RE: [RolePlay] Magic World
Cecilia weszła do swojej komnaty, przebrała się i położyła się do łóżka... Po chwili, zasnęła.
===============================
Zapadła ciemna, głucha noc... Jednak na ulicy Pokątnej widać było jeszcze paru czarodziejów, gdyż niektóre sklepy były czynne całą dobę, tak samo jak bank.
#Pierwsza Wielka napaść Freda.
Fred wrócił na ulicę Nokturnu... Przeszedł ciemne ulice, Wszedł do ciemnego budynku, zbiry czekały.
- Chodźmy, wspólnicy... Jeśli podołacie, będziecie Bogaci! Plan już znacie! - Krzyknął Fred, następnie wyszedł z budynku i szedł ciemnymi uliczkami, Czarodzieje szli za nim. Po chwili wyszli z Nokturnu, Czarodzieje mieli kaptury na głowach i zniszczone szaty.
Ruszyli ulicą pokątną, przedarli się przez tłum stojących czarodziejów na drodze do banku. W końcu doszli do wejścia od banku Gringott'a. Przed wejściem stali strażnicy.
- Proszę podać imię! - Powiedział Strażnik.
- Fred. - Powiedział Fred.
- Zgadza się, posiada Pan skrytkę w naszym banku, może Pan wejść... Jednak Oni - Wskazał wywłoki z Nokturnu. - Nie mogą.
- To są moi wierni słudzy, przerośnięte skrzaty... Muszą ze mną wejść, gdyż będą przenosić moje złoto i skarby do innej skrytki! - Powiedział Fred, następnie się uśmiechnął.
Strażnicy spojrzeli na wywłoki.
- Wejść... - Drzwi od banku się otworzyły.
Fred wszedł do banku, za nim wywłoki. Szli przed siebie, pracujące Gobliny patrzyły na nich. Podeszli do stanowiska głównego Goblina.
- Chciałbym odwiedzić swoją Skrytkę... - Powiedział Fred, szczerząc się.
- A czy posiada Pan Klucz? - Powiedział Goblin, spojrzał na Freda poważnym wzrokiem, spod cyngli.
Fred wyciągnął z walizki klucz i położył na biurku goblina. Goblin chwycił go w rękę i obejrzał... Następnie wyszedł przed stanowisko.
- Zapraszam za mną! - Goblin ruszył w kierunki windy. Fred skinął głową. Wywłoki wyciągnęły Różdżki, z końców różdżek wyleciał czarny dym... Przysłonił całą główną salę, Gobliny zaczęły kaszleć i padać na ziemię, nieprzytomne.
- Co jest! - Krzyknął Goblin.
- Imperius! - Fred cisnął w twarz Goblina, ten stanął nieruchomo.
- Prowadź do mojej skrytki! - Krzyknął Fred. Brygada ruszyła za goblinem. Zjechali windą na dół i weszli do wagoników... Zaczęli jechać przed siebie. W końcu, dojechali do skrytki Freda. Goblin jako pierwszy wyszedł z wagonika, chwycił w jedną rękę latarnię, w drugą klucz.
- Zaczynajcie! - Krzyknął Fred, Czarodzieje wyciągnęli Różdżki, zaczęli ciskać zaklęciami w pobliskie skrytki, niszcząc ich wejścia.
- Drętwota! - Fred cisnął w plecy Goblina zaklęciem, ten padł sparaliżowany na ziemię, wypuścił klucz do skrytki Freda z dłoni.
Fred chwycił klucz i schował do walizki.
Zaklęcia latały w powietrzu, skrytki się otwierały, pieniądze się wysypywały.
Fred szedł i się śmiał zrobił obrocik wokół własnej osi, zatańczył... Krypty wybuchały, pieniądze fruwały w powietrzu.
Fred zmierzał w kierunku skrytki Królowej. Czarodzieje pakowali forsę do worków.
- Bombarda! Bombarda Maxima! - Krzyczał Fred, rozwalił parę skrytek. Po jakimś czasie dotarł do skrytki Królowej... Była najbardziej zabezpieczona. Fred wycelował Różdżką, bombarda nic nie dała... Zaczął używać zaklęć, które łamały zaklęcia ochronne na skrytkę Cecilii.
Po kilku minutach udało mu się zdjąć zaklęcia ochronne... Cisnął Bombarda Maximą, powtórzył trzy razy... Po chwili, ogromne drzwi przewaliły się. Fred wszedł do skrytki. Rozejrzał się, zauważył portret Lorda Carrabotha, kielichy z kości, koronę Lorda Carrabotha...
- A więc Królowa nie trzyma przy sobie pamiątek po wspaniałym dziadku? Niegrzeczna... Niewdzięczna... Trzeba nauczyć ją szacunku! - Mówił Fred, następnie wyjął zza pazuchy list... List do Królowej. Położył go na środku skrytki... Spojrzał po skrytce, następnie z niej wyszedł. Zaczął wyć alarm.
Czarodzieje usłyszeli alarm, zaczęli zarzucać worki na plecy, chwytać jak najwięcej, cały korytarz płonął.
- Panowie! Zabieramy się stąd! Łapcie forsę i znikamy! - Krzyknął Fred, następnie machnął Różdżką, deportował się na Nokturn... Za nim 8 czarodziejów... 2 pozostało w banku.
- Bierz wszystko! Nic nie może tu zostać! Ci idioci nie wzięli wszystkiego! - Krzyczał Czarodziej do drugiego... Chwytali worki, jednak nie mieli już jak ich nieść... Ogień ich dosięgnął, zaczęli płonąć... Spalili się żywcem. Po chwili, na miejsce przybiegli strażnicy banku. Zastali tylko płonące skrytki i spalone zwłoki...
Fred i 8 czarodziejów pojawiło się w czarnym budynku na ulicy Nokturnu... Położyli worki z forsą na stole.
- Woooowww Johahahahaha! - Krzyczeli Czarodzieje, wiwatowali.
- Szefie!!! Ale akcja!!! Udało się!!! - Krzyczeli.
Fred szczerzył się, patrzył na wywłoki... W prawej dłoni trzymał Różdżkę. Lewą chwycił worek z forsą.
- Pora podzielić się łupem... - Powiedział Fred, szczerząc się. Rzucił worek z forsą w ręce pierwszego Czarodzieja, następnie rzucił reszcie. Czarodzieje stali rzędem przed Fredem i oglądali worki.
- Avada Kedavra! - Fred machnął Różdżką, cisnął po kolei we wszystkich wspólników... 8 Czarodziejów padło martwych na ziemię, z worków wysypały się pieniądze.
- Dziękuję za pomoc! - Krzyknął Fred i zaczął się śmiać. - Fred zrobił ten napad tylko po to, aby Cecilia dostała jego list i na drugi dzień napisano o tym w gazetach...
- Wasza obecność u mojego boku, to zbrodnia na estetyce! - Krzyczał do zwłok.
- Hahahaahahaha! - Fred zaczął podrzucać pieniądze... Śmiał się. Po chwili przestał. Szczerzył się.
-* Opanować... Trzeba się. Ten śmiech... Wykończy kiedyś mnie!!! - Fred poprawił marynarkę.
-* Królowo... Czy spodoba Ci się moja psota? To była bardzo udana psota! Hhahahaha - Mówił Fred, następnie usiadł na kanapie w ciemnym pomieszczeniu.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22-August-2019 18:28:31 przez DevilxShadow.)
|