Tymczasem Ptolemy kontynuował swój lot nad ogromnymi pustynnymi kresami.. Po jakimś czasie jednak dostrzegł coś co przykuło jego uwagę... Demon obniżył swój lot aby mieć lepszy widok na to co zauważył... Wszystko wskazywało jednak na to, że jego intuicja i zmysły go nie oszukiwały... Było to duże miasto... Pustynne miasto którego budynki były wzniesione głownie z pomocą piaskowca, kamienia i innych wydobytych z ziemi surowców..
Ptolemy parsknął pod nosem... Nie spodziewał się, w ogóle że znajdzie tu jakąś cywilizację... Przeleciał w końcu dziesiątki jak nie setki kilometrów poprzez pustynię, daleko poza granice Królestwa Altary...
- Księstwo Enthiati... Czyżby było jeszcze bardziej prymitywne niż Altara? - rzekł Ptolemy lądując na piasku kilkaset metrów od murów miasta.
Nie do końca wiedział czego sie spodziewać więc mimo wszystko zamierzał zachować ostrożność... Na razie jednak, pomimo iż wyczuwał obecność ogromnej ilości istot żywych w mieście to żadna z nich nie byłaby porównywalna pod względem aury magicznej nawet do księżniczki Yunny...
- Słabi... - burknął Ptolemy sam do siebie - Ale... być może to tylko pozory... Być może któryś ukryty jest w cieniu...
Ptolemy mógł póki co jedynie gdybać o tym czy w owym mieście ukrywał się ktoś potężny... Aby dowiedzieć sie tego musiał wejść do jego centrum... Na razie zamierzał to spróbować zrobić po dobroci... jeżeli jednak zostanie zatrzymany, nie zamierzał sie wahać aby zrobic to w mniej cywilizowany sposób... Jego misja była priorytetowa i nic innego się dla niego nie liczyło... Lord Ignathir oczekiwał rezultatów... I jeśli bedzie trzeba wyrżnąć to miasto aby dowiedzieć się potrzebnych mu szczegółowych informacji, to zamierzał to zrobić...
Natomiast Ignathir który przebywał w sali tronowej aktywował właśnie swój wizier.. Obserwował wyraźnie to co się właśnie dzieje w Magicznym Wymiarze... Widział jak miasta Królestwa Elfów sa bombardowane i atakowane przez siły Isabelli. Jego czy lekko błysnęły.... mruknął pod nosem..
- Mhm.... A więc Isabella wybrała drogę przemocy.... - rzekł arcymag i przyłożył swoją dłoń do głowy. - Wygląda na to, że to koniec Nelotha Mannimarco....
Ignathir dobrze pamiętał jak dawno temu spotkał sie z Nelothem.. Jak sprawił że elf stał sie jego posłusznym narzędziem... Kontrola ta jednak znacznie osłabła gdy ten opuścił Magiczny Wymiar a Demon Wojny pojawił się w pobliżu elfa manipulując tym samym wszystkimi podejmowanymi przez niego decyzjami aby prowadzić do nieuchronnego konfliktu...
Arcymag parsknął cicho pod nosem... Był ciekaw czy Isabella osiągnie sukces w tej całej misji... Przypuszczał bowiem, że gdy tylko siły Nelotha zaczną przegrywać a wojska Cesarstwa zawitają do Dagerfall, Demon z pewnością zostawi Nelotha na pastwę losu i bedzie próbował sie ewakuować w pojedynkę wiedząc, że jego plan legł w gruzach.
Przez krótką chwilę Ignathir myślał nad ewentualnymi scenariuszami całego rozpoczynającego się konfliktu i tego jak moze się on zakończyć... Osobiście jednak nie zamierzał się w to mieszać... Akatosh pozwolił aby demony przedostały sie do Magicznego Wymiaru i doprowadziły do kompletnego chaosu i ten fakt go mocno irytował... W szczególności, że to on odbudował wymiar w całosci po apokalipsie wywołanej przez erupcje wulkanu i Harkona... Faktem było, że w każdej chwili mógłby się pozbyć tego zagrożenia... wyeliminować ich jednym zaklęciem.... Mógłby też nasłac na demony Entome i Lupus... ale.... Nie zamierzał tego ostatecznie czynić.... Coś w jego głowie podpowiadało mu, że jest to dobry sprawdzian dla Isabelli... Idealny test jej zdolności i zdobytej wiedzy przez te wszystkie lata... W końcu to ona teraz jest władczynią Magicznego Wymiaru i to ona powinna go bronić... To jest jej wymiar i jej dom... Ignathir chciał sprawdzić czy jest zdolna pozbyć się zagrożenia na własną rękę, bez jego pomocy...
Arcymag po krótkiej chwili obserwowania bombardowań dezaktywował swój wizier... Wiedział ze niebawem i tak uda sie do Magicznego Wymiaru aby zakończyć misję Lupus i Entomy... wtedy bedzie miec też okazję aby porozmawiać z Isabellą na osobności... Póki co jednak zamierzał sie zająć na czymś innym... Czas go gonił... Musiał się spieszyć....
Vattier wraz ze swoimi dwoma kompanami - Berhamem i Alfredem zgodnie z pierwotnymi założeniami, po całym dniu zbierana informacji skompletowali pierwszy raport dotyczący zdobytych przez nich informacji na temat zarówno tajemniczej czarodziejki i jej kompana oraz potencjalnego zagrożenia które mogło w przyszłości dac o sobie znać... Wiedzieli że, cała ta wiedza nie jest kompletna i w większości opiera się na słowach podróżnika Rolanda oraz ich własnych doświadczeń, ale wyglądało na to że nie było większej ilości poszlak które znacząco przyczyniły by się do drastycznej zmiany całego raportu. Mówiąc wprost... nie wiedzieli nadal praktycznie nic... Nikt poza nimi i karawaną podróżników nie widział ani nie słyszał nigdy o kims takim jak Aeris czy Endeor, co jedynie uświadamiało ich w przekonaniu, że ta dwójka z pewnością nie pochodzi stąd...
Ich spotkanie z Cesarzem miał odbyć się wieczorem, jednak ku ich zaskoczeniu nie w pałacu... wyglądało na to, że Cesarz Flavius spędzał dziś swój czas poza domem...
Vattier słysząc te informacje od gwardzistów jedynie pokręcił głową... Nawet bez tłumaczenia ze strony straży był w stanie domyśleć sie gdzie młody Cesarz się udał... Jako kapitan dywizji wywiadowczej towarzyszył mu od najmłodszych lat, nawet gdy na tronie zasiadał jeszcze jego ojciec - Cesarz Orhan II, wiedział więc doskonale, że Flavius nie lubi zbyt długo siedzieć bezczynnie... Jest człowiekiem czynu... Niezwykle aktywnym i ambitnym... a do tego niebywale inteligentnym... Te wszystkie cechy w końcu z pewnością są konieczne dla posiadana tak ważnego stanowiska... Dla wielu ludzi Flavius już teraz był dużo lepszy od starego Azzara oraz od swojego ojca Orhana który zrzekł sie tronu na rzecz syna...
Vattier, Berham i Alfred - trzej zołnierze, zamienili jeszcze kilka zdań ze strażnikami po czym wsiedli na swoje konie i pognali w stronę miejsca gdzie rzekomo miał na nich czekać Flavius...
W tym samym czasie Pellar który do tej pory towarzyszył Shizzu, powrócił do swojej komnaty w samotności... Zapamiętał bowiem drogę która do niej prowadziła... Shizzu musiała zająć się swoimi obowiązkami więc nie mogła spędzać z nim dłużej czasu... Rycerz wszedł do swojego pokoju w milczeniu i zamknął za sobą drzwi... Cały czas z tyłu jego głowy istniały pewne wątpliwości czy aby na pewno chce być sługą tego który zniszczył jego świat i jego dom... Te głosy jednak z kazdą chwilą były jednak wypierane coraz bardziej... Pomimo tego że tak wiele stracił, to równocześnie dostał nową szanse od przeznaczenia... Życie w Dalthei nie było takie złe jak do tej pory przypuszczał... Sam wymiar był niezwykle majestatyczny i piękny a on sam posiadał praktycznie wszystko co mógłby sobie wymarzyć... Miał swobodę w tym co chciał robić i nikt nie naciskał go w żaden sposób... no moze prócz Ptolemego który traktował go niezwykle podrzędnie, ale jego akurat nie widział juz od dłuższego czasu... Nie żeby w jakimś stopniu brakowało mu jego obecności...
Pellar miał więc wszystko czego chciał... Nielimitowane ilosci różnorodnych broni z których mógł dobrowolnie korzystać, ogromną arenę do treningów i otaczające go zewsząd pięknie kobiety...
Rycerz położył się na swoim łóżku i popatrzył w sufit.. Westchnął głeboko.. Wszystko co teraz posiadał napawało go wielka radością, ale jego dusza nadal nie mogła zaznać wytchnienia... W końcu była jedna rzecz która nadal nie dawała mu spokoju... Mowa tu oczywiście o jego młodszej siostrze Yunnie... Ignathir mówił mu że ta żyje... że przeżyła upadek królestwa i powiedział mu ze niebawem ją zobaczy.... Pellar chciał aby to nastąpiło jak najszybciej... Nie wiedział bowiem czy Yunnie grozi jakies niebezpieczeństwo... czy rzeczywiście w pełni bezpieczna... Zależało mu na tym aby mógł ponownie sie z nią zobaczyć.... Chciał ja uratować za wszelką cenę... Przez jego umysł przechodziły bowiem myśli ze ta może być przerażona... może być pogrążona w ogromnym smutku po śmierci ich ojca i matki... Została sama.. pozbawiona rodziny... pozostawiona samej sobie...
Same myśli o tym doprowadzały go do szłu, gniewu i rozpaczy... Zależało mu na Yunnie... Byłą w końcu jego jedyną rodziną...
Pellar poczuł sie bezsilny... czuł jakby miał związane ręce... W tej chwili nie mógł nic zrobić aby jej pomóc mimo iż bardzo tego pragnął...
Jedynie co mógł zrobić to czekać... Czekac na to aż Ignathir podejmie decyzje... Shizzu mówiła mu, że arcymag zawsze dotrzymuje złożonych obietnic... Aczkolwiek nawet pomimo tych zapewnień nadal czuł w sobie niepewność... W końcu to były tylko słowa.... Czy aby na pewno Nieumarły Król spełniłby jego prośbę?
Entoma słysząc słowa Galthrana westchnęła lekko.
- Tak... tak... Mówiłeś to juz wiele razy... - odparła cichym tonem po czym podniosła się z lóżka i poprawiła lewą dłonią swoje włosy, prawą bowiem ręką cały czas trzymała prześcieradło zasłaniając z przodu swoje ciało. Galthran widział teraz w pełni jej niewielką i zarazem zgrabną sylwetkę... Widział też jak po jej nodze spływa w dół tajemnicza biała substancja... Entoma nie wydawała sie tym jednak przejmować.. Kilka kropel spadło na podłogę...
- Robi się późno... Trochę się zasiedzieliśmy... Pierścień zaraz przestanie działać.. - powiedziała po chwili Entoma spoglądając na swoją dłoń - Zaraz przybędą też dowódcy... a przynajmniej powinni... Musimy sie pozbierać i przygotować na tę okazję...