21-April-2017, 14:21:14
Rozdział 9 — Egzekucja
Wszyscy mieszkańcy twierdzy byli wystraszeni. Najemnicy rozbiegli się po targowiskach, ''rekwirując'' wartościowe przedmioty.
Ancoron szedł, zakuty w kajdany i prowadzony przez dwóch rosłych gwardzistów. W pewnym momencie na swojej drodze napotkał Dania oraz Amona.
— Ancoron! Musisz nam pomóc! Porwano SkyLifa! — krzyczał bard.
— Jak by to powiedzieć... mam zajęte ręce. A ci dwaj nawet nie myślą, żeby mnie wypuścić! — mówił, z całych sił próbując się wyszarpywać.
Amon stanął przed nimi.
— Dokąd go zabieracie?
— Na głównym placu ma odbyć się publiczna egzekucja.
— Egzekucja... — powiedział przestraszony złodziej.
— Kiedy to się odbędzie?
— Wszystko zaplanowane jest na wieczór. Mają być straceni po zachodzie słońca.
— Mają?
— Tak. Ten tutaj oraz dawny dowódca gwardii królewskiej.
— WojteksyQ...
— To jego imię! A teraz z drogi!
Amon przeszedł na bok, następnie zwrócił się do Dania.
— Do wieczora jeszcze czas... musimy coś zrobić.
Zamyśleni towarzysze poszli do karczmy, by obmyślić plan.
— No to jak? Co zrobimy? — wypytywał Danio.
— Sam nie wiem... Co ten król ma na myśli, czemu kazał ich stracić.
Po chwili dostrzegł ich gwardzista.
— No właśnie! Co takiego mógł zrobić temu wrednemu monarsze jeden z jego najbliższych oficerów?
— Sprzedali go... a raczej jego majątek. — powiedział gwardzista, dosiadając się do nich.
— Co! Król wynajął cie, żebyś nas podsłuchiwał! Niedoczekanie! — mówił Danio.
— Żaden król mnie nie obchodzi. Tu chodzi o mojego dowódce. To, co chcą z nim zrobić jest nie sprawiedliwe. Przecież to wszystko przez tego strzelca.
— Byłeś tam? — zapytał Amon.
— Byłem, słyszałem i widziałem. Ten drugi dowódca, on obiecał każdemu najemnikowi dukaty za udział w wojnie.
— I co z tego? Każdemu należy się jakieś wynagrodzenie... ile im obiecał? Pięćdziesiąt? Sto?
— Dwa tysiące...
— Co!?
— No i wszystko jasne... I co, tylko ty się z tym nie zgadzasz?
— Nie, jest nas więcej. Jakby się dało zliczyć, to może i dwudziestu chłopa.
— Dwudziestu ludzi, którzy byli by chętni walczyć o swojego dawnego przywódce... Chyba wpadłem na pewien pomysł. Może spróbujemy ich odbić?
— Nie, nie, nie! My piszemy się na odbicie tylko WojteksyQ, ten drugi odpada. Przez niego to wszystko, nie mamy zamiaru mu pomóc.
— No i tutaj się sprawa komplikuje. Zróbmy to tak, za godzinę przyjdziesz tutaj, z potwierdzeniem od twoich kompanów, że są gotowi.
— Wszystko jasne.
Gwardzista wyszedł z karczmy.
— No to został jeszcze strzelec. Co o tym myślisz? — zapytał Amon.
— Oni tego złodzieja wyciągnęli z tej gorszej dzielnicy, tak?
— Z tego co mi wiadomo, tak było.
— Tam zawsze się kręci sporo podejrzanych typów. Może ma tam jakieś kontakty? Trzeba się tam porozglądać.
— W takim razie powodzenia!
— Jak to powodzenia? — powiedział Danio.
— Muszę czekać tutaj na gwardzistów, przecież ich nie zostawię. Pójdziesz tam sam.
— Sam? Pójdę?
Bard wyszedł z karczmy i skierował się w stronę dawnego miejsca zamieszkania Ancorona. W pewnym momencie został zaczepiony przez kilku zbirów.
— Proszę, proszę!
— Czekaj! Czego chcecie? Jestem tylko biednym wierszo pisarzem... czy tam kucharzem!
— W takim razie, co robi tutaj człowiek takiego formatu?
— Ja... eee.... szukam pomocy! Mój dobry znajomy, Ancoron został porwany... to znaczy, zakuty w kajdany! Chca go dziś wieczorem pozbawić głowy!
— Ancoron?
— Znasz go?
— Czyżby to nie ten zubożały marynarz, który oszukał mnie kilka dni temu?
— Czekaj, to ty nie jesteś jego towarzyszem?
— Oczywiście, że jestem. Zorro to mój przyjaciel.
Bandyta odwrócił się do swoich ludzi.
— Panowie, chyba mamy robotę! — krzyknął z uśmiechem.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Danio również, aby nie wyróżniać się z tłumu.
— To kiedy ma być ta egzekucja?
— Przy zachodzie słońca. To jak? Będziecie tam?
— Będziemy. To nie strażnicy powinni wymierzać mu sprawiedliwość. Od tego jestem ja!
Reszta zbirów znów się śmiała. Tym razem Danio dyskretnie wycofał się i co sił w nogach pobiegł z powrotem do karczmy.