44 lata temu, dwa miesiące do spotkania z Raughnem. Kilka kilometrów na południe od ruin zamku Carrabotha, źródło upadku Darona.
Lord doszedł do sporego wgłębienia w ziemii. Teren dookoła niego był zamglony, życie tutaj nie istniało. Nie było roślin ani zwierząt. Trawa była obumarła, czarna. Jakby zanurzona w smole. Elf ustał przed wyrwą i spojrzał w przód. Przed nim lewitował kłąb czarnego, mrocznego dymu.
- Cieszę się, że rozważyłeś moją propozycję, elfie - powiedział nagle demonicznym głosem Daron.
- Zrobiłem co chciałeś. Zerwałem umowę. Nie wrócę już do Apokryfu - odparł Lord.
- Mądry wybór... Akatosh z pewnością będzie chciał zabić nas obojga - czarny dym zbliżył się do Malacatha.
- Jednak gdy wrócę, nie będzie już dla mnie przeszkodą - dodał.
Malacath nie odpowiedział. Słuchał z zainteresowaniem demona.
- Przygotujesz krainę na moje przyjście... - mówił demonicznym głosem. - Krzykiem przymusu będziesz musiał pozbawić ludność Magic World świadomości. Gdy zabijesz Neclara, a ja wchłonę jego duszę, będę gotowy by się ujawnić. Wtedy pożre duszę połowy mieszkańców krainy, którzy będą zahipnotyzowani krzykiem... Nic mnie nie powstrzyma - skończył Daron i oddalił się trochę od elfa.
Lord w tym samym czasie zaczął myśleć. Wizja świata Darona mu się nie podobała, ale wiedział że teraz nie ma wyboru. Zdradził Akatosha, bo Daron zapewniał mu że bóg demonów jest chciwy i nie wyzna mu wszystkich krzyków.
- Więc teraz będziesz mnie uczył? - spytał Elf
- Tak, Balu. Poznasz całą moc Apokryfu w zamian za pomoc... - odrzekł demon
- A teraz wynoś się... - dodał
Malacath spojrzał na czarny dym.
- Tak, panie... - powiedział po czym się teleportował...
44 lata temu, środek rzeki Ileu, Abregado...
Na Erresira kultyści wyrzucili kładkę, po której przeszedł Lord Malacath. Na statku czekał już na niego Kapitan Raughn.
- Lord Malacath... - zaczął nieumarły
- Kapitanie Raughn - odrzekł elf, podali sobie dłonie.
- Musiałeś wiele się natrudzić, by mnie znaleźć - rzekł żartobliwie.
- Ten trud był konieczny... I będzie opłacalny dla obu stron. Tak jak pisałem w liście, chce dobić targu - odrzekł niskim głosem elf.
- Mów więc - złożył ręce i zaczął się wsłuchiwać w jego słowa.
- Chce zaatakować Neclara i Cecillie. Przy twojej pomocy.
- Wysoko mierzysz - odrzekł Raughn.
- Wybieram przeciwników do swoich umiejętności - odrzekł pewnie.
Kapitan chwilę milczał, po czym odpowiedział.
- Po co chcesz ich atakować? - zapytał z ciekawości, jednak domyślał się
- Elfy zostały zamknięte w ogromnym gettcie, a Neclar wyrzekł się swoich braci. To dostateczny powód - odpowiedział Lord.
- Więc twój brat to nie jedyny cel... - odrzekł nieumarły
- Kiedyś może nim był. Teraz jest zwykłym zdrajcą, a nie moim bratem. A ty będziesz mógł zemścić się na Cecilli - dodał niskim głosem.
- Minął rok odkąd nas wygnała. Wątpię że ta flota starczy...
- Zaatakuje tak czy siak. Bez ciebie czy z tobą. Carraboth upadł, a razem z nim Ministerstwo. Cecilli zajmie jeszcze kilka lat zanim je odbuduje. Wolisz czekać? - spytał retorycznie
Raughn nie odpowiedział, zastanawiał się. Lord mówił dalej.
- Moje wpływy wzrastają. Dotarły nawet do Kartis (jakaś wymyślona wyspa wielkością podobna do Abregado). Tam ludzie mieszkają na śmieciach. Domy budują na domach, a śpią na trupach bliskich. Nie chcą władcy, który obżera się kawiorem. Chcą prawdziwego przywódcy dbającego o ludność. Przyda mi się też ktoś, kto zna się na zarządzaniu wojskiem.
Raughn po kolejnej chwili namysłu odpowiedział.
- Mówisz z sensem, ale nie jesteśmy gotowi na taki atak. Do tego potrzeba ogromnej ilości wojska i czasu.
- Tu nie chodzi o twoją flotę. Mam żołnierzy. Potrzebuje tylko sojuszników - odparł poważniej Malacath.
- Ilu ich masz? - spytał nieumarły
- Niewielu. Trudno kogoś przekonać do swoich racji w tych czasach. Ale wyruszam właśnie do Kartis, by ich przekonać.
- No i co oni zrobią? To biedacy bez perspektyw - mówił sceptycznie nastawiony.
- Cała ładownia wypełniona jest mundurami. I to, że nic nie potrafią to sprawa drugorzędna - odpowiedział elf, Kapitan spojrzał chwilę na ubiór Kultystów.
- Wystarczy mi to, że do mnie dołączą. Będę wiarygodniejszy z większą rzeszą żołnierzy. Ludzie zawsze kierowali się myśleniem większej grupy, dlatego tak łatwo nimi manipulować - dodał.
Elf wyciągnął w jego stronę rękę. To był ostateczny czas na podjęcie decyzji. Raughn myślał nad słowami elfa. Miały sens, ale wykonanie ich było trudne. Patrzył się na Lorda swoimi zielonymi ślepiami w jego krwiste oczy. Ten jednak po chwili opuścił dłoń. Zobaczył w jego oczach odmowę i zwątpienie w jego plan.
Elf był lekko poirytowany. Stracił niepotrzebnie czas na podróż do Abregado. Stał jeszcze chwilę przed Raughnem. Chciał coś powiedzieć, przekonać go by pomógł mu obalić Cecillie dopóki jest młoda i głupia, ale stwierdził że sam da sobie radę.
Po krótkiej chwili ciszy odwrócił się bez słowa i wszedł po kładce na swój statek. Kultyści schowali kładkę. Malacath i Raughn stali naprzeciwko siebie na swoich statkach i mierzyli się wzrokiem.
- Kiedyś się jeszcze spotkamy - powiedział nagle Lord.
- Z pewnością - odrzekł Raughn kiwając lekko kilka razy głową.
Widać było że mężczyźni darzą się ogromnym szacunkiem. Wyglądało to tak, jakby znali się już kilka lat i byli starymi znajomymi. Nic dziwnego, skoro mieli wspólnych wrogów...
Statek zaczął powoli odpływać. Lord spuścił wzrok z kapitana i powiedział oschło do oficera stojącego za nim.
- Kurs na Kartis.
- Tak mój Lordzie... - zołnierz kiwnął głową i poszedł do steru.
Po chwili Malacath odszedł od burty statku w stronę swojej kajuty.
Erresir odpłynął w drugą stronę...
41 lat temu, daleki wschód krainy, Skingrad.
Mephala leżała na szpitalnym łóżku, w rękach trzymała noworodka.
- Nazwiemy go tak, jak planowaliśmy - spojrzała na Miraaka, następnie na syna.
- Jyggalag - dokończyła i pogłaskała go czule po głowie.
Po chwili oddała go ojcu, wziął go na ręce i patrzył mu w oczy, dziecko się radośnie uśmiechało. Mężczyzna zaś miał w głowie mętlik. Cały czas myślał o tym co powiedział mu Malacath kilka godzin przed jego śmiercią...
*Wspomnienie*
- Lordzie... Czy plan "Pyke" nadal aktywny? - spytał Miraak
- Tak. Tak... Jeśli usłyszysz o mojej śmierci, wiesz co będziesz musiał zrobić. Poprowadź go wtedy do mnie, by stał się moim następcą - rzekł Lord.
*Koniec wspomnienia*
Nagle wróciła pielęgniarka. Przerwała mu wspomnienie. Ojciec oddał dziecko matce, ówcześnie całując kobiete. Zamierzał wrócić do domu. Miraak był strasznie przybity. Był wierny Lordowi nawet po jego śmierci, ale widok syna powoli go zmieniał. Nie wiedział jeszcze co z tym zrobić...
- Musi się pan podpisać przed wyjściem - oznajmiła pielęgniarka i położyła kartę na stoliczek.
Mężczyzna wziął długopis i szybkim ruchem się podpisał. Na kartce widniał podpis "Miraak Pyke". Po chwili długopis i spojrzał na pielęgniarkę.
- Gratulacje panie Pyke. Został pan ojcem - powiedziała z uśmiechem na twarzy i odeszła z kartą.
Mężczyzna wyszedł z sali i udał się do wyjścia ze szpitala. Po drodze powiedział do siebie w myślach.
- Wychowam go na twoje żądanie. Wykonam ostatni rozkaz...
- Tak jak kazałeś... - dodał
W tym momencie wyszedł ze szpitala i teleportował się do swojego domu...
Teraźniejszość, północ krainy, pobliskie tereny Czarnej Przystani...
W środku lasu pojawił się błysk. Tak potężny, że oślepił wszystkie istoty w obrębie kilkuset metrów. Potem nastał wybuch. Tak potężny, że wyrył w ziemi krater. Czarny dym pokrył dość spory teren. Gdy opadł, odsłonił mężczyznę. Miał na sobie szaty z naramiennikami i maskę z elementami przypominającymi macki krakena. W środku krateru stał elf, który zdołał 40 lat temu oszukać boga demonów...
Postać rozejrzała dookoła. Pobliskie drzewa były wywrócone. Kilka sekund temu żywiło się tutaj małe stado saren. Teraz leżą nieżywe na ziemi, niektóre rozerwane na strzępy. Elf spojrzał na swoje ręce, poruszał palcami i wziął głębszy wdech.
- Nareszcie... - rzekł niskim i mrocznym głosem
- Ostatni rozkaz został wykonany... - zacisnął pięść, ulotnił się mroczny dym
- Uwolniłem się z Apokryfu... - śledził wzrokiem ulatniający się razem z wiatrem czarny, mały dym
Po chwili elf zaczął kroczyć przed siebie. Idąc coraz głębiej w las, miał zaciśnięte pięści a oczy pokryły się krwistą barwą. Po chwili zaczął zanikać. Z każdym krokiem jego ciało po prostu zaczęło się rozpadać na małe kawałki, a te ulatywały na wietrze. Po kilku sekundach elf zniknął cały, teleportując się tym samym w jakieś miejsce...
Elf pojawił się w mieście przed królewskim zamkiem. Było... Inne niż 40 lat temu. Bardzo się pozmieniało. Elf stał w miejscu i rozglądał się. Dookoła niego było kilkudziesięciu żołnierzy nieumarłych i elfów. Dobrze znali jego sylwetkę, zwłaszcza elfy...
- Czy to.. Lord Malacath..? - powiedział nagle jakiś żołnierz
Elf spojrzał na mówiącego mężczyzne. Zmierzył go wzrokiem. Nie przypominał żołnierza sprzed 40 lat. Jego strój bardzo się zmienił, ale poznał że jest to elf. Po kilku sekundach patrzenia na niego, spuścił wzrok i zaczął iść w przód. Widział innych żołnierzy. Ujrzał nieumarłych. Zapamiętał ich widok jeszcze z czasów panowania Carrabotha. Nie atakowali go, nie pytali kim jest. Dobrze wiedzieli kim jest, ale nie wierzyli że to faktycznie Malacath. Nie mieli odwagi nawet podejść. Mrok Lorda ich po prostu odstraszał i dekoncentrował. Nawet nieumarli nie mieli tyle odwagi. Patrzyli na kroczącego efla, który dochodził właśnie do bramy zamkowej. Lord nie wiedział który jest rok, nie wiedział co się stało. Nie wiedział czy Cecillia, albo Miraak żyją. Był jednak pewien, że elfy przejęły Magic World, a Neclar nie żyje. Wiedział że plan "Pyke" się powiódł. Gdyby tak nie było, nie powrócił by do krainy. On sam skojarzył fakty dopiero gdy pojawił się w krainie. Przypominał sobie wtedy że umowa Apokryfu jest wieczna i to przez błąd Akatosha Lord mógł wrócić, gdy tylko umowa się wypełni.
Po kilku minutach doszedł do bramy. Nieumarli wymierzyli do niego niepewnie z broni, nic jednak nie powiedzieli. Elf odpowiedział na to lekkim machnięciem ręki w lewo. Nieumarli w jednej chwili opuścili broń, jakby byli zahipnotyzowani. Mężczyzna przeszedł przez bramę i kroczył już do wrót zamku.
Po dłuższej chwili dotarł do wrót. Spojrzał na stojących obok żołnierzy i powiedział mrocznym, niskim głosem.
- Otwórz wrota żołnierzu.
Elf przełknął ślinę, nie wiedział co się dzieje. Ogarnął go strach. Nie wiedział czy właśnie śni, czy coś go opętało. Spojrzał na nieumarłego żołnierza stojącego obok. On natomiast otworzył posłusznie bramę. Żołnierze zachowywali się tak, jakby czarnoksiężnik był ich najwyższym generałem. Nie wiedzieli czy się postawić i go zaatakować, czy uciekać. Mrok Lorda był tak wielki, że przekonał strażników.
Wrota zamku otworzyły się, ukazując stojącego w środku nich Lorda Malacatha. Wszyscy w głównej sali poczuli chłód, nawet Ignathir. Odwrócili się w stronę elfa i zamarli. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy byli pewni, że jest to sam Lord Malacath, ponieważ jego chłód przeszedł przez ciało nawet samego Raughna. Nie mieli pojęcia jednak jak on tutaj się znalazł. Zachowywali się jakby zobaczyli ducha. Nic dziwnego, skoro Malacath zginął 40 lat temu. A przynajmniej każdemu się tak zdawało, nawet samemu Lordowi, do czasu gdy rozgryzł że to przez błąd boga demonów wrócił do krainy. Jyggalag był bardzo zdziwiony, jak nigdy wcześniej. Nie mógł uwierzyć kogo właśnie widzi.
Elf zaczął kroczyć przed siebie. Mierzył wzrokiem Baldura, Mefisto i Raughna, bo tylko ich na ten moment znał. Zatrzymał wzrok na Kapitanie Raughnie, bo jego kojarzył najbardziej.
- Dawno się nie widzieliśmy... - powiedział mrocznym głosem i ustał kilka metrów przed nieumarłym generałem.
Imię: Lord Malacath Bal (czyt. Malakaf)
Wiek: - - -
Rasa: mroczny elf
Charakter: zły, cyniczny, okrutny, władczy, czasem ironiczny
Wygląd (krótki opis wyglądu):
Miecz Lorda przyzwany krzykiem "Hun Kaal Zoor":
Wygląd Lorda po krzyku "Mul Qah Diiv":
Umiejętności( od 0 do 10): 10
Słabości: Bez maski owiele ciężej mu się oddycha, jednak w przecniwieństwie do Harkona, nie dusi się gdy nie ma jej na sobie
Odwaga (od 0 do 10): 10
Ocena OP postaci (od 0 do 10): 9,5 (byłoby 10, gdyby miał horkruksy)
Opis Postaci (krótki opis o postaci): Malacath to starszy brat zmarłego już Neclara Bala. Kilka tygodni przed swoją śmiercią zaplanował plan o nazwie "Pyke". Wiedział o nim tylko Miraak, czyli jedna z najbardziej zaufanych osób. Był to również ojciec Jyggalaga Pyke'a. Elf na kilka godzin przed swoim upadkiem zdołał pożegnać się z Miraakiem i chciał również, by ten wykonał jego ostatni rozkaz. Miraak miał spłodzić syna, by ten kontynuował dzieło Lorda Malacatha. Jak się potem okazało, były legionista nie wyjawił prawdy synowi. Nie potrafił i nie wiedział jak zareaguje na to Jyggalag. Z każdym rokiem obsesja Pyke'a na punkcie swojego niby "dziadka" wzrastała. Najbardziej zależało mu na zaginionym złocie, które ukradł z banku Gringotta. Gdy dotarł do twierdzy by wynieść złoto, odkrył prawdę. Malacath napisał w swoich notatkach wiele rzeczy o Cecilli i o krainie. Dzięki nich Jyggalag wybrał drogę, która była dla niego przeznaczona. Gdy elfy przejęły kraine, a Neclar już dawno leżał w grobie, umowa Malacatha stała się prawdą. Elf tak naprawdę nigdy nie zginął. Przepadło jego ciało, ale dusza została zabrana do Apokryfu by odbywać wieczne tułaczki. Akatosh nie przewidział czegoś takiego. Nie mógł przewidzieć, że elfy przejmą krainę. Umowa nie tylko dała Lordowi na zawsze moc Apokryfu, ale i też sprawiła że powstał do "żywych". Teoretycznie czarnoksiężnik ma 70 lat, jednak jego ciało bardzo się rozpadło. W końcu byl w Apokryfie 40 lat, a tam czas płynie o wiele szybciej. Jego zdolności jednak pozostały na podobnym poziomie co przed śmiercią. Zwykły elf w takim wieku mógłby mieć już trudności w walce, jednak Bal zdołał oszukać również częściowo proces starzenia się i śmierć. Pomógł mu w tym Daron kilkadziesiąt lat temu. Lord Malacath czuje się dobrze, właściwie czuje się tak jak 40 lat temu. Malacath nigdy w swoich notatkach nie pisał o tym, że jest możliwość jego uwolnięcia z Apokryfu. On sam tego nie wiedział. Nie wiedział nawet że zostanie przeniesiony do wymiaru. Nie wiedział że przegra, nawet o tym nie myślał... Jyggalag próbując zmienić krainę tak jak jego dziadek, nieświadomie uwolnił go z wymiaru boga demonów. Teraz Lord wrócił do Magic World, a jego powrót na pewno wzbudzi na nowo strach wśród wrogów... Lord zdołał 40 lat temu wiele namieszać w krainie, teraz dostał od losu drugą szanse.
Po jakiej stronie jest postać: złej