Rozdział X
Czas wyborów...
John Lennon znalazł się w dziwnym miejscu. Ściany były z dokładnie tego samego materiału który porastał ściany bufetu kilka godzin wcześniej oraz portal... Stał akurat na moście zrobionym z dziwnego tworzywa które wydawało się być idealnie matowe i nie przepuszczać żadnego światła. John ze zdziwieniem zauważył że ma na sobie kombinezon i butle tlenowe których wszak nie zakładał. Przed sobą zobaczył kilku kosmitow, których zabił karabinem. Wyjrzał za barierkę budowli będącej jego aktualnym położeniem- nieopodal chodził gigantyczny stwór mający chyba 6 metrów wysokości.
-Co tu się dzieje?
Lennon poszedł dalej obserwując i podziwiając obcą cywilizację. Wielu kosmitów nawet z nim nie walczyło a uciekało i chowało w swych dziwacznych domkach. Wszedł na most zbudowany ponad rzeczką- mogłoby się wydawać że była to woda, lecz tak samo jak ostatnio, jeszcze w Czarnym Klifie pod nim płynęła ciecz pochodząca z tego wymiaru. Przed nim stanął potwór.
-Ukukhfkfukukfkfufufku- Mruknął obcy i poszedł dalej nawet nie zwracając uwagi na przybysza.
-Dziwny jest ten świat... Heh.
John dalej przemierzał jaskinie. Zauważył, że wszystkie są zbudowane w idealnej kuli. Zaciekawiło go czy to naturalny kształt czy może to dopiero tutejsi wycinają w taki kształt groty.
Nareszcie wszedł do jaskini do której wejść miał- na jej dnie wśród innych różnokolorowych kryształów dojrzał biały minerał. Ten sam który ma być zniszczony. Spuścił się w dół na linie którą wziął ze sobą.
Zszedł i wyjął bombę. Jeden taki wybuch rozwiąże wszystkie problemy. Lecz nagle usłyszał ryk i zobaczył że jedna ze ścian pęka. Do groty wbiegł ogromny potwór.
Tym razem Lennon jednak był lepiej przygotowany. Wystrzelił serię w przybysza, ale ten był wyraźnie większy i silniejszy niż uprzednio spotkany okaz owego gatunku. Gdy obcy chciał uderzyć w niego pociskiem z magmy John przebiegł całą salę, przeskoczył potwora, a ten spojrzał na niego z wyraźnym niedowierzaniem i gdyby mógł mówić spytałby się "Co ty gościu zrobiłeś"?
Lennon jednak dobrze wiedział jak i co poczynić. Po prostu popchnął przeciwnika, a ten padł jak długi i nie mógł wstać z racji swej wagi. Ochroniarz po prostu oplątał go liną, a popchnięcie unieruchomiło go.
John przykucnął obok minerału i zamontował ładunki wybuchowe. Niespodziewanie coś go tchnęło. "Co ja k*rwa robie! Przecież ja już nie wrócę do domu!" pomyślał- i miał wszakże rację, gdy zniszczy portale już nigdy nie zobaczy Ziemi. Nie wiedział co prawda że cały Czarny Klif to jeden wielki krater ale jednak. Po dobrej godzinie siedzenia i rozmyślania ze łzami w oczach odpalił ładunek.
Po prostu zobaczył błysk, dosłownie ułamek sekundy później huk. Pisk w uszach... Nie żył. Tak wygląda śmierć? Spróbował ruszyć ręką i nie mógł. Mrugnąć też. "Chwila, mam otwarte oczy!" pomyślał i rzeczywiście, miał otwarte oczy. Obraz wirował. Co to było?
Wokół latały różnokolorowe bąbelki.
-Spisał się pan na medal, Panie Lennon.- Ktoś powiedział.
John zauważył, że przed nim stoi mężczyzna w ciemnych okularach i garniturze.
Bąbelki zmieniły kolor na zielony.
-Niewiele jest tak uzdolnionych jak Pan osób na świecie... Ale... Czy Pan na pewno postąpił dobrze?
Obraz znów wirował.
-Zapewne teraz Pan, stojąc tu w bezruchu myśli o swych czynach jako o zwycięstwie. Czy tak było? Nie można mówić też o porażce. To zależy jak Pan postrzega świat.
Mężczyzna i Lennon znaleźli się w gabinecie dr. Vanessy. Lennon był w służbowym ubraniu,jednak bez zbroi a gabinet był nienaruszony jakby wypadku nie było.
-Czy woli Pan spoglądać na sprawę jak gdyby nic się nie stało? Tak jakby żadna porażka nie została nigdy odniesiona?
Lennon i Mężczyzna przenieśli się do jakiegoś krateru. John wiedział dokładnie co tu się stało i był przybity. Wtem uświadomił sobie że nie wie skąd wie o tym co tu zaszło- skąd to natchnienie?
-Oto wszystko co w rzeczywistości jest na miejscu Czarnego Klifu. Woli Pan może taki sposób przekazywania informacji?
Lennon i Mężczyzna byli przed wejściem do Czarnego Klifu, kompletnie wysadzonego przez wybuch.
-A teraz, czas wyborów proszę Pana.... Świata już praktycznie nie ma. Twój przyjaciel, Metody Kostbra jednak nie wykonał tak dokładnych obliczeń... Wielu rzeczy nie przewidział. Choćby tego, że mógłby się w działaniu pomylić o jeden przecinek i zmienić prawdę- czyli zniszczenie kryształu równa się otworzenie megaportali na terenie całej Ziemi na fałsz- to znaczy zamknięcie portali. A gdzie wybór? Pozwalam panu pracować razem ze mną. Proszę, jeden krok- niech pan się zbliży.
Lennon był zmieszany. Zaczął uciekać wystraszony. Jego mózg nie przetwarzał tego co zobaczył przez ostatnie dwie minuty. Spojrzał w niebo. Zamiast nieba była twarz tego mężczyzny
-Więc nie będziemy współpracować? Przykro mi- Mężczyzna powiedział i pstryknął palcami.
John znalazł się przy jakimś międzywymiarowym portalu. Zaraz obok niego stała armia setek stworów które widział w innej galaktyce. Wszystkie naraz spojrzały się na niego i zaczęły warczeć a Lennon bezradny, bez zbroi i broni ukląkł patrząc jak armia się do niego zbliża...
KONIEC