Jyggalag, jego ludzie i ranny Harkon dotarli do Czarnej Przystani. Wyjechali z Riven Port godzinę przed atakiem nieumarłych.
Chłopaka niosło dwoje osiłków na noszach. Jyggalag z Dagonem na ramieniu szedł przodem. Szli przez zamglony most do wyspy. Elf krzyczał z bólu i wściekłości. Wymachiwał rękoma. Kilka razy kopnął osiłka.
Po kilku minutach dotarli do środka twierdzy. Byli już w osobistej komnacie medycznej, gdzie rany leczył Lord Malacath. Harkon leżał na kamiennym łożu. Trwała walka o życie młodego Bala.
- Przynieście z jaskini pancerz - rzekł Jyggalag do osiłków.
W tle było słychać krzyki Harkona. Wydzierał się na całą twierdzę. Nienawiść pochłonęła go całego.
Ludzie Jyggalaga zaczęli się nim zajmować. Zaczęła się operacja.
=====
W tym samym czasie u kucharza, który dodał narkotyk do zupy Nurbanu...
- Kochanie! Jestem już! - powiedział otwierając drzwi
Nagle ujrzał dwa leżące na ziemi martwe ciała kobiet. Była to jego żona i córka. Dalej w korytarzu leżał jego syn ze szmatką na twarzy.
- Co... - rzekł kucharz, ledwo trzymał się na nogach
Podszedł szybszym krokiem do kobiet. Już miał przy nich klęknąć i rozpaczać gdy nagle usłyszał jęczenie syna.
- Synu! - krzyknął do niego i podbiegł
Kucharz bez zastanowienia odkrył twarz młodego chłopca. I to był błąd... Mężczyzna ujrzał w chłopcu przerażenie. Po chwili zorientował się że w buzi ma granat, już bez zawleczki...
Z okien mieszkania wyleciał ogień. Wybuch był tak silny, że uszkodził mieszkanie pod i nad. Żadnych śladów. Jak zawsze. Kolejny raz udało się Jyggalagowi.
=====
Tymczasem w twierdzy już od godziny panowała operacja Harkona. Nie krzyczał już aż tak, ale nadal się wiercił. Z powodu poważnych uszkodzeń prawej ręki i lewej nogi, musiały zostać amputowane dla bezpieczeństwa reszty ciała Harkona. Młody Bal zachłysnął się poważnie wodą, prawie utopił. Miał poważne oparzenia pleców i klatki piersiowej. Poparzone były też drogi oddechowe Elfa. Operacja jednak dobiegała końca...
Pyke wolnym krokiem podszedł do łóżka na którym leżał Harkon. Mężczyzn w cylindrze objechał go wzrokiem. Chłopak miał założoną zbroję. Wręcz klatkę, w której będzie musiał teraz żyć. Miał maskę, która pomagała mu oddychać. Cała jego twarz była zasłonięta. Były tylko otwory na oczy, które zresztą też doznały poważnych uszkodzeń, ale soczewki wyostrzyły wzrok Harkona. Miał zamknięte oczy.
- Słyszysz mnie...? Przyjacielu... - rzekł Jyggalag, oczy chłopaka otworzyły się i ujrzał czerwono krwiste ślepia, przepełnione bólem i cierpieniem
Przez chwilę było słychać tylko oddech Harkona. Głośny i wyraźny, ciężki oddech.
- Słyszę... - zrobił przerwę
- Jyggalagu... - dodał
- Od teraz będziesz nazywał się Quagmir... - odrzekł w jego stronę
- Tak... Jyggalagu...
- Wstań Quagmirze - dodał Pyke.
Przez chwilę znów zrobiło się ciszej. Harkon próbował się ruszyć. Po chwili mu się to udało. Zszedł z łóżka i ustał naprzeciwko Jyggalaga. Harkon był minimalnie mniejszy od Pyke'a, na oko miał 1.9 wzrostu.
- Gdzie... Siekiera... - powiedział z trudem niskim głosem Harkon
Jyggalag spojrzał na siekierę, leżącą na stojaku.
- Weź ją. Jest twoja - dodał.
Młody Bal spojrzał w dół, na swoje nogi. Zaczął stawiać kolejne kroki w stronę siekiery. Po chwili wziął ją do ręki, a ta zaświeciła się lekko na czarno.
- Co... Ze mną... Zrobiłeś... - mówił Harkon, nie wiedział już kim jest
- Carrabothowie dokonali osądu na członku rodziny. Wybrali swoją przyszłość - odpowiedział Jyggalag.
- Ja... Nie mam... Rodziny - mówił Harkon bez żadnych uczuć.
- Teraz my jesteśmy twoją rodziną Quagmirze - odrzekł Pyke.
Młody Bal obrócił głowę w stronę jednego z osiłków. Nagle wyrzucił z ogromną siłą siekierę w jego stronę. Siła była tak ogromna że osiłek poleciał razem z nią na ścianę. Oręż wbił się w ścianę, a Harkon spojrzał na Pyke'a.
- Zapłacisz za to... - rzekł Harkon i ruszył powoli na Jyggalaga, z jego zaciśniętej pięści ulatywał czarny dym
Nagle jednak Pyke wyjął różdżkę z kieszeni. Rzucił jakimś zaklęciem w chłopaka, które spowodowało że zatrzymał się w miejscu.
- Quagmirze... Zapomniałeś kto dał ci tę moc - zaczął Pyke.
- Zapomniałeś kto oczyścił ci umysł i pomógł wstać. Nie traktuje się tak rodziny... - dodał mężczyzna
Harkon nagle poczuł ogromny ból. Jyggalag rzucił na niego zaklęcie crucio. Harkon jednak nadal był "zamrożony" i nie mógł krzyczeć. Po kilku sekundach ból ustał. Harkon padł na kolana.
- Twe życie należy do ciebie. Pamiętaj o tym Quagmirze. Lecz twoje ręce już do mnie. Dlatego się nie zapominaj, przyjacielu - powiedział Pyke słysząc ciężki oddech elfa.
- Odpocznij tutaj. Już niedługo będziesz miał okazję zrewanżować się Cecilli, która od początku raniła cię najbardziej.
Po tych słowach Jyggalag wyszedł z komnaty. Po nim reszta jego ludzi. Młody Bal został sam z truchlem zabitego przed momentem osiłka. Klęczał i wpatrywał się w podłogę. Po chwili powoli wystawił rękę. Siekiera oderwała się od ściany i wróciła do jego dłoni. Martwe ciało osunęło się na ziemię. Chłopak nie był już tym samym Harkonem co miesiąc temu. Był już prawdziwą maszyną do zabijania, z czego Jyggalag chciał skorzystać.
Wygląd Quagmira a.k.a Harkona Bala: