RE: Dowcipy, bajki i urojenia
Dawno, dawno temu, za górami i lasami było sobie szcześliwe królestwo. Ludzie żyli w dostatku, niczego nie brakowało i wszyscy byli zadowoleni ze swojego wspaniałego króla. Jednak, jak to w baśniach bywa, sielanka nie trwała wiecznie. Pewnego dnia bowiem w królestwie pojawił się straszny smok - ogromny jak góra, o płomieniu tak gorącym, że przetapiał skały w szkło w ciągu pięciu sekund. Co gorsza - smok, jak kazdy stereotpowy smok z baśni, gustował w dziewicach, które należało dostarczać do jego jaskini, gdzie je rozdziewiczał, a potem zjadał to co zostało po rozdziewiczaniu.
Blady strach padł na ludność w tym królestwie. Szkoda było pięknych dziewczyn,a smok zapowiedzial, że jak skończą się dziewice to spali całe królestwo i odleci. Należało coś z nim zrobić - najlepiej zabić.
Jak to w baśniach bywa, król miał trzech synów. Pierwszy, najstarszy byl silny jak tur, powiadano, że jak ścisnął tysiącletni dąb, to sok z niego tryskał jak z młodej brzózki. Średni, trochę młodszy, także był nie lada mocarzem - podobno potrafił dwa byki za rogi położyć na ziemi. Trzeci, najmłodszy... no wiecie... szkoda gadać - trzeci był po prostu głupim wymoczkiem, o prostym sercu i sile dwunastoletniej dziewczynki.
Wezwał zatem król do siebie swojego najstarszego syna i tako mu rzecze:
- Najstarszy, najsilniejszy, najmądrzejszy i najpiękniejszy synu mój. Załóż swoją świętą zbroję, weź magiczny miecz i idź zabij smoka. Syn przytaknął wdział świętą zbroję, wyrwał ze skały magiczny miecz i poszedł zabić smoka. Szedł i szedł przez dziki las. Nagle patrzy: na ziemi leży gniazdo z pisklętami, które spadlo z drzewa. Niewiele myśląc, kopnął gniazdo i poszedł dalej. Doszedł nad leśne jezioro, patrzy, a tam na brzegu leży ogromny szczupak i dusi się. Zarechotał z tak zabawnego widoku, kopnął rybe i poszedł dalej. Doszedł do największego mrowiska w cały świecie. Czarna masa mrówek uwijała się po wielkim stogu ściółki wśród swoich mrówczych obowiązków. Rycerz wytrząsnął na mrowisko węgielek z fajki, popatrzył trochę z radością na walkę mrówek z pożarem i poszedł dalej.
Wyszedł w końcu z lasu i ujrzął smoczą jaskinię. Stanął przed nią, podparł się dumnie swoim magicznym mieczem i krzyknął z całej siły swoich ogromnych płuc:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.
Czarna żałoba okryła królestwo wobec straty najdzielniejszego rycerza...
Coż było robić, król w rozterce wezwał przed swój tron średniego syna i tako mu rzecze:
- Średni, silny, inteligentny i piękny synu! Twój wspaniały brat nie podołał swojemu zadaniu i nie zabił smoka. Tradycja nakazuje abyś teraz ty poszedł i zmierzyl się ze smokiem. Może tobie się poszczęści...
Wdział zatem średni syn swoją piękną cudowną zbroję i przypasał swój lśniący miecz. Ruszył w drogę...
Idzie, idzie ciemnym lasem i napotyka gniazdo z pisklętami, kopnięte przez swojego brata. Pisklęta posiniaczone, biedne, piszczą i płaczą. Zarechotał szpetnie średni syn i skopał je jeszcze bardziej. Kroczy dalej, aż doszedł nad brzeg leśnego jezioram gdzie wśród trzcin na brzegu leżał ogromny szczupak i się dusił. Zarechoptał szpetnie średni syn i skopał wielką rybę, czerpiąc z tego sadystyczną przyjemność. Doszedł też do częściowo spalonego mrowiska, gdzie cała rzesza mrówek starała się odbudowac swój dom, uwijając się jak w ukropie. Średni syn zarechotał szpetnie nad nieporadnością mrówek, dobył miecza i rozpaprał nim resztę mrowiska. Popatrzył z radością na swoje dzieło zniszczenia i ruszył w dalszą drogę. Wyszedł w końcu z lasu i stanął pod jaskinią smoka.
Oparł się na swoim cudownym mieczu i krzyknąl z całej siły swoich wielkich płuc:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.
Ponownie żal i smutek spadł na królestwo.
Ludzie płakali, bo wiedzieli, że teraz przyjdzie im stracić córki, a potem samemu zginąć w płomieniach. Pewnego dnia przypomnieli sobie o najmłodszym synu - nieszkodliwym debilku i zaczeli żądać, aby król wysłal go z misją, bo przecież powszechnie wiadomo, że najmłodszy syn zawsze da radę. Władca zatem wezwał przed swój tron swojego najmłodszego syna i tako mu rzecze:
- Mój najmłodszy, najgłupszy i najsłabszy synu... Twoi wspaniali bracia nie podołali wyzwaniu i polegli w chwalebnym boju. Teraz w tobie nasza cała nadzieja. Ruszaj zatem na smoka, masz moje błogosławieństwo.
Najmłodszy, głupiutki syn wdzial swoją żelazną, pordzewiałą zbroję, którą ledwo udźwignał na swoim cherlawym grzbiecie. Zabrał też swój zwyczajny, żelazny miecz, który wyróżniał się chyba tylko nadzwyczajną nieporęcznością i rdzą na klindze. Tak uzbrojony, głupi syn wyruszył w drogę.
Idzie ciemnym lasem i nagle napotyka gniazdo skopane przez swoich starszych braci. Pozbierał to, co z niego zostało, utulił pisklęta i osadziwszy gniazdo na gałęzi, poukładał tam ptaszki. W tym samym momencie przyleciał ogromny orzeł i przemówił ludzkim głosem:
- Młody, głupiutki rycerzu, okazałeś dobre serce i dlatego ci pomogę, gdy będziesz walczył ze smokiem. Wystarczy, że klaśniesz trzy razy, a przylecę i stanę u twego boku.
Uradowany rycerz poszedł w dalszą drogę, aż po długiej wędrówce leśnymi ostępami dotarł do jeziora. Na brzegu ujrzał ogromnego szczupaka, skopanego i duszącego się okrutnie. Dźwignął z wysiłkiem wielką rybę i wrzucił ją do jeziora. Już miał iść dalej, gdy woda zabulgotała a z niej wylazł ogromny rybo-człek i bulgocząc po rybiemu przemówił ludzkim głosem:
- Młody, głupiutki rycerzu, okazałeś dobre serce i dlatego ci pomogę, gdy będziesz walczył ze smokiem. Wystarczy, że gwizdniesz trzy razy, a przypłynę i stanę u twego boku.
Szczęśliwy rycerz ruszył dalej i dotarł po jakimś czasie do mrowiska, gdzie mrówki w pocie mrówczego czoła odbudowywały swoje mrowisko. Jako, że miał dobre serce, pomógł im jak umiał i po kilku godzinach ciężkiej pracy, mrowisko stało odbudowane, większe i piękniejsze niż wcześniej. Już miał dochodzić, gdy nagle spod ziemi wylazła ogromna królowa wszystkich mrówek, tak duża jak bawół i przemówiła doń ludzkim głosem:
- Młody, głupiutki rycerzu, okazałeś dobre serce i dlatego ci pomogę, gdy będziesz walczył ze smokiem. Wystarczy, że kaszlniesz trzy razy, a cały mój lud i ja sama przybędziemy ci na pomoc.
Pewny siebie, mając takich potężnych przyjaciół, rycerz wyruszył w dalszą drogę i wyszedł w końcu z ciemnego lasu. Stanął przed jaskinią smoka, podparł się swoim zardzewiałym mieczem i krzyknął swoimi wątłymi płucami:
- Smoku! Przyszedłem cię zabić!
A smok smarknął [SMARK!] i go zabił.
|