RE: [RolePlay] Magic World 3 - Last Battle
Isabella udała się do swojej komnaty aby się przespać i odpocząć, gdyż była mocno zmęczona. Zeratu natomiast przemienił się w Mroczny Dym i ruszył w swą stronę, będąc oczywiście w pogotowiu na wezwanie swej Pani.
=================
Kamienne drzwi wyleciały w powietrze, a dwóm mężczyznom ukazała się mroczna, paskudna, wilgotna i wzbudzająca lęk sala...
Zarówno Fester jak i Kapitan po wyrąbaniu drzwi poczuli strach... Tak, jakby czysta i potężna Czarna Magia huknęła w nich z ogromną siłą, przeszywając ich ciała.
- Co jest do cholery... - Powiedział cicho Fester. Bardzo długo przebywał u boku takich Czarnoksiężników jak Scarecrow czy Szalony Kapelusznik, jednak tutaj wyczuwalna była całkowicie inna Czarna Magia, o wiele potężniejsza i mroczniejsza.
- Sprawdźmy... - Powiedział Kapitan, a następnie pierwszy przekroczył próg. Zabójca ruszył za nim, a po chwili mężczyźni byli już wewnątrz sali. Zaklęcia Lumos ponownie rozbłysły.
W tym momencie mężczyźni dostrzegli kamienne posągi stojące w mrocznej sali. Posągi przedstawiały Rycerzy w czarnym uzbrojeniu, pewnych siebie i budzących postrach, jednak teraz były to zwykłe kamienne posągi.
- Cóż to jest? - Spytał Kapitan, rozglądając się.
Fester mrużył oczy... Sala była ogromna.
- Jak to możliwe, że taka duża sala znajduje się w kamiennej wieży? - Spytał Kapitan, idąc przed siebie i co chwilę mijając posągi.
Faceci przeszli całą salę aż w końcu dotarli do jej końca, gdzie znajdował się kamienny tron, a obok tronu stała kamienna... Kobieta. Sam tron jednak był pusty.
- Tron? Czyj? - Spytał Kapitan.
Fester natychmiast pomyślał o Królowej Cecilii... Wieża na środku oceanu, której nie ma na mapach... Otoczona mgłą... Idealne miejsce na kryjówkę. Szybko jednak skasował tę myśl, ponieważ to miejsce absolutnie nie było w stylu Wspaniałej Królowej.
Fester cieszył się, że Cecilia która zabiła jego najlepszego szefa - Freda, została strącona z tronu... Jednak rządy Elfa także niezbyt mu się podobały. Nie lubił Elfów.
Kapitan podszedł bliżej i dotknął tronu...
- Czemu jest pusty? - Spytał, a następnie spojrzał na kobietę stojącą obok tronu. Przyglądał jej się.
Fester podszedł bliżej do Kapitana.
- Hejże, spójrz jaka piękność! - Powiedział Kapitan, a następnie dotknął dłonią policzka kamiennej damy.
Fester milczał, przyjrzał się kobiecie.
Po chwili, za ich plecami zaczął wydobywać się cichy stukot... Z każdą sekundą przybierał na sile, aż w końcu dwójka wyśmienicie słyszała głośny stukot stalowych kroków, który potężnie rozpływał się po całej sali...
- Cholera... - Powiedział Kapitan, wycelował przed siebie, Fester postąpił tak samo.
W końcu zza kamiennych posągów wyłonił się ogromny Rycerz odziany w emanującą mrocznym dymem Czarną Zbroję, nafaszerowaną czarną magią... Szedł przed siebie, w dłoniach trzymając dwa czarne miecze, a ich końce opierając na plecach, w skrzyżowaniu.
Szybko zbliżył się do dwójki.
- Ktoś ty?!! - Ryknął Kapitan.
Fester milczał, przyglądał się przybyszowi.
Czarny Rycerz był 2x większy i masywniejszy od mężczyzn. W końcu zatrzymał się przed nimi, milcząc.
- Odpowiadaj! - Ryknął Kapitan, celując Różdżką.
Sisyphus Sannes w milczeniu przyglądał się dwójce mężczyzn... Większą ciekawość wzbudził w nim spokojny Fester aniżeli Kapitan, lecz ten cały czas się wydzierał.
- Odpowiedz mi do jasnej cholery! - Krzyknął Kapitan.
- Drętwota! - Cisnął zaklęciem.
W tym momencie Sisyphus wykonał szybki ruch, a zza jego pleców wyłoniły się dwa Czarne Ostrza, którymi uderzył w zaklęcie, perfekcyjnie je blokując.
- Jasna cholera! - Wrzasnął Kapitan.
- Bombarda! - Ryknął w stronę Sisyphusa.
Sisyphus tym razem zrobił sprawny unik, a zaklęcie huknęło i rozwaliło kilka kamiennych figur.
Fester spojrzał na Kapitana.
- Uspokój się durniu! - Krzyknął.
- Jesteś ze mną czy przeciwko mnie?! - Odparł Kapitan i ponownie wycelował w Sisyphusa.
- Gdzie jest mój przyjaciel?! Kapitan okrętu, który dzień temu tutaj przybył! - Krzyknął Kapitan, patrząc na Sisyphusa.
Czarny Rycerz nadal milczał. W końcu jednak schował za plecy miecz trzymany w lewej dłoni, a następnie wysunął ją przed siebie... W tym momencie zaczął przyciągać w swoją stronę Kapitana.
- Co do diaska?!?! - Ryknął Kapitan, natychmiast dobył swojego miecza, szamotał się jednak siła przyciągania była zbyt potężna...
W końcu Kapitan znalazł się tuż przed Sisyphusem, natychmiast zaatakował go mieczem, Czarny Rycerz zablokował, a następnie uderzył Kapitana z pięści w twarz i natychmiast obalił go na ziemię. Gdy ten upadł, Sisyphus nadepnął ciężkim stalowym butem na prawą dłoń Kapitana w której trzymał miecz i całkowicie mu ją zmiażdzył.
- AaaAA! Kurrr*aaa! - Krzyknął Kapitan.
Sisyphus zakręcił swoim mieczem w prawej dłoni, a następnie odrąbał Kapitanowi lewą dłoń, ten ponownie zawył z ogromnego bólu, a jego krzyk rozległ się po całej sali.
W tym momencie Sisyphus chwycił Kapitana za gardło i uniósł wysoko w powietrze, Kapitan bezwładnie machał nóżkami i kopał Sisyphusa, który niczego nie odczuwał.
Czarny Rycerz spojrzał prosto w oczy Kapitana.
- Dlaczego... Jej dotykałeś? - Rozległ się mroczny głos spod hełmu Czarnego Rycerza.
Kapitan szamotał się.
- Gdzie mój przyjaciel? Co mu zrobiłeś potworze?!?! - Ryknął ponownie Kapitan, w tym momencie Sisyphus wbił swój Miecz w brzuch Kapitana, a ten przeszedł jego ciało na wylot... Po chwili, odrzucił bezwładne martwe ciało Kapitana na bok i natychmiast spojrzał na Festera stojącego obok tronu.
Po chwili zaczął kroczyć w jego stronę, wolno.
Fester stał w bezruchu.
Gdy Czarny Rycerz mocno się do niego zbliżył, odezwał się.
- Niezwykły... Pokaz dominacji. - Powiedział Fester, spoglądał na Rycerza z lękiem.
- Musisz być kimś... Niezwykłym. I na pewno potężnym. - Dodał, nie chcąc w żaden sposób sprowokować Czarnego Rycerza, widząc jego potęgę.
Sisyphus wysłuchał słów zabójcy w milczeniu... Potem ruszył do przodu, Fester wystraszył się i szybko odsunął, Czarny Rycerz natomiast podszedł do kamiennego posągu kobiety... Popatrzył na nią. Fester cały czas go obserwował.
- Te kamienne posągi... Dlaczego ich tutaj tak dużo? - Spytał Fester.
Sisyphus położył dłoń na policzku kamiennej kobiety, a następnie przejechał dłonią po jej ciele... Po chwili pstryknął palcami i lekko się odsunął.
Z kamiennego posągu zaczęło wydobywać się czerwone światło, a po chwili kamień ze stóp zniknął... Po chwili, całe kamienne ciało posągu zaczęło znikać, aż w końcu dostrzegli kobietę... Odzianą w granatowo-czarną suknię, przepiękną... Jej usta były bardzo, bardzo piękne, koloru krwisto-czerwonego, a włosy na głowie długie i czarne niczym najmroczniejsza noc... Twarz, dłonie, ręce i całe ciało natomiast były bardzo blade, niczym poświata księżyca...
Kobieta po przemianie miała zamknięte oczy... Po chwili jednak szybko je otworzyła i z ogromną szybkością nabrała powietrza w płuca... Mocno rozszerzyła oczy, a następnie zachwiała się i zaczęła upadać... W tym momencie Sisyphus zbliżył się do niej i sprawnie złapał ją w swoje objęcia. Spojrzał jej prosto w oczy.
Callisto położyła dłoń na czole, zamknęła na chwilę oczy i przełknęła ślinę. Ponownie otworzyła oczy i spojrzała na Sisyphusa...
- Mój kochany, wspaniały Rycerzu... - Powiedziała, bardzo mrocznym, ale też i ponętnym głosem, bardzo przyjemnym, leciuteńko zachrypniętym.
- Czyżbym znowu... Żyła? - Powiedziała, a następnie szybko chwyciła swoją szyję, następnie spojrzała na swoje ręce... Żyła i nie była kamienną figurą.
- Żyjesz, Callisto... - Rozległ się głos Sisyphusa.
- Ja również żyję. - Dodał.
Callisto odzyskała już nieco sił, mocno rozszerzyła oczy i uśmiechnęła się lekko.
- Co nam się... stało? - Powiedziała.
- Przegraliśmy jedną z naszych bitew... - Odparł Czarny Rycerz.
- Dum... Dumbledore. - Powiedziała Callisto.
Sisyphus kiwnął lekko głową.
- Mój kochany Rycerzu... - Powiedziała Callisto, a następnie chwyciła jego hełm, Sisyphus również go chwycił i uniósł lekko, odsłaniając kawałek twarzy, Fester jednak jego twarzy nie dostrzegł.
Para momentalnie pocałowała się, pocałunek trwał dosyć długo, a następnie Sisyphus ponownie zakrył swą twarz hełmem, Callisto natomiast stanęła o własnych siłach... Uniosła ręce do góry i rozciągnęła się lekko, rozglądając po sali... Dostrzegła martwe truchło Kapitana, a po chwili... Festera.
- Któż to? - Powiedziała, a następnie uśmiechnęła się w bardzo psychodeliczny sposób.
Sisyphus odwrócił się i spojrzał na Festera.
- Kim jesteś? - Spytał.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
|