Najlepsze Serwery Minecraft w Polsce!
   Witaj serdecznie na forum gdzie znajdziesz swój ulubiony Serwer Minecraft                                         
         

Serwery Minecraft

Witaj, Serwery Minecraft - nie przypadkiem znalazłeś największe forum internetowe Minecraft w Polsce Serwery Minecraft które tu znajdziesz pozwolą Ci miło spędzić czas, poznasz nowych wspaniałych ludzi i przeżyjesz fantastyczne przygody! Jednoczymy ludzi uwielbiających Gry i Minecraft! Zagraj z Nami i odkryj fantastyczne Serwery No Premium! Zobacz co oferuje polecana przez Nas

Lista Serwerów Minecraft



Zarejestruj się bezpłatnie na forum! Oto niektóre z przywilejów:
  • Zakładaj nowe wątki oraz aktywnie w nich uczestnicz,
  • Odblokuj możliwość pisania na Shoutboxie (czat),
  • Ogranicz ilość wyświetlanych reklam,
  • Zdobywaj odznaczenia oraz reputacje,
  • Znajdziesz tutaj darmowe poradniki Minecraft,
  • Odblokuj dostęp do ukrytych działów, tematów i linków,
  • Spersonalizuj swój prywatny profil,
  • Uczestnicz w forumowych konkursach,
  • Pamiętaj to nic nie kosztuje, MineServer.pl to darmowe forum internetowe na którym dowiesz się jak zainstalować minecraft oraz jak grać w minecraft!
Szukałeś Serwerów Minecraft? Znalazłeś! Zarejestruj się, a zagraj z nami!

               
serwery minecraft



[RolePlay] Magic World 2
Autor Wiadomość
DevilxShadow Online
ψ мίѕтяz ροҝѮмøи ψ
*******

Liczba postów: 504
Dołączył: Jan 2016
355
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
DevilxShadow

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 192.00
Post: #811
RE: [RolePlay] Magic World 2
- Wracajmy do zamku, Księżniczko... - Rzekł Artur Winchester, rozglądając się dookoła. (Było to jeszcze bardzo późną nocą, tuż przed świtem).
- Nie... Nie chcę do zamku... - Odpowiedziała Isabella... Upierała się.
Szli ulicą przed siebie... Było dosyć spokojnie, jednak w nocy życie również się toczyło - wiele osób ich mijało i zerkało dziwacznie.
Isabella cały czas się uśmiechała i chichotała pod nosem... Powieki jej się zamykały.
Tylko niektórzy przechodnie mijający ich, rozpoznawali Księżniczkę... Niektórzy rozpoznawali także Aurora.
Nagle, podeszło do nich dwóch nieciekawych typków... Masywnych. Zagrodzili im drogę.
- A cóż to?! - Krzyknął jeden, oglądając Isabellę uważnie.
- Co taka lala robi na środku ulicy?! - Dodał drugi.
Pierwszy spojrzał na pierścień znajdujący się na palcu Isabelli.
- Dawaj pierścień! - Krzyknął.
- Wynocha! - Krzyknął Artur, trzymając Isabellę. Wiedział, że to prezent od Królowej Cecilii na 18 urodziny.
- Wynocha? Spokojnie, chcemy tylko poznać twoją koleżankę! - Krzyknął drugi i zbliżył rękę do Isabelli.
Artur Winchester nie wytrzymał... Puścił Isabellę, ta zachwiała się, zakręciło jej się w głowie i upadła przy pobliskiej ścianie... Usiadła i oparła się o nią plecami, chichotała.
Winchester huknął pięścią w pysk facetowi... Zakręciło nim i upadł na ziemię, trzymając się za szczękę.
- Psie! - Ryknął drugi i kopnął Winchestera, ten odleciał kawałek do tyłu, jednak szybko złapał równowagę...
Facet zaczął zbliżać się do Isabelli, jednak Artur wbił się w jego plecy łokciem, zbirowi chrupnęło w krzyżu i padł na prawe kolano...
W tym samym momencie jednak ten drugi zaatakował Artura od tyłu i huknął mu potężnie pięściami w czaszkę od tyłu... Artur poczuł ogromny ból i chwycił się za głowę, a następnie zdołał opanować ból i szybko rzucił się na nogi faceta, przewalił go, a następnie zaczął porządnie okładać pięściami po glacy... Tłukł mu całą gębę - wybił mu 5 zębów, roztrzaskał mu cały nos i porządnie uszkodził uszy... Facet wył.
Drugi natomiast zdołał się podnieść i wjechał kopniakiem w Artura od tyłu... Winchester padł na brzuch, a facet stanął nad nim i unieruchomił mu ręce.
- Gnido! Zapłacisz za to! - Ryknął do ucha Winchesterowi i wyjął nóż z kieszeni... Już miał poderżnąć Aurorowi gardło, ale w tym samym momencie Księżniczka Isabella spuściła zbirowi spory kamień na głowę... Facet padł na ziemię nieprzytomny.
Artur natychmiast wstał, otrzepał swoje ubrania i zaczął wycierać krew z twarzy... Dyszał, spoglądając na Isabellę.
- Dziękuję, Księżniczko. - Rzekł.
- To ja dziękuję. - Odpowiedziała Isabella... Po chwili znów zachichotała z powodu alkoholu w organizmie.
- Wynośmy się stąd... - Powiedział Artur widząc, jak drugi zbir ucieka w popłochu.
Przeszli kolejny kawałek i znaleźli się w miejscu, z którego zamierzali się już w końcu deportować do zamku...
- Spacer dobrze Ci zrobił, Księżniczko. - Powiedział Artur.
- Tak... Tak... - Odpowiedziała Isabella.
Znajdowali się aktualnie w pobliżu Hotelu Scarecrowe'a...
============

- Panowie... Piękny hotel! - Krzyknął uradowany Szalony Kapelusznik.
- Idę na nocny spacer. - Dodał i opuścił towarzystwo. Czarnoksiężnicy zwiedzili już cały hotel, na całym jego terenie rozstawili się Bezgłowi Czarnoksiężnicy i strzegli terenu... Scarecrow, Fester, Riddler i kilku Mafiozów było w środku.
- Dobrze, przyjacielu. - Rzekł Scarecrow, a następnie powrócił do rozmowy ze wspólnikami.
Szalony Kapelusznik natomiast wyszedł przed hotel... Ruszył przed siebie ulicą.
===============


- Dobrze... Wróćmy do zamku... - Powiedziała Isabella, nadal się lekko uśmiechając. Była strasznie pijana i zmęczona tym wszystkim.
Artur kiwnął głową.
W tym samym momencie jednak, na ich drodze pojawił się Szalony Kapelusznik... Winchester dostrzegł, że Czarnoksiężnik się do nich zbliża. Natychmiast dobył Różdżki i wycelował w Kapelusznika z oddali, ten jednak się nie zatrzymywał, podszedł do nich bardzo blisko.
- Stój! - Krzyknął Artur.
- Co? Nie można spacerować? - Spytał Szalony Kapelusznik, spoglądając zarówno na Księżniczkę jak i na Aurora.
- Szalony Kapelusznik! Ministerstwo Magii cię szuka! Aresztuję cię, łapy do góry! - Ryknął Artur i zagroził Różdżką.
Szalony Kapelusznik owszem, podniósł na chwilę ręce, ale natychmiast z gracją schował je za plecami i stanął dostojnie.
- Czyżby... Księżniczka? - Spytał, spoglądając na Isabellę. Zignorował Artura.
- Psie! Aurorów się nie ignoruje! - Krzyknął Artur.
Isabella spojrzała na Kapelusznika... Jego osoba ją zaciekawiła.
- Owszem. - Odparła i zachichotała. Szalony Kapelusznik wiedział już, że jest pijana.
- Czyżby... Isabella Carraboth Bal? Wnuczka Wspaniałej Królowej Cecilii Carraboth, wnuczki Wielkiego Lorda Carrabotha? - Spytał Kapelusznik uśmiechając się.
- Tak. - Odparła krótko Isabella.
- Niezmiernie mi miło, że mogę poznać! - Powiedział donośnie Kapelusznik i ukłonił się.
- Nie możesz, bydlaku! - Krzyknął Artur i machnął Różdżką.
- Zaczekaj... Arturze... - Powiedziała cicho Isabella.
- Nie jestem bydlakiem. Jestem arystokratą. Mistrzem. - Odparł Kapelusznik, spoglądając srogo na Artura. Po chwili znów zerknął w oczy Isabelli.
- Co Księżniczka robi na ulicy w samym środku nocy? O tak późnej porze? - Spytał Kapelusznik.
- Spaceruję... - Odparła Isabella. Oczy jej się zamykały ze zmęczenia.
- Ach, tak... Spacer to bardzo cudowna rzecz! - Odparł Szalony Kapelusznik.
- Gadaj, czego chcesz... - Powiedział Artur.
- Na pewno nie chcę wszczynać potyczki... Nie chcę byś mnie aresztował i zabrał do Ministerstwa. - Odpowiedział Szalony Kapelusznik.
- Chciałem Wam coś... Pokazać. - Powiedział Szalony i sięgnął za pazuchę. Artur natychmiast wycelował w niego Różdżką.
Szalony powoli sięgnął z kieszeni swój Hipnotyzer... Gdy go wyciągnął, uniósł ręce w górę.
- To nic strasznego. To tylko takie urządzenie. - Powiedział.
- Jakie?! - Krzyknął Artur.
- Pozwalające kontrolować mi wiele, wiele osób... Jedyne takie urządzenie w tej Krainie. - Powiedział.
Artur zdziwił się, Isabella natomiast zaciekawiła.
- Co to za urządzenie?! - Krzyknął Artur.
- Jest to urządzenie znacznie potężniejsze od zaklęcia Imperius... Cała sztuka hipnozy jest znacznie potężniejsza, a zwłaszcza jeśli jesteś w niej mistrzem... - Odpowiedział Kapelusznik.
Kapelusznik schował swoje urządzenie za pazuchę.
- Chciałeś pochwalić się błyskotką, wariacie? - Spytał Artur.
- A jakże. Chciałem także powiedzieć Księżniczce, że pięknie wygląda. - Dodał Kapelusznik.
- A! Jeszcze chciałem zadać Wam pewną zagadkę. - Dodał.
- Nie mamy czasu, spieszymy się. - Odparł Artur.
- Co nie ma paznokci ani kości, ale ma cztery palce i kciuka? - Spytał Kapelusznik.
- Idziemy... - Powiedział Artur do Isabelli.
- Rę... Rękawiczki. - Powiedziała Księżniczka.
Szalony Kapelusznik klasnął w ręce.
- Dokładnie! Brawo, Księżniczko! - Krzyknął, a następnie wyjął zza pazuchy parę czarnych rękawiczek i podał Księżniczce.
- Okryj swoje piękne dłonie... Marzną. - Powiedział, poprawiając kapelusz.
Isabella popatrzyła na Kapelusznika.
- No cóż... Czas na mnie! - Powiedział Szalony Kapelusznik.
- Wiem, że macie pewne... Wpływy w Ministerstwie Magii. - Dodał, odchodząc...
- Gdybyście chcieli kiedyś porozmawiać ze mną o Ministerstwie... Na rękawiczkach jest mój numer. - Rzekł, odchodząc w swoją stronę.
Isabella spojrzała na rękawiczki... Faktycznie był tam numer. Schowała rękawiczki do swojej torebeczki i spojrzała na Artura.
Po chwili, Księżniczka i Auror deportowali się do zamku Królewskiego...
Pojawili się w komnacie Księżniczki Isabelli...
Artur Winchester pomógł Isabelli dotrzeć do łoża... Księżniczka natychmiast padła na plecy, pijana, śpiąca i zmęczona. Artur Winechester ściągnął jej buty ze stóp i spojrzał na nią.
- Chodź... Do mnie. - Powiedziała Isabella cicho. Miała zamknięte oczy i uśmiechała się, ziewając.
- Księżniczko... Jesteś pijana. - Odparł Artur.
- Chodź... - Powiedziała, a następnie natychmiast zasnęła.
Artur westchnął, a następnie przykrył Księżniczkę kołdrą. Sam natomiast zasiadł w fotelu stojącym obok... Wpatrywał się przez chwilę w śpiącą Isabellę, a następnie po chwili sam również zasnął.
===========

Księżniczka Nurbanu odsłoniła kawałek twarzy i ręki... Zarówno Opiekunowie jak i Sabrina ujrzeli blizny... Po chwili, Nurbanu zakryła się kołdrą i ponownie krzyknęła.
- Już nigdy nie wyjdę z komnaty! - Było słychać krzyk spod kołdry.
Opiekunowie i Sabrina oddalili się kawałek.
- Potworne rany... - Rzekł Bill.
- Musimy zrobić wszystko by je usunąć... - Dodał Alastor.
- Czarownico? Może Ty znasz jakiś potężniejszy sposób? - Spytał Bill, patrząc na Sabrinę.
Sabrina pokiwała głową...
- Nie widziałam wcześniej takich ran... Zrobiła je inna moc. - Odpowiedziała. Myślała.
Bill podszedł do łóżka Księżniczki.
- Śpij, Księżniczko... Musisz przespać tą noc... Musisz wypocząć. - Powiedział.
Po chwili, opuścili jej komnatę. Rulnus także wyszedł z komnaty...
===================

Wybita przez Harkona szyba w oknie została naprawiona. Służący szybko się z tym uporali.
Cecilia wróciła do jednej z sal głównych... Czekała tu na nią już Sabrina Spellman. Kilku medyków opatrywało i uzdrawiało jej rany... Właśnie kończyli.
- Cecilio. - Powiedziała Sabrina.
- Nadszedł czas, Sabrino. - Powiedziała Cecilia...
W tym samym momencie, w sali głównej pojawił się Regis Rohellec.
- Cecilio! Właśnie się o wszystkim dowiedziałem... - Rzekł, podchodząc do Królowej...
- Regisie... - Powiedziała Cecilia, spoglądając na niego.
Wampir Wyższy spojrzał na Sabrinę.

[Obrazek: 5ZxkCR0.gif]
Hi there my dear! Turn back! Turn back...
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-January-2021 17:38:36 przez DevilxShadow.)
Oceny: troox (+1)
30-January-2021 17:35:54
Znajdź wszystkie posty
Hobbs
Wspieram Forum

Liczba postów: 6969
Dolaczyla: Jan 2012
Reputacja: 777

MineGold: 777.77

Serdecznie polecamy serwis który pomoze Ci zdobyc Ci polubienia, subskrybcje, followersów i rozbudowac Twoje socialmedia!
Ravcore Niedostępny
☆ Rysownik ☆
******

Liczba postów: 318
Dołączył: Feb 2017
584
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
RozowyOrangutan

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 0.00
Post: #812
RE: [RolePlay] Magic World 2
Gheret Von Avallan wraz ze Starym Czarodziejem wspólnie opuścili kamienice w której mieszkali wychodząc tym samym na ulice miasta nieopodal portu. Natychmiastowo Stary Czarodziej zatrzymał się na chodniku i zaczął się rozglądać po okolicy. Było cicho i spokojnie. Mgła otulała budynki i uliczne lampy kształtując widok tajemniczy i budzący grozę. Na ulicach bowiem nie było nikogo, wszędzie panowały pustki. Noc chyliła się ku końcowi, jednak nadal było ciemno a mgła sama w sobie również ograniczała znacząco widoczność. Ezghan próbował nasłuchiwać jakiś dźwięków, ale jedyne jakie słyszał to burknięcia niezadowolonego Ghereta. Spojrzał na niego. Widział po nim że jest zmęczony i wszystkie ostatnie wydarzenia mocno odcisnęły na nim swoje piętno. Nie był już tym samym przywódcą, burmistrzem i wzorem do naśladowania jakim był kiedyś. Stoczył się. Stres, praca i alkohol całkowicie go zmieniły.
- Teraz się zastanawiam, że to chyba nie był dobry pomysł aby Cię budzić.. Powinieneś odpocząć - rzekł stary Czarodziej spokojnym tonem
- Nie wkurzaj mnie nawet.. - odparł srogo Gheret - Badaj tą swoją mgłę... Mi spacer w sumie dobrze zrobi..
Stary Czarodziej kiwnął głową i razem ze swoim przyjacielem ruszyli w kierunku portu.
Szli tak przez kilka minut w ciszy. Gheret od czasu do czasu stękał coś pod nosem, Czarodziej jednak nie zwracał na to uwagi.
Gdy dotarli do portu, zatrzymali się. Ezghan podniósł swój czarodziejski kostur w górę. Gheret patrzył na niego z zaciekawieniem. Nie wiedział co robi.
- Co ty robisz? - zapytał go Gheret
- Badam mgłę.. tak jak mówiłeś..
- No i co? Wywnioskowałeś coś?
- Tak... to czarna magia.. bez wątpienia.. została rzucona przez potężnego czarodzieja..
- I tylko ty to wyczułeś?
- Nie wiele jest osób które potrafią wyczuć czarną magię w składzie mgły.. Dlatego tez ludzie niczego nie zauważyli... Coś musi być na rzeczy.. coś się stanie.. - mówił Ezghan
- Skoro to tak niepokojące to powinniśmy powiadomić Cecilie.. - odpowiedział Gheret
- Racja.. nie traćmy czasu..
- Chwila.. Muszę jeszcze wziąć kilka rzeczy ze mojego pokoju... nie tylko ty skończyłeś swoje badania..

W tym samym czasie gdy obaj ruszyli w drogę powrotną, do portu wyłaniając się z mgły przypłynęła flota okrętów. Na jej czele płynął olbrzymi statek którego flaga mieniła się czernią i żółcią. Barwami symbolizujące frakcje upadłych wojowników, którzy zginęli lata temu.. Nieumarli... A na ich czele srogi i potężny kapitan Erresira... Raughn..
Erresir z potężnym hukiem wbił się w drewniane molo, niszcząc je w tempie natychmiastowym. Okręt był niezwykle twardy i wytrzymały dlatego też w molo wbił sie jak w najzwyklejsze masło. Uderzenie było słyszalne jedynie w okolicach portu , gdzie nikogo nie było... prawie nikogo... Dźwięk miażdżącego przez okręt drewna dotarł bowiem do uszu Ezghana i Ghereta.
- Co to było do cholery? - rzekł zdziwiony Gheret
- To.. to w porcie.. Coś się stało.. - powiedział Stary Czarodziej
- Choć sprawdzimy..
Obaj pobiegli w stronę portu aby zlokalizować źródło tajemniczego dźwięku.

W międzyczasie jednak do Erresira dotarły tez i pozostałe statki, które wspólnie zatrzymały się w porcie. Z okrętów natychmiastowo na brzeg wyskoczyli nieumarli żołnierze uzbrojeni po zęby. Raughn podnosząc swój miecz w górę dał im sygnał do ataku. W kilka sekund setki żołnierzy ruszyło biegiem w stronę miasta pod osłoną mgły.
Ariadna która towarzyszyła Raughnowi patrzyła jak jego żołnierze ruszają w stronę miasta. Nie protestowała, nie próbowała tez go przekonywać i prawić morałów. Wiedziała, że to nie zmieni jego zdania. Milczała więc, mimo że wcale jej się to nie podobało. Łudziła się jednak, mówiąc sobie że to co robi Raughn jest słuszne. Wcale jednak takie nie było. Spoglądała jak z pozostałych statków również wybiegają żołnierze. Dostrzegła również Varrana, który stał na pobliskim molo donośnie rycząc jakby w szale bitewnym nakreślając swoją dominacje.

W tej chwili do portu dotarli zarówno Gheret jak i Ezghan. Dobrze widzieli co się dzieje i co się stanie. Nieumarłych było za dużo, sami nigdy nie zdołali by ich pokonać. Ukryli się za pobliskim budynkiem. Spoglądali jak armia Nieumarłych biegnie w kierunku miasta niszcząc wszystko na swojej drodze. Wbiegali do budynków, zabijali wszystkich domowników którzy byli jeszcze we śnie a gdy skończyli, podpalali i robili tak za każdym razem, aż nie ostał się ani jeden kamień na kamieniu.
Gheret patrzył na to w milczeniu. Wspomnienia wracały do jego głowy... Tak samo było w Sollum... dzień w którym upadło.. Nie dało sie ich powstrzymać... Byli zbyt potężni.. A teraz?.. teraz na jego oczach robią to samo z Riven Port.. A on jest bezsilny...
W tej chwili przypomniał sobie, że jego żona nadal śpi głęboko w swoim pokoju.. Jego serce zaczęło mocniej bić.. Chwycił za ramię Ezghana, cały się trzęsąc.
- Moja żona.. - rzekł cicho
Ezghan popatrzył mu w oczy. Wiedział, że jest on załamany. Wiedział, że teraz było już za późno..
Gheret rzucił w tej chwili po raz kolejny spojrzenie na statek Erresira. Napełnił się gniewem. Nie potrafił kontrolować już swoich emocji. Wybiegł za budynku w stronę statku wroga.
- Nieee! Stój! - krzyknął Ezghan zaskoczony widząc jak Gheret biegnie w stronę portu gdzie zacumował Erresir - Jasna cholera...
Ezghan nie zastanawiając się zbyt długo ruszył za przyjacielem. Nie chciał bowiem zostawić go samego. Próbował go dogonić, ale nie był już taki młody, a co za tym idzie jego forma nie była już najlepsza. Mimo wszystko nie rezygnował.
Gheret w biegu dobył miecza. Nieumarli widząc go zareagowali natychmiastowo. Również zaczęli biec w jego kierunku. Determinacja i gniew z twarzy Ghereta nie schodziły nawet na sekundę. Wbiegł w nieumarłych i zaczął z nimi walczyć. Jeden po drugim zaczął padać od jego ciosu. Nieumarłych było zbyt wielu, jednak Gheret się nie poddawał. Odgłosy walki dotarły również do samego Raughna, który początkowo nie do końca wiedział co się dzieje ale po chwili rozpoznał kto za całym zamieszaniem stoi.
Ariadna również była lekko zaskoczona całą sytuacją. Popatrzyła na Raughna, nie wiedziała bowiem jak zareaguje. On jednak zaśmiał się pod nosem i wyciągnął swój miecz płonący wiecznym ogniem. Zeskoczył ze statku na pomost. Ruszył wolnym krokiem w kierunku odgłosów walki.

Tymczasem do walki dołączył się również i Stary Czarodziej, który przybiegając na miejsce, zaczął wspomagać Ghereta magicznymi zaklęciami, a ten swoim mieczem blokował każdy wymierzony w swoją stronę cios.
Walka trwała niecałą minutę , po tym czasie Nieumarli odsunęli się zaprzestając ataku. Nie zmieniało to jednak faktu, że zarówno Gheret jak i Stary Czarodziej byli otoczeni przez nich dookoła.
W tej chwili Gheret usłyszał wolne i zarazem złowrogo brzmiące klaskanie w dłonie. Był to Raughn który nadal śmiał się pod nosem sam do siebie.
Gheret widząc go popadł w jeszcze większy gniew.
- Proszę, proszę.. kogo my tu mamy... nasz mały rebeliant... Gheret Von Avallan.. - mówił Raughn - Zdecydowanie zbyt długo czekałem na ten moment... Moment ponownego spotkania..
- Zabije cię ty cholerny gnido...- mówił Gheret ściskając swój oręż w dłoni.
- Skoro tak mówisz.. - powiedział Raughn wymachując swoim mieczem. - Przekonajmy się... Jeden się ostanie...
- A Jeden upadnie. - dokończył Gheret gniewnie
Nieumarli odsunęli się przy okazji chwytając Starego Czarodzieja równocześnie go obezwładniając. Patrzyli z uwagą.. Zapanowała fikcyjna cisza.. Nieopodal bowiem palone i niszczone było całe miasto... Raughn i Gheret jednak mierzyli się wzorkiem. To tu miała się skończyć ta historia. Jeden z nich musiał zginąć... teraz nie było już innego wyjścia..

W tym samym czasie nieopodal bramy do Zamku Królewskiego otworzył się portal. Pierwszy wyszedł z niego Porucznik Harh Krill a zaraz po nim kolejni nieumarli żołnierze. Nie zostali zauważeni. Czekali... Oblężenie miało się za chwile zacząć i to z pełną siłą.

Jestem tu od 31 grudnia 2014 roku.
Nieustannie trwam w oczekiwaniu na lepsze jutro.

MegaRayquaza (2014-2015)
MrRayqq (2015-2016)
SoundwavePL (2016-2017)
Ravcore (2017-NOW)
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-January-2021 20:40:29 przez Ravcore.)
30-January-2021 20:30:17
Znajdź wszystkie posty
Ravcore Niedostępny
☆ Rysownik ☆
******

Liczba postów: 318
Dołączył: Feb 2017
584
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
RozowyOrangutan

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 0.00
Post: #813
RE: [RolePlay] Magic World 2
Przy bramie do Zamku Królewskiego stało na straży dwóch aurorów. Mieli oni pilnować, tak aby nikt nieproszony nie dostał się do pałacu bez ich wiedzy. Często ze sobą rozmawiali, opowiadając sobie nawzajem jakieś historie. Zbliżał się świt więc czekali na zmianę warty przez swoich dwóch kolejnych kolegów. Ci jednak jeszcze nie przyszli.
- Za chwile będziemy mieć spokój - powiedział pierwszy z nich.
- Tak.. dziś było bardzo spokojnie.. tak to mogę pracować..
- Oby tak samo było jutro..
- Nie doczekacie jutra... - wtrącił twardy głos
Aurorzy skoczyli jak poparzeni. W bramę uderzyło coś o ogromnej sile.
- Co do cholery? Kto śmie... - powiedział drugi.
Uderzenia w bramę w tej chwili ucichły. Zapanowała cisza. Aurorzy podeszli bliżej bramy. Już mieli ją otworzyć gdy z ogromnym impetem wyleciała ona z zawiasów roztrzaskując się na drobne kawałki. Obaj aurorzy zostali przygnieceni przez drewniane belki.
Ostatnim swoim spojrzeniem spojrzeli na sprawców. Armia Nieumarłych wkroczyła do zamku. Harh Krill stanął nad nim w rękach trzymając ogromną stalową tarcze i potężna buławę którą zniszczył bramę. Patrzył na nich z wyższością.
- Z pozdrowieniami od Raughna.. - powiedział Harh Krill i ruszył dalej w kierunku pałacu.
W pobliżu było jeszcze wielu aurorów ale zaskoczeni nagłym atakiem byli bezradni. Kazdy z nich ginął po kolei od mieczów i toporów nieumarłych wojowników. Zmiatając z powierzchni ziemi kolejnych strażników Harh Krill i jego oddział zaczęli nacierać na główne wrota zamku. Harh Krill potężnymi uderzeniami swoją buławą zaczął dobijać się do drzwi. Lada moment miały pęknąć.

W tym samym czasie w Riven Port trwał pogrom. Miasto nie miało się nawet jak bronić. Nikt nie spodziewał sie ataku, szczególnie o takiej porze. Nieumarli zabijali kolejnych cywili...

Gheret i Raughn byli gotowi do walki. Raughn schował jedną rękę za plecy. Jego miecz czarny jak smoła iskrzył się zielonym płomieniem. Czekał.. Wiedział, że Ghereta pochłonęła nienawiść, wiedział że nie wytrzyma i zaatakuje pierwszy. Czekał.. Czekał aż go zaatakuje, liczył na to...
Gheret cały czas wpatrzony na Raughna nie myślał już o niczym innym. Chciał go zabić. Nie potrafił już się kontrolować. Czuł, że robił to zdecydowanie za długo..
- Twoja armia znowu zaatakowała miasto... Po raz kolejny oddzieliłeś mnie od moich bliskich.. - mówił Gheret zaciskając coraz mocniej swoje ostrze.
Raughn zaśmiał się.
- Nie martw się... To ostatni raz.. Już za chwile dołączysz do nich... na DOBRE..
Gheret zacisnął zęby i wziął głęboki oddech. Rzucił wzrok na Ezghana który klęcząc bezradnie na ziemi miał sztylet na gardle a nastepnie znów na Raughna... Tak jak przewidywał... Gheret zaatakował pierwszy. Ruszył w stronę Raughna krzycząc ze wściekłości. Raughn jednak stał bezruchu. Miecz Ghereta przeciął powietrze i skrzyżował się z ostrzem Raughna. Odgłos trzaskanej stali uwolnił się na dystans wielu metrów. Wszyscy w pobliżu go słyszeli. Raughn zaśmiał się po raz kolejny tym razem znacznie głośniej.
- Czekałem na tą chwile.. będę się nią napawał.. - powiedział.
W taki oto sposób rozpoczęła się walka. Raughn walcząc z jedną ręką za plecami odbijał każdy cios jaki wykonywał w jego stronę Gheret. W końcu jednak miał dość i kopnął go z całej siły w brzuch. Gheret cofnął się o kilka kroków do tyłu stękając z bólu.
Tym razem Raughn zaczął atakować. Gheret unikał jego ciosów odskakując to na prawo, to na lewo.. W końcu jednak miecz Raughna go dosięgnął tworząc cięcie na jego plecach. Gheret jęknął z bólu. Miecz Raughna nie był w końcu zwykłym mieczem. Ból od cięcia stalą był jednym ale.. ból od ciosu wiecznego ognia to zupełnie co innego.. Gheret przekonał się o tym na własnej skórze. Przyklęknął na ziemi opierając się mieczem. Oddychał ciężko. Patrzył na Raughna, który stał kilka metrów przed nim bez ruchu. Wiedział, że czeka aż się podniesie...
Pot zaczął lać się z jego czoła jak z wodospadu. Przetarł go ręką. Powoli zaczął się podnosić. Ponownie chwycił miecz do ręki.
- Jeszcze.... jeszcze nie skończyłem.. - powiedział
- Podziwiam twój upór... ale jest bezcelowy.. - odpowiedział Raughn
Gheret w tej chwili po raz kolejny rzucił się na Raughna. Tym razem jednak jego ciosy były mocniejsze i bardziej agresywne. Raughn został zmuszony od obrony. Nie spodziewał sie bowiem, że Gheret będzie miał jeszcze jakieś siły by walczyć. Ku jego zaskoczeniu zdołał go nawet trafić prosto w ramię. Raughn cofnął się parę kroków. Przyłożył dłoń do rany. gdy na nią spojrzał ujrzał plamę z zielonej dymiącej się cieczy... (odpowiednikiem krwi wśród Nieumarłych). Raughn westchnął i spojrzał na Ghereta
- Nieźle... Nieźle.. Jesteś pierwszą osobą która w ogóle zdołała mnie zranić...
- Nie tylko zranić.. zaraz cię zabije.. - odparł Gheret rzucając się znów na Raughna.
Ten jednak od razu odskoczył. Raughn natychmiast odpowiedział wyprowadzając kolejne uderzenie. Gheret jednak w porę zdołał je zablokować. Jednak Dowódca Nieumarłych wykorzystując w tej chwili okazje uderzył z całej siły drugą ręka w twarz Ghereta.
Zaskoczony nie zdołał się obronić. Oszołomiony otrzymał serię ciosów az w końcu upadł na ziemię. Bezradnie leżąc spojrzał na Raughna. Ten jednak nie miał litości, kopnął go z całej siły... Gheret od ciosu przeturlał się kilka metrów dalej. Raughn podszedł do niego. Przyklęknął i szarpnął go za włosy. Przycisnął z całej siły jego głowę do ziemi.
- Myślałeś, że zdołasz mnie pokonać głupcze? - rzekł wściekłym tonem Raughn i rzucił nim bezlitośnie.
Gheret próbował wstać, ale Raughn kopnął go po raz kolejny.
Poobijany elf zaczął wypluwać krew z ust. Nie wiedział co powiedzieć, ani nawet co myśleć. Nie potrafił... Czuł że przegrywa i nic nie może zrobić.. Z oddali słyszał odgłosy walących się budynków oraz krzyki niewinnych osób. Ezghan patrzył na niego ze łzami w oczach. Jego przyjaciel umierał...
Raughn chwycił Ghereta za włosy. Popatrzył mu prosto w twarz.
- Wiesz dlaczego przegrałeś? - rzekł do niego Raughn - Bo dałeś ponieść się swoim emocjom..
Gheret nie odpowiedział... bo nie mógł.. Krew płynęła strumieniami z jego czoła i ust.
- Patrz uważnie.. - kontynuował Raughn - Moje wojska spopielą doszczętnie to miejsce, a w międzyczasie Krill i Ignathir forsują Królewski Zamek.. Era Cecili dobiega końca... Przykro mi że nie doczekasz momentu mojego ostatecznego zwycięstwa..
Gheret milczał. Zamknął oczy. Zaakceptował swój los.
- Dziś dołączam do was....matko.. ojcze.. Proszę... Przyjmijcie swojego syna... - mówił w swoich myślach a po jego policzku spłynęły łzy.
Raughn biorąc zamach swoim mieczem... odciął w tym momencie Gheretowi głowę. Wszyscy Nieumarli dookoła milczeli. Patrzyli jak Raughn w swojej ręce trzyma odciętą głowę Ghereta z której strumieniami spływa krew.
Po chwili rzucił nią na ziemię w stronę Ezghana, który zrozpaczony zaczął krzyczeć w niebogłosy.
- Panie wybacz ale.... co z nim? - zapytał w końcu jeden z nieumarłych żołnierzy który przytrzymywał płaczącego Ezghana
Raughn rzucił srogi wzrok na czarodzieja
- Zabić go.. Nie potrzebuje żadnych świadków.
Po tych słowach schował swój miecz i wolnym korkiem oddalił się z powrotem na swój statek.
Ezghan próbował się wyrywać ale nic mu to nie dało. Żołnierze po odejściu Raughna rozszarpali go na strzępy...

Jestem tu od 31 grudnia 2014 roku.
Nieustannie trwam w oczekiwaniu na lepsze jutro.

MegaRayquaza (2014-2015)
MrRayqq (2015-2016)
SoundwavePL (2016-2017)
Ravcore (2017-NOW)
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 31-January-2021 13:51:38 przez Ravcore.)
31-January-2021 13:05:24
Znajdź wszystkie posty
troox Niedostępny
Błyskotliwy
***

Liczba postów: 31
Dołączył: Feb 2020
79
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
Chelsea

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 35.00
Post: #814
RE: [RolePlay] Magic World 2
Jyggalag, jego ludzie i ranny Harkon dotarli do Czarnej Przystani. Wyjechali z Riven Port godzinę przed atakiem nieumarłych.
Chłopaka niosło dwoje osiłków na noszach. Jyggalag z Dagonem na ramieniu szedł przodem. Szli przez zamglony most do wyspy. Elf krzyczał z bólu i wściekłości. Wymachiwał rękoma. Kilka razy kopnął osiłka.

Po kilku minutach dotarli do środka twierdzy. Byli już w osobistej komnacie medycznej, gdzie rany leczył Lord Malacath. Harkon leżał na kamiennym łożu. Trwała walka o życie młodego Bala.
- Przynieście z jaskini pancerz - rzekł Jyggalag do osiłków.
W tle było słychać krzyki Harkona. Wydzierał się na całą twierdzę. Nienawiść pochłonęła go całego.
Ludzie Jyggalaga zaczęli się nim zajmować. Zaczęła się operacja.

=====

W tym samym czasie u kucharza, który dodał narkotyk do zupy Nurbanu...
- Kochanie! Jestem już! - powiedział otwierając drzwi
Nagle ujrzał dwa leżące na ziemi martwe ciała kobiet. Była to jego żona i córka. Dalej w korytarzu leżał jego syn ze szmatką na twarzy.
- Co... - rzekł kucharz, ledwo trzymał się na nogach
Podszedł szybszym krokiem do kobiet. Już miał przy nich klęknąć i rozpaczać gdy nagle usłyszał jęczenie syna.
- Synu! - krzyknął do niego i podbiegł
Kucharz bez zastanowienia odkrył twarz młodego chłopca. I to był błąd... Mężczyzna ujrzał w chłopcu przerażenie. Po chwili zorientował się że w buzi ma granat, już bez zawleczki...
Z okien mieszkania wyleciał ogień. Wybuch był tak silny, że uszkodził mieszkanie pod i nad. Żadnych śladów. Jak zawsze. Kolejny raz udało się Jyggalagowi.

=====

Tymczasem w twierdzy już od godziny panowała operacja Harkona. Nie krzyczał już aż tak, ale nadal się wiercił. Z powodu poważnych uszkodzeń prawej ręki i lewej nogi, musiały zostać amputowane dla bezpieczeństwa reszty ciała Harkona. Młody Bal zachłysnął się poważnie wodą, prawie utopił. Miał poważne oparzenia pleców i klatki piersiowej. Poparzone były też drogi oddechowe Elfa. Operacja jednak dobiegała końca...
Pyke wolnym krokiem podszedł do łóżka na którym leżał Harkon. Mężczyzn w cylindrze objechał go wzrokiem. Chłopak miał założoną zbroję. Wręcz klatkę, w której będzie musiał teraz żyć. Miał maskę, która pomagała mu oddychać. Cała jego twarz była zasłonięta. Były tylko otwory na oczy, które zresztą też doznały poważnych uszkodzeń, ale soczewki wyostrzyły wzrok Harkona. Miał zamknięte oczy.
- Słyszysz mnie...? Przyjacielu... - rzekł Jyggalag, oczy chłopaka otworzyły się i ujrzał czerwono krwiste ślepia, przepełnione bólem i cierpieniem
Przez chwilę było słychać tylko oddech Harkona. Głośny i wyraźny, ciężki oddech.
- Słyszę... - zrobił przerwę
- Jyggalagu... - dodał
- Od teraz będziesz nazywał się Quagmir... - odrzekł w jego stronę
- Tak... Jyggalagu...
- Wstań Quagmirze - dodał Pyke.
Przez chwilę znów zrobiło się ciszej. Harkon próbował się ruszyć. Po chwili mu się to udało. Zszedł z łóżka i ustał naprzeciwko Jyggalaga. Harkon był minimalnie mniejszy od Pyke'a, na oko miał 1.9 wzrostu.
- Gdzie... Siekiera... - powiedział z trudem niskim głosem Harkon
Jyggalag spojrzał na siekierę, leżącą na stojaku.
- Weź ją. Jest twoja - dodał.
Młody Bal spojrzał w dół, na swoje nogi. Zaczął stawiać kolejne kroki w stronę siekiery. Po chwili wziął ją do ręki, a ta zaświeciła się lekko na czarno.
- Co... Ze mną... Zrobiłeś... - mówił Harkon, nie wiedział już kim jest
- Carrabothowie dokonali osądu na członku rodziny. Wybrali swoją przyszłość - odpowiedział Jyggalag.
- Ja... Nie mam... Rodziny - mówił Harkon bez żadnych uczuć.
- Teraz my jesteśmy twoją rodziną Quagmirze - odrzekł Pyke.
Młody Bal obrócił głowę w stronę jednego z osiłków. Nagle wyrzucił z ogromną siłą siekierę w jego stronę. Siła była tak ogromna że osiłek poleciał razem z nią na ścianę. Oręż wbił się w ścianę, a Harkon spojrzał na Pyke'a.
- Zapłacisz za to... - rzekł Harkon i ruszył powoli na Jyggalaga, z jego zaciśniętej pięści ulatywał czarny dym
Nagle jednak Pyke wyjął różdżkę z kieszeni. Rzucił jakimś zaklęciem w chłopaka, które spowodowało że zatrzymał się w miejscu.
- Quagmirze... Zapomniałeś kto dał ci tę moc - zaczął Pyke.
- Zapomniałeś kto oczyścił ci umysł i pomógł wstać. Nie traktuje się tak rodziny... - dodał mężczyzna
Harkon nagle poczuł ogromny ból. Jyggalag rzucił na niego zaklęcie crucio. Harkon jednak nadal był "zamrożony" i nie mógł krzyczeć. Po kilku sekundach ból ustał. Harkon padł na kolana.
- Twe życie należy do ciebie. Pamiętaj o tym Quagmirze. Lecz twoje ręce już do mnie. Dlatego się nie zapominaj, przyjacielu - powiedział Pyke słysząc ciężki oddech elfa.
- Odpocznij tutaj. Już niedługo będziesz miał okazję zrewanżować się Cecilli, która od początku raniła cię najbardziej.
Po tych słowach Jyggalag wyszedł z komnaty. Po nim reszta jego ludzi. Młody Bal został sam z truchlem zabitego przed momentem osiłka. Klęczał i wpatrywał się w podłogę. Po chwili powoli wystawił rękę. Siekiera oderwała się od ściany i wróciła do jego dłoni. Martwe ciało osunęło się na ziemię. Chłopak nie był już tym samym Harkonem co miesiąc temu. Był już prawdziwą maszyną do zabijania, z czego Jyggalag chciał skorzystać.


Wygląd Quagmira a.k.a Harkona Bala:

[Obrazek: Bs74Apc.jpg]
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-February-2021 15:45:54 przez troox.)
01-February-2021 15:40:15
Znajdź wszystkie posty
Ravcore Niedostępny
☆ Rysownik ☆
******

Liczba postów: 318
Dołączył: Feb 2017
584
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
RozowyOrangutan

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 0.00
Post: #815
RE: [RolePlay] Magic World 2
Aurorzy przebywający we wnętrzu pałacu byli zaskoczeni nagłymi i potężnymi uderzeniami w główne wrota zamku, Zgromadzili się przy nich dobywając swoje różdżki. Na niewiele im się to jednak zdało. Wrota tak samo jak i poprzednio brama do zamku, zostały zniszczone. Kilka drewnianych belek uderzyło aurorów. Harh Krill widząc przerażonych strażników, cofnął się o kilka kroków tworząc przejście dla swojego oddziału, który natychmiastowo wbiegł do środka. Aurorzy próbowali powstrzymać wroga i pozbywać się tylu nieumarłych ile sie dało, ale było ich zbyt wielu. Zostali zmuszeni do odwrotu.. Ci którzy przeżyli, biegli wzdłuż korytarza aby dostać się do Królowej i ją obronić przed niespodziewanym atakiem.
Harh Krill widząc jak aurorzy uciekają, wysłał za nimi kilkunastu swoich wojowników. Reszta miała rozbiec się po zamku i pozabijać każdego kogo napotka...

Raughn tymczasem wszedł z powrotem na pokład swojego statku. Spoglądając przed siebie zauważył Ariadne która stała bez ruchu i patrzyła w miejsce z którego wracał. Podszedł do niej wolno i spokojnie. Ona jednak nie zwróciła na niego uwagi. Ręce oparte miała o barierkę. Wyglądała na zamyśloną. Raughn stając koło niej delikatnie dotknął jej włosów.
- Wszystko w porządku? Nie powiedział nic od dłuższego czasu.. - powiedział Raughn patrząc na nią
- A co mogę powiedzieć.. Przed chwila na własne oczy widziałam jak zabiłeś tego mężczyznę...
Raughn westchnął spoglądając w podłogę.
- Rozmawialiśmy już na ten temat Ariadno...
- Tak.. ale liczyłam na to że..
- Nie ma żadnego ale.. - wtrącił Raughn - Za dużo myślisz. Zrozum w końcu.. Nigdy nie będzie tak jak kiedyś, przestań mówić o przeszłości skoro przed nami jest przyszłość.. Dużo lepsza przyszłość.. Stworzona przeze mnie..
Po tych słowach Raughn odszedł w kierunku swojej kajuty i zamykając za sobą drzwi zostawił Ariadnę samą.

Jestem tu od 31 grudnia 2014 roku.
Nieustannie trwam w oczekiwaniu na lepsze jutro.

MegaRayquaza (2014-2015)
MrRayqq (2015-2016)
SoundwavePL (2016-2017)
Ravcore (2017-NOW)
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-February-2021 17:14:32 przez Ravcore.)
01-February-2021 16:58:59
Znajdź wszystkie posty
Camrakor_13 Online
I am inevitable
******************

Liczba postów: 8,032
Dołączył: Apr 2015
2144
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
Camrakor_13

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 0.00
Post: #816
RE: [RolePlay] Magic World 2
Tempus postanowił się deportować na ulicę Nokturnu w celu sprawdzenia czy nie skrywa się tam nikt podejrzany..
01-February-2021 17:32:35
Znajdź wszystkie posty
DevilxShadow Online
ψ мίѕтяz ροҝѮмøи ψ
*******

Liczba postów: 504
Dołączył: Jan 2016
355
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
DevilxShadow

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 192.00
Post: #817
RE: [RolePlay] Magic World 2
Księżniczka Nurbanu zdołała na troszkę zasnąć... Na chwilkę... Nie wierzyła w to wszystko. Za dużo się wydarzyło, nie dowierzała w to, głowa jej pękała...
- Bracia... - Powiedziała nagle, leżąc pod pierzyną o świcie...
Księżniczka Nurbanu wyszła z łóżka, założyła ogromny kaptur na głowę, który przysłaniał całą jej twarz... Owinęła również całą szyję jedwabnym szaliczkiem, ręce miała całkowicie zakryte rękawami sukni.
Księżniczka pstryknęła palcami, a następnie deportowała się do Ministerstwa Magii...

Pojawiła się na trybunach jednej z ogromu sal sądowych w Ministerstwie... Rozprawa Braci Łuczników w sprawie napaści trwała.
- Czy oskarżeni chcą coś powiedzieć?! - Krzyknął Sędzia, srogo spoglądając na Braci Łuczników siedzących w ławie. Po drugiej stronie siedzieli Młodzi Przystojniacy, którzy pobili się pod zamkiem z Łucznikami. Przystojniacy mieli u boku świetnego prawnika, Bracia natomiast obrońcy nie posiadali.
- Tak, chcemy. - Powiedział Henryk, wstając.
- Ci dwaj kłamią! To oni pierwsi nas zaatakowali! - Krzyknął.
- Łgarz! - Wrzasnął przystojniak, z końca sali, huknął w ławkę.
- Spokój!!! - Ryknął Sędzia i huknął młotkiem 5 razy w swoje biurko.
- My się tylko broniliśmy przed nimi... Najpierw zaatakowali nas słownie, a potem rzucili się na nas z pięściami... Odpowiedzieliśmy tym samym. - Kontynuował Henryk.
Prawnik Młodzieńców w tym momencie wstał.
- Wysoki Sądzie. Wszyscy dobrze wiemy, że to młodszy z Braci - Alan, pierwszy zaatakował moich klientów. - Rzekł.
- Słowo przeciw słowu?! - Spytał groźnie Sędzia.
- Nie, wysoki sądzie... Jeden z moich klientów posiadał w kieszeni dyktafon, który wszystko nagrywał... (tutaj prawnik puszcza fragment, w którym Alan grozi Młodzieńcowi i rzuca się na niego).
- Głupstwo! - Krzyknął Alan, wstając.
- Pokaż lepszy dowód! Pokaż nagranie! - Krzyknął.
- Zamknij dziób! - Krzyknął Młody Przystojniak.
- SPOKÓJ!!! - Ryknął Sędzia i huknął młotem 10 razy w swoje biurko.
- Wysoki sądzie... Gdybyśmy nie zareagowali, ci dwaj zrobiliby coś Księżniczce Nurbanu Carraboth Bal. - Powiedział nagle Henryk.
- Co takiego?! - Spytał Sędzia.
- Tak... Nie mieli wobec niej zbyt dobrych zamiarów. - Dodał Henryk.
- Gnido! - Ryknął Młodzieniec i zerwał się, ale drugi i prawnik szybko go pochwycili.
- Spokój! Uspokoić klienta! - Ryknął Sędzia w stronę prawnika.
Sędzia spojrzał na Braci.
- Bez dowodu, bez potwierdzenia waszych słów - nie uwierzę. - Powiedział srogo.
Nurbanu nie wytrzymała... Wiedziała, że to do niczego nie prowadzi... Wiedziała, że Bracia skończą w więzieniu. Natychmiast wstała i zbiegła z trybunów... Wbiegła na środek sali i uniosła prawą dłoń do góry.
- Przerywam proces! - Krzyknęła. Na sali zapanowało zdziwienie... Ludzie zaczęli szeptać.

===========================

Generałowie Gwardzistów i Straży - Milton i Charles znajdowali się w swojej kwaterze... Usłyszeli krzyki dobiegające zza murów zamku... Wyszli przed kwaterę i ujrzeli szturmujących zamek nieumarłych.
- Co, do jasnej cholery?! - Ryknął Milton, dobywając miecza. Charles dobył Różdżki i wycelował w niebo... Huknął zaklęciem, które miało być sygnałem ostrzegawczym dla wszystkich i znakiem dla Strażników o zagrożeniu.
- Atak! Atakują zamek! - Wrzasnął Milton!
- Królowa! Rodzina Królewska, Miltonie! Musimy ich uratować! - Wrzasnął Charles.
- Gdzie jest cała straż?! Królowa kazała trzydziestokrotnie ją powiększyć! - Wrzasnął Milton.
- Polowanie... Comiesięczne polowanie! Cała Straż zamkowa wyrusza na łowy! Wracają o świcie, zaraz powinni wrócić... - Odparł Charles.
- Niemożliwe, że w sekundę wdarli się do zamku. - Powiedział Milton, spoglądając na Nieumarłych w oddali.
- Nie wiedzą co ich czeka, psie syny... - Odparł Milton, dobywając miecza.
- Musimy poprowadzić defensywę zamku, przyjacielu... Wewnątrz znajduje się mnóstwo potężnych osób. - Dodał Milton.
Tak też się stało... Większość straży wróciła z polowania... Strażnicy dostrzegli szturmujących zamek Nieumarłych... Strażnicy dobyli Mieczy, Czarodzieje natomiast Różdżek... Aurorzy za chwilę mieli zostać powiadomieni. Tymczasem jednak Strażnicy huknęli w Nieumarłych od tyłu...
- Gotować katapulty! - Krzyknął jeden ze Strażników stojących w oddali - Ci również dowiedzieli się już o wrogu na terenie zamku...
Potężne katapulty wystrzeliły w stronę Nieumarłych.
=========
Artur usłyszał krzyki i hałasy na zewnątrz... Obudził się i zerwał z fotela... Spojrzał na Isabellę - spała w swoim łóżku.
Podszedł do okna i wyjrzał... Na zewnątrz trwała jakaś batalia... Dosyć dziwna.
- Co jest? Do cholery?! - Powiedział, lekko podniesionym głosem.
Katapulty huknęły...
Księżniczka Isabella obudziła się, ale nie spała zbyt długo... Nie wytrzeźwiała... Teraz była bardzo skacowana.
- Co... - Powiedziała, nie otwierając oczu.
- Księżniczko... Ktoś atakuje zamek. - Powiedział Artur.
- Co...?! - Powiedziała Isabella nieco głośniej.
- Dzwonię po swoich ludzi. Wyprowadzimy Cię stąd. - Powiedział Artur, sięgając telefon zza pazuchy.
- Ale... Co? - Isabella przecierała oczy.
- Przy... Babka... Babka jest w zamku. Przy babce nic nam nie grozi... Tego zamku nikt nie zdobędzie. Przecież... - Mówiła, ale w tym momencie ziewnęła.
- Przecież ten zamek jest najbardziej chronionym miejscem w całej Krainie... - Kontynuowała.
- Jeśli wszyscy się dowiedzą, że ktoś atakuje zamek, nie będą mieli dla tego kogoś... - Ziewnęła.
- Litości... - Skończyła, nie wstając z łóżka.
- Halo?! Natychmiast... Natychmiast się do mnie teleportujcie. Potrzebuję waszej pomocy. - Powiedział Artur przez telefon.
- Że co? Zamieszanie? Ministerstwo dowiedziało się o jakimś ataku w centrum krainy? Co Ty mówisz?! - Powiedział głośno.
- Nie obchodzi mnie to! Teleportujcie się do mnie! Musimy bronić Księżniczki Isabelli! - Wydał rozkaz Artur, a następnie rozłączył się...
=========
Nieumarli sobie poczynali... Zaatakowali port i centrum miasta. Ale nie był to zwykły port... Cumowało w nim mnóstwo statków, wiele należało do Ministerstwa, inne były zaś obronne, niektóre handlowe... A w dodatku, Królowa kazała niedawno zwiększyć obronę portu - gdyby Harkon chciał tą drogą uciec.
Załogi na statkach obronnych i Ministerstwa Magii obudziły się pod wpływem hałasu... Zauważyli statki Nieumarłych, które wpłynęły do portu.
- Co jest, do jasnej cholery?! - Krzyknął Kapitan jednego z okrętów. Był świt... Nieumarli zaatakowali bardzo cwanie - niespodziewanie... Wykorzystali to bardzo dobrze, plądrując już spory obszar, jednak teraz czekała ich prawdziwa batalia...
- Wstawać, wstawać! Do dział! Atakują centrum krainy! Wstawać! - Krzyczeli bosmani na pokładach okrętów, budząc załogantów.
- Budzić się! Natychmiast! Walić w nich! - Krzyczeli.
Pierwsi załoganci zdołali dotrzeć do dział... Zdołali załadować armaty i wycelować w okręty nieumarłych... Wypuścili w nich pierwszą salwę kul.
W Porcie i w Centrum Krainy natomiast przybywało mnóstwo Strażników, Czarodziejów, których budziły hałasy... - Wszak straże zostały tam zwiększone po ostatnich wydarzeniach... Czarodzieje w centrum Krainy obudzeni hałasem zaczynali wychodzić z domów...

Co natomiast działo się w centrum Krainy? - Obrona. W tym mieście mieszkało najwięcej osób, najwięcej najpotężniejszych osób... Wielu Czarodziejów mieszkających w domach, hotelach usłyszało hałasy na zewnątrz...
Widząc plądrujących Nieumarłych wszyscy dobyli Różdżek... Coraz więcej Czarodziejów wybiegało przed swoje domy... Widząc Nieumarłych - ciskali w nich potężnymi zaklęciami...


Ministerstwo Magii. Dotarły tutaj już informacje o ataku na Zamek Królewski i o równoczesnym ataku na centrum krainy... Nie było akurat w Ministerstwie nikogo z wysokim stanowiskiem... Aurorzy jednak mimo to dobyli Różdżek... Jedna część miała bronić centrum, druga zaś miała zaraz deportować się do zamku Królewskiego.
==============

Królowa Cecilia, Regis i Sabrina usłyszeli krzyki... Huki w okolicy zamku.
- Co się znowu dzieje? - Powiedziała Cecilia.
W tym samym momencie, do sali głównej wpadli Opiekunowie Smoków.
- Królowo! Ktoś ośmielił się przeprowadzić szturm na zamek! Nie wiadomo jak, ale łatwo zdołali zniszczyć bramę! - Krzyknął Bill.
- Co?! - Syknęła Cecilia.
- Kazałam zwiększyć Straże. Przy bramie miało być 1 000 strażników. - Odpowiedziała.
- Gdzie Milton i Charles?! Niechaj natychmiast powiadomią Gwardzistów i Strażników! Niech wszyscy natychmiast przybędą do zamku! - Syknęła.
- Królowo... Ruszam po Aurorów. Powiadomię również Istoty Magiczne... Zaraz przekonamy się kto ośmielił się zaatakować zamek. Tymczasem, Dementorzy i Wilkołaki których kazałem sprowadzić do zamku już jakiś czas temu, powinni zareagować... - Powiedział Regis.

Tak też się stało... Dementorzy i Wilkołaki zauważyli, że Nieumarli atakują zamek królewski... Natychmiast rzucili się na nich, bezlitośnie ich atakując...

- Królowo... Musimy uważać. - Powiedziała Sabrina.
- Chodź, Skyres. - Powiedziała Cecilia. Kotka natychmiast stanęła przy jej nogach.
- Sabrino... Nie możemy cały czas odwlekać naszej rozmowy... Musimy w końcu porozmawiać... Chcę już ogłosić najważniejsze decyzje... - Powiedziała Cecilia.
- Cecilio. Jak już rozprawimy się z wrogiem, natychmiast porozmawiamy... - Odparła Czarownica.
- Królowo... Przygotować smoki? - Spytał Alastor.
- Jeszcze nie teraz... Musimy poczekać na rozwój wydarzeń... Jeśli będzie taka konieczność, osobiście się do nich deportuję... Nikt nie ma prawa atakować mojego zamku. - Powiedziała Cecilia.
Opiekunowie kiwnęli głowami, Regis Rohellec deportował się... Czekali na rozwój wypadków. Wszelkie reakcje Strażników, Gwardzistów, Czarodziejów, Aurorów były znacznie opóźnione, gdyż Nieumarli zrobili bardzo cwany ruch - atakując o świcie, gdy większość jest nieobecna... Jednak z czasem miały przybyć ogromne posiłki...

[Obrazek: 5ZxkCR0.gif]
Hi there my dear! Turn back! Turn back...
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-February-2021 02:20:23 przez DevilxShadow.)
02-February-2021 02:08:31
Znajdź wszystkie posty
troox Niedostępny
Błyskotliwy
***

Liczba postów: 31
Dołączył: Feb 2020
79
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
Chelsea

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 35.00
Post: #818
RE: [RolePlay] Magic World 2
Harkon od kilku minut klęczał na ziemii. Przy pasie miał siekierę, na głowie założony kaptur, z którego spod niego było widać kawałek maski na jego nosie i tylko czerwone ślepia pośród ciemności. Patrzył się w ziemię i bardzo słyszalnie oddychał. Jego maska-respirator powodowała zmianę głosu na znacznie niższy, a oddech był bardziej słyszalny. Elf przyzwyczajał się do nowej sytuacji. Obie protezy na jego ręce i nodze były podpięte pod jego nerwy, które się zachowały. Była to bardzo zaawansowana proteza i Harkon nawet nie czuł że to nie jego kończyny. W końcu jednak podniósł głowę, powoli do góry. Zaczął powoli wstawać. Wyglądało to tak, jakby dopiero uczył się chodzić. Wyszedł z komnaty i ustał rozglądając się po bokach. Wybrał drogę na prawo, do jaskini.
Kilku ludzi Jyggalaga przeszło obok zmierzającego Harkona. Nie wiedzieli że to książę. Jego oddech razem z jego krokami powodował strach nawet wśród osiłków, którzy mało czego się bali. Młody Bal był przepełniony już samym gniewem i nienawiścią. Z jego ciała wydobywała się już tak mroczna energia, że powodowała strach u innych.

=====

Magnus tymczasem wyszedł z mieszkania w którym przebywała rodzina Sanguina. Wybił całą rodzinę, ówcześnie wypytując się czy nic komuś nie powiedzieli. Na szczęście Jyggalaga, nic nie powiedzieli, ale konsekwencje musiały być wyciągnięte.
02-February-2021 09:14:07
Znajdź wszystkie posty
Hobbs
Wspieram Forum

Liczba postów: 6969
Dolaczyla: Jan 2012
Reputacja: 777

MineGold: 777.77

Serdecznie polecamy serwis który pomoze Ci zdobyc Ci polubienia, subskrybcje, followersów i rozbudowac Twoje socialmedia!
Ravcore Niedostępny
☆ Rysownik ☆
******

Liczba postów: 318
Dołączył: Feb 2017
584
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
RozowyOrangutan

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 0.00
Post: #819
RE: [RolePlay] Magic World 2
Kule z okrętów Ministerstwa wycelowały w Erresira. Jednak statek nie został w ogóle draśnięty. Okręty Nieumarłych były dużo bardziej masywne i wytrzymalsze od zwykłych statków ministerstwa. Uderzenie było jednak odczuwalne. Raughn od razu wyszedł ze swojej kajuty.
- Co sie dzieje do cholery?
- Panie.. wygląda na to, że siły Ministerstwa w końcu dostrzegły nasza obecność.
Raughn zaśmiał się.
- W czas.. Skoro tak bardzo chcą zginąć i śmią atakować mój statek, to proszę bardzo... Przygotować Artemidę!
- Jak rozkażesz...
- I wysłać piechotę.. niech pozbędzie się jakichkolwiek partyzantów. - dodał Raughn
Żołnierz ukłonił się i odszedł.
Kilka chwil później Artemida, czyli perełka wśród broni Nieumarłych była gotowa do użycia. Żołnierze czekali na rozkaz Raughna aby ją odpalić.
- Zniszczyć te żałosne statki... - powiedział Raughn spoglądając w kierunku odległych okrętów wroga
Natychmiastowo jeden z załogi przybiegł z lampionem w którego wnętrzu jaśniał wieczny ogień. Błyskawicznie podpalili stalowy bełt i wystrzelili.
Działo było tak potężne że wraz z długością lotu, pocisk nie zwalniał a przyspieszał. W końcu uderzył z ogromną siła w statek wroga przebijając go na wylot a zarazem podpalając wiecznym ogniem. Ogień rozprzestrzeniał się w błyskawicznym tempie, tak że załoga statku nie potrafiła go opanować. Chwile później pod wpływem uszkodzeń okret poszedł na dno.
Siła Nieumarłych była zbyt duża. Jeden pocisk z Artemidy wystarczał w zupełności aby zniszczyć cały okręt. Stało się tak z kolejnymi okrętami aż w końcu nie ostał się ŻADEN.

W międzyczasie armia Nieumarłych nadal forsowała miasto. Straż i czarodzieje próbowali ich powstrzymać ale na próżno. Podobnie jak w Sollum tak i tu nie zdołali powstrzymać wroga. Ginęli jeden po drugim od mieczy i toporów Nieumarłych.

Tymczasem w zamku królewskim nadal panowało oblężenie. Nieumarli napotkali się na opór. Harh Krill został tez poinformowany o tym że aurorzy przygotowali katapulty oraz o nadciągającej armii dementorów i wilkołaków.
- Panie, przegrupowują siły, próbują nas wyprzeć. - powiedział jeden z żołnierzy.
- Nacierać dalej... I zniszczyć te żałosne katapulty. - powiedział Harh Krill spokojnym tonem
- Jak rozkażesz... - odparł jeden z żołnierzy.
Od razu kolejny oddział Nieumarłych ruszył w stronę strażników przy katapultach. Pozabijali wszystkich przejmując tym samym broń wroga.
Równocześnie wilkołaki i dementorzy spowodowali starty w szeregach Nieumarłych. Kilku z nich próbowało nawet sięgnąć Harh Krilla ale ten był dla nich zdecydowanie zbyt potężny. Błyskawicznie trafiał ich swoja potężną buławą. Jednego z wilkołaków zdołał nawet pochwycić i podniósł go jedną ręką w górę. Próbował się wyrwać, ale Harh Krill własnymi rekami zmiażdżył mu czaszkę.
- Żałosne.. Brudne, nieczyste zwierze.. - powiedział patrząc na trupa.
Po tych słowach Harh Krill ruszył w głąb zamku aby wesprzeć swoich wojowników. Aurorzy widząc Harh Krilla od razu zaczęli się wycofywać. Jego siła była bowiem zbyt duża, wiedzieli, że mógłby ich zabić w sekundę.

Nikt nie wiedział, że Ignathir wraz ze swoimi żołnierzami również już przebywał przy zamku. Harh Krill miał bowiem zwrócić całą swoja uwagę atakując ze swoimi żołnierzami przez główne wrota... I tak tez się stało. Tyły zamku były puste.
- Wszystko idzie zgodnie z planem.. - powiedział Nirtheal.. - To jest zdecydowanie zbyt łatwe..
- Milczeć.. - odparł srogo Ignathir - Idziemy.. Mamy misje do wykonania.. Harh Krill swoje zadanie wykonał. Nasza kolej...
Oddział na czele z Ignathirem wszedł do zamku przez tylne wrota. Od razu usłyszeli uderzenia i odgłosy walki.
- Żołnierze! Atak! - krzyknął Ignathir
Od razu drugi oddział pobiegł w kierunku odgłosów walki. Aurorzy byli zaskoczeni. Drugi oddział nieumarłych zaatakował ich od tyłu. Zostali teraz zmuszeni do walki na dwóch frontach. Cofali się coraz bardziej pod naciskiem wroga aż ich ostatnią linią obrony były wrota do sali głównej w której przebywał Cecilia. Bronili jej ze wszystkich sił.
Ignathir tymczasem wraz z Nirthealem i Berhestem samotnie ruszyli po schodach na pierwsze piętro Zamku. Musieli bowiem również wykonać swoje zadanie...

Jestem tu od 31 grudnia 2014 roku.
Nieustannie trwam w oczekiwaniu na lepsze jutro.

MegaRayquaza (2014-2015)
MrRayqq (2015-2016)
SoundwavePL (2016-2017)
Ravcore (2017-NOW)
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-February-2021 13:04:21 przez Ravcore.)
02-February-2021 10:20:46
Znajdź wszystkie posty
Camrakor_13 Online
I am inevitable
******************

Liczba postów: 8,032
Dołączył: Apr 2015
2144
+
Pomogłem? Daj Diaxa!
Nick na Serwerze:
Camrakor_13

Odznaczenia:

(Zobacz Odznaczenia)
Poziom:
MineGold: 0.00
Post: #820
RE: [RolePlay] Magic World 2
Agreggor wyszedł z domu, los pokierował go na ulicę Nokturnu, gdzie nikt nie zwracałby na niego uwagi.
- Czekaj. Ty, nie żyjesz.. - odparł nieznajomy głos, Agreggor obrócił się, był to Tempus...
- Kim jesteś!?
- Jestem Tempus, Agreggorze.. - odparł spokojnie
- Nikt nie może się dowiedzieć.. - odparł Agreggor
- Zrozumiałe
Nagle, coś uderzyło w dwójkę czarodziei.
Wywiązała się walka z przybyłym Luthorem, Triną oraz Alastorem..
Trina związała Tempusa zaklęciem obezwładniającym, nie spodziewał się tego..

Tempus leżał nieruchomo na ziemi, Agreggor walczył z Alastorem, jednak przegrał pojedynek i został odrzucony na ścianę. Alastor zaczął rzucać zaklęciami torturującymi w Tempusa. Ten zaczął wyć z bólu. Dołączył do niego Luthor który również zaczął dobijać czarodzieja.
- Przestańcie! Przestańcie oboje! Heith chce go żywego! Wiecie co zrobi gdy mu się sprzeciwicie. - odparła Trina, dwójka czarodziei jednak nie przestawała dobijać ledwo żyjącego Tempusa
Nagle, strasznie głośny dźwięk spowił okolice. Był to Heith który deportował się za Alastora. Wsadził mu nóż od strony pleców w serce. Alastor padł martwy na ziemię.
- Nie!!!! - krzyknęła Trina
- To. - odparł przeraźliwie Heith, było widać jego gniew
Heith podszedł do przerażonego Luthora.
- Co mówiłem, że masz zrobić, jeśli spotkasz Tempusa? - powiedział swoim glosem Heith
- Pojmać go nietkniętego. - odparł po cichu.
- Czy to.. wygląda jakby był nietknięty? - pokazał ręką na leżącego Tempusa, po czym szybko wbił nóż w środek klatki piersiowej Luthora. Przytrzymał go przez 2 sekundy, potem zamaszystym ruchem go wyjął. Czarnoksiężnik padł na ziemię martwy tak samo jak Alastor.
Heith podszedł do Triny. Złapał ją za gardło i podniósł...
- Cieszę się, że przynajmniej jedno z was wie gdzie jego miejsce - odparł, po czym rzucił dziewczynę na ziemię
Podszedł do Tempusa, złapał go i deportował z nim w nieznane miejsce...
- Tempusie! - krzyknął Agreggor leżąc przy ścianie
02-February-2021 13:12:41
Znajdź wszystkie posty



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 10 gości