RE: [RolePlay] Magic World 3 - Last Battle
Uczniak, którego Kapelusznik wysłał na poszukiwanie Anthony'ego wrócił po chwili z poważnym wyrazem twarzy.
- I co? - Spytał Kapelusznik, uśmiechając się leciutko, z szaleńczą gracją.
- Chodź, wiem gdzie jest Profesor. - Rzekł Uczniak.
Po chwili cała trójka dotarła pod ścianę, za którą znajdował się pokój życzeń... Dostrzec mogli go jednak tylko ci, którzy naprawdę tego potrzebowali.
- Jest w pokoju życzeń? - Spytał Kapelusznik.
Uczniak kiwnął głową.
- Przyjacielu, podejdź do ściany. - Powiedział Kapelusznik, Fester tak uczynił, a następnie dotknął ściany dłonią, ta rozsunęła się i ukazała małe wejście do pokoiku życzeń.
Kapelusznik i Fester weszli do pokoju, przeszli kawałeczek, a następnie w oddali usłyszeli dwa rozmawiające ze sobą głosy.
Profesor i Vincent usłyszeli natomiast kroki w oddali.
- Co to?! - Krzyknął Vincent... Poczuł niepewność i irytację.
- Zaczekaj. - Wystawił rękę Profesor.
- Nikt nie ma prawa mnie ujrzeć. - Syknął Vincent.
Profesor szybko odpalił Lumosa w Różdżce, a następnie wyszedł do przodu aby owe dźwięki zbadać...
Kapelusznik i Fester podeszli znaczenie bliżej, dostrzegli w oddali Profesora Anthony'ego.
- Kapelusznik?! - Krzyknął Profesor.
- Anthony, witaj. - Powiedział Kapelusznik.
- Co tu... Robisz? A w dodatku przyprowadzasz nieznajomych... - Syknął Profesor, patrząc na Festera.
Kapelusznik spojrzał poważnie.
- Przejdę od razu do rzeczy... Wiem, że kontaktujesz się potajemnie z Vincentem.
- Co?! - Syknął Profesor.
Kapelusznik uciszył go dłonią.
- Wiem to, przyjacielu. Nie zaprzeczaj, nie mam czasu. Potrzebuję również z nim porozmawiać. - Dodał Kapelusznik.
Nastała chwila ciszy.
- Przywołaj tutaj Vincenta! Inaczej zdechnę! - Ryknął Fester po chwili.
Anthony rozszerzył oczy.
- Ale... On tu jest, w tym pokoju. - Dodał.
Po chwili cała trójka przeszła kawałek i wróciła do zakapturzonego Vincenta.
Vincent dostrzegł trójkę.
- Co to za jedni? Anthony?! - Spytał.
Fester podbiegł do Vincenta z nietęgim wyrazem twarzy, jakby zaraz miał zdechnąć.
- Vincent... Vincent! Błagam! Zaprowadź mnie do Cecilii Carraboth, muszę natychmiast z nią pomówić! - Wrzeszczał, szarpiąc go za rękaw.
Vincent odepchnął od siebie faceta.
- Puszczaj mnie! - Krzyknął.
Fester nieco się uspokoił, Kapelusznik wyszedł do przodu.
- Vincencie... Jeśli Cecilia nadal jest w tej Krainie, to zaprowadź nas przed jej oblicze... Mamy wieści na ogromną skalę, życie mojego przyjaciela od tego zależy. - Powiedział Kapelusznik spokojnie i przekonująco.
- Nikt nie ma prawa jej ujrzeć. - Odparł Vincent.
Kapelusznik w tym momencie spojrzał na Profesora, Fester miał coraz mniej czasu.
- Vincencie... Znam Kapelusznika od lat, jest dobrym przyjacielem i wybitnym Czarownikiem... Czarnoksiężnikiem. Widzę, że to sprawa wyższej wagi. - Rzekł Anthony.
Fester ponownie podbiegł do Vincent'a.
- Sisyphus Sannes... Mówi Ci to coś?! - Krzyknął.
Vincent zastanowił się przez moment... A potem coś sobie przypomniał, jak przez mgłę.
- Czarny Rycerz? - Spytał.
- Tak! - Krzyknął Fester.
Vincent był wtedy malutkim dzieciątkiem... Już wówczas był w Legionach Najwspanialszego. Gdy był bardzo malutki, prawie wszyscy cały czas mówili o Czarnym Rycerzu imieniem Sisyphus... Tylko tyle pamiętał.
- Skąd znasz to mityczne nazwisko? - Spytał Vincent.
Fester spojrzał mu głęboko w oczy.
- On... Jest w tej Krainie... Jest tu... - Odparł Fester z najwyższą powagą.
W tym momencie nastała chwila ciszy.
Ciszę przerwał Fester.
- Błagam, teleportuj mnie do Cecilii Carraboth, tam wszystko opowiem.
Vincent w tym momencie chwycił Festera za gardło.
- Zaintrygowałeś mnie... Zabiorę cię, ale tylko ciebie i nikogo innego. Twoja Różdżka i rzeczy zostają tutaj. - Powiedział.
Fester kiwnął głową, po chwili odrzucił swą Różdżkę, noże i mikstury które miał przy sobie.
Vincent i Fester ustawili się przy kominku, a następnie spojrzeli na Anthony'ego i Kapelusznika, którzy tutaj pozostaną.
Vincent pozdrowił Anthony'ego, a potem wraz z Festerem zniknął w obłokach i żarze zielonego ognia...
Mężczyźni pojawili się w kominku w pałacu, wypadli z niego równo, Vincent natychmiast chwycił Festera za fraki.
- Masz 5 minut żeby wszystko wyjaśnić i opowiedzieć... A potem od Królowej zależy twój dalszy los. - Powiedział.
Vincent i Fester weszli do sali głównej w pałacyku, Cecilia siedziała tutaj przy biurku i czytała jedną z ksiąg swego dzieciństwa. Niedostępnych do kupna od wielu lat.
- Cecilio... - Rzekł Vincent, prowadząc Festera.
Królowa odwróciła się.
- Jesteś już, cudownie... - Powiedziała i uśmiechnęła się, w tym momencie dostrzegła Festera... Natychmiast zerwała się z krzesła i dobyła Różdżki.
- Co ten szczur tu robi?! - Syknęła, wycelowała Różdżką w Festera.
- Znasz go?! - Krzyknął Vincent, ciskając Festerem na podłogę, ten padł na kolana przed Cecilią.
Cecilia spojrzała na leżącego.
- To kundel Freda... Jego wierne psisko. - Powiedziała.
- Jakim cudem przeżyłeś to wszystko? Przez tyle lat? - Spytała.
- Wiele razy Ministerstwo mnie miało... Przecież... - Odparł Fester.
- Aaa tak, owszem... Wiele razy słyszałam o twoich pojmaniach, a następnie o twych ucieczkach. - Odparła Cecilia.
Fester pochylił głowę.
- Błagam, wysłuchaj mnie Ce... Królowo... Błagam, tylko mnie wysłuchaj. - Powiedział Fester. Nigdy nie darzył Cecilii szacunkiem, teraz jednak chodziło o jego własne życie, które po prostu musiał uratować.
- Nie... - Odparła Cecilia i ruszyła w stronę wyjścia.
- Zabierz go stąd... - Syknęła do Vincent'a.
- Błagam... Królowo! Wysłuchaj mnie! Mam wieści! Czarny Rycerz, Czarnoksiężnik imieniem Sisyphus Sannes ponownie znalazł się w Krainie! - Wrzeszczał Fester.
Vincent chwycił go za fraki, zaczął ciągnąć w stronę kominka.
- Sisyphus... Sannes... Jest w Krainie...! - Krzyczał Fester, Vincent go przyduszał.
Cecilia była już przy drzwiach.
- Przyjaciel... Lorda Carrabotha! - Wykrzyknął Fester, Vincent wszedł z nim już do kominka.
Cecilia szybko się odwróciła i ich zatrzymała.
- Co ty powiedziałeś? - Spytała.
- Był zamieniony w kamień od setek lat... Niedawno klątwa przestała działać... - Dodał Fester.
- Sisyphus Sannes... - Powiedziała cicho Cecilia.
Znała najpotężniejszych Wojowników swego Dziadka... To nazwisko również było jej dobrze znane, dobrze znała historię Czarnego Rycerza. Wiedziała, że był powiernikiem jej Dziadka.
- Skąd taki szczur jak ty może wiedzieć takie rzeczy? Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - Spytała Cecilia.
- Spotkałem go w wieży... Opuszczonej, kamiennej... Potęga aż od niego biła... A wtedy, jego kochanka rzuciła na mnie klątwę śmierci, a Sisyphus rozkazał sprowadzić Ciebie... - Opowiedział Fester.
Cecilia podeszła bliżej.
Fester uchylił kawałek rękawa... Jego lewa ręka była prawie całkowicie pochłonięta przez potężną czarną magię, jego żyły były bardzo widoczne, co paskudnie wyglądało, jakby zaraz miały wyskoczyć spod skóry...
Cecilia spojrzała na jego ranę z lekkim obrzydzeniem.
- Chce rozmawiać ze mną? Po co? - Spytała.
- Nie mogą opuścić wieży... Zaklęcie może zdjąć tylko osoba z najpotężniejszego rodu... - Odparł Fester.
- Błagam, Królowo... Dobrze znam drogę... Udajmy się tam, inaczej umrę... - Powiedział Fester.
Cecilia kiwnęła głową, Vincent w tym momencie podał Festerowi serum prawdy.
Fester w kilka minut opowiedział dokładnie to samo, mówił prawdę.
- Nie kłamiesz... Dobrze. - Powiedziała Cecilia.
- Chcesz żebym uratowała twoje nędzne życie? - Spytała.
Fester nie odpowiedział, patrzył na Cecilię błagalnym wzrokiem.
- Taka podróż może być dla mnie ryzykowna... Aczkolwiek opłacalna. - Powiedziała.
- Nie znamy jego zamiarów... - Powiedział Vincent.
- Nie znamy... Ale domyślam się. - Odparła.
Fester nasłuchiwał się im, spoglądał na nich błagalnym wzrokiem.
- Popłyniemy tam. - Powiedziała Cecilia, patrząc na Festera.
- Dziękuję... Tak bardzo dziękuję... - Krzyknął Fester.
- Ale gdy przeżyjesz... - Powiedziała Cecilia i podeszła bliżej Festera.
- Nikomu nie zdradzisz, że mnie widziałeś... Nikomu nie zdradzisz, co widziałeś w tym pokoju... Tutaj nigdy nie było nikogo innego prócz Carrabotha. Tego miejsca nigdy nie było na żadnej mapie, ani w żadnej księdze. Nikogo nigdy tutaj nie było. - Powiedziała.
Fester kiwnął głową.
- Przysięgam... Obiecuję.
- Ruszajmy, nie traćmy czasu. - Powiedziała Cecilia.
Vincent po chwili narzucił wór na łeb Festera aby nie dostrzegł nieczego więcej na wyspie, a następnie Cecilia, Vincent, Fester i Kotka Skyres weszli na pokład Zemsty Królowej Anny, po chwili z potężnego okrętu zostało zdjęte zaklęcie niewidzialności i kamuflażu aby można było nim wyruszyć, a następnie cała czwórka wypłynęła na ocean... Gdy oddalili się od i tak niewidocznej dla Festera wyspy, Vincent zdjął worek z łba Festera.
- Nawiguj... - Rzekł, przekazując ster Festerowi.
Fester kiwnął głową, a następnie skupił się na trasie... Płynęli z ogromną prędkością przed siebie.
☠ Hi there my dear! Turn back! Turn back... ☠
♛♛♛
|