RE: [RolePlay] Magic World
Tymczasem, w Hogwarcie. Nastała noc, większość osób już spała. Dosyć duża grupka Uczniów Slytherinu zmierzała zaś do sali głównej.
- Witoldzie, czy to na pewno dobry pomysł? - spytał jeden ze Ślizgonów Witolda, który przewodził grupie.
- Chcecie być lepsi od pozostałych? No właśnie! Więc cicho i za mną. - Powiedział zadowolony Witold.
W końcu dotarli do sali głównej. Stało tutaj dwóch Aurorów.
- Aurorzy. Witajcie. - Powiedział Witold.
- Witajcie, Ślizgoni. - Powiedział Auror.
- Przybyliście tutaj, by wcześniej zacząć ćwiczyć zaklęcia, których uczyć macie się na treningu bojowym! Minister Magii kazał jak najszybciej rozpocząć ten trening! Dyrektor jednak jeszcze go nie rozpoczął, a czas jest cenny, dlatego pokażemy wam kilka! - Krzyczał Auror. Ślizgoni wiwatowali.
Uczniowie Slytherinu ustawili się w rzędzie. Aurorzy zaś stali przed nimi z Różdżkami w rękach. Obok nich stały 4 kukły.
- Spoglądajcie! Właśnie tych zaklęć nauczycie się dzięki naszemu Ministrowi Magii! - Krzyknął Auror, następnie wycelował w kukły Różdżką.
- Incendio Tria! - Ryknął Auror, z końca jego Różdżki wydobyła się fala potężnego niebieskiego ognia, który pochłonął wszystkie cztery kukły, zapalił również flagi wiszące nad kukłami, podłogę i kawałek stołu... Wszystko spłonęło, był to najpotężniejszy ogień.
Uczniowie Slytherinu zaczęli krzyczeć i wiwatować.
- Właśnie tak będziecie spalać nędzne Elfy, kroczące w waszą stronę na polu bitwy! Hahahahha! - Krzyczał Auror.
Tymczasem.
Vincent dotarł już do korytarza na piętrze, na którym znajdowała się jego komnata. Ruszył szybkim krokiem w jej kierunku.
Nagle, drogę zagrodził mu Kultysta.
- A to co?! - Chwycił zgarbionego Vincenta za gardło.
- Co do cholery... - Kultysta przyglądał się.
Vincent natomiast zamachnął się prawą ręką, w której trzymał kość. Huknął w mordę Kultyście, ten przewalił się na ziemię.
- Puszcza, Vincenta! - Ryknął Vincent, kopnął Kultystę butem, następnie przywalił mu kością w żebra. Ruszył do swojej komnaty...
Dotarł pod drzwi, pchnął mocno i otworzył. Zobaczył kilka schodków w dół, w komnacie było bardzo ciemno. Vincent ruszył w dół po schodkach...
Tymczasem.
Cecilia nadal była w wannie. Odpoczęła już i się zrelaksowała. Jednak po dłuższej chwili spokoju, jej głowę nawiedziły kolejne mroczne wizje...
Zobaczyła Azulę Carraboth Bal siedzącą w jakimś okropnym, brudnym lochu... Jej córka kuliła się, płakała, rozpaczała... Nigdy jej takiej nie widziała, zawsze była odważna. Po chwili Azula zaczęła krzyczeć i tłuc w kraty, za którymi się znajdowała... Słyszała jej głos... Mówiła: "Boję się... Mamusiu, proszę. Zabierz mnie stąd! Nie chcę tutaj być, Tatusiu! Tutaj jest okropnie".
Po chwili scena wizji się zmieniła... Teraz widziała środek jakiejś karczmy w Krainie... Widziała stół, przy którym siedziało dwóch Czarodziejów.
- Nadeszły mroczne... Okrutne czasy... - Mówił jeden.
- Co z nami będzie? - Mówił drugi.
- Mrok i ogień nas pochłoną... Tak samo jak całą krainę. - Odpowiedział
Sceneria znów się zmieniła... Cecilia widziała pole bitwy. Bitwy, która miała miejsce w Krainie, dawno temu. Widziała Zamaskowanych Czarodziejów, Mroczny dym w powietrzu, Trolle, Wilkołaki, Wampiry, fruwające Gargulce i Smoki... Te oddziały pustoszyły Czarodziejów stawiających opór. Na samym końcu kroczących Legionów widziała ogromnego, pełzającego Bazyliszka, obok którego szedł Lord Carraboth. Niewielu Czarodziejom podczas bitew udawało się do niego dotrzeć... Tylko najwspanialsi potrafili. Widziała, jak jeden odważny Czarodziej zakrada się do Lorda.
- Avada Kedavra! - Czarodziej cisnął w Lorda zaklęciem. Bazyliszek osłonił go swoją głową, przyjmując zaklęcie... Nic mu się nie stało. Cecilia słyszała śmiech Lorda Carrabotha. Syk węża, następnie krzyk. Słyszała głos Dziadka.
- Głupcze.
- Cruciatus!
- K'Arhu A'Zz'ArT'h'S! - Cecilia widziała jak zaklęcie miażdży Czarodzieja, pozostała tylko plama krwi i kilka połamanych kości. Dobrze znała to zaklęcie... Nagle, znalazła się bliżej Dziadka, wyglądało jakby za nim kroczyła, widziała jego plecy i słyszała głos...
- Paktowałem ze Śmiercią, którą obaliłem.
- Paktowałem z Diabłem...
- Paktowałem z każdym najwyższym bytem. - Mówił, nie odwracając głowy, kroczył do przodu, Cecilia nie mogła odejść, jakaś moc ciągnęła ją za nim.
- Śmierć.
- NokTurNuSs! - Słyszała kolejne zaklęcie, które znała. Widziała, jak na niebie powstał mroczny wir. Czaszka, która wciągała stających naprzeciwko kroczącym Legionom Czarodziejów. Słyszała śmiech Dziadka...
Po chwili wizja znów się zmieniła. Cecilia znów była w Krainie. Na Cmentarzu... Na niewielkim Cmentarzu, aczkolwiek otoczonym wielkim murem. Cmentarzu, nad którym wisiały mroczne chmury, a niebo było czarne... Cmentarzu, na którym skupisko Czarnej Magii było największe na świecie i dosłownie zabijało każdego, kto nigdy nie miał do czynienia z czarną magią, albo tylko maczał w niej palce, a nie był całkowicie nią pochłonięty, lub ją kontrolował, bo tylko Ci mieli tutaj wstęp. Było to mianowicie Cmentarzysko Najmroczniejszych i Najpotężniejszych. Były tutaj groby takich osobistości jak: Gellert Grindelwald 1883 - 1998, Tom Marvolo Riddle (Lord Voldemort) 1926 - 1998, Salazar Slytherin (IX wiek), Na środku tych grobów i na sporym podwyższeniu znajdował się grób z napisem: "Lord Carraboth" z dopiskiem: "Ponad wszystko, ponad Śmiercią." Dookoła było jeszcze kilka mniejszych grobów. Te wyżej wymienione były na samym środku i były praktycznie całe ze złota. Na cmentarzysku było wysypanych wiele kości, ale także na ziemi leżały diamenty, rubiny, szmaragdy, brylanty... Żadna hiena cmentarna nie ukradła z Cmentarzyska niczego, bowiem gdy ktoś tylko przechodził przez bramę, to mroczna magia go zabijała. W oddali Cmentarzyska było widać Kryptę Lorda Carrabotha znajdującą się pośrodku Ruin jego Zamku. Cecilia wiedziała o tym Cmentarzysku, jednak Nigdy tam nie była... Nie wiedziała, czy ma tam wstęp. Bywała jedynie w Krypcie Lorda.
Po chwili, wizja znów się zmieniła. Teraz widziała Krainę, ale spustoszoną... Całą w ogniu. Płonęło dosłownie wszystko. Wojna nadal trwała... Widziała Freda, Malacatha... Obie gęby były zawzięte, mimo wielu ran, nikt się nie poddawał... Budynki się waliły...
Po chwili, wizja się urwała.
Cecilia otworzyła oczy, ciężko dyszała, przełknęła ślinę... Zaczęła się rozglądać...
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
|