Epizod IV: Wojna
O zmroku wszystko było gotowe. Obie armie stały po dwóch stronach murów. Chelsea stała na murach wraz z łucznikami, zaś Konata stała z Kristonem nieco bliżej wnętrza zamku. Connor, Lenthir i król krasnoludów jechali na koniach pod bramę.
Siły obrońców były zdecydowanie mniejsze. Władca wygłosił przemowę:
-Zapierdolcie te kurwie syny! Tffu bękarty Shaco! Zginiemy tu wszyscy, ale pokażemy im, że mamy bycze jaja i ostre włócznie... -Po chwili wyszeptał- Możecie wymknąć się przez kopalnie.
-Jeśli będzie trzeba skorzystamy-Powiedział Connor.
Konata uscisnęła za dłoń Kristona. Walka rozegrała się fatalnie. Łucznicy strzelali bez rozkazu pod pretekstem- Nie będę słuchał Baby!-. Jedynie na ziemi walka była wyrównana. Chelsea odniosła poważne rany. Wszyscy, którzy przeżyli zabarykadowali się w sali tronowej. Krasnoludy trzymały drzwi. Król rzekł szybko.
-Idźcie przejściem!- Wskazał tunel.
-Bez cierpienia- Dodał Lenthir, a po chwili cała drużyna wyszła przez tunel. Zaraz, zaraz Chelsea została jeszcze nieprzytomna z krasnoludami. Connor rzucił się z powrotem chwycił ją, lecz sam dostał strzałą w plecy. Odepchnął Chelsea'e do tunelu. Runął na ziemię. Konata chciała go ratować, ale nie było czasu. Nim się obejrzeli w sali było pełno goblinów. Nad Connorem pojawił się Shaco. Rozszarpał jednego krasnoluda, a następnie oblał się jego krwią.
Chwycił Connor'a i teleportował się ponownie do fortecy. Nel stała i z coraz mniejszym obrzydzeniem patrzyła na czyny Shaco.
-Kim on jest?-Spytała.
-Atrakcją!-Zaśmiał sie.
Demoniczny błazen zawlukł Connora do sali tortur. Poddawał go rozciąganiu, nacinaniu skóry, łamaniu kości, a na koniec pozbawił go uczuć takich jak: odczuwanie bólu i strach.
.Pozostali, którym udało się uciec byli już poza obszarami krasnoludów, wychodzili na pustynię, na której znajdowała się forteca Shaco. Nel podeszła do Kristona, gdy była okazja -Kim jesteś?-Spytała, lecz ten tylko patrzył. Położyła mu klucz do kajdan pod dłoń.