RE: [RolePlay] Magic World
Dyrektor Hogwartu i Profesorzy podnieśli już 3 Profesorów oszołomionych przez Arcana... Wszyscy wrócili za bramy, wrota zostały naprawione, Kamienni Rycerze wrócili pod ziemię, Dementorzy zaś odlecieli. Profesorzy zaczęli uzdrawiać rannych uczniów.
- Ten parszywy łajdak znowu... Po raz kolejny się wymknął... - Mówił Profesor Obrony przed Czarną Magią.
- Tak... Wymknął się. Ale najważniejsze, że mury zamku przetrwały... Że tak mało osób zginęło, zostało rannych... Że nadal tak sprawnie władamy Różdżkami. - Mówił Dyrektor Hogwartu, uśmiechając się.
- Dyrektorze... Czy wiadomo coś... - Spytał Profesor.
- Nie... Nic... Nie ma żadnych wieści z Ministerstwa, od Ervesta... Nie wiemy gdzie jest Cecilia... Nie wiemy... - Powiedział ze smutkiem i żalem Dyrektor.
Tymczasem, w Ministerstwie:
Ervest przejrzał wszystkie papiery, gazety, dokumenty... Wiedział już wszystko, co się dzieje...
- Sytuacja jest... Bardzo, bardzo groźna... Fatalna... - Mówił, trzymając jakiś list do trójki Aurorów stojących w jego komnacie.
Ervest odłożył list drżącą ręką.
- Ten Elfi Lord... Szarżuje... Przejmuje krainę... - Mówił.
- Erveście... Są informacje, że Królowa Cecilia i Król Neclar zaatakowali jedną z Magicznych szkół. - Powiedział Auror.
Ervest milczał.
- Nic... Nie możemy nic... Nie żyje trzech z czterech Głównych Aurorów... Na czele Ministerstwa nie ma żadnego Ministra... - Mówił Ervest.
Cecilia spojrzała na Freda.
- Zwycięstwo? - Spytała.
- Niczego nie świętujemy, bo jeszcze nic nie zrobiliśmy... - Powiedziała ostro, Fred chichotał.
- Idziemy... - Chciała ruszyć, Fred ją zatrzymał.
- Zaczekaj. Bez pośpiechu... - Powiedział.
- Bez... Bez pośpiechu? Oszalałeś! Trzymałeś mnie tu kilka dni... Nie wiadomo, co się wydarzyło... - Powiedziała.
- Powiem Ci! - Przerwał jej Fred.
- Ostatnio, Królowo... Zaatakowałaś i spustoszyłaś pewną szkołę Magii... - Chichotał Fred.
- Co?! Drwisz sobie ze mnie? - Syknęła Cecilia. Fred natychmiast skoczył do swojej walizki, wyciągnął gazetę.
- Spójrz! - Wskazał palcem na wiadomości w gazecie o ataku na tą szkołę.
- Nie wierzę... - Powiedziała Cecilia.
- Taaak! Malacath się bawi! I to wyśmienicie! - Chichotał Fred.
- Chce zniszczyć twój wizerunek... Nastawić wszystkich przeciwko Tobie! - Mówił Fred.
- Ale spokojnie... Gdy pójdę do Ministerstwa, gdy ogłosimy wieści... Zmierzę się ze wszystkimi dziennikarzami. I wszystko im wyjaśnię... A dodatkowo, pogrążę Malacatha w oczach ludzi. - Mówił Fred.
- Razem pójdziemy do Ministerstwa. - Powiedziała Cecilia.
- Mhm... Wojna, Cecilio... Co wiesz o wojnie? - Spytał Fred.
- Dziadek... - Zaczęła Cecilia. - Wiele opowiadał mi o swoich wojnach... Ale nie zdążył nauczyć mnie jak je prowadzić... Chronił mnie przed walką... - Powiedziała.
- Jesteś jedyną osobą, która dostąpiła zaszczytu poznać nauki Lorda Carrabotha, Cecilio... Powiedz mi wszystko, czego Cię nauczył... - Powiedział Fred.
- Po co? - Spytała Cecilia.
- Mam plany... Malacath z każdym dniem rośnie w siłę... Jedyne, co go powstrzyma... To twoja siła, którą musimy z Ciebie wydobyć. - Powiedział, szczerząc się.
- Dziadek uczył mnie Nekromancji, był jej Twórcą... Niestety, ale z braku czasu nie nauczył mnie panować perfekcyjnie nad Nekromancją... Jedyne, co udało mi się stworzyć to... Vincent!!! Vincent, został w zamku!!! Muszę go uratować!!!! - Krzyknęła Cecilia.
- Szybko! Idziemy! - Krzyczała.
- Uspokój się! Nie możemy teraz wrócić do Twojego zamku... Udamy się w inne miejsca... - Powiedział Fred.
- Cecilio.... Ten stwór?! Ty go stworzyłaś? W jego ciele płynie moc zaklęć Lorda Carrabotha? - Spytał Fred.
- Tak... Chodźmy po niego... - Powiedziała cicho Cecilia.
Tymczasem, w zamku Cecilii, teraz Twierdzy Malacatha:
Gruzy po walkach nie zostały jeszcze całkowicie posprzątane na górnych piętrach. Pod jedną ze stert gruzu leżał przysypany Vincent... Ocknął się, zregenerował się już po walkach, zrzucił z siebie gruz...
- HhhAaaAhhrrrrhhhrrrr - Zaczął chrząkać, warczeć... Jęczeć...
Vincent rozejrzał się, ruszył przed siebie, zgarbiony... Patrzył swoimi wielkimi zezowatymi, wytrzeszczonymi gałkami ocznymi...
Nagle, usłyszał głosy. Dwójka Kultystów wchodziła po schodach. Vincent szybko ukrył się w cieniu.
Kultyści poszli gdzieś dalej.
Vincent rozejrzał się, następnie szybko podreptał na schody... Wspiął się po nich, następnie przebiegł korytarz... Po chwili znalazł się pod pięknymi złotymi drzwiami... Były to drzwi od komnaty Cecilii, zamknięte.
Vincent huknął pięścią w drzwi.
- Cecilia! - Krzyknął, robiąc ogromny hałas. Jęczał, wydawał okrzyki, walił w drzwi. Kultyści nie zdołali ich otworzyć, gdyż chroniły je potężne zaklęcia, min: Zaklęcie zwiększające odporność drzwi 17-krotnie(twardsze od Murów zamkowych), a także zaklęcie-hasło wykrywające Różdżkę, która je rzuca i głos osoby, która hasło wypowiada...
Vincent walił w drzwi.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-January-2020 04:07:49 przez DevilxShadow.)
|