RE: [RolePlay] Magic World 3 - Last Battle
- Sposób? - Spytał Sisyphus, a następnie odrzucił Festera lekko do tyłu za nich, aby nie miał prawa wybiec poza ową barierę.
Podszedł do Callisto.
- Mówże, ukochana... - Rzekł, poważnym ochrypłym tonem.
Czarownica spojrzała wprost w jego twarz.
- Skoro Dumbledore zastosował tutaj dodatkowe zabezpieczenie i narzucił na nas dodatkową klątwę, która blokuje nasze wyjście z wieży i my własnoręcznie nie możemy jej złamać, ani żaden inny zwykły Czarodziej również, musi to zrobić Czarodziej o wiele potężniejszy... Krwią, Nazwiskiem, Umiejętnościami... Potężniejszy praktycznie wszystkim. - Powiedziała Callisto.
Sisyphus zrozumiał przekaz swej kochanki... Znał tylko jedno potężne Magiczne Nazwisko... Carraboth. Wszak w tamtych czasach potęga Dumbledore'a dopiero się kształtowała.
Czarny Rycerz natychmiast odwrócił się do Festera, szybko do niego doskoczył i chwycił za gardło, unosząc w powietrze.
- Sprowadzisz tutaj... - Zaczął mówić, mrocznym głosem...
- Najpotężniejszego żyjącego Carrabotha. - Dodał, ostro. Fester patrzył na niego, dusił się.
Rycerz odstawił go na ziemię.
- Zrozumiałeś? Masz tutaj sprowadzić Carrabotha... - Dodał Sisyphus.
Callisto stanęła obok ukochanego.
- Zrozumiałem... - Odparł Fester.
Callisto zmrużyła oczy... Popatrzyła na Czarodzieja.
- Ukaż mi swą dłoń... - Powiedziała
Fester zdziwił się nieco, zmieszał się... Posłusznie jednak wystawił lewą dłoń.
Callisto objęła w swe dłonie jego dłoń, a następnie zaczęła szeptać pod nosem pewne zaklęcia... Wbiła swe długie paznokcie w dłoń Festera, ten syknął z bólu... Krople krwi pojawiły się na jego dłoni, w tym momencie na dłoni Callisto pojawił się zielony płomień, który po chwili objął dłoń Festera, zacisnął się na niej niczym kajdany... Bardzo mocno sparzył mu cały nadgarstek, Fester zawył z bólu i natychmiast oderwał dłoń.
- CO JEST?! - Ryknął potężnie.
Callisto zachichotała.
- Rzuciłam na ciebie klątwę... Jeśli nie spełnisz danego słowa i nie sprowadzisz tutaj najpotężniejszego Carrabotha, natychmiast zdechniesz... - Powiedziała i ponownie szaleńczo się zaśmiała.
Fester wytrzeszczył oczy i spojrzał na dwójkę parszywie... Sisyphus również lekko rechotał.
- No już... - Powiedział Czarny Rycerz po chwili.
- Zabieraj się stąd... Wykonaj swe zadanie! - Krzyknął.
Fester lekko się przestraszył, a następnie szybko się deportował... Na pokład najbliższego okrętu na wodzie... Owy okręt był blisko portu w centrum, dlatego szybko tam dopłynęli.
Fester wysiadł ze statku i udał się pospiesznie do centrum... Nie dowierzał w to, czego przed chwilą doświadczył... Był zmieszany i przerażony, nie wiedział wszak ile ma czasu nim klątwa się dopełni...
=========
Cecilia weszła właśnie do komnaty zajmowanej w bardzo odległych czasach przez jej rodziców... Nikt tutaj nie wchodził, nikt nie miał prawa tutaj zaglądać... Wewnątrz komnaty było ciemno, dlatego Królowa podeszła do kominka i wycelowała w niego Różdżką Vincent'a, a następnie rozpaliła ogień, który oświetlił nieco komnatę...
Królowa wolno rozglądała się dookoła. Komnata była bardzo duża, obszerna, dostojna, bogata i przepięknie udekorowana... Bardzo gustowna i wyrafinowana, perfekcyjna...
W komnacie na ścianie dostrzegła obraz Lorda Carrabotha... Bardzo, bardzo stary obraz... Nieco już uszkodzony swą długowiecznością. Lord był tutaj w pozycji stojącej, dumnej i władczej, spoglądającej poważnie przed siebie. Patrzyła przez dłuższą chwilę na Dziadka...
Ponownie zaczęła głęboko rozmyślać o swym dziedzictwie, historii i o całej rodzinie... Gdy tutaj przybyła, spotkała tak wiele dawnych przedmiotów... Drogocennych starych rzeczy, ogrom magicznych artefaktów...
Wpatrywała się w obraz i rozmyślała... Na razie kompletnie nie wiedziała co może zrobić... Czy ma perspektywy na przyszłość. Była pogrążona we wspomnieniach... Pięknych i wspaniałych.
Po chwili dostrzegła stojącą w rogu komnaty miotłę... Dostojną, perfekcyjną i... Bardzo, bardzo starą... Całkowicie zniszczoną. Podeszła do miotły... Wiedziała do kogo należała. Do Lorda Carrabotha. Mimo, że potrafił latać bez miotły pod postacią Czarnego Dymu, to również uwielbiał latać na miotle, w tym również był mistrzem... Dotknęła miotły i w tym momencie powróciło do niej pewne wspomnienie z dzieciństwa... Kiedy to prawie zniszczyła miotłę Dziadka. Dostała wtedy pierwszą w życiu karę od Mamy... Przypomniała sobie ową sytuację bardzo dokładnie... Zachichotała pod nosem, nadal patrząc na miotłę.
Vincent podszedł do Księżniczki Nurbanu.
- Masz chwilę, Księżniczko? - Spytał Vincent, siadając w ogrodzie na ławce.
- Owszem. - Odpowiedziała Nurbanu i uśmiechnęła się, odeszła od kwiatków i usiadła obok Vincenta...
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-June-2021 02:14:24 przez DevilxShadow.)
|