EPIZOD 10 - OSTATECZNA BITWA
Kiro, Wikson oraz DajmondPogromca ukryli się w pobliskim lesie. Złożyli namiot, napili się wody z pobliskiej rzeki i zjedli resztki jedzenie – kanapki z szynką czy z żółtym serem. Wszyscy wykończeni położyli się w swoich śpiworach. Postanowili odpocząć przed ostatnią bitwą. Byli bardzo zdenerwowani. Było ich trzech, a wrogów pięciu, chyba że banan jeszcze nie powiedział im o całej jego armii. „Oby było ich jak najmniej” – myśleli bohaterowie.
Przez kilkanaście minut panowała martwa cisza. Było słychać tylko lekkie kapanie deszczu o namiot i bardzo ciche świergotanie świerszczy. Kiro modlił się w duchu odmawiając „Pod twoją obronę”, aby wrogowie nie znaleźli namiotu przyjaciół oraz żeby przynieść im szczęście w jutrzejszej wojnie. Nie ustalali nawet planu, postanowili, że każdy walczy tak jak umie. Niestety Kiro nie za bardzo wiedział, jak walczyć. Nie miał również żadnej broni. Wiedział, że jest duża szansa na jego śmierć. Był najbardziej przerażony z trójki bohaterów. Przecież wroga armia może być ogromna i na pewno umie walczyć. Shaco posiada dwa ostrza, Zed może przywołać armię cieni a jeszcze jakiś Marcel potrafi czarować. Najmniejszy lęk, Kiro jednak czuł do SzybkiegoBanana. Myślał, że jako ten cały „szef” nie umie walczyć, jednak mogło być wręcz przeciwnie. Kiro jednak za bardzo nie bał się go.
Wybiła północ. DajmondPogromca oraz Wikson już dawno spali. Kiro jednak nie mógł zasnąć. Bał się, że w każdej chwili wrogowie przyjdą pod namiot i go podpalą. Teraz deszcz na dworze padał mocniej, jednak przyjaciele spali mocno. Musieli być wypoczęci. Przed snem bowiem myśleli, że teraz zwycięży albo dobro, albo zło. Wygrana dobra, oznacza powrót do prawdziwego świata i normalne życie. Jednak wygrana zła spowoduje, że przyjaciele oraz inni zostaną w świecie Minecrafta na zawsze. Będą musieli też zostać poddanymi SzybkiegoBanana.
Kiro w końcu udało się zasnąć. Śniło mu się, że każdy jego przyjaciel zostaje zabity, jak i on sam. Zło zwycięża i do świata Minecrafta zostają przeniesieni wszyscy ludzie z Ziemi. Zostają oni poddanymi banana.
Kiedy Kiro obudził się, był wczesny ranek. Czuł się okropnie. Bardzo się bał. Wikson oraz Dajmond jeszcze spali. Chłopak za ten czas zrobił im śniadanie – kanapki z pokrojonym pomidorem oraz nalał do plastikowej butelki wody z rzeki. On jednak śniadania sobie nie robił. Był zbyt zdenerwowany, żeby coś jeść. Po prostu nie był głodny. Po kilku minutach przyjaciele obudzili się. Zjedli śniadanie, które przygotował im Kiro. Przeczekali kilkanaście minut, po czym Dajmond powiedział:
- Lecimy.
Przyjaciele wybiegli z namiotu. Czym prędzej pobiegli do zamku banana. Przebiegli przez las i łąkę, po czym dotarli do mrocznego ogrodu. Przebiegli przez niego. Całe szczęście, na warcie nikt nie stał.
- Na trzy – szepnął Dajmond, kiedy bohaterowie stali pod drzwiami zamku. – Raz… Dwa… TRZY!!!
Wikson kopnął drzwi i wszyscy wbiegli do zamku. Czekał na nich Shaco oraz Zed. Przyjaciele zauważyli również SzybkiegoBanana, siedzącego na tronie.
- Brać ich!!! – wrzasnął SyzbkiBanan.
Zaczęło się piekło. DajmondPogromca walczył na miecze z Shaco. Szło mu dość słabo.
- Uuu, a co tu się stało, panie niebieski? – zapytał z diabolicznym uśmiechem błazen.
Dajmond jednak nie odpowiadał. Cały czas bohatersko walczył.
Wikson strzelał ze swojego łuku do Zeda. Mroczny wojownik jednak cały czas unikał strzał. Myśliwy w ogóle nie potrafił trafić.
- Hm hm hmm… - zaśmiał się Zed. – Na starość chyba już nie widzisz gdzie strzelasz…
Kiro stał i patrzył na tą walkę, a konkretnie na SzybkiegoBanana patrzącego się na losy bohaterów. Cicho się śmiał.
Tymczasem Dajmondowi zaczęło się polepszać. Wykonywał ładne uniki i zadawał piękne ciosy.
- AAA!!! – co chwila było słychać krzyki Shaco.
Nareszcie wojownik to zrobił – wziął zamach i uderzył mieczem Shaco w głowę. Błazen umarł. Dajmond cofnął się z uśmiechem na twarzy.
Wikson naciągnął cięciwę… Celował długo w unikającego strzał Zeda, aż w końcu…
- Żegnaj, mój panie…
Zed umarł.
- Marcel! Darkness! Do broni!!! – krzyczał SzybkiBanan, będąc już wściekły.
Z innej Sali wylecieli magowie – mroczny demon Darkness oraz człowiek Marcel. Rzucali oni płomienne strzały w bohaterów. Wikson oraz Dajmond przystąpili do walki.
Kiro jednak bitwa nie interesował. Podszedł do SzybkiegoBanana.
- Czego chcesz?! – zapytał banan, wyciągając swoje ostrze. Kiro od razu je rozpoznał – było to magiczne Ostrze Tyraela.
- Skończmy to tak jak się zaczęło – razem! – krzyknął Kiro, po czym rzucił się na króla.
Tymczasem przyjaciołom szło bardzo dobrze. Marcel leżał już na ziemi martwy, został zabity przez Dajmonda. Wikson próbował trafić latającego demonda Darknessa, który latał pod sufitem i ział ogniem. Nareszcie Wikson trafił. Poddani SzybkiegoBanana nie żyli.
Tymczasem Kiro bił SzybkiegoBanan po twarzy. Czekał na ratunek przyjaciół. Wikson zobaczywszy to, że Kiro potrzebuje pomocy, napiął cięciwę z bardzo ostrą strzałą. Kiro obezwładnił banana.
- Teraz!!! – wrzasnął Kiro.
Strzała poleciała. Trafiła SzybkiegoBanana prosto w serce. Chwilę nic się nie działo, a przyjaciele byli uradowani. Nagle pałac, budowle i świat zaczął się rozpadać, a bohaterowie zostali przeniesieni na ziemię. Przenieśli się na osiedle Kiro.
Chwilę każdy nie wiedział, co się stało. Po chwili, Kiro zaczął płakać. Był to płacz szczęścia. Nareszcie mógł normalnie żyć. W końcu mógł zobaczyć swój dom, przyjaciół i jego miasto. Dajmond oraz Wikson również mieli swoje rodziny, więc udali się do nich.
- Dziękuję… Dziękuję… - szlochał Kiro.
- To my dziękujemy, uratowałeś nas – rzekł Dajmond.
- Ale to Wikson zabił Szybkiego.
- Ehh, błahostka – westchnął myśliwy.
Kiro przytulił się do przyjaciół.
- Może jeszcze się kiedyś spotkamy? – zapytał.
- Jak tylko to będzie możliwe – odpowiedział Dajmond.
- Nigdy was nie zapomnę.
- I my ciebie.
Chłopak ostatni raz pożegnał się z przyjaciółmi a oni odeszli. Poszli w kierunku zachodu. Właśnie wtedy słońce zachodziło. Kiro udał się do domu a przygody tej, nigdy nie zapomniał.