słychac tak jak wcześniej.. panował kompletny spokój...
Jedyny odgłos jaki słyszał arcymag był dźwięk szumiącego wiatru oraz odgłosy nocnych ptaków..
Przysiadł w milczeniu i odetchnął głeboko...Był niezwykle zadowolony że juz za kilka godzin wszystko sie zakończy... Nastapi nowy rozdział w historii którą sam własnie pisze... Jego plan spełniał się dokładnie tak jak tego pragnął... Niebawem Altara bedzie kolejnym wymiarem należącym do jego strefy wpływów...
Kątem oka spojrzał na stojącą obok Shizzu
- Shizzu... jeśli chcesz możesz się położyć... - powiedział spokojnym tonem arcymag
- Mój Panie... ja nie potrzebuje snu do egzystencji... Nie ma więc takiej potrzeby - odparła Shizzu
- Wiem o tym.. - kiwnął głową Ignathir - Nie zmienia to jednak faktu że możesz to robić...Wystarczy ze będziesz tylko chcieć...
Shizzu w milczeniu spogladała przez chwile na Ignathira jakby sie zastanawiała nad jego słowami... a właściwie to raczej analizowała ich dosłowny sens.
Nagle zauważyła ze arcymag wolno poklepał swoja ręką po nodze jakby ja zachęcał aby sie położyła. Skupiła swoje spojrzenie na jego zielonych, martwych i świecących oczach..
- A więc? zdecydowałaś się już? - zapytał Ignathir
- Coż... Jeśli to nie problem, mój Panie... Mógłabym spróbować...
- Smiało... - odparł arcymag i ponownie poklepał ręką po nodze.
Shizzu instynktownie podeszła do arcymaga i położyła sie, kładąc głowę na jego szkieletowych kolanach. Ten popatrzył na nią i po chwili zaczął lekko gładzic jej włosy swoją ręką, zupełnie jak ojciec swoje dziecko...
Shizzu otworzyła lekko usta.. Czuła wyraźnie dotyk swojego stwórcy...Nawet mimo tego ze na jej twarzy nie pojawił sie zaden wyraz emocji jej jedno oko które nie było schowane pod przepaską błysnęło lekko w mroku nocy... Poczuła lekki żar w swoim sercu...
- Lordzie Ignathir... doprawdy... jesteś wspaniały... - powiedziała bardzo cichym i uroczym tonem po czym wolno przymknęła swoje oko próbując po raz pierwszy w swoim życiu doznać uczucia jakbym był prawdziwy sen....
Noc natomiast trwała dalej....
===========================================
Zniwiarz który opuścił już budynek knajpy, zdążył podejść do swojego robotycznego wierzchowca i chwycił za grubą smycz prowadząc go chodnikiem ulicą dalej w stronę miasta... Zgodnie ze zdobytymi przez niego informacjami, pośrednik powinien był na niego czekać w pobliżu przystanku autobusowego. Liczył na to ze uda mu sie go rozpoznac szybciej, niż on rozpozna jego... Co jak co ale wygląd szat Żniwiarza był dosyć charakterystyczny.. dodatkowo nikt inny nie miał wielkiego robota za wierzchowca....
Zabójca powoli zbliżał sie na miejsce... Zaczął się wolno rozglądać szukajac wzrokiem tego który miał po niego przybyć.
- Oby był na czas... Nie chce mi sie już czekać... - powiedział sam do siebie zabójca
===========================================
Tymczasem po 20 minutach Lupus i Entoma wyszły już z restauracji... Entoma zapłaciła za pobyt oraz jedzenie w sztabkach złota co kompletnie zaskoczyło kasjera... na tyle ze aż opadła mu lekko szczęka a oczy lekko zaświeciły... Na szczęście zaakceptował transakcje... Nie żeby chciał ja odrzucić.... Sztabki złota w końcu były duzo więcej warte... Entomie jednak to nie robiło różnicy... Wraz z Lupus dysponowały bogactwem prosto od lorda Ignathira więc środków płatności im z pewnoscią nigdy by nie zabrakło...
Natomiast aktualnie już obie teleportowały sie na dach jednego z wieżowców. Wspólnie usiadły na jego krawędzi i kontynuowały swoja rozmowę.
- Zrobił niezłą minę jak zaczęłaś wyciągać te sztabki z rękawa Haha... - zaśmiała się Lupus - Pewnie nigdy w życiu nie widział prawdziwego złota na oczy...
- Możliwe... - odparła Entoma - Niestety, ale monetami nie mogłam zapłacić... mam ich za mało...
Lupus odetchnęła głeboko i założyła nogę na nogę. Widok stąd by doprawdy wspaniały... Słońce zachodziło już za horyzontem rzucając ostatnie krwiste promienie światła.... Niebo zrobiło się już ciemne... Całe miasto błyszczało już neonami i ledowymi lampami.
Entoma równiez spoglądała na horyzont...Po chwili jednak przemówiła.
- Myślisz ze jesteś gotowa na taka otwartą relacje z Drakkanem? - zapytała Entoma poważnym tonem - Wiesz... Już nie bede mówiła, że znacie sie dosyć krótko... Ale .. chcę być pewna, że tego naprawdę chcesz...
Lupus uśmiechnęła się na jej słowa.
- Wiem co chcesz powiedzieć, ale juz zdecydowałam.... Chciałabym doświadczyć jak to jest... Chcę poznać coś nowego... Chcę poczuć jak moje serce bije mocniej...
- A więc nie zdołam cię przekonać... szkoda... próbowałam wiele razy...- mruknęła Entoma
- Nie martw się... Jezeli nie wyjdzie między nim a mną... Jezeli zdradzi....po prostu sie go pozbędę...
Entoma w tej chwili spojrzała na nią. Na twarzy Lupus pojawił sie ponownie szeroki uśmiech...
- Ale... jeśli jego intencje są szczere... jego miłość prawdziwa... i zdoła rozbudzić we mnie emocje, które tak mocno pragnę poczuć.... To... to chyba znasz odpowiedź.... - dodała Lupus
Entoma kiwnęła głową.
- Rozumiem... nie bede Cię powstrzymywać... - odparła mała pokojówka akceptując decyzje swojej siostry.. - Rób to czego pragniesz... Ale poinformuj o tym potem lorda Ignathira... Nie chce aby wyładowywał na tobie swoją złość....
- Dzięki... - odparła Lupus - Mozesz byc o to spokojna... Obiecuje, że zrobię to tak jak trzeba... aczkolwiek... Wszystko zalezy teraz od Drakkana... od jego umiejetności... oraz.. poświęcenia...