MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [Opowiadanie] Twierdza Mineserwer
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Rozdział 5 — Wola Króla


W koszarach nagle pojawiło się znacznie więcej ludzi, niż wcześniej. Wszyscy patrzyli na sprowadzonych tam przez Gosię, Amona i WojteksyQ dawnych oficerów Królestwa MineSerwer.
— SkyLife...
— Ancoron. Ty nie miałeś czasem patrolować tego zamku?
— To jest... tak! Robiłem swoje, to co tylko mogłem! Jednak zważywszy na sytuację w Królestwie postanowiłem, że będę musiał się ponownie temu miejscu przysłużyć. Poszedłem do koszar, prosiłem Gosię, aby ponownie przyjęła mnie na służbę. Dopiero po bardzo długim naleganiu, udało mi się ją przekonać!
Gosia uderzyła się dłonią w głowę.
— Co to za brednie? Przecież to było...
— To było dokładnie tak! Tylko zapomniałem wspomnieć, że jej postawa była doskonała! Nie powinno się przecież przyjmować dezerterów. Ale jak widać, mój urok osobisty wystarczył. — przerwał jej Ancoron.
— Dobrze, już dobrze. Wystarczy tego dobrego. Sprawa z królestwem jest oczywiście bardzo ważna, ale mi zależy jeszcze na jednym — Creepci.
— Co z nią?
— Porwali ją... ją i Quirella. Po inicjałach od razu rozpoznałem: Arih, Tesasz i Gold! To musieli być oni!
— W takim razie mamy nie jeden, a dwa problemy.
Do rozmowy wtrącił się Amon.
— Panowie! A my was czasem nie zwerbowaliśmy po to, byście się królestwu przysłużyli? Później załatwicie swoje sprawy osobiste.
Ancoron przez chwilę się zastanowił, po czym powiedział:
— Zróbmy to tak. Ja zapytam króla, co możemy dla niego zrobić. Ty w tym czasie dowiedz się czegoś więcej na temat zaginionych. Jeżeli dobrze pójdzie, to upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu!

SkyLife został w towarzystwie Gosi, reszta osób zaś poszła do króla. WojteksyQ i Amon zostawili Ancorona przed samym wejściem.

Złodziej otworzył wielkie wrota do ratusza. Pewnym krokiem podszedł do króla, lekko mu się ukłonił i ściągnął swój marynarski kapelusz, wykonując nim serdeczny wymach.
— Królu.
— Ty... gdzieś ty był, gdy ciebie królestwo potrzebowało?
— Ja? Cały czas byłem przy tobie.... duchem! A ciałem patrolowałem cały zamek! Sam zgłosiłem się dzisiaj, a by powrócić do tej roboty, i pomóc przy zbliżającym się zagrożeniu.
— Tak więc wiesz jak wygląda sytuacja?
— Oczywiście, że wiem!
Król niemrawo popatrzył na dawnego dowódce strzelców.
— Czyli wiesz jakie niebezpieczeństwo czeka nas ze strony zbuntowanych gwardzistów?
— Tak, tak! Oni zawsze byli tymi gorszego sortu. Ale nie martw się królu, ja zaradzę każdemu buntowi! Nikt mi się nie oprze!
Król zaśmiał się donośnie.
— Ty... kompletnie nie znasz tej sytuacji! Ale może to i lepiej, przynajmniej teraz mam pewność, że to na pewno jesteś ty! Nie chodzi o żadnych gwardzistów. Problem jest o wiele większy. Nad nami wiszą czarne chmury wojny. Wojny, z której zwycięsko wyjdzie tylko jedna osoba: Ja albo Kalis.
— A więc mieliście sprzeczkę?
— Sprzeczkę? Wielki Książe zrezygnował z pokoju, zrezygnował z Unii! W dodatku wypowiedział mi wojnę! A jakby tego wszystkiego było mało, MineCraftowo i RoyalCraft również się od nas odwróciły. Nie mamy już sojuszników.
— MineCraftowo, RoyalCraft... a co z cytadelą McSurvi?
— Ciebie tutaj naprawdę dawno nie było. McSurvi przyjęło statut neutralności. Dawna twierdza stała się teraz domem dla najemników. — odpowiedział król.
— Skoro to najemnicy, to może da się ich zwerbować?
— Jeśli nie chcieli słuchać mnie, to ciekawe, czy ciebie wysłuchają. Raczej małe są na to szanse, ale innego wyjścia pewnie nie mamy. Dobrze więc! Idź, wyposaż się u kwatermistrza, weź ze sobą kilku gwardzistów. Jeżeli załatwisz tę sprawę, będziesz kąpał się w dukatach.
Ancoronowi oczy nagle zabłyszczały.
— Kąpał się w dukatach... jak cudownie to brzmi! — powiedział do siebie.

Strzelec wyszedł z ratusza. Przy wejściu już czekali na niego WojteksyQ i Amon.
— I jak? Co ci powiedział?
— Aaaa tam, nic wielkiego. Muszę iść, przekonać wszystkich najemników z McSurvi, aby się do nas przyłączyli.
— Nic wielkiego... — powiedział Amon
Ancoron odwrócił się w stronę dowódcy gwardii.
— Król kazał mi też zabrać ze sobą kilku gwardzistów.
— Skoro taka jest wola króla... weźmiemy dziesięciu. Tylu wystarczy.
— Weźmiemy?
— Chyba nie myślałeś, że puszczę cię od tak z moimi ludźmi?

Kiedy WojteksyQ zaczął zwoływać do siebie gwardzistów, złodziej udał się do kwatermistrza.
— IronHide!
— Zorro? Dawno cię tutaj nie widziałem! Gdzieś się podziewał?
— To teraz jest nieistotne. Król kazał mi się u ciebie zaopatrzyć. Ruszam po najemników!
— No, no, no. W takim razie życzę powodzenia.
Magazynier zaczął rozglądać się wokół siebie. Wszedł do kantoru, wytargał z niego manekina w zbroi.
— Pamiętasz może ten pancerz? Trochę ma lat, ale myślę, że i tak będziesz go chciał ze sobą zabrać. Czekał tutaj na nowego dowódce strzelców.... szkoda tylko, że taki urząd został już usunięty.
— Piękna zbroja... pamiętam, że dostałem ją jeszcze za czasu wspólnej władzy Kalisa i Szybkiego. To były czasy!
— Wiesz co, skoro była kiedyś twoja, weź ją sobie za darmo. Od tak, jako prezent. U mnie i tak by się tylko kurzyła.
Ancoron zabrał ze sobą pancerz. Była to skórzana zbroja, zdobiona gdzieniegdzie złotymi wstawkami. Na plechach znajdował się stary, poniszczony, szarego koloru płaszcz z kapturem i kołczan.
— Jeszcze jedno! — powiedział do kwatermistrza. — przechowasz mi ten kapelusz? Jest dla mnie... powiedzmy ważny.
Rozdział 6 — Zasadzka


Wśród straży miejskiej panowała pełna mobilizacja sił, zarządzona prze kapitan Gosię. Danio starał się spisywać wszystko, co tylko widział na kartkach dzienniczka, Mistrzplacki zaś udał się w podróż z Ancoronem.
— Pisze tutaj wyraźnie ''w dziesiąty dzień każdego miesiąca''. — powiedział SkyLife. — A to wypada dzisiaj. Nie mamy czasu do stracenia.
— Nie ma sensu wszczynać zbyt dużej paniki. Ja już wszystko przygotowałam. Załatwimy tę sprawę szybko i po cichu.
— Załatwimy? Nie, to ja ją załatwię. Nie będziecie się w to mieszać.
— Już się wmieszaliśmy. Za twoją zgodą, czy bez niej, weźmiemy w tym udział.
SkyLife usiadł przy stoliku, gdzie leżała mapa twierdzy.
— Widać po tobie, nie odpuścisz... jaki masz plan? — powiedział.
Gosia przysiadła się do niego. Całej rozmowie również przysłuchiwał się sierżant Anty.
— Strażników ustawimy przy każdym wyjściu z placu targowego. Będzie ciemno, ubiorą się tak, by nie zwracać na siebie uwagi. Ja z obecnym tutaj sierżantem Antym będziemy obserwować wasze spotkanie z drugiego piętra domu handlowego. Wszystko będzie gotowe w taki sposób, by w razie potrzeby przerwać wasze spotkanie.
— Na papierze wygląda to dobrze, ale praktyka znacznie się różni od teorii.
— Do tego nas szkolono, by być gotowym na każdą ewentualność. Może i straż miejska to nie jest szczyt wojsk, ale znaczące ogniwo, bez którego żadne królestwo nie może sobie poradzić. — wygłosiła Gosia.
— W takim razie do roboty. Wieczór się zbliża, musimy szybko działać.

Sierżant Anty podszedł do ćwiczących właśnie strażników, wybranych na nocnej zasadzki.
— Czy wszyscy są już gotowi? — powiedział z powagą.
— Oczywiście. Zwarci i gotowi.
— Cały sprzęt znajdziecie u kwatermistrza. Pani Kapitan zadbała już o wszystko.

Z dachu budynku koszarowego całą sytuację oglądał Wiki, w towarzystwie Manilaxa. Znajdowali się oni w miejscu tak dogodnym, że bardzo ciężko było ich dostrzec.

Słońce zaszło za horyzont. Strażnicy czekali na ustalonych pozycjach, ubrani w skórzane pancerze, by nie powodować hałasu. W domu handlowym pozycje obejmowali sierżant Anty i kapitan Gosia.
— Wszyscy na pozycjach? — zapytała.
— Tak jest. — odparł Anty, korzystający właśnie z lunety.

W okolicach północy drzwi z pobliskiej tawerny zaskrzypiały donośnie. Ze środka wyszedł mężczyzna w zdobionym pancerzu, z niebieską peleryną na plecach.
— Ohoho, kogo my tu mamy. Generał SkyLife, we własnej osobie. Wreszcie raczyłeś się zjawić.
— Matt... dlaczego trzymasz z nimi? Przecież jesteś właścicielem areny, co ja ci takiego zrobiłem?
— Nie mi. Turniej był tak przygotowany, że to Arih miał wygrać, nie ty. Tyle czasu prosiłem króla, by ten pozwolił mi na jego zorganizowanie. Dziesięć tysięcy dukatów nagrody, wyłuskane od niego... zabrałeś wszystko. Musiałeś się i tutaj wtrącić? Tyle czasu cie nie było! I nagle od tak przychodzisz i wygrywasz sobie turniej? Przyznaj się, tylko czekałeś, by nam zrobić na złe!
— Przecież to bzdury... wszystko oddałem na rzecz królestwa.
— No właśnie, nie dość, że ja musiałem się starać o te pieniądze, to ty je z powrotem oddałeś królowi! — krzyknął Matt.
— Dobrze, już dobrze. Ale dlaczego mieszacie w to Creepcie i Quirella?
— Innego wyjścia nie było. Dość gadania. Załatwmy to teraz. Odrzuć broń za siebie. Już!
Z karczmy wyszło jeszcze dwóch zbirów, opłaconych przez Matta. Podnieśli oni broń SkyLifa i stali na wszelki wypadek z tyłu.
— A teraz klękaj na ziemie! — powiedział dawny zarządca areny, podnosząc swój miecz do góry.

Nagle ze wszystkich stron nadeszli strażnicy, okrążając osoby biorące udział w rozmowie. W dłoniach mieli przygotowane kusze i miecze.
— Odłóż broń! — krzyczeli.
Matt uśmiechnął się lekko, popatrzył w niebo.

Jeden strażnik miejski upadł na ziemię, łapiąc się za wbitą w pierś strzałę. Pozostali zaczęli się rozglądać. Zaraz padł następny, kolejny. Po dachówkach zjechał Manilax, oddając co chwilę strzał z łuku. Praktycznie każda strzała trafiała w obrany cel.

Kapitan Gosia i Anty stali przy oknie.
— Co się tam do cholery dzieje? — powiedziała.
Zza pleców usłyszeli oni gwizd. Za nimi stał Wiki, z łukiem wycelowanym w twarz Gosi.
— Idziemy na dół. — powiedział z uśmiechem na ustach.
Mega <333 chce więcej Big Grin
hehe epickie [Obrazek: image.php?dt=7VT2]
Heh epickie w końcu jestem w jakimś opowiadaniu pusik
Bardzo ciekawe opowiadania, estetyka jest, ortografia 10/10, ciekawe, że aż się chce czytać, pisz więcej, bo masz do tego talent Cool
Napisz ksiazke. Chetnie ja kupie XD
Nie no opowiadanie wedlug mnie-super. Oby inni brali z Ciebie przyklad i tez takie dziela tworzyli c;
Rozdział 7 — Nocna eskapada


Strażnicy leżeli na ziemi, konając z bólu.
— I co? Warto było? Widzisz ich wszystkich? To przez ciebie Sky! — mówił Matt.

Wiki stał obok Gosi, Antego i SkyLifa, pilnując by nie próbowali ucieczki. Manilax rozglądał się po całym placu targowym, w celu odnalezienia wszystkich prawdopodobnych świadków zdarzenia. Od razu spostrzegł Dania, nieudolnie próbującego schować się za ladą straganu. Chrząknął głośno w jego stronę, następnie wrócił do swoich towarzyszy.
— I jak, niema nikogo? — zapytał Wiki.
— Czysto. — odparł.
— A gdzie jest Ancoron? Nie było go tu z nimi?
— Razem z dowódcą gwardii wyruszyli do cytadeli McSurvi, po najemników.
Danio siedział cały czas w swojej kryjówce, lekko wychylając głowę i przysłuchując się rozmowie.

Chwilową ciszę przerwał Matt:
— Dobrze, skoro już wszystkie niespodzianki mamy z głowy, musimy wyjść z twierdzy. Pani Gosiu, zajmie się pani osobami, które spróbują nam przeszkodzić.
Zwartą grupą szli przez twierdze. Po drodze mijali kolejnych martwych strażników. Po dachach budynków poruszał się Wiki, szukając nieproszonych gości.

Zatrzymali się przy głównej bramie. Wyjścia pilnowało czterech strażników miejskich.
— Pani kapitan. Co pani tutaj robi o tak późnej porze.
— My... to jest eskorta. Król zarządził przeprowadzić obecnego tutaj właściciela areny do pobliskiej wioski.
— I nie wysłał do tego strażników?
Wiki stał na dachu, wymierzył pewnie do wścibskiego rozmówcy.
— To jest na tyle ważna osoba, że nie mogą jej przeprowadzać byle nowicjusze. A teraz zejść mi z drogi! Już, to jest rozkaz! — powiedziała Gosia, spostrzegłszy niebezpieczeństwo.
Strażnicy otworzyli bramę, przepuszczając przez nią wszystkich. Wiki został w mieście, aby mieć sytuację na oku.
Będąc już kilka kilometrów od miasta, Matt zdołał jeszcze usłyszeć dźwięk dzwonu, bijącego na alarm w mieście.

Kiedy emocje opadły, Danio wyszedł ze straganu i co sił w nogach pobiegł w głąb miasta. Kierował się do szkoły szermierki. Mimo, że wejście było otwarte, z powodu późnej pory nikogo tam nie było. Niedoszły bard położył się na ławce, w oczekiwaniu na dzień.

— Halo!? Wstajemy! — powiedział Amon, widząc śpiącego Dania.
— Co... co jest? To był tylko sen!? Ufff...
— Jaki sen? O co chodzi?
— Strażnicy, pełno trupów. I jeszcze zabrał SkyLifa, i kapitan Gosie...
— Widziałeś to! Już sam widok zwłok przyprawia o dreszcze. W całym mieście zwołano stan wyjątkowy. Gwardziści rozbiegli się po zamku, pełniąc posterunki za strażników.
— To... to nie był sen?
— Czyli tam byłeś! Co mówili?
— Że jakiś dług do spłacenia... że jakieś 1000 dukatów. Turniej, walki. Właściciel areny... on ich porwał! No i była jeszcze taka dwójka łuczników! To oni wszystkich wybili. Jeden mnie chyba zobaczył, ale nic nie zrobił...
— To wszystko akurat teraz, gdy nie ma tutaj WojteksQ.... Nie mamy wyjścia, musimy czekać.

Król chodził po zamku, nerwowo rozglądając się co chwilę. Do jego sali wszedł Vark.
— Wzywałeś mnie królu.
— Tak tak.... Sam widzisz, co się dzieje. Nigdzie nie można czuć się bezpiecznie, nikomu nie można ufać! Kapitan Gosia i sierżant Anty zostali porwani. Dowódca gwardii wyruszył wczoraj z Ancoronem do cytadeli, po najemników. W zamku nie został praktycznie żaden przełożony ani straży miejskiej, ani gwardii. Toteż, na czas wprowadzenia stanu wyjątkowego, przekazuje tobie obowiązki zarówno Gosi, jak i WojteksyQ.
Rozdział 8 — Najemnicy


Po przeczekaniu nocy, gwardziści ruszyli zwartym szykiem w stronę Cytadeli McSurvi.
WojteksyQ szedł na czele formacji, Ancoron i Mistrzplacki w środku.
— Grupa niesamowitych... nie, to nie to... Grupa potężnych... to dalej nie brzmi tak, jak powinno! Wielcy bohaterowie szli pewnym krokiem przed siebie nie zważając na... na co... — tworzył na głos Mistrzplacki.
— Ekhem! Czy mógłbyś chociaż na chwilę przestać snuć te swoje bajki! — krzyknął na niego Ancoron.
— W pewnym momencie dowódca gwardzistów spojrzał na wieszcza uradowanym wzrokiem i powiedział: Twe słowa są niczym woda na pustyni, niczym bandaż na moje rany!
— Czekaj, ja wcale nic takiego nie mówiłem!
— Następnie dodał: Nie ma słów, które opisałyby piękno twej sztuki.
WojteksyQ odwrócił się do nich.
— Trafił swój na swego... do cytadeli jeszcze cztery mile, życzę miłego słuchania. — powiedział ze śmiechem.

Kilka godzin później byli na miejscu.
— Poselstwo z Królestwa MineSerwer! Otwórzcie bramę!
Kilku najemników spojrzało z muru na gwardzistów.
— Cóż to? Coraz mniejsze wydatki przeznaczają na te poselstwa. Włazić!

W cytadeli roiło się od pseudo rycerzy — najemników, ubranych w tanie kolczugi i skórzane pancerze. W mieście praktycznie nie było zwykłych mieszczan, nawet zarządca miasta był wojownikiem na wynajem. Ancoron, razem z resztą towarzyszy poszedł do ratusza.
— To chyba tutaj... — powiedział.
WojteksyQ wystąpił przed wszystkich i podszedł do króla najemników.
— Wielki władco McSurvi! My, jako poselstwo...
— Cofnij się. — powiedział zarządca.
— Co takiego?
— Cofnij się, stoisz na drogocennej skórze.
— To? To jest przecież skóra z jakiegoś gada. Zwykły...
— Dla ciebie może śmieć, dla mnie jest bardzo wyjątkowa. Ale przejdźmy do rzeczy, o co chodzi?
Wokół ratusza zebrali się pozostali najemnicy.
— Tak więc zacznijmy od początku. Władco...
— Nazywam się Minik — przerwał.
— Dobrze. Miniku, przybyliśmy tutaj po wsparcie. Nad naszymi twierdzami wisi wojna. Księstwo MineFox stanęło naprzeciw MineSerwerowi. Tak samo RoyalCraft i MineCraftowo.
— Chcesz naszego wsparcia przeciw trzem największym twierdzom w okolicy?
— Król oczywiście napewno godnie wam to wynagrodzi!
— Wynagrodzi? Co?! Da nam medale? Nazwie bohaterami? Wybuduje pomniki?
Wszyscy najemnicy zaczęli się śmiać, obrażać przedstawicieli króla.
Ancoron wszedł przed WojteksyQ.
— Każdy najemnik dostanie po dwa tysiące dukatów! Dwa tysiące dukatów na głowę!
Na sali zapanowała cisza.
Dowódca gwardii powiedział po cichu.
— Król tak powiedział? Przecież to wariactwo.
— A chcemy ich wsparcia czy nie? To król się z tego będzie tłumaczył, nie ja. — odparł z uśmiechem złodziej.

Minik ściągnął kaptur z głowy, odsłaniając swoją poparzoną skórę, gdzieniegdzie oprawioną łuskami.
— Po przemyśleniu propozycji króla myślę, że jest to stek bzdur. Ale z drugiej strony... jeżeli to prawda, możemy stracić największy łup w historii. Zróbmy to tak, pójdziemy z tobą do twierdzy, sami wypytamy Szybkiego Banana co i jak. Jeżeli twoje słowa okażą się kłamstwem, nabijemy cię na pal i wyślemy do Wielkiego Księcia Kalisa.

Ancoron przełknął ślinę, przetarł oczy.
— Udało ci się ich przekonać, gratuluje. — powiedział ironicznie WojteksyQ.

Wszyscy najemnicy szli pewnym krokiem w kierunku Twierdzy MineSerwer. Cytadela opustoszała, nie został tam nikt. Żaden nie odpuścił sobie takiego zarobku.

— Panie! Idą! — krzyczał jeden z gwardzistów, wbiegłszy do komnaty króla.
— Kto!? Kto idzie?
— Najemnicy! Cała armia!
— Udało mu się... Otworzyć bramę, przyprowadźcie mi tutaj ich władce!

Ancoron i Minik udali się do Szybkiego Banana.
— Minik! Wiedziałem, że pójdziesz po rozum do głowy. A ty Ancoron, od teraz możesz ogłosić się najbogatszym człowiekiem na świecie!
— To może ja już....
— Nigdzie nie idziesz! Wyprawimy ucztę, przyjmiemy tutaj wszystkich, kto tylko będzie chciał przyjść.
— Spokojnie. Uważaj królu, byś czasami za szybko nie stracił całego swojego skarbu. Pozostaje jeszcze kwestia naszej zapłaty.
— Zapłaty... — powiedział zdziwiony władca.
— Ten tu człowiek obiecał nam po dwa tysiące dukatów na głowę, za udział w wojnie.
— Na głowę...
— Tak, dwa tysiące dukatów. Za każdego mojego najemnika, który weźmie udział w wojnie.
Ancoron stał z tyłu, uśmiechnął się szeroko.
— Ktoś tutaj chyba zaraz straci głowę! — krzyknął król w stronę swojego dawnego dowódcy.
Zawieszam opowiadanie do dnia 21.04.2017
Powód: zblizajacy sie egzamin.
Stron: 1 2 3
Przekierowanie