Strażnicy popatrzyli na siebie po czym na Harkona. Byli zdziwieni, gdyż do króla Neclara nikt nie przychodził od czasu klęski Malacatha w 2029... Stan króla był z każdym rokiem słabszy, ze względu na krzyk śmierci którym dostał od Lorda w starciu na szczycie wieży Apokryfu.
- Król nie przyjmuje gości... - odrzekł strażnik. - Kim ty jesteś?
Elf popatrzył na strażnika krwistym wzrokiem.
- Hah dov... - powiedział szeptem
Nagle strażnicy zastygneli w miejscu. Byli posłuszni Harkonowi. Po chwili przeszedł obok nich i kierował się już w stronę wrót zamku...
=====
Tymczasem w zamku królewskim panowała radosna atmosfera. Odkąd upadł Lord Malacath, kraina zaznała spokoju. Każdy złoczyńca obawiał się Neclara, każdy czarodziej czuł przed nim respekt. Nic dziwnego, bo był najpotężniejszym elfem jaki kiedykolwiek żył w krainie. Neclar siedział właśnie na swoim tronie, w samotności. Od walki ze swoim bratem, dużo pozmieniało się w jego głowie. Zdał sobie również sprawę z tego, że nie będzie żyć wiecznie, a krzyk śmierci który w nim tkwił jeszcze szybciej przybliżał go do nieuniknionego końca jego pięknej historii. Neclar miał na sobie klasycznie swój płaszcz, a przy pasie swoją siekierę... Tę, którą dał Harkonowi przed swoją śmiercią. Na głowie miał małego irokeza, jego włosy zaczęły wypadać przez krzyk śmierci. Na twarzy miał kilka blizn po walce z bratem, pojawiły się też zmarszczki... Neclar wyglądał zupełnie inaczej niż w 2029, wydawał się wręcz zmęczony życiem, ciągłą walką ze złem. Jedyna rzecz która poprawiała mu humor to pobyt z rodziną, spędzanie czasu z bliskimi.
Neclar nagle wyczuł czyjąś obecność. Mrok i czarną magię, wyczuł moc Apokryfu.. wyszedł z sali i pomaszerował w stronę sali głównej, gdzie na tronie siedziała Cecillia.