RE: [RolePlay] Magic World
Fred szedł przez budynki i korytarze Ministerstwa. Za nim podążali Bracia, a także Parszywy Czarodziej z Nokturnu. Wkrótce dotarli do Holu głównego w Ministerstwie - Atrium. czekał tutaj Lucjusz, obok niego zaś stał Fester, za nim dwójka jego Wilkołaków, a obok 6 Aurorów.
Fred podszedł do zebranych, za nim Bracia i Parszywy Czarodziej.
- Wszyscy wiedzą, co mają robić? - Spytał Fred.
- Doskonale! To będzie szybki i skuteczny atak. - Odparł Lucjusz.
- Czerpię radość z zabijania... Im więcej dajesz mi zleceń, tym lepiej. - Powiedział Fester do Freda, śmiejąc się.
Fred szczerzył się, a następnie odwrócił się do Parszywego Czarodzieja.
- Wiesz, co masz zrobić? Ty wykonasz pierwszy ruch w naszym Przedstawieniu... Wszak Ja jestem Reżyserem Kina akcji! I zaraz rozpoczniemy nagrywki naszej wspaniałej sceny, której powtórek nie będzie! A Ty, jesteś ważnym aktorem w tej scenie, nie możesz spartaczyć swojej roli. - Powiedział Fred do Parszywego.
- Wszystko zrobię zgodnie z planem... - Odpowiedział Parszywy.
- Poradzicie sobie?! Na pewno?! Może lepiej wziąć więcej Czarodziejów... - Powiedział Gifri - Najstarszy z Goblinów.
- Nieee! Tyle osób w zupełności wystarczy! - Odpowiedział Fred, szczerząc się. Poprawił krawat, chwycił swoją Walizkę.
- Gotowi? Deportuję nas w zaplanowane miejsce. - Powiedział.
Regis Rohellec, który również stał w Atrium, zauważył grupę zebraną przez Freda. Podszedł do nich.
- Witam! Poszukuję Ministra Magii! - Oznajmił.
Fred spojrzał na niego, szczerząc się.
- Ktoś Ty? Zabieraj się stąd! - Krzyknął.
- Nazywam się Regis Rohellec. Jestem Wampirem wyższym... Dotychczas byłem Królem Wampirów, jednak Istoty Magiczne postanowiły się zjednoczyć... I pomóc Cecilii, gdyż są jej to winne. - Powiedział.
- Jestem Przyjacielem Królowej, Cecilii i przybyłem tutaj, ponieważ dostałem od niej list o Zebraniu w Ministerstwie Magii... - Powiedział nieco ciszej. Poprawił swoją torbę podręczną, którą miał na ramieniu.
Fred podszedł do niego bliżej.
- Aaa! Słyszałem! Cecilia wspominała, że zaprosi kogoś od... Istot. - Powiedział Fred, patrząc na Regisa z lekkim obrzydzeniem.
- Po cóż przybyłeś 2 dni przed Zebraniem? Sala nie jest jeszcze gotowa... Nie mam czasu... Zajmę się tym po powrocie. - Powiedział Fred.
- A więc to Ty jesteś Ministrem Magii? Miło mi... - Powiedział Regis, a następnie wystawił dłoń w kierunku Freda, w celu przywitania się.
Fred wyjął chustkę z kieszeni marynarki, a następnie podał rękę Regisowi przez chustkę.
- Istoty winny okazywać szacunek Czarodziejom. Dlatego nie zostaniesz wyrzucony za drzwi. Możesz zostać tutaj, aż do dnia spotkania. - Powiedział.
Regis spojrzał na niego poważniej, jednak nie burzył się, nie obrażał... Nie skomentował ani słów, ani czynów Freda.
- Wybieracie się dokądś? - Spytał Regis.
- Nie twoja sprawa, Wampirze... - Powiedział Fester.
- Aaa, tak! Wybieramy się. Robimy napad na bank. - Powiedział Fred, szczerząc się.
- Tacy zacni i szlachetni Czarodzieje, planują obrabować bank? - Spytał sarkastycznie Regis.
Najmłodszy z Goblińskich braci wyszedł przed grupę.
- Idziemy odzyskać nasz bank. Malacath, ten nędzny Elf okradł go jakiś czas temu. Obrabował wiele skrytek... Zamordował wiele Goblinów. Nie puścimy mu tego płazem... Odzyskamy co nasze. - Powiedział.
- Tak... Słyszałem o tym obrabowaniu Banku Gringotta... Parszywa sprawa. Czuję się zobowiązany, pomóc Wam. - Rzekł Regis.
- A to niby czemu? - Spytał Fred.
- Ponieważ też posiadałem tam swoją skrytkę. Chciałbym dowiedzieć się, czy Malacath położył na niej swoje brudne łapska. - Odparł Wampir.
Fred szczerzył się, a następnie odwrócił się na pięcie, w stronę reszty.
- Tylko niczego nie zepsuj, Regisie! Wkroczysz razem z nami i pomożesz nam wyrżnąć Kultystów tego Elfa. - Powiedział Fred, następnie stanął na środku grupy.
- Deportujemy się! - Krzyknął.
====================
Cecilia podniosła list, który sowa zrzuciła jej pod nogi.
- Co to za list? - Powiedziała cicho, następnie wyjęła kartkę z koperty.
Przeczytała pierwszą linijkę.
- To list od Pariaha! - Krzyknęła, zaczęła czytać dalej...
"Cecilio, twoja córka Azula jest bezpieczna, zrobiłem wszystko by ją uratować. Nie masz co się o nią martwić, Tempus opiekuje się nią w specjalnym miejscu, do którego żaden czarnoksiężnik nie ma dostępu."
Cecilia przeczytała, wpatrywała się jeszcze kilka sekund w kartkę.
- Co pisze? - Spytał Meret.
Cecilia spojrzała na nich wszystkich, następnie znowu na kartkę.
- Azula... Jest bezpieczna... Uratowali ją! - Powiedziała dosyć głośno, jednak potem głos jej się złamał, a z oczu popłynęły jej łzy szczęścia, cieszyła się tak bardzo...
- A... Azzula. - Vincent poderwał się z kanapy i klasnął w ręce, zaczął podskakiwać, zgarbiony, bełkotać coś.
- Cudowne wieści! - Krzyknął Meret.
Cecilia przeczytała treść listu na głos, następnie odłożyła go na stoliczek i usiadła na kanapie.
- Całe szczęście! Tak bardzo się cieszę... Już niebawem ją zobaczę. - Powiedziała.
Barbarossa podszedł do Cecilii i usiadł na fotelu, stojącym naprzeciwko kanapy.
- Cecilio? Ktoś ośmielił się porwać Twoją Córkę? Księżniczkę? Któż śmiał? Czyżby... - Mówił Barbarossa. Cecilia spojrzała na niego, nadal się uśmiechając.
- Malacath... - Dokończyła za niego, powiedziała to już poważnym głosem.
- Malacath jest potworem... Agresorem... Porwał mi Córkę, terroryzuje Krainę. - Powiedziała.
- Czy nie jest również bratem twojego Męża, Cecilio? - Spytał Barbarossa.
- Owszem, jest. Ale On do Neclara czuje tylko nienawiść.... I chce go jedynie zabić, a także Mnie i Azulę... I całą Krainę. - Powiedziała. Spojrzała na Barbarossę.
- Barbarossa... Właśnie w tej sprawie tutaj przypłynęłam... Chodzi o Malacatha... - Powiedziała Cecilia.
=============
Charles LeMour podążał za Piratami. Przeszli już tajemne ścieżki, prowadzące do Zemsty Królowej Anny, a następnie weszli do Zatoczki, miejsca w którym zacumowany był Okręt. Piraci ruszyli w jego kierunku...
Charles patrzył z oddali... Stał w miejscu, zaniemówił...
- Zemsta... Zemsta Królowej Anny, Okręt Barbarossy... - Powiedział szeptem, opierając się o skałę ręką...
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
|