RE: [RolePlay] Magic World 3 - Last Battle
Isabella kiwnęła głową, a następnie wyszła z gabinetu i po chwili była już przed mównicą wraz z Arturem Winchesterem.
- Isabello, co się dzieje? - Spytał Artur.
- Widziałeś niebo? - Odpowiedziała, Auror kiwnął głową.
- Trzeba przekazać ludziom wieści o tym niebie... - Powiedziała.
Po chwili zmrużyła lekko oczy i spojrzała na ludzi z mediów zebranych przed mównicą, a także sporo przypadkowo przybyłych osób.
Isabella uwielbia publiczne przemowy i jest w tym świetna. Oparła ręce na mównicy i zaczęła mówić do mikrofonu:
- Jako Minister Magii pragnę przekazać Wam - wspaniałym mieszkańcom Magic World wieści o tym "dziwnym" niebie, które zapewne wszyscy już dostrzegliście. - Zaczęła.
- Nic nie wiemy o tym dziwnym zjawisku... Dlatego wszyscy mieszkańcy muszą uważać, póki się tego nie dowiemy. - Powiedziała.
W tym momencie zapanowała lekka konsternacja, słychać było szumy i szepty.
- Kiedy dowiecie się co to takiego?! Pani Minister? - Spytał jeden z dziennikarzy.
- Wykorzystamy wszelkie środki, aby jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o tym niebie. - Odparła Isabella.
- Kiedy tylko się dowiemy, damy wam znać... A tymczasem, uważajcie na siebie. - Dodała.
- Ministerstwo nic nie wie?! Jak to?! - Krzyknął jeden zirytowany dziennikarz.
Księżniczka spojrzała mu w oczy.
- Ministerstwo właśnie przekazuje Wam najszczerszą prawdę. A to powinno liczyć się najbardziej. - Powiedziała. W tym momencie większość się uspokoiła i odetchnęła. Po chwili, odwróciła się i zeszła z mównicy, ruszyła korytarzem wraz z Arturem.
- Jak zwykle, wspaniałe przemówienie. - Pogratulował Artur.
Isabella uśmiechnęła się do niego.
==============
Fester tłukł się już jakiś czas z dawnym pracownikiem... Ten zdołał go powalić, a teraz leżał na nim i zaciskał dłonie na szyi Festera...
Zabójca dusił się, ale zdołał sięgnąć dłonią do prawej kieszeni i dobyć swego noża... Po chwili, szybkim ruchem wbił ostrze noża w bok faceta, a następnie powtórzył ruch 3 razy... Facet zaczął wyć z bólu i potężnie krwawić... Fester ciął ponownie, a następnie zdołał odepchnąć od siebie cielsko faceta.
- Psie! - Krzyknął Fester, a następnie chwycił Faceta za fraki i przycisnął do ściany... Huknął mu z główki i roztrzaskał nos, a następnie ponownie ciął go nożem - tym razem w szyję.
Facet padł martwy na podłogę, a Fester szybko od niego odskoczył... Po chwili, deportował się.
Fester znalazł się na farmie... Scarecrowe'a. Szybko pokuśtykał i wszedł do środka chałupy Scarecrowa - ten nigdy nie zamykał drzwi na klucz... Wpadł z hukiem do chaty.
Czarnoksiężnik siedział przy stoliczku... Nad stoliczkiem wisiała jedna ledwo świecąca i mocno migająca żaróweczka... W powietrzu latało mnóstwo much, a dookoła wszędzie leżał kurz, brud i proch.
- Scare... crow... - Powiedział Fester, Czarnoksiężnik nawet nie spojrzał kto wszedł do środka, siedział przy stoliczku.
- Pom...óż... - Dodał zabójca i przykuśtykał do stoliczka.
Scarecrow wolno oderwał wzrok od woreczka, nad którym pracował i spojrzał na poszarpanego Festera.
- Co z tobą? - Spytał Scarecrow.
- Brudy z przeszłości... - Odparł Fester i otarł krew z ust... Syknął z bólu.
Scarecrow ponownie spojrzał na swój woreczek.
- Pomóż, do cholery! - Krzyknął Fester.
Scarecrow słuchał przez chwilę jego jęków i skowytu... Ból i cierpienie napawały go radością. Po chwili jednak, zerwał się z krzesła, wysypując przy tym sporą ilość kurzu i podszedł do półki. Chwycił pewną miksturę i podał ją Festerowi.
- Wyżłop to, duszkiem i do końca, niczym spragnione psisko. - Syknął Scarecrow i rzucił buteleczkę w łapska Festera.
Zabójca szybko odkręcił buteleczkę i wypił duszkiem jej zawartość... Gdy skończył, szybko wypuścił ją z ręki, a ta się zbiła...
- Kur*a! Co to za ścierwo?! - Krzyknął Fester, a następnie splunął na podłogę.
Scarecrow siedział przy stoliczku.
Minęło 7 minut, w tym czasie Fester mocno przeklinał...
- Szlag... Dziękuję, przyjacielu. - Powiedział Fester i zasiadł do stoliczka obok Scarecrowe'a. Ból ustąpił.
- Co z tobą?! - Powiedział głośno Fester po chwili.
- Lubię samotność. - Odparł Scarecrow.
Fester spoglądał na Czarnoksiężnika.
- Co z naszymi celami? Co z naszą współpracą? Mieliśmy plany... Mieliśmy... - Mówił Fester, Scarecrow mu przerwał.
- To wszystko przeszłość. - Odparł Czarnoksiężnik.
Fester pokiwał głową.
- To Ty miałeś władać tą parszywą Krainą! - Krzyknął Fester.
Scarecrow spojrzał na niego paskudnie.
- Władam swoją farmą. - Odparł.
Fester ponownie pokiwał głową, lekko się zirytował.
- Wszystkie zyski podzieliliśmy na trzy części. Masz swoją, daj mi spokój. - Powiedział Scarecrow, nadal pracując nad swoim woreczkiem.
- Wyjdź na ulicę! Pokaż siłę! Napełnij dusze mieszkańców strachem! - Krzyknął Fester.
W tym momencie Scarecrow wysunął rękę w tył... Po chwili, doleciała do niej jego Kosa, a następnie huknął nią w ziemię, tym samym przewracając krzesło Festera na ziemię, facet się obalił.
- Nie. - Odparł Scarecrow i odrzucił kosę w bok. Fester szybko się podniósł.
- A więc będziesz tak tutaj siedział? Kolejne kilka lat? - Spytał Fester, przesuwając się już lekko w kierunku drzwi.
- Tu mi dobrze. - Odparł Czarnoksiężnik.
Fester zauważył kilka głów nabitych na pale... Pewnie nieproszeni goście wdarli się na farmę.
- No nic... Bywaj, przyjacielu. - Rzekł Fester.
- Zrobię jak powiedziałeś... Wykorzystam swoją działkę. Tutaj nie mam już czego szukać, ruszam do Pont Vanis, aby się porządnie wybawić. - Dodał, a następnie wyszedł za drzwi i deportował się...
=============
Tymczasem, Okręt który dostrzegł na oceanie kamienną wieżę, bardzo się do niej już zbliżył...
- Kapitanie... Zawracajmy! - Krzyknął majtek.
- Morda w kubeł, majtku! Jestem poszukiwawczem przygód i zbieraczem skarbów! Złupię tę parszywą wieżę! - Krzyknął Kapitan, a następnie zakręcił sterem... Okręt bardzo szybko zbliżał się do otoczonej mgłą wieży... Chmury były tutaj bardzo czarne, a woda wręcz świdrowała... Statkiem rzucało na wszystkie strony.
Kapitan przytrzymywał swój kapelusz i oddał ster oficerowi, sam zaś spojrzał przez lunetę...
- Nikogo nie widać... - Rzekł cicho.
W tym momencie na ich drodze pojawiła się ogromna skała... Okręt huknął w nią z ogromną siłą... Przez dziury zaczęła wlewać się woda, a Statek zaczynał iść na dno...
- Idiota! - Krzyknął Kapitan do Oficera, a następnie odepchnął go od steru...
W tym momencie w pokład statku huknął piorun, który po chwili zapalił maszty i żagle...
===============
Tymczasem, Cecilia siedziała właśnie w jednej z sal głównych w swoim pałacu... Była tu wraz z Vincentem i Nurbanu. Przez ostatnie lata rozmawiali bardzo dużo... Praktycznie o wszystkim.
- Nie czujesz jej? Nadal? - Spytał Vincent.
Cecilia pokiwała głową.
- Dziwne... Czyli musiała zostać zniszczona. - Powiedział, gładząc się po brodzie.
- Twoja też jest bardzo silna. - Powiedziała Cecilia.
- Nie tak bardzo jak Twoja... - Odparł Vincent.
- Straciliśmy ogrom... Ale nie chcę znowu o tym mówić, wszyscy to wiemy. - Powiedziała Cecilia i spojrzała na Nurbanu.
- Jesteś taka piękna, moja Nurbanu... I potężna. - Powiedziała.
Przez lata Nurbanu zrobiła ogromne postępy w swej magii... Jej umiejętności bardzo wzrosły. Vincent również cały czas pracował nad swą ukrytą mocą, której tajnik jeszcze nie udało mu się zgłębić...
- Babciu... Jakim cudem Malacath powrócił? - Spytała Nurbanu.
Wiedzieli o tym już od jakiegoś czasu.
Cecilia parsknęła śmiechem.
- Wrócił, a Harkon pozostał z niczym. Głupcy... Ich propaganda i kłamstwa które się rozprzestrzeniają są żałosne. - Powiedziała.
- Wiedziała, że to Malacath zabił Regisa... Że powrócił z mocą, której niegdyś również używał... Wrogowie mieli teraz ogromną siłę.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
|