Upadłe forum
cześć, napisałem z nudów opowiadanie w klimacie tych z dawnych lat, podzielone jest na śródtytuły, tworząc epizody, które składają się na całość, pozdro
I. Kroniki Upadłego Forum
Niegdyś Osada Mineserwer była sercem całej krainy. Zjeżdżali tu wędrowcy wszystkich ras i plemion: krasnoludy szukały pracy w kuźniach, alchemicy otwierali swe warsztaty, elfy sprzedawały swoją magię, ludzie zakładali gildie, a orki próbowały nauczyć się handlu, choć częściej kończyło się to bójkami w lokalnej karczmie. Były czasy, gdy codziennie tysiące pielgrzymów wchodziło przez Bramę Minefox, szukając miejsca dla siebie, chcąc zostać częścią tego nowoodkrytego świata.
Minęły jednak lata, a świetność osady zgasła. Jedni uciekli w poszukiwaniu nowych ziem, inni wymarli w straszliwej zarazie zwanej huzuni, jeszcze inni podnieśli bunt i zostali wygnani. Dziś Mineserver (bo z ubiegiem lat kawałek literki „w” odkleił się z tablicy wjazdowej) był ledwie cieniem dawnego siebie. Puste ulice, zamknięte domostwa, a garstka pozostałych mieszkańców coraz rzadziej opuszczała swoje izby.
Na posterunku, który od lat stał niemal pusty, pojawiła się świeża krew. MichotR, młody i ambitny strażnik, zgłosił się na ochotnika, by pilnować porządku w mieście. Nie znał świetności Forum, ale chciał wierzyć, że można mu przywrócić dawną chwałę. Chodził po ruinach miasta z zapałem, jakby każdy kamień wart był ochrony. Caynaz, jeden z ostatnich, którzy wciąż wierzyli w dawną potęgę, chodził ulicami, rozwieszając stare, pożółkłe ogłoszenia z czasów świetności: „Turniej OX – dziś o zachodzie słońca!”, „Wielkie życzenia noworoczne: na chatboxie!”. Wiedział, że to już tylko wspomnienia, ale próbował przypominać ludziom, że Forum kiedyś żyło. Nieliczni mijani mieszkańcy patrzyli na niego z politowaniem, po czym zamykali okiennice swoich lichych chałup.
On i jemu podobni najczęściej przesiadywali w karczmie, prowadzonej przez DevilxShadowa. Karczmarz był jednym z nielicznych, którzy wciąż preferowali politykę otwartych drzwi. Na ścianach wisiały sztandary dawnych dzielnic: Mineserwer, Minefox, Royalcraft i Minecraftowo. Półki uginały się pod ciężarem zakurzonych kufli, których nikt od dawna nie używał. To on zdecydował się dać dach nad głową tym, których dawno temu wygnano.
Pierwszy stanął w progu książę Danio VIII, zwany po prostu Danio008. Nosił podniszczoną już koronę. Wygnano go za pychę i nieposłuszeństwo wobec starszyzny. Teraz wrócił, bardziej pokorny, choć w oczach wciąż miał ten sam płomień buntownika, co niegdyś. Odbył swoją tułaczkę.
II. Danio, książę Pustkowia.
Na północ od krainy Forum Mineserver, za Górami Snowa, znajdowały się rozległe równiny, gdzie słońce nie docierało, a wiatr wiał mroźniejszy niż chłód lodówki z Lidla. Nazywali to miejsce Pustkowiem. Tam właśnie, przed laty, został zesłany Danio008. W młodości błyszczał inteligencją i żelazną wolą – zebrał wokół siebie tłumy zwolenników. To właśnie była jego zguba. Gdy starszyzna coraz bardziej ograniczała prawa mieszkańców, Danio sprzeciwił się publicznie. Zebrał swoich ludzi, a w sercu Forum wzniecił bunt. Nie trwał on jednak długo. Władze były zbyt silne, a wielu z tych, którzy mu przyklaskiwali, odwróciło się od niego, gdy przyszło do walki. Starszyzna postanowiła oszczędzić mu życia – wygnano go więc z Forum, nakazując, by nigdy więcej nie wracał. Korona, którą nosił jako symbol dumy, została mu pozostawiona tylko po to, aby przypominała o jego upadku.
Na mroźnych równinach Danio przeżywał dni goryczy. Jego zwolennicy go opuścili. Z początku próbował stworzyć nową osadę, lecz ziemia była jałowa, nie chciały rosnąć tam nawet ziemniaki, więc podróżni, których przyciągał, odchodzili równie szybko, jak przybywali. Przez długie lata błąkał się więc między obcymi miastami. Z czasem nauczył się żyć w pokorze, a jedyną rzeczą, która nie pozwalała mu utonąć w nicości, była pamięć o Mineserverze – o świetności klocków, o gwarze chatboxa, o brzmieniu setek próśb o unban, jak zwykle umieszczanych w złym dziale.
To jednak dopiero początek tej historii. Pewnej nocy, w obcym pubie daleko na południu, Danio008 usłyszał rozmowę dwóch wędrowców.
– Słyszałeś? Mineserver to już nie jest to samo. Teraz to wioska duchów, ruina, a nie królestwo.
Książę podniósł głowę. Serce zabiło mu mocniej.
– Mówicie… Mineserver upadł? – spytał, zrywając się z miejsca.
– Tak. Ledwie garstka ludzi została. Czas świetności minął.
Wtedy poczuł, że jego wygnanie dobiegło końca. Minęły lata, a starszyzna, która go wygnała, już dawno sama odeszła. I choć wiedział, że wielu uzna go za zdrajcę, musiał wrócić.
– Jeśli Forum kona, to niechaj zginie w obecności swego księcia – wyszeptał. – A jeśli jeszcze tli się w niej życie, uczynię wszystko, by je wskrzesić.
Po wielu tygodniach podróży dotarł w końcu do znanych mu ziem. Dawne mury wciąż stały, ale zamiast gwaru słychać było świerszcze. Chatbox zarósł trawą (tfu!), a działy były opustoszałe. Przeszedł przez bramę, ale nikt nie wybiegł mu na spotkanie. Widział tylko pojedyncze sylwetki, które obserwowały go z ukrycia.
– To on… – szepnął ktoś zza okiennicy. – Książę Danio…
Wieść rozeszła się szybko. Gdy dotarł do karczmy, drzwi otworzył mu sam DevilxShadow.
– A więc wróciłeś. – powiedział, uważnie mierząc go wzrokiem. – Nie ma już starszyzny, nie ma kto cię sądzić. Wiedz jednak, że wielu tu pamięta twój bunt.
Danio zdjął z głowy koronę i położył ją na stole.
– Nie wracam, by rządzić. Wracam, by doglądać końca Forum. Bo choć byłem niegdyś młody, dumny i głupi, Mineserver zawsze był moim domem.
DevilxShadow podał mu kufel piwa (jak coś zero!).
– W takim razie usiądź, książę. Bo może jeszcze przydasz się tej ziemi.
III. Powrót Nastolatki, Kapłanki Feniksa
Na kartach historii Forum, imię Juraty zawsze budziło emocje. Nazywana „Nastolatką”, była młodą kapłanką feniksa – istoty, która rodzi się z własnych popiołów. I tak samo Jurata pojawiała się pod różnymi postaciami. Raz była tajemniczą dziewczyną o złotych oczach, innym razem chłopcem o niezbyt mądrym spojrzeniu, a czasem matką, której dorosły syn zamiast wyprowadzić się, to nawalał w klocki do szóstej rano. Mieszkańcy szeptali, że była dzieckiem samego Feniksa; że była posłanką płomieni i odrodzenia.
Poza duchowością miała w sobie coś bardzo ludzkiego. Była kochliwa i zmienna jak ogień, którym się opiekowała. Urokiem i słowem uwodziła wielu mieszkańców, buntowała ich przeciwko starszyźnie, a potem znikała, pozostawiając po sobie zamęt i namiętne wspomnienia. Mówi się, że miała również romans z demonem, który sprowadził na Forum zarazę huzuni; podobno simpował do niej sam Hatek.
Więź utrzymywała również z księciem Danio VIII. Ich losy splatały się wielokrotnie – to ona podsycała jego bunt, szeptała mu o potędze i o królestwie, które mogliby stworzyć razem. Lecz gdy książę został wygnany, także na nią spadł gniew starszyzny.
Nastolatka nie zniosła jednak swego wygnania tak ciężko jak Danio. Feniksowe dziedzictwo dawało jej siłę. Wędrowała po świecie, przybierając różne twarze i imiona. W jednym mieście czczono ją jako prorokinię, w innym przeklinano jako uwodzicielkę. Była córką Feniksa – nigdy do końca nieuchwytną, wiecznie żywą i odnawiającą się. Do krainy Mineserver też wielokrotnie witała; zawsze pod inną twarzą, obserwując z ukrycia życie i powolny upadek miasteczka.
A jednak, mimo zmienności i wolności, coś zawsze ją przyciągało myślami do osady. Czasem przebywając w odległych wioskach szeptała modlitwy za Mineserver i za ludzi, których porzuciła. Niepamiętnego już dnia, wędrując przez Krainę Gosi, Jurata usłyszała wieść od rybaka Macieja:
– Mineserver? Ha! To już ruina. Ludzie uciekli lub zginęli. Została garstka. Sam stamtąd uciekłem, a właściwie to sami mnie wyrzucili. Ich strata.
Jurata poczuła w sercu ogień.
– Skoro ja mogę wracać z popiołów, może i osada powstanie. – pomyślała.
Jej kroki słychać było w pustych uliczkach, a każdy cień zdawał się podążać za nią. Pierwszy dostrzegł ją Camrakor, starzec z archiwum. Nie chciał się jednak wychylać, zbyt tchórzliwy, żeby powitać dawną buntowniczkę. Informacje o jej powrocie jednak szybko się rozniosły… dla niektórych była tylko wspomnieniem młodości (ah, co to były za czasy!), dla innych zaś symbolem zniszczenia.
W karczmie DevilxShadowa Jurata spotkała księcia Dania VIII. Oboje przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. On widział w niej tę samą dziewczynę, która kiedyś rozpaliła w nim zgubę. Ona widziała w nim dawnego księcia, złamanego, ale żyjącego.
– Wróciłaś – rzekł Danio.
– Zawsze wracam – odpowiedziała z uśmiechem.
DevilxShadow westchnął, nalewając jej wina (zero!).
– Czarodziejka i książę. Dawniej byliście iskrą i płomieniem, które spaliły pół miasta. Ciekawe, co zrobicie teraz, gdy zostały tylko zgliszcza.
Nastolatka uniosła kielich.
– Na zgliszczach można rozpalić ponownie ogień. A ogień wciąż może ogrzać tych, którzy nie uciekli.
IV. Anty, buntownik z wyboru.
Dawno temu, gdy Forum zwało się jeszcze Mineserwer, był ktoś, kto potrafił porwać tłumy jednym zdaniem – i to napisanym. Zwali go wtedy Anty, bo jego pełne imię było zbyt trudne do zapamiętania. Był młody, pewny siebie i arogancki. Należał do rzadkiego ludu Harlekinów, istot, które odznaczały się maskami i aurą wiecznej zabawy. Harlekin potrafił zamienić codzienność w spektakl, a tłum w wierną publiczność.
Anty długo pełnił rolę w strukturach władz osady. Był nie tylko wykonawcą rozkazów – był głosem, którego słuchano chętniej niż samej starszyzny. Nie ma jednak róży bez cierni: wraz z rosnącą popularnością rosła też jego pycha. Z czasem wyparł się powagi swego urzędu, naśmiewał się z prawa i porządku, a zamiast stać na straży Forum – buntował jego mieszkańców.
Starszyzna nie mogła tego dłużej tolerować. Za arogancję, szyderstwa i prowokacje został wygnany. Nie pomogły tłumy, które za nim płakały. Wraz z nim zamilkły ulice.
Na obczyźnie Anty nie zmienił się od razu. Wciąż dowodził bandami wędrownych awanturników i błaznów, którzy napadali na karawany Mineserwera i najeżdżali inne dzielnice, zachowując się jak trolle. Wszędzie, gdzie się pojawiał, wzbudzał chaos – nikt nie potrafił zdecydować, czy bardziej go nienawidzić, czy podziwiać.
Jednak z czasem, zmęczony własnym życiem, odszedł od tego fachu. Tak, tak, tak właśnie było moi drodzy czytelnicy. Przeszedł szkolenie u mistrzów dalekiego wschodu, nauczył się sztuki panowania nad swym niepokornym duchem.
Anty wrócił jako ostatni z buntowników. Wieść o amnestii dotarła do niego o wiele później, lecz w głębi serca wiedział, że nie mógłby pozwolić, by Danio i Jurata wrócili bez niego. Pierwszy zobaczył go MichotR, młody strażnik na posterunku.
– Kim jesteś, że tak po prostu wchodzisz tu, jak do siebie? – spytał.
Anty uniósł tylko maskę harlekina i szeroko się uśmiechnął. W karczmie DevilxShadowa spotkał się z Danio i Juratą. Książę uśmiechnął się gorzko.
– Zawsze musiałeś wejść z przytupem.
– A ty zawsze musiałeś udawać powagę – odparł Anty, podając mu dłoń.
V. Karczma.
– Nie poznaję tego miejsca. – powiedział cicho książę Danio, patrząc na pusty rynek. – Gdzie są tłumy? Gdzie gildie, gdzie wojownicy?
– Niektórzy wymarli, inni znaleźli inne krainy. My zostaliśmy. – westchnął DevilxShadow, nalewając im piwa (zero!).
W karczmie siedział także tralala, młody chłopak, który urodził się już po upadku Forum. Dla niego Mineserwer był legendą, którą znał z opowieści. Wpatrywał się w dawnych buntowników jak w bohaterów pieśni. – Czy to prawda, że na chatboxie codziennie były kłótnie, a użytkownicy walczyli o repki? – dopytywał z błyskiem w oku.
– #RepkiRzyciem. – odparł Danio i pociągnął porządnie z kufla.
W kącie siedział Ravcore, miejscowy menel, który uważał się za zbawiciela osady.
– Beze mnie dawno byście wszyscy poumierali! To ja wam chleb roznoszę, to ja wam pilnuję, żebyście się całkiem nie stoczyli! – krzyczał, choć cały był opluty i cuchnął tanim winiaczem. – A więc wracacie… – mruknął. – Wróciliście do ruiny, którą sami stworzyliście, odchodząc stąd przed laty...
– Wracamy, bo chcemy ją odbudować. – odparła Jurata, patrząc mu prosto w oczy. – Nie wszystko jeszcze stracone.
Wspomnę też, aby opowieść była pełna, o równie ważnej dla tej historii postaci. W archiwum miejskim, w podziemiach, żył Camrakor, zbzikowany starzec, którego życie polegało na czytaniu starych ksiąg i opisywaniu dziejów osady. Nikt go już nie słuchał, poza Ravcorem i Caynazem, którzy od czasu do czasu przynosili mu jedzenie, aby ten nie umarł z głodu.
– Wszystko zapisane, wszystko zapisane! – powtarzał Camrakor, pokazując im opasłe tomy. – Nikt nie pamięta, ale ja pamiętam. Kto kiedy założył gildię, kto pierwszy zginął na kitpvp, kto jaki wątek napisał, kto ile ma repek, kto uciekł, kto zdradził…
Wieczorem pojawił się w karczmie, niosąc ze sobą swoje księgi, z których sypał się kurz.
– Wróciliście w samą porę – wyszeptał drżącym głosem. – Bo los Forum nie jest jeszcze przesądzony. Dawne kroniki mówią o Kalisie…
– O kim? – zapytał nieśmiało tralala.
– O żółtym niedźwiedziu. O bożku z dawnych wierzeń, którego czczono, gdy Forum dopiero powstawało. Mówiono, że jego duch dawał życie naszym postom, a jego głos sprowadził na naszą ziemię pierwszych graczy. Ale kiedy ludzie odwrócili się od niego, zasnął na wieki. I odtąd Forum zaczęło gasnąć…
– Chcesz powiedzieć, że… – Danio zmarszczył brwi. Kłębiła się w nim jakaś myśl, ale nie mógł jej dokończyć bo był zbyt pijany bąbelkami z piwa zero.
– Że jedynym sposobem na odrodzenie osady jest przebudzenie Kalisa. – dokończył Camrakor. – Ale droga do niego wiedzie przez Stare Pogranicze, przez ruiny zapomnianych trybów i cmentarze, na których spoczywają wasi dawni towarzysze. Tam kryje się świątynia, w której spoczywa niedźwiedź.
Wszyscy spojrzeli po sobie. W karczmie zapadła cisza, aż Ravcore parsknął śmiechem.
– Ha! Będziecie szukać niedźwiedzia, żeby wam miasto odbudował? Zwariowaliście. Ale idźcie, idźcie! Może wreszcie zdechniecie, a ja zostanę jedynym zbawcą tego miejsca!
– Śmiej się, Ravcore. – rzekł Caynaz, patrząc mu prosto w oczy. – Ale jeśli mamy cień szansy, by przywrócić Forum do życia, musimy spróbować.
– Ale co z naszą książką „RolePlay”! – krzyczał i pluł – Porzucisz je dla jakiejś podróży!?
DevilxShadow podniósł kufel.
– RolePlay piszesz już cztery lata i trwać będzie równie długo, nigdy tej książki nie skończycie. Niechaj więc tak będzie. Karczma zawsze będzie tu na was czekać. Ale jeśli naprawdę chcecie przywrócić Forum serce, to idźcie i obudźcie Kalisa.
VI. Przysięga Powrotu
Tej nocy, przy ognisku, dawni buntownicy położyli dłonie na księdze Camrakora, a obok nich stanęło wielu innych mieszkańców, którzy przyszli z ciekawości, bo nic innego się nie działo. Znaczy była promocja na ziemniaki w sklepie u Wiwo, ale ta promocja jest tam codziennie.
– Przysięgamy. – powiedzieli wspólnie – Wyruszymy by odnaleźć Kalisa i przywrócić życie Mineserwerowi.
Nikt nie wiedział, czy legenda o niedźwiedziu jest prawdziwa. Ale po raz pierwszy od wielu lat w osadzie pojawiła się nadzieja.
I wyruszyli w podróż, która trwać miała wiele dni, kierując się ku Staremu Pograniczu, zlokalizowanemu gdzieś za porzuconą dzielnicą Royalcraft. Znosząc swoje toboły i inne pakunki, drogę zagrodził im Caynaz.
– Idę z wami. Też chcę pomóc temu miastu. Znam historię Forum jak nikt inny, jestem tutaj praktycznie od jego początków. Nadam się. – powiedział. – I muszę też wreszcie coś zmienić w swoim życiu, żeby z nudów tu nie umrzeć.
– Spoko. – odparł Danio.
– Dla mnie git. – dodał Anty.
– Ok. – skwitowała Nastolatka.
I tak czterech wspaniałych ruszyło w podróż.
(Nie wiem czy będą kolejne części)
|